— Chce, zeby natychmiast opuscili moj dom — odezwal sie znekany glos pani Mering.

Oboje podnieslismy wzrok na schody. Gdzies na gorze trzasnely drzwi.

— Absolutnie wykluczone! — oswiadczyla pani Mering, po czym uslyszelismy mamrotanie sciszonych glosow. — I powiedz im…

Wiecej mamrotania.

— Masz natychmiast zejsc na dol i powiedziec im. To wszystko przez nich!

Wiecej mamrotania, a potem:

— Gdyby byla odpowiednia przyzwoitka, do niczego by nie do… Trzasniecie drzwi odcielo dalsze slowa, a za chwile pulkownik Mering zszedl po schodach z zaklopotana mina.

— Za duzo tego wszystkiego dla mojej biednej drogiej zony — oznajmil, wpatrujac sie w dywan. — Nerwy. Bardzo delikatne. Potrzebuje wypoczynku i absolutnego spokoju. Najlepiej bedzie, jesli wrocisz do ciotki w Londynie, Verity, a pan do… — zabraklo mu konceptu.

— Do Oksfordu — podpowiedzialem.

— Ach tak, na studia. Bardzo mi przykro — powiedzial pulkownik Mering do dywanu. — Chetnie sluze powozem.

— Nie, nie trzeba — podziekowalem.

— Zaden klopot — zapewnil. — Kaze powiedziec Baine’owi… — urwal skrepowany.

— Dopilnuje, zeby panna Brown dotarla na stacje — obiecalem. Kiwnal glowa.

— Musze wracac do mojej biednej zony — mruknal i wszedl na schody.

Verity ruszyla za nim.

— Panie pulkowniku — zawolala, zatrzymujac go w polowie drogi — uwazam, ze nie powinien pan wydziedziczyc corki.

Pulkownik mial zaklopotana mine.

— Niestety Malwinia jest calkiem zdecydowana. Okropny wstrzas, rozumiecie. Kamerdyner i tak dalej.

— Baine… to znaczy pan Callahan nie dopuscil, zeby kotka Tossie zjadla panskiego Czarnego Maura — przypomnialem.

Blad.

— Ale pozwolil, zeby zjadla mojego wylupiastookiego perlowego ryunkina — odparl gniewnie pulkownik. — Kosztowal dwiescie funtow.

— Ale zabral Ksiezniczke Ardzumand ze soba i nie bedzie wiecej zjadala panskich rybek — perswadowala mu Verity — i nie dopuscil, zeby madame Iritosky ukradla naszyjnik z rubinow cioci Malwinii. I on czyta Gibbona. — Oparla dlon na slupku balustrady i spojrzala na pulkownika. — I to wasza jedyna corka.

Pulkownik Mering wzrokiem poszukal u mnie oparcia.

— Jak pan mysli, panie Henry? Czy ten kamerdyner bedzie dla niej dobrym mezem?

— On ma na sercu tylko jej dobro — zapewnilem stanowczo. Pulkownik potrzasnal glowa.

— Niestety moja zona postanowila nigdy wiecej nie odzywac sie do corki. Powiedziala, ze od tej chwili Tossie dla niej umarla.

Smutny ruszyl po schodach.

— Ale ona jest spirytystka — zawolala Verity, biegnac za pulkownikiem. — Ona moze kontaktowac sie ze zmarlymi.

Twarz mu sie rozjasnila.

— Kapitalny pomysl! Urzadzimy seans. — Radosnie poczlapal po schodach. — Uwielbia seanse. Moze wystukac: „Wybaczam”. Musi sie udac. Nigdy nie myslalem, ze te spirytualne brednie na cos sie zdadza.

Stuknal glosno trzy razy w porecz schodow.

— Kapitalny pomysl!

Ruszyl korytarzem, potem zawrocil i polozyl dlon na ramieniu Verity.

— Powinnas sie spakowac i jak najszybciej pojechac na stacje. Mam na sercu tylko twoje dobro. Nerwy, rozumiesz.

— Doskonale rozumiem — przyswiadczyla Verity i otworzyla drzwi do swojego pokoju. — Pan Henry i ja zaraz wyjezdzamy. — Zamknela za soba drzwi.

Pulkownik Mering znikl w korytarzu. Drzwi otwarly sie i natychmiast zamknely, lecz glos pani Mering zdazyl wyrwac sie na zewnatrz niczym wrzask Czerwonej Krolowej:

— …jeszcze nie wjechali? Przeciez ci mowilam… Pora odejsc.

Poszedlem na gore do swojego pokoju. Otworzylem szafe i wyjalem sakwojaz. Postawilem go na lozku, usiadlem obok i zaczalem rozmyslac o wszystkim, co sie wydarzylo. Kontinuum jakims cudem naprawilo niekongruencje, laczac pary kochankow niczym w zakonczeniu szekspirowskiej komedii, chociaz nie calkiem rozumialem, jak tego dokonalo. Rozumialem natomiast, ze chcialo usunac nas z drogi, kiedy sie tym zajmowalo. Wiec posluzylo sie podrozami w czasie jako ekwiwalentem zamkniecia nas w naszych pokojach.

