Dopiero teraz mnie zauwazyl.

— Co ty tu robisz? — zapytal gniewnie, zblizajac sie kulawym krokiem. — Miales byc w infirmerii.

— Skacze do 1888 — wyjasnilem.

— Prosilem te pielegniarke, zeby nie mowila lady Schrapnell, ze wrociles — powiedzial z niesmakiem. — Dlaczego wysyla cie do dziewietnastego wieku? Chodzi o jej prababke?

— Pra-pra-pra-pra — poprawilem go. — Nie. Lekarz zalecil dwa tygodnie wypoczynku w lozku i dlatego pan Dunworthy tam mnie wysyla.

— Nie moze — zaprotestowal Carruthers. — Nie mozesz wyjechac. Musisz wracac do Coventry i szukac strusiej nogi biskupa.

— Przeciez szukalem — bronilem sie — a ty mnie stamtad wyciagnales. Pamietasz?

— Musialem. Zachowywales sie jak szaleniec. Belkotales o szlachetnym psie, najlepszym przyjacielu czlowieka, wiernym towarzyszu w zdrowiu i chorobie. Ha! Spojrz na to! — Podniosl dlugi pas rozdartego materialu. — Najlepszy przyjaciel czlowieka to zrobil! — Pokazal mi stope w skarpetce. — Wierny towarzysz malo nie odgryzl mi stopy! Tak szybko bedziesz gotowy do pracy?

— Pielegniarka powiedziala, zadnych skokow przez dwa tygodnie. Dlaczego odeslales mnie do infirmerii, skoro chciales, zebym wrocil?

— Myslalem, ze dadza ci zastrzyk albo pigulke — wyjasnil — ale nie zabronia skokow. Jak teraz znajdziemy strusia noge biskupa?

— Nie znalazles jej po moim powrocie?

— Nawet nie moglem znalezc katedry. Probowalem przez cale popoludnie i najblizej dotarlem na pole dyniowe. Ten cholerny poslizg…

— Poslizg? — zainteresowal sie pan Dunworthy. Podszedl do nas.

— Czy poslizg byl wiekszy niz zwykle?

— Mowilem panu, pole z dyniami — powiedzialem.

— Jakie pole?

— W polowie drogi do Birmingham. Z psami.

— Nie moge wrocic do katedry w Coventry pietnastego, prosze pana — wyjasnil Carruthers. — Dzisiaj probowalem cztery razy i najblizej trafilem do osmego grudnia. Na razie Ned dotarl najblizej ze wszystkich, dlatego potrzebuje go, zeby wrocil i skonczyl przeszukiwac gruzy.

Pan Dunworthy zrobil zdumiona mine.

— Czy nie prosciej poszukac strusiej nogi biskupa przed nalotem, czternastego?

— Wlasnie tego probowalismy przez ostatnie dwa tygodnie — odparl Carruthers. — Lady Schrapnell chciala wiedziec, czy strusia noga biskupa byla w katedrze podczas nalotu, wiec zorganizowalismy przeskok do katedry za kwadrans osma, tuz przed nalotem. Ale nie mozemy nawet sie zblizyc. Albo data sie nie zgadza, albo ladujemy dokladnie w wyznaczonym czasie, tylko szescdziesiat mil od celu, na srodku pola dyn.-Wskazal swoj zablocony mundur.

— Ladujemy? — Pan Dunworthy zmarszczyl brwi. — Ilu historykow juz probowalo?

— Szesciu. Nie, siedmiu — poprawil sie Carruthers. — Wszyscy, ktorzy nie mieli innych zadan.

— Carruthers powiedzial, ze probowali ze wszystkimi — wtracilem i dlatego wyciagneli mnie z kiermaszow.

— Co z tymi kiermaszami?

— Tam sprzedaja rzeczy, ktorych chca sie pozbyc, najczesciej te kupione na poprzednim kiermaszu, i rozne wlasne wyroby. Puszki na herbate i haftowane pudelka na nici, i wycieraczki do pior, i…

— Wiem, co to sa kiermasze — przerwal mi pan Dunworthy. — Czy przy tych skokach byly jakies poslizgi?

Pokrecilem glowa.

— Tylko zwykle. Najczesciej przestrzenne, zeby nikt mnie nie zobaczyl, kiedy przechodze. Za probostwem albo na tylach namiotu z herbata.

Odwrocil sie gwaltownie do Carruthersa.

— Jak bardzo przesuniete byly przeskoki do Coventry, te, kiedy trafialiscie na wlasciwe miejsce?

