barier klasowych, ktore…
Serafinica podniosla zaslone, wyrwala mi hipnofon z ucha i wrocila do konsoli.
— Teraz gotowy?
— Tak.
Serafinica zaczela stukac w klawiature.
— Zaraz! — zawolalem. — Nie wiem, dokad jade.
— Siodmego czerwca 1888 roku — odparla i znowu zaczela stukac.
— To znaczy pozniej — powiedzialem, szukajac otworu w zaslonach. — Nie slyszalem wszystkich instrukcji pana Dunworthy’ego. Z powodu dyschronii. — Pokazalem swoje ucho. — Trudnosci z rozroznianiem dzwiekow.
— Trudnosci z wykazywaniem inteligencji — burknela. — Nie mam na to czasu. — Po czym wyniosla sie z pokoju, trzaskajac drzwiami.
— Gdzie jest pan Dunworthy? — uslyszalem jej glos w korytarzu. Pan Dunworthy mowil cos o Muchings End i o lodce, a moze to bylo w hipnofonie? „Zadanie jest bardzo latwe”, powiedzial.
— Gdzie on jest? — ponownie odezwala sie serafinica glosem nieprzyjemnie podobnym do glosu lady Schrapnell.
— Gdzie jest kto? — zapytal Finch.
— Doskonale pan wie, kto — zagrzmiala stentorowym tonem. — I niech pan mi nie wmawia, ze on jest w szpitalu. Mam juz dosyc panskich wykretow. On jest tutaj, prawda?
O Boze.
— Niech pan odejdzie od tych drzwi i pozwoli mi przejsc — ryknela lady Schrapnell. — On tam jest.
Z lomotem upuscilem bagaz i rozejrzalem sie rozpaczliwie za jakas kryjowka.
— Nie ma go tam — zaprzeczyl dzielnie Finch. — On jest w infirmerii w Radcliffe.
Nie mialem gdzie sie schowac, przynajmniej nie w tym stuleciu. Zanurkowalem pod zaslonami i podbieglem do konsoli, modlac sie, zeby serafinica zakonczyla wszystkie niezbedne przygotowania.
— Powiedzialam, prosze mnie przepuscic — huknela lady Schrapnell — Badri, kaz mu odejsc od drzwi. Pan Henry tam jest i zamierzam dopilnowac, zeby odszukal moja strusia noge biskupa, zamiast walesac sie po terazniejszosci i symulowac dyschronie.
— Ale on naprawde ma dyschronie — zapewnil Finch. — Bardzo ciezki przypadek. Zaburzenia wzroku, trudnosci z rozroznianiem dzwiekow i powaznie ograniczone zdolnosci logicznego rozumowania.
Ekran konsoli powiedzial: — Gotowe. Nacisnij „send”. Zmierzylem wzrokiem odleglosc do sieci.
— On nie jest w stanie wykonywac zadnych skokow — oswiadczyl Finch.
— Nonsens — fuknela lady Schrapnell. — Prosze natychmiast odejsc od drzwi.
Wzialem gleboki oddech, stuknalem w „send” i rzucilem sie glowa naprzod w kierunku sieci.
— Prosze mi wierzyc — desperacko upieral sie Finch. — Nie ma go tam. On jest w Christ Church.
— Zejdz mi z drogi! — krzyknela lady Schrapnell i uslyszalem odglosy szamotaniny.
Wyhamowalem twarza na X. Zaslona opadla mi na stope. Szybko podciagnalem noge.
— Panie Henry, wiem, ze pan tam jest! — zawolala lady Schrapnell. Drzwi otwarly sie gwaltownie.
— Mowilem pani — powiedzial Finch. — Nie ma go tutaj.
I nie bylo mnie.
ROZDZIAL CZWARTY
Wyladowalem twarza w dol na torach kolejowych, rozciagniety w poprzek szyn niczym Pearl White z dwudziestowiecznego serialu, tylko ze ona nie miala tyle bagazu. Waliza i cala reszta lezaly rozrzucone dookola, wlacznie z kapeluszem panama, ktory spadl mi z glowy, kiedy wskakiwalem do sieci.
Glos lady Schrapnell ciagle grzmial mi w uszach. Wstalem i rozejrzalem sie ostroznie, ale nigdzie jej nie zobaczylem. Nie zobaczylem tez ani sladu lodzi czy rzeki. Tory kolejowe biegly po trawiastym nasypie, a wokol i ponizej rosly drzewa.
Pierwsza zasada podrozy w czasie brzmi: „Ustalic dokladna lokalizacje czasoprzestrzenna”, ale nie bardzo wiedzialem, jak sie do tego zabrac. Najwyrazniej trafilem na lato — niebo bylo blekitne i kwiaty rosly pomiedzy podkladami — ale nie widzialem zadnych sladow cywilizacji oprocz torow kolejowych. A wiec gdzies po 1804 roku.
W vidach zawsze na ziemi lezy gazeta z pomocnym naglowkiem w rodzaju: PEARL HARBOR ZBOMBARDOWANA! albo MAFEKING OSWOBODZONY!, a zegar w witrynie sklepowej zyczliwie wskazuje godzine.
Spojrzalem na zegarek. Nie mialem zegarka. Zezujac na swoj pusty przegub, probowalem sobie przypomniec, czy Warder zdjela go, kiedy przymierzala mi koszule. Pamietalem, ze wetknela mi cos do kieszonki kamizelki. Wyciagnalem okragly przedmiot na zlotym lancuszku. Kieszonkowy zegarek. Oczywiscie. Zegarki na reke stanowilby anachronizm w dziewietnastym wieku.
Nie bez klopotu otworzylem koperte zegarka i z trudem odczytalem rzymskie cyfry, ktore dawno wyszly z uzycia. Kwadrans po X. Doliczajac czas spedzony na torach i przy otwieraniu zegarka, strzal w dziesiatke. Chyba ze wyladowalem w niewlasciwym roku. Albo w niewlasciwym miejscu.
Poniewaz nie wiedzialem, dokad mnie wyslano, nie wiedzialem rowniez, czy trafilem we wlasciwe miejsce, ale przy malym poslizgu temporalnym nie wystepuje zwykle wiekszy poslizg lokalizacyjny.
Stanalem na szynie, zeby sie rozejrzec. Na polnocy tory znikaly w gestym lesie. Na poludniu las wydawal sie rzadszy i zobaczylem ciemny pioropusz dymu. Fabryka? Czy przystan wioslarska?
Powinienem pozbierac bagaze i pojsc zobaczyc, ale wciaz stalem na szynie, wdychajac slodki zapach koniczyny i swiezo zzetego siana, przesycajacy cieple letnie powietrze.
Znalazlem sie sto szescdziesiat lat od spalin, wyziewow i strusiej nogi biskupa. Nie, nieprawda. Katedra w Coventry otrzymala w darze strusia noge biskupa w 1852 roku.
Przygnebiajaca mysl. Ale wtedy nie bylo zadnej katedry w Coventry. Kosciol Sw. Michala podniesiono do rangi biskupstwa dopiero w 1908 roku. I nie bylo zadnej lady Schrapnell. Ponad sto lat dzielilo mnie od jej wrzaskliwych rozkazow, od zlych psow i zbombardowanej katedry. Przenioslem sie w bardziej cywilizowane czasy, gdzie zycie plynelo statecznie i przyzwoicie, a kobiety byly ciche i ulegle.
Popatrzylem na drzewa, na kwiaty. Pomiedzy szynami kwitly jaskry i drobne biale kwiatki w ksztalcie gwiazdek. Pielegniarka w infirmerii powiedziala, ze potrzebuje wypoczynku, a gdziez mozna lepiej wypoczac? Juz stojac na torach, czulem sie calkowicie uzdrowiony. Zadnych zaburzen wzroku. Zadnych syren alarmowych.