Zwrocila mi pojedyncza zlota monete.

— Bedzie pan tego potrzebowal — wyjasnila — na zakupy na kiermaszu staroci.

Zdecydowanie krewna lady Schrapnell.

— Pozwole panu wybrac kwadraty do zakopania szylingow i Glownej Nagrody — obiecala. — Prosze uwazac, zeby nikt pana zobaczyl. Niech pan unika naroznych kwadratow i wszystkich szczesliwych liczb… trzy, siedem i trzynascie… ludzie zawsze najpierw je wybieraja, a jesli szybko znajda skarby, nie zbierzemy zadnych pieniedzy na odbudowe. I niech pan unika numerow ponizej dwunastu. Dzieci zawsze wybieraja swoj wiek. I czternastki. Dzisiaj jest czternasty czerwca, a ludzie zawsze wybieraja date. Niech pan pilnuje, zeby kopali tylko w jednym kwadracie. Baine, gdzie jest Wielka Nagroda?

— Tutaj, jasnie pani — odpowiedzial Baine, podajac jej paczke zawinieta w brazowy papier.

— Oplata za kopanie wynosi dwupensowke za kwadrat albo piec pensow za trzy kwadraty — poinstruowala mnie, rozwijajac paczke — a to jest nasza Wielka Nagroda.

Podala mi talerz z wymalowanym mlynem w Iffley i napisem: SZCZESLIWE WSPOMNIENIA ZNAD TAMIZY. Wygladal zupelnie jak ten, ktory probowal mi sprzedac czepek w Abingdon.

— Baine, gdzie jest lopata? — zapytala pani Mering.

— Tutaj, jasnie pani. — Podal mi lopatke i grabie. — Do wygladzenia piasku po zakopaniu skarbu — wyjasnil.

— Baine, ktora godzina? — zapytala pani Mering.

— Za piec dziesiata, jasnie pani — odpowiedzial Baine i myslalem, ze pani Mering zemdleje.

— O, wcale nie jestesmy gotowa! — zawolala. — Baine, idzcie pokazac staw wedkarski profesorowi Peddickowi i przyniescie moja krysztalowa kule. Panie Henry, nie ma czasu do stracenia. Musi pan natychmiast zakopac skarb.

Ruszylem w strone piasku.

— I nie dwadziescia osiem. To byl wygrany numer w zeszlym roku — Ani szesnascie. To urodziny krolowej.

Odplynela, a ja zajalem sie zakopywaniem skarbow. Baine wylozyl trzydziesci kwadratow. Po odliczeniu numerow szesnascie, dwadziescia osiem, trzy, siedem, trzynascie, czternascie i od jednego do dwunastu, niewiele zostalo do wyboru.

Rozejrzalem sie bystro na wypadek, gdyby jakis zlodziej talerzy z napisem PAMIATKA ZNAD TAMIZY czyhal w zywoplocie, i wetknalem trzy szylingi w kwadraty dwadziescia dziewiec, dwadziescia trzy i dwadziescia szesc. Nie, ten byl narozny. Dwadziescia jeden. A potem zaczalem sie zastanawiac, ktory kwadrat wyglada najmniej prawdopodobnie i czy zdaze przeskoczyc przed rozpoczeciem festynu zeby zlozyc raport panu Dunworthy’emu.

Wciaz jeszcze nie podjalem decyzji, kiedy dzwon w kosciele Muchings End zaczal wybijac godzine, panna Mering wydala okrzyczek i festyn oficjalnie sie rozpoczal. Pospiesznie zakopalem Wielka Nagrode pod osiemnastka i zagrabilem teren.

— Siedem — powiedzial dzieciecy glosik za moimi plecami. Odwrocilem sie. To byla Eglantyna Chattisbourne w rozowej sukience z wielka kokarda. Trzymala waze do zupy w ksztalcie liscia salaty.

— Jeszcze nie otwarte — odparlem, zagrabilem kilka nastepnych kwadratow i pochylilem sie, zeby umiescic na nich tekturowe numery.

— Chce kopac pod numerem siedem — oswiadczyla Eglantyna, pokazujac mi pieciopensowke. — Mam trzy proby. Najpierw chce siedem. To moja szczesliwa liczba.

Podalem jej lopatke, a ona odstawila salaciana waze i kopala przez kilka minut.

— Chcesz sprobowac w nastepnym kwadracie? — zaproponowalem.

— Jeszcze nie skonczylam — burknela i dalej kopala. Wreszcie wstala i zmierzyla piaskownice taksujacym wzrokiem.

— Tego nigdy nie ma w rogach — powiedziala z namyslem — i nie bedzie w czternastym. To nigdy nie jest data. Dwanascie — zdecydowala w koncu. — Tyle lat bede miala w urodziny.