— Roznie — odpowiedzial Carruthers. — Paulson przeszedl dwudziestego osmego listopada. — Zamilkl i obliczal cos w pamieci. — Przecietna wynosi jakies dwadziescia cztery godziny, mniej wiecej. Najblizej trafilismy do celu w popoludnie pietnastego, a teraz nawet tam nie moge sie dostac. Dlatego Ned musi przejsc. Nowy rekrut ciagle jest tam jest i watpie, czy sam potrafi wrocic. I nie wiadomo, w jakie klopoty mogl sie wpakowac.

— Klopoty — wymamrotal pan Dunworthy. Odwrocil sie do techiczki. — Czy poslizg zwiekszyl sie we wszystkich skokach, czy tylko w tych do Coventry?

— Nie wiem — odparla. — Jestem technikiem od garderoby. Ja tylko zastepuje Badriego. To on jest technikiem sieci.

— Badri, tak — rozjasnil sie pan Dunworthy. — Doskonale, Badri. Gdzie on jest?

— Z lady Schrapnell, prosze pana — poinformowal go Finch. — Obawiam sie, ze oni juz tutaj wracaja.

Ale pan Dunworthy chyba nie uslyszal.

— Czy podczas zastepstwa — mowil do Warder — prowadzila pani jakies przeskoki nie do katedry czternastego grudnia 1940 roku?

— Jeden — odparla. — Do Londynu.

— Jak duzy byl poslizg? — nalegal.

Panna Warder zrobila mine, jakby chciala powiedziec: „Nie mam na to czasu”, ale potem widocznie rozmyslila sie i zaczela stukac w klawisze.

— Lokalizacja, brak poslizgu. Temporalny, osiem minut.

— Wiec chodzi o Coventry — mruknal do siebie pan Dunworthy. — Osiem minut w ktora strone? Wczesniej czy pozniej?

— Wczesniej.

Odwrocil sie z powrotem do Carruthersa.

— Czy probowal pan wyslac kogos do Coventry wczesniej i zostawic tam az do nalotu?

— Tak, prosze pana — potwierdzil Carruthers. — Nadal ladowali po wyznaczonym czasie.

Pan Dunworthy zdjal okulary, obejrzal je i nalozyl z powrotem.

— Czy wielkosc poslizgu zmienia sie przypadkowo, czy ciagle sie pogarsza?

— Pogarsza.

— Finch, niech pan pojdzie zapytac Kindle, czy zauwazyla jakies zbiegi okolicznosci albo rozbieznosci podczas pobytu w Muchings End. Ned, zostan tutaj. Musze pogadac z Lewisem. — Pan Dunworthy wyszedl.

— O co mu chodzilo? — zapytal Carruthers, odprowadzajac go wzrokiem.

— O Sherlocka Holmesa — wyjasnilem i usiadlem.

— Wstac — rozkazala serafinica. — Przeskok jest gotowy. Zajac miejsce.

— Nie powinnismy zaczekac na pana Dunworthy’ego? — zapytalem.

— Mam w rozkladzie dziewietnascie skokow, nie mowiac o nastepnym priorytetowym skoku pana Dunworthy’ego, wiec…

— No dobrze, dobrze — ustapilem. Zabralem torbe, walize, kuferek oraz okragly wiklinowy kosz i przeszedlem do sieci. Zaslony nadal wisialy poltorej stopy nad podloga. Postawilem jedno narecze bagazu na podlodze, unioslem zaslone, przesliznalem sie na druga strone i zaczalem przeciagac bagaz.

— Epoka wiktorianska byla okresem szybkiego rozwoju technicznego i naukowego — powiedzial hipnofon. — Wynalazek telegrafu, gazowe oswietlenie i darwinowska teoria ewolucji znaczaco zmienily strukture spoleczenstwa.

— Podniesc bagaz i stanac na X — powiedziala techniczka.

— Zwlaszcza podroze szybko sie rozwijaly. Dzieki wynalezieniu parowej lokomotywy oraz pierwszej kolei podziemnej w 1863 roku wiktorianie mogli podrozowac szybciej i dalej niz kiedykolwiek przedtem.

— Gotowy? — zapytala z dlonia wzniesiona nad klawiatura.

— Chyba tak — odpowiedzialem, sprawdzajac, czy wszystko znajduje sie w obrebie zaslon. Jeden rog wiklinowego kosza wystawal. — Zaraz — zawolalem i przysunalem go stopa.

— Pytam, czy pan gotowy? — warknela.

— Latwe i tanie podroze przyczynily sie do poszerzenia horyzontow wiktorian oraz obalenia sztywnych

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату