Wplynalem pod wierzby, odpychajac sie wioslem od brzegu by ustawic lodz rownolegle. Tutaj bylismy calkowicie ukryci przed ludzkim wzrokiem. Galezie wierzby tworzyly luk nad naszymi glowami i opadaly do wody, zamykajac nas w bladozielonej altanie. Slonce przeswiecalo przez liscie niczym siec tuz przed otwarciem.
Odlozylem wiosla i luzno zaczepilem cume o nisko zwieszona galaz. Chyba znalezlismy bezpieczna kryjowke.
— Verity — zaczalem, wiedzac z gory, ze to beznadziejne. — Czego sie dowiedzialas w Oksfordzie?
Bawila sie z Ksiezniczka Ardzumand, machajac jej przed nosem wstazkami z kapelusza.
— Rozmawialas z biegla sadowa? — nalegalem. — Odkryla, kim jest pan C?
— Tak — powiedziala Verity.
— Tak — powtorzylem. — Wiec wiesz, kim jest pan C?
— Nie. — Zmarszczyla brwi. — To znaczy tak, rozmawialam z nia. — Zdjela kapelusz i zaczela odwiazywac jedna wstazke. — Mowila, ze ma od siedmiu do dziesieciu liter, ostatnia to „N” albo „M”.
Wiec moglismy wykluczyc pana Chipsa. I Lewisa Carrolla.
— Powiedzialam jej, zeby przestala szukac wzmianek o Ksiezniczce Ardzumand — ciagnela Verity — i skupila sie na panu C. oraz na dacie wycieczki do Coventry. — Odwiazala do konca wstazke i potrzasnela nia przed Ksiezniczka Ardzumand.
— Dobrze — mruknalem. — Mowilas, ze Carruthers utknal w Coventry. Nie chodzilo ci o nowego rekruta?
— Nie — odparla, bawiac sie z kotem. Kot stanal na tylnych lapach i uderzal we wstazke bialymi lapkami. — Wydostali go. Poza tym to co innego.
Machnela wstazka w gore i w dol. Cyryl podszedl zbadac sytuacje.
— Dlaczego co innego? — zapytalem cierpliwie.
Cyryl powachal dyndajaca wstazke. Kotka trzepnela go zrecznie w nos i wrocila do zabawy.
— Nowy rekrut nie mogl znalezc sieci — wyjasnila Verity. — Byla otwarta. Teraz jest zamknieta.
— Kiedy probuja sprowadzic Carruthersa z powrotem, siec sie nie otwiera? — upewnilem sie, a ona przytaknela.
T.J. mowil, ze awaria sieci to oznaka pogorszenia sie niekongruencji.
— I probowali wiecej niz raz?
— Probowali wszystkiego — powiedziala i ostro poderwala wstazke gory. Kot skoczyl za nia, az lodz sie zakolysala. — TJ. nawet wyprobowuje bitwe pod Waterloo.
Wspomniala cos przedtem o Waterloo, ale zakladalem, ze to tylko belkot.
— Co dokladnie robi T.J.? — zapytalem.
— Zmienia rzeczy — odparla, trzymajac wstazke calkiem nieruchomo. Ksiezniczka Ardzumand obserwowala ja czujnie, gotowa do skoku. — Otwiera brame w Hougoumont, sprowadza oddzialy D’Erlona. Wiedziales, ze Napoleon mial okropny charakter pisma? Gorszy niz pamietnik Tossie. Nikt nie potrafi go odcyfrowac.
Gwaltownie poderwala wstazke. Ksiezniczka Ardzumand skoczyla. Lodz sie zakolysala.
— Osobiscie mysle, ze przegral bitwe przez swoje hemoroidy. Cokolwiek T.J. wyrabial z Waterloo, to musialo zaczekac. Robilo sie pozno, a Verity nie wykazywala zadnych oznak poprawy. Absolutnie nie moglem jej odwiezc w takim stanie i nie znalem innego sposobu, zeby jej pomoc, tylko sen.
— Nie mogl jezdzic konno z powodu hemoroidow — mowila Verity. — Dlatego zostal na noc we Fleurus. I dlatego przegral bitwe.
— Tak, pewnie masz racje — przyswiadczylem. — Chyba powinnas polozyc sie i odpoczac.
Dalej majtala wstazka.
— To okropne, naprawde, jak wazne bywaja takie drobiazgi. Na przyklad to, ze uratowalam Ksiezniczke Ardzumand. Kto by pomyslal, ze z tego powodu przegraja wojne?