Ale dlaczego musialo wyslac nas do Coventry podczas nalotu, do krytycznego punktu, gdzie moglismy wyrzadzic znacznie wieksze szkody? Tylko czy Coventry bylo punktem krytycznym?

Swiadczyla o tym jego niedostepnosc, a powiazania z Ultra logicznie to potwierdzaly, moze jednak nalot tylko dlatego byl niedostepny, kiedy szukalismy strusiej nogi biskupa, ze ja i Verity juz tam bylismy. Moze byl niedostepny, zeby oczyscic dla nas pole dzialania.

Jakiego dzialania? Mielismy popatrzec, jak rektor Howard zanosi swieczniki i sztandar pulkowy na posterunek policji, i sprawdzic, ze strusiej nogi biskupa nie bylo wsrod ocalonych przedmiotow? Zobaczyc, ze nie bylo jej w kosciele podczas nalotu?

Oddalbym wszystko, zeby tego nie widziec, zebym nie musial tego mowic lady Schrapnell. Ale tam jej nie bylo. Zastanawialem sie, kto ja ukradl i kiedy.

Musial ja ukrasc tego popoludnia. Carruthers mowil, ze ta jedza z Komitetu Kwiatowego, panna Sharpe, twierdzila, jakoby widziala strusia noge biskupa, kiedy wychodzila z katedry po zebraniu Komitetu Bazaru Adwentowego i Paczek dla Zolnierzy, ze zatrzymala sie i wyjela z niej trzy zwiedle kwiaty.

Wszystko zaczelo sie przemieszczac jak wtedy, kiedy Finch powiedzial: Jest pan na boisku Merton, wiec chwycilem sie slupka od lozka, jakby to byla furtka dla pieszych.

Trzasnely drzwi.

— Jane! — rozlegl sie glos pani Mering w korytarzu. — Gdzie moja czarna bombazyna?

— Tutaj, pszepani — odpowiedzial glos Jane.

— O, zupelnie sie nie nadaje! — znowu glos pani Mering. — O wiele za ciezka jak na czerwiec. Bedziemy musieli zamowic zalobne stroje u Swana i Edgara. Maja sliczna miekka czarna krepe ze stanikiem obszywanym dzetami i plisowana spodnica.

Przerwa na otarcie lez lub planowanie garderoby.

— Jane! Zanies te wiadomosc do Notting Hill. I ani slowka pani Chattisbourne. Slyszysz? — Trzasniecie.

— Tak, pszepani — potulnie wymamrotala Jane.

Stalem sciskajac slupek od lozka i probowalem na powrot schwytac te mysl, to dziwne uczucie, ktorego doznalem przed chwila, ale umknelo rownie szybko, jak sie zjawilo. To samo musialo przydarzyc sie pani Mering w katedrze. Nie odebrala zadnej wiadomosci ze swiata duchow ani od lady Godivy, tylko spojrzala na Baine’a i Tossie i w jednym okamgnieniu wszystko wskoczylo na miejsce, i zobaczyla, na co sie zanosi.

A potem widocznie to jej umknelo, bo inaczej natychmiast zwolnilaby Baine’a i wyslala Tossie na wycieczke po Europie. Widocznie to zniklo rownie szybko, jak nadeszlo, podobnie jak w moim przypadku, i ten dziwny wyraz jej twarzy, jakby sondowala nadlamany zab, oznaczal proby uchwycenia zgubionej mysli.

Sprawca byl kamerdyner. Jesli moge jakos odwdzieczyc sie panu za uratowanie Ksiezniczki Ardzumand, zrobie dla pana wszystko”, powiedzial Baine i rzeczywiscie odwdzieczyl sie. Z nawiazka. „Sprawca byl kamerdyner”, powiedziala Verity i miala calkowita racje.

Tylko ze nie Verity tak powiedziala. Futrzana kobieta u Blackwella. „Zawsze sprawca jest kamerdyner”, powiedziala, a druga, ta z futrzanym kolnierzem podobnym do Cyryla, powiedziala: „Myslisz, ze to pierwsza zbrodnia, a okazuje sie, ze druga. Prawdziwa zbrodnie popelniono duzo wczesniej. Nikt nawet nie wiedzial, ze popelniono pierwsza zbrodnie”. Prawdziwa zbrodnia. Przestepstwo popelnione nieswiadomie. I cos jeszcze. O poslubieniu farmera.

— Ale kamerdyner! — wykrzyknal w korytarzu zbolaly glos pani Mering, po ktorym nastapily uspokajajace

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату