— Rozumiem, sir — dokonczyl. — Jesli moge jeszcze cokolwiek zrobic to prosze tylko powiedziec. — Milczal przez chwile. — Mam na wzgledzie jedynie dobro panny Mering.
— Wiem — przyznalem i zszedlem do kuchni poszukac mocnego, cienkiego drutu.
— Drut? — zdziwila sie Jane, wycierajac rece w fartuch. — Na co, sorr?
— Do okrecenia walizki — wyjasnilem. — Zamek sie zepsul.
— Baine go naprawi — oznajmila. — Czy dzisiaj wieczorem odbedzie sie seans, skoro ta madam przyjechala?
— Tak.
— Mysli sorr, ze beda mieli trabki? Moja siostra Sharon jest na sluzbie w Londynie, jej pani urzadzila seans i trabka przefrunela nad stolem i odegrala „Juz zapada nocy mrok”!
— Nie wiem, czy beda trabki — powiedzialem. — Baine jest zajety bagazem ksiecia de Vecchio i nie chce mu przeszkadzac. Potrzebuje dwoch kawalkow drutu, dlugich na poltorej stopy.
— Moge panu dac kawalek szpagatu — zaproponowala Jane. — To wystarczy?
— Nie — odparlem, zalujac, ze nie kazalem po prostu Baine’owi ukrasc troche z bagazu madame Iritosky. — Musi byc drut.
Jane otworzyla szuflade i zaczela w niej grzebac.
— Wie pan, ja mam dar jasnowidzenia. Moja matka tez to miala.
— Uhm — mruknalem i zajrzalem do szuflady, zawierajacej rozmaite przybory nieznanego przeznaczenia. Ale nie drut.
— Jak Sean wtedy zlamal obojczyk, widzialam wszystko we snie. Zawsze mnie sciska w zoladku, jak cos zlego ma sie zdarzyc.
Jak ten seans?, pomyslalem.
— Zeszlej nocy przysnil mi sie wielki okret. Zapamietaj moje slowa, mowie do kucharki dzisiaj rano, ktos z tego domu pojedzie w podroz. A po poludniu kto tu przyjezdza, jak nie ta madam, i przyjechali pociagiem! Mysli pan, ze dzisiaj bedzie manifestacja?
Mam szczera nadzieje, ze nie, pomyslalem sobie, chociaz z Verity nigdy nic nie wiadomo.
— Co wlasciwie planujesz? — zapytalem ja, kiedy wrocila tuz przed obiadem. — Chyba nie przebierzesz sie w gaze?
— Nie — szepnela z niejakim zalem.
Stalismy przy oszklonych drzwiach salonu, czekajac na obiad. Pani Mering opisywala Tossie nocne odglosy oddychania Cyryla — „Szloch straszliwie udreczonej duszy!” — a pulkownik i profesor Peddick zanudzali Terence’a wedkarskimi historyjkami w kacie przy kominku, wiec musielismy rozmawiac cicho. Ani madame Iritosky, ani ksiaze jeszcze nie zeszli. Pewnie wciaz „odpoczywali”. Mialem nadzieje, ze nie przylapia Baine’a na goracym uczynku.
— Moim zdaniem najlepiej rozegrac to prosto — powiedziala Verity. — Dostales druty?
— Tak — wyjalem je spod marynarki. — Po poltoragodzinnym wysluchiwaniu jasnowidzen Jane. Po co ci one?
— Do przechylania stolu — wyjasnila i przesunela sie lekko, zeby nas nie widziano. — Robisz hak na koncu kazdego druta, a potem przed seansem wkladasz je do rekawow. Kiedy swiatla gasna, wysuwasz druty za nadgarstki i zahaczasz o brzeg stolu. W ten sposob mozesz uniesc stol, trzymajac sasiadow za rece.
— Uniesc stol? — powtorzylem, chowajac druty pod marynarke. — Ktory stol? Ten solidny mebel z drewna rozanego w salonie? Zaden drut nie uniesie tego grata.
— Owszem, uniesie — odparla. — To dziala na zasadzie dzwigni.
— Skad wiesz?
— Czytalam w kryminalnej powiesci. Oczywiscie.
— A jesli ktos mnie przylapie?
— Nie przylapie. Bedzie ciemno.
— A jesli ktos poprosi, zeby nie gasic swiatla?
— Swiatlo nie pozwala duchom sie zmaterializowac.
— Wygodne — przyznalem.
— Wyjatkowo. I nie moga sie pojawic, jesli wsrod obecnych jest osoba niewierzaca. Ani jesli ktos przeszkodzi medium czy komus innemu w kregu. Wiec nikt cie nie przylapie, kiedy uniesiesz stol.
— Jesli uniose stol. Ten grat wazy tone.
— Panna Climpson uniosla. W „Silnej truciznie”. Musiala. Lord Peter mial malo czasu. Tak jak my.
— Rozmawialas z Finchem? — zapytalem.
— Tak. Wreszcie. Musialam isc az na farme Bakera, gdzie kupowal szparagi. Co on knuje?
— I cyfra na pewno byla piatka?
— To nie byla cyfra. Napisala date slownie. Nie ma innego liczebnika z literami „p” i „s”. To na pewno byl pietnasty czerwca.
— Pietnasty czerwca — rzucil profesor Peddick od kominka. — Wigilia bitwy o Quatre Bras i fatalnych bledow, ktore doprowadzily do kleski pod Waterloo. Tego dnia Napoleon nieslusznie powierzyl generalowi Neyowi wziecie Quatre Bras. Fatalny dzien.
— Tak, to bedzie fatalny dzien, jesli nie zaciagniemy Tossie do Coventry — mruknela Verity. — Zrobimy tak. Przechylisz stol raz czy dwa. Wtedy madame Iritosky zapyta, czy jest tu obecny duch, a ja stukne raz na tak. A potem zapyta mnie, czy mam dla kogos wiadomosc, a ja ja przeliteruje.
— Przeliterujesz?
— Stukaniem. Medium recytuje alfabet, a duch stuka przy literze.
— Dosyc czasochlonny sposob — zauwazylem. — Myslalem, ze na tamtym swiecie wszystko wiedza. Powinni wymyslic bardziej efektywna metode komunikacji.
— Wymyslili, tablice ouija, ale wynaleziono ja dopiero w 1891 roku, wiec musimy jakos sobie poradzic.
— Jak bedziesz stukac?
— Przyszylam pudelko na fiolki w cukrze do jednej podwiazki, a wieczko do drugiej. Kiedy zlacze kolana, wydaja bardzo ladny gluchy stuk. Wyprobowalam to na gorze w moim pokoju.
— Jak powstrzymasz sie od stukania w nieodpowiedniej chwili? — zapytalem, zerkajac na jej spodnice. — Na przyklad w trakcie obiadu.
— Podciagnelam jedna podwiazke wyzej niz druga. Opuszcze ja do tej samej wysokosci, kiedy usiadziemy przy stole. Ty dopilnuj, zeby madame Iritosky nie stukala.
— Ona tez ma pudelko na fiolki w cukrze?
— Nie. Robi to stopami. Strzela duzymi palcami u nog jak siostry Fox. Jesli przysuniesz noge do jej nogi, zeby wyczuc kazde poruszenie, chyba nie odwazy sie stukac, przynajmniej dopoki nie wystukam: „Jedz do Coventry”.
— Myslisz, ze sie uda?
— Pannie Climpson sie udalo — oswiadczyla. — Poza tym musi sie udac. Slyszales Fincha. Tossie napisala w pamietniku, ze pietnastego pojechala do Coventry, wiec musi pojechac. Wiec musimy ja przekonac, zeby pojechala. Wiec seans musi sie udac.
— To nie ma sensu — stwierdzilem.
— To jest epoka wiktorianska — odparla. — Kobiety nie musza mowic z sensem.
Wsunela mi reke pod ramie.
— Oto madame Iritosky i ksiaze. Idziemy na obiad?
Na obiad mielismy sole z rusztu, pieczony mostek jagniecy oraz spozniona krytyke Napoleona.
— Nie powinien byl zostac na noc we Fleurus — oznajmil pulkownik. — Gdyby pojechal dalej do Quatre Bras, bitwa odbylaby sie dwadziescia cztery godziny wczesniej, a Wellington i Blucher nie polaczyliby swoich sil.
— Banialuki! — fuknal profesor Peddick. — Powinien byl zaczekac az ziemia wyschnie po deszczu. Nie powinien brnac naprzod w blocie.
To wydawalo sie strasznie niesprawiedliwe. Ostatecznie oni z gory wiedzieli, jak sie wszystko skonczylo, podczas gdy Napoleon, Verity i ja mielismy tylko garsc meldunkow z pola bitwy oraz date w zamoczonym pamietniku.
— Brednie! — sprzeciwil sie pulkownik Mering. — Powinien byl zaatakowac dzien wczesniej i zdobyc Ligny.