— Verity — powiedzialem stanowczo i odebralem jej wstazke. — Teraz musisz polozyc sie i odpoczac.
— Nie moge — zaprotestowala. — Musze ukrasc pamietnik Tossie i dowiedziec sie, kim jest pan C, a potem zlozyc raport panu Dunworthy’emu. Musze naprawic niekongruencje.
— Zostalo mnostwo czasu — uspokoilem ja. — Najpierw musisz sie przespac.
Wyciagnalem z dziobu nieco wilgotna poduszke i umiescilem na lawce.
— Poloz sie tutaj.
Polozyla sie poslusznie i oparla glowe na poduszce.
— Lord Peter Wimsey ucial sobie drzemke — oznajmila. — Harriet czuwala nad jego snem i wtedy zrozumiala, ze go kocha.
Znowu usiadla.
— Oczywiscie ja wiedzialam o tym od drugiej strony „Silnej trucizny”, ale Harriet potrzebowala jeszcze dwoch ksiazek, zanim to odkryla. Wmawiala sobie, ze chodzi po prostu o wykrywanie zbrodni odczytywanie szyfrow i rozwiazywanie zagadek, ale ja wiedzialam, ze ona go kocha. Oswiadczyl sie po lacinie. Pod mostem. Kiedy juz rozwiazali zagadke. Nie mozna sie oswiadczyc przed rozwiazaniem zagadki. To regula w powiesciach kryminalnych.
Westchnela.
— Szkoda.
— Porozmawiamy o tym pozniej — zaproponowalem, poklepujac poduszke. — Teraz sie kladz.
Znowu sie polozyla.
— A jednak to bylo romantyczne, oswiadczyny po lacinie. Chyba kapelusz przesadzil sprawe. Siedziala i patrzyla, jak spal, i wygladal tak przystojnie w swoim slomkowym kapeluszu. I ten was. Troche krzywy, wiedziales?
— Tak. — Zdjalem blezer i narzucilem jej na ramiona. — Zamknij oczy i spij.
— Bedziesz czuwal nad moim snem?
— Bede czuwal nad twoim snem — obiecalem.
— To dobrze — westchnela i zamknela oczy. Uplynelo kilka minut.
— Mozesz zdjac ten kapelusz? — poprosila sennie Verity.
— Oczywiscie — usmiechnalem sie.
Polozylem kapelusz obok siebie na lawce. Verity zwinela sie w klebek na boku, podlozyla dlon pod policzek i zamknela oczy.
— Nie pomoglo — wymamrotala.
Cyryl rozlozyl sie na dnie lodzi, a Ksiezniczka Ardzumand przysiadla mi na ramieniu jak papuga i zaczela mruczec.
Spojrzalem na Verity. Miala cienie pod oczami i uswiadomilem sobie, ze przez ostatnie dwa dni wcale nie spala wiecej ode mnie: wykonywala skoki o roznych porach, planowala strategie, spedzala nie wiadomo ile czasu w Oksfordzie, wyszukiwala potomkow Terence’a i rozmawiala z biegla sadowa. Biedactwo.
Cyryl i Ksiezniczka Ardzumand zasneli. Pochylilem sie do przodu oparlem lokiec na kolanie i policzek na dloni.
Czuwalem nad snem Verity.
Odpoczywalem przy tym prawie tak samo, jakbym sam spal. Lodz kolysala sie lekko, slonce przesiewalo przez liscie migotliwe blaski i cienie. Verity spala cicho, spokojnie, z twarza gladka i odprezona w spoczynku.
I musialem stawic czolo prawdzie. Chocbym nie wiadomo jak dlugo spal albo ona nie spala, zawsze pozostanie dla mnie najada. Nawet kiedy tak lezala z zamknietymi brazowozielonymi oczami i rozchylonymi ustami, sliniac sie lekko na wilgotna poduszke, wciaz byla najpiekniejsza istota, jaka widzialem w zyciu.
— „Ona ma cudna twarz” — mruknalem i w przeciwienstwie do Terence’a uznalem, ze to doskonaly opis.
W pewnej chwili sam przysnalem i widocznie glowa mi opadla. Lokiec zsunal mi sie z kolana i wyprostowalem sie gwaltownie.
Ksiezniczka Ardzumand na moim ramieniu miauknela zirytowana i zeskoczyla na lawke obok mnie.
Verity i Cyryl ciagle spali. Ksiezniczka Ardzumand ziewnela szeroko, przeciagnela sie, podeszla do burty i