Znowu zaczela kopac.

— Na pewno wlozyl pan nagrody? — zapytala oskarzycielskim tonem.

— Tak — potwierdzilem. — Trzy szylingi i Wielka Nagrode.

— Moze pan tylko powiedzial, ze je wlozyl — zasugerowala — a naprawde wzial je pan dla siebie.

— Sa tam — zapewnilem. — Ktory kwadrat wybierasz do nastepnej proby?

— Zaden — odparla, podajac mi lopatke. — Chce sie namyslic.

— Jak sobie panienka zyczy.

Wyciagnela reke.

— Chce dostac z powrotem dwa pensy. Za trzecia probe.

Ciekawe, czy ona tez jest jakos spokrewniona z lady Schrapnell. Moze Elliott Chattisbourne, pomimo wszelkich pozorow, byl jednak panem C.

— Nie mam drobnych — wykrecilem sie.

Odeszla obrazona, a ja ponownie zagrabilem kwadraty, oparlem sie o drzewo i czekalem na nastepnych klientow.

Nikt nie przyszedl. Widocznie wszyscy najpierw trafiali na kiermasz staroci. Przez pierwsza godzine interes szedl tak marnie, ze latwo moglem wymknac sie na skok, gdyby nie Eglantyna, ktora krazyla w poblizu i deliberowala, na jaki numer ma zuzyc swoja ostatnia dwupensowke.

I nie spuszczala mnie z oka, co wyszlo na jaw, kiedy wreszcie wybrala numer siedemnasty i kopala bez powodzenia.

— Mysle, ze pan przenosi nagrody, kiedy nikt nie patrzy — oswiadczyla, wymachujac lopatka. — Dlatego pana pilnuje.

— Ale jesli mnie pilnujesz — powiedzialem rozsadnie — to jak moglem przeniesc nagrode?

— Nie wiem — przyznala ponuro — ale pan przeniosl. To jedyne wyjasnienie. Zawsze jest w siedemnastym.

Teraz, kiedy skonczyly jej sie pieniadze, mialem nadzieje, ze sobie pojdzie, ale ona wciaz sterczala przy mnie i patrzyla, jak maly chlopczyk wybiera szostke (jego wiek), a jego mama wybiera czternastke (dzisiejsza data).

— Pewno pan wcale nie wlozyl nagrod — powiedziala Eglantyna, kiedy odeszli, chlopczyk zaplakany, poniewaz nie znalazl nagrody. — Pewno pan tylko tak powiedzial.

— Nie chcesz sie przejechac na kucyku? — zaproponowalem. — Pan St. Trewes prowadzi tam obok Jazde na Kucyku.

— Jazda na Kucyku jest dla dzieci — rzucila pogardliwie.

— Bylas juz sobie powrozyc? — zapytalem.

— Tak — potwierdzila. — Wrozka powiedziala, ze w przyszlosci czeka mnie dluga podroz.

Im szybciej, tym lepiej, pomyslalem.

— Na straganie z robotkami maja sliczne wycieraczki do pior — zachecalem ja bezwstydnie.

— Nie chce wycieraczki do pior — odparla. — Chce Wielka Nagrode.

Przez nastepne pol godziny obserwowala mnie sokolim wzrokiem. Po czym nadszedl profesor Peddick.

— Wyglada dokladnie jak rownina pod Runnymede — oznajmil, obejmujac szerokim gestem trawnik, stragany i namiot na herbate. — Lordowie pod namiotami, z rozwinietymi choragwiami, czekaja na przybycie krola Jana i jego orszaku.

— Skoro mowa o Runnymede — podchwycilem — nie powinnismy poplynac w dol rzeki, a potem wrocic do Oksfordu, do panskiej siostry i siostrzenicy? Na pewno za panem tesknia.

— Bagatela! — rzucil profesor. — Jest mnostwo czasu. Zostaja na cale lato, a pulkownik zamowil srebrnego czerwono nakrapianego tancho, ktorego ma jutro otrzymac.

— Terence i ja mozemy pana odwiezc jutro pociagiem, tylko zeby sprawdzic, co w domu, a potem pan wroci obejrzec czerwono nakrapianego srebrnego tancho.

— Nie trzeba — zapewnil. — Maud to zaradna dziewczyna. Na pewno poradzila sobie ze wszystkim. Zreszta watpie, czy Terence chcialby jechac teraz, kiedy sie zareczyl z panna Mering. — Pokrecil glowa. — Nie moge powiedziec, ze pochwalam takie pospieszne zareczyny. A pan jak uwaza, panie Henry?

— Ze male dzieci maja duze uszy — odparlem, zerkajac na Eglantyne, ktora stala obok Ukrytego Skarbu z

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату