Gdyby tak zrobil, wcale nie doszloby do bitwy pod Waterloo.

— Na pewno pan widzial wiele bitew podczas pobytu w Indiach, pulkowniku — odezwala sie madame Iritosky. — I mnostwo bajecznych skarbow. Czy przywiozl pan jakies do domu? Moze szmaragdy radzy? Albo zakazany ksiezycowy kamien z oka posagu?

— Co? — burknal pulkownik Mering przez wasy. — Ksiezycowy kamien? Posag?

— Tak, przeciez wiesz, papo — wtracila Tossie. — „Ksiezycowy kamien”. To powiesc.

— Phi! Nigdy nie slyszalem — mruknal.

— Napisal ja Wilkie Collins — uparcie ciagnela Tossie. — Skradziono ksiezycowy kamien i jest tam detektyw, i lotne piaski, i bohater to zrobil, tylko o tym nie wiedzial. Musisz to przeczytac.

— Teraz juz nie ma sensu, skoro opowiedzialas mi zakonczenie — stwierdzil pulkownik. — I nie ma zadnych posagow z klejnotami.

— Ale Mesiel przywiozl mi sliczny naszyjnik z rubinow — odezwala sie pani Mering — z Benares.

— Rubiny! — zawolala madame Iritosky i zerknela na ksiecia de Vecchio. — Doprawdy!

— Signora nie potszebuje rubinow — zabral glos ksiaze — szkoro ma taki klejnot za corke. Ona jeszt jak diament. Nie, jak zaffiro perfetto jak wy mowicie, nieszkazitelny szafir.

Spojrzalem na Baine’a, ktory ponuro podawal zupe. — Madame Iritosky nawiazala kiedys lacznosc z duchem radzy — Powiedziala pani Mering. — Mysli pani, ze dzisiaj bedzie manifestacja naszym seansie, madame?

— Dzisiaj? — zaniepokoila sie madame Iritosky. — Nie, nie, dzisiaj nie mozemy urzadzic seansu. Ani jutro. Tych rzeczy nie wolno robic w pospiechu. Potrzebuje czasu, zeby przygotowac sie spirytualnie.

I rozpakowac trabki, pomyslalem. Popatrzylem na Verity, spodziewajac sie miny rownie ponurej jak u Baine’a, ale ona spokojni jadla zupe.

— I nie wiem, czy manifestacje beda tutaj mozliwe — ciagnela madame. — Wizualne zjawiska wystepuja jedynie w poblizu tego, co nazywamy portalem, brama laczaca nasz swiat z zaswiatami…

— Alez tutaj jest portal — przerwala jej pani Mering. — Na pewno. Widzialam duchy w tym domu i na terenie posiadlosci. Jestem pewna, ze jesli tylko zgodzi sie pani na seans dzisiaj wieczorem, bedziemy mieli manifestacje.

— Nie powinnismy zameczac madame Iritosky — wtracila Verity. — Madame ma calkowita racje. Podroze koleja rzeczywiscie sa wyczerpujace, i nie powinnismy zadac, zeby madame nadmiernie wytezala swoje cudowne psychiczne moce. Urzadzimy dzisiaj seans bez niej.

— Beze mnie? — wycedzila lodowato madame Iritosky.

— Nie osmielimy sie naduzywac pani spirytystycznych mocy dla naszej skromnej, domowej imprezy. Kiedy pani odzyska sily, urzadzimy prawdziwy seans spirytystyczny.

Madame Iritosky otwarla usta, zamknela je i znowu otwarla, zupelnie jak wylupiastooki ryunkin pulkownika Meringa.

— Ryba? — zapytal Baine, pochylajac sie nad nia z polmiskiem soli.

Pierwsza runda wygrana. Teraz zeby tylko seans sie udal.

Wielebny pan Arbitage przyszedl o dziewiatej, skorzystalem z zamieszania przy powitalnej prezentacji, zeby wsunac druty do rekawow, i wszyscy (oprocz madame Iritosky, ktora przeprosila dosc opryskliwie i poszla na gore, oraz pulkownika Meringa, ktory burknal — „Bajdy!” i poszedl do biblioteki poczytac gazete) zasiedlismy w salonie wokol stolu z drewna rozanego, ktorego za zadne skarby nie zdolalbym uniesc, nawet z pomoca dzwigni.

Verity skinela na mnie, zebym usiadl obok niej. Spelnilem pole cenie i natychmiast poczulem ciezar na kolanach.

— Co to jest? — szepnalem dyskretnie, kiedy Terence, ksiaze i wielebny pan Arbitage walczyli o miejsce obok Tossie.

— Koszyk Ksiezniczki Ardzumand — odszepnela Verity. — Otworz go, kiedy dam ci znak.

— Jaki znak? — zapytalem i poczulem mocne kopniecie w kostke u nogi.

Ksiaze i wielebny pan Arbitage zwyciezyli i Terence wyladowal miedzy panem Arbitage a pania Mering. Profesor Peddick usiadl obok mnie.

— Napoleon interesowal sie spirytyzmem — oznajmil. — Urzadzil seans w Wielkiej Piramidzie w Gizie.

— Musimy zlaczyc dlonie — powiedzial ksiaze do Tossie i wzial ja za reke. — O tak…

— Tak, wszyscy musimy zlaczyc dlonie — potwierdzila pani Mering. — Alez, madame Iritosky!

Madame Iritosky stala w drzwiach, udrapowana w powloczysta purpurowa szate z szerokimi rekawami.

— Wezwaly mnie duchy, abym sluzyla wam dzisiaj za przewodnika przy uchylaniu zaslony. — Dotknela czola wierzchem dloni. — To moj obowiazek, bez wzgledu na stan zdrowia.

— Cudownie! — zawolala pani Mering. — Prosze usiasc. Baine, przysuncie krzeslo dla madame Iritosky.

— Nie, nie — zaprotestowala madame Iritosky i wskazala krzeslo profesora Peddicka. — To tutaj skupiaja sie teleplazmiczne wibracje.

Profesor Peddick poslusznie zamienil sie na krzesla.

Przynajmniej madame nie usiadla obok Verity, ale siedziala obok ksiecia de Vecchio, co oznaczalo, ze miala jedna reke wolna. I obok mnie, co oznaczalo, ze unoszenie stolow bedzie jeszcze trudniejsze.

— Za duzo swiatla — stwierdzila madame. — Musi byc ciemno… — rozejrzala sie po salonie. — Gdzie moja gablota?

— Wlasnie, Baine — poparla ja pani Mering. — Kazalam wam ja przyniesc.

— Tak, jasnie pani — powiedzial Baine z uklonem. — Jedne drzwiczki pekly i nie domykaly sie nalezycie, wiec zabralem ja do kuchni i naprawilem uszkodzenie. Mam ja teraz przyniesc?

— Nie! — odparla madame Iritosky. — Nie trzeba.

— Jak pani sobie zyczy — powiedzial Baine.

— Czuje, ze dzisiaj nie bedzie manifestacji — oswiadczyla madame Iritosky. — Duchy pragna tylko z nami rozmawiac. Zlaczcie dlonie — polecila ukladajac na stole faldy swoich szerokich purpurowych rekawow. Chwycilem jej dlon i scisnalem mocno. — Nie! — zawolala i wyrwala dlon. — Lekko.

— Przepraszam bardzo — baknalem. — Nigdy tego nie robilem.

Wsunela reke w moja dlon.

— Baine, zgascie swiatla — polecila. — Duchy przychodza tylko przy swiecach. Przyniescie swiece. Tutaj.

Wskazala stojak na doniczki przy swoim lokciu. Baine zapalil swiece i zgasil swiatlo.

— Nie zapalajcie swiatla pod zadnym pozorem — ostrzegla madame. — I nie probujcie dotykac duchow ani medium. To niebezpieczne.

Tossie zachichotala, a madame Iritosky zaczela kaslac. Puscila moja dlon. Skorzystalem z okazji, zeby wysunac druty za nadgarstki i zahaczyc pod stolem.

— Prosze o wybaczenie. Klopoty z gardlem — wyjasnila madame Iritosky i znowu wziela mnie za reke. Gdyby Baine zapalil swiatlo, rzeczywiscie narazilby nas na niebezpieczenstwo. Z pewnoscia ujawnilby fakt, ze w mojej dloni spoczywala dlon ksiecia de Vecchio. Nie wspominajac o moich wlasnych szachrajstwach.

Z prawej strony rozlegl sie lekki szelest. Verity przesuwala podwiazke.

— Nigdy jeszcze nie uczestniczylem w seansie spirytystycznym — powiedzialem glosno, zeby zagluszyc ten odglos. — Chyba nie uslyszymy zlych nowin?

— Duchy mowia, co zechca — odparla madame Iritosky.

— Czyz to nie fascynujace? — zawolala pani Mering.

— Cisza — zapowiedziala madame Iritosky grobowym glosem. — Duchy, wzywamy was z Tamtego Swiata. Przybadzcie do nas i odsloncie nam nasze losy.

Swieca zgasla.

Pani Mering wrzasnela.

— Cisza — powtorzyla madame Iritosky. — Nadchodza.

Przez dluga chwile panowalo milczenie, kilka osob zakaszlalo, a potem Verity kopnela mnie w kostke. Puscilem jej dlon, wsunalem reke pod stol i zdjalem pokrywe z koszyka.

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату