— Mozliwe — przyznala madame Iritosky i ponownie przylozyl reke do czola.

— Pani jest zmeczona, madame Iritosky — powiedziala pani Mering. — Musi pani usiasc i napic sie herbaty.

Poprowadzila madame Iritosky i ksiecia do biblioteki.

— Dlaczego mi nie powiedzialas o ksieciu de Vermicelli? — zwrocil sie Terence do Tossie, kiedy szli za reszta towarzystwa.

— De Vecchio — poprawila Tossie. — On jest okropnie przystojny prawda? Lilia Chattisbourne mowi, ze wszyscy Wlosi sa przystojni. Czy pan tez tak uwaza?

— Duchy! — fuknal pulkownik Mering i trzepnal podbierakiem o noge. — Brednie! Idiotyczne nonsensy! — I zamaszystym krokiem wrocil do bitwy Monmoutha.

Baine, ktory krytycznie ogladal bagaz, sklonil sie i ruszyl korytarzem w strone kuchni.

— No wiec? — zapytalem, kiedy wszyscy odeszli. — Co teraz zrobimy?

— Przygotujemy sie na wieczor — odparla Verity. — Czy odratowano z wraku ten koszyk z pokrywa, w ktorym miales Ksiezniczke Ardzumand?

— Tak — potwierdzilem. — Jest w mojej szafie.

— Swietnie — ucieszyla sie Verity. — Przynies go do salonu. Musze przyszyc do podwiazki pudelko na fiolki w cukrze. — Zaczela wchodzic na schody.

— Wciaz planujesz urzadzic tutaj seans spirytystyczny z madame Iritosky?

— Jutro jest pietnasty. Masz lepszy pomysl?

— Nie mozemy zwyczajnie zaproponowac Tossie wycieczki do Coventry… tak jak do kosciola w Iffley?

— Ona nie pojechala do kosciola w Iffley, pojechala do Terence’a, i sam ja slyszales. Az sie pali, zeby zbadac posiadlosc i zobaczyc manifestacje. Za nic z tego nie zrezygnuje.

— A co z ksieciem de Vecchio? — zapytalem. — Czy on moze byc panem C? Zjawil sie akurat w odpowiedniej chwili i wyglada mi na takiego, co to uzywa falszywego nazwiska..

— Niemozliwe — zaprzeczyla Verity. — Tossie byla szczesliwa malzonka pana C. przez piecdziesiat lat, pamietasz? Ksiaze de Vecchio przepuscilby jej wszystkie pieniadze i zostawil ja na lodzie w Mediolanie po trzech miesiacach.

Musialem przyznac jej racje.

— Jak myslisz, co oni tutaj robia?

Verity zmarszczyla brwi.

— Nie wiem. Zakladalam, ze madame Iritosky nigdy nie urzadza seansow poza domem, bo w domu ma te wszystkie zapadnie i sekretne przejscia. — Otworzyla drzwiczki gabloty. — Ale niektore jej efekty sa przenosne. — Zamknela drzwiczki. — Albo przyjechala, zeby przeprowadzic badania. No wiesz, poszperac w szufladach, przeczytac listy, obejrzec portrety rodzinne.

Podniosla ferrotypie pary stojacej obok drewnianego drogowskazu z napisem: LOCH LOMOND.

— „Widze mezczyzne w cylindrze — zaintonowala, dotykajac czola koniuszkami palcow. — Stoi nad jakas woda… chyba nad jeziorem. Tak, stanowczo nad jeziorem”, a wtedy pani Mering wola: „To wujek George!” One tak robia, zbieraja informacje, zeby przekonac latwowierne osoby. Chociaz pani Mering nie trzeba przekonywac. Jest gorsza od Arthura Conan Doyle’a. Madame Iritosky podczas swojego „odpoczynku” pewnie zamierza wsliznac sie do sypialni i zgromadzic amunicje na seans.

— Powinnismy ja namowic, zeby ukradla dla nas pamietnik Tossie — zaproponowalem.

Verity usmiechnela sie.

— Co dokladnie Finch mowil o pamietniku? Czy to na pewno byl pietnasty?

— Mowil, ze pan Dunworthy kazal nam powiedziec, ze biegla sadowa odcyfrowala date i to byl pietnasty.

— Czy Finch mowil, jak ona do tego doszla? Wiesz, piatka wyglada bardzo podobnie do szostki, albo do osemki. A jesli to bylo szesnastego czy osiemnastego, mamy czas na… musze z nim porozmawiac — oswiadczyla. — Jesli pani Mering o mnie zapyta, powiedz, ze poszlam zaprosic wielebnego pana Arbitage na seans. I sprobuj znalezc dwa kawalki drutu, dlugie na jakies poltorej stopy.

— Po co?

— Na seans. Finch przypadkiem nie zapakowal tamburynu do twojego bagazu?

— Nie — zaprzeczylem. — Myslisz, ze powinnas to robic? Pamietaj, Co sie wczoraj stalo.

— Ide porozmawiac z Finchem, nie z biegla sadowa. — Naciagnela rekawiczki. — A zreszta juz calkiem wyzdrowialam. Wcale nie uwazam, ze jestes przystojny — zakonczyla i wyfrunela przez frontow drzwi.

Poszedlem do mojego pokoju, wzialem kosz i zanioslem go do salonu. Verity nie mowila, co chce z nim zrobic, wiec postawilem go na kominku za ekranem, gdzie Baine nie powinien go zobaczyc, kiedy przyniesie gablote, i odstawic w bezpieczne miejsce.

Kiedy wracalem korytarzem, Baine czekal na mnie w uprzatnietym juz z bagazow westybulu.

— Czy moge zamienic z panem slowko, sir? — zapytal. Spojrzal niespokojnie w kierunku biblioteki. — Na osobnosci?

— Oczywiscie — odpowiedzialem z nadzieja, ze nie bedzie mnie znowu wypytywal o Stany Zjednoczone, i zaprowadzilem go do mojego pokoju.

Zamknalem za nami drzwi.

— Chyba nie wrzuciliscie znowu Ksiezniczki Ardzumand do rzeki?

— Nie, sir — zaprzeczyl. — Chodzi o madame Iritosky. Rozpakowujac jej rzeczy, sir, znalazlem kilka nadzwyczaj podejrzanych przedmiotow.

— Przeciez madame Iritosky zapowiedziala, ze sama sie rozpakuje.

— Dama nigdy nie rozpakowuje bagazu — odparl Baine. — Kiedy otworzylem jej kufry, znalazlem kilka niezwyklych przedmiotow: rozkladane prety, trabki, dzwonki, tabliczki lupkowe, akordeon z samograjacym mechanizmem, druty, po kilka jardow czarnej tkaniny i gazy. i ksiazke o sztuczkach magicznych. I to! — Podal mi mala buteleczke.

Przeczytalem na glos etykietke.

— Swiecaca Farba Balmaina.

— Obawiam sie, ze madame Iritosky nie jest prawdziwym medium, tylko oszustka — powiedzial Baine.

— Na to wyglada — przyznalem i otworzylem buteleczke. Zawierala bialozielonkawy plyn.

— Boje sie, ze ona i ksiaze de Vecchio maja niegodziwe zamiary wobec panstwa Mering — ciagnal Baine. — Jako srodek ostroznosc ukrylem bizuterie pani Mering w bezpiecznym miejscu.

— Doskonaly pomysl — pochwalilem go.

— Ale najbardziej martwi mnie wplyw madame Iritosky na pania Mering. Boje sie, ze padnie ofiara jakiegos lajdackiego spisku madam Iritosky i ksiecia de Vecchio. — Mowil z przejeciem i prawdziwa troska. — Przy herbacie madame Iritosky wrozyla z dloni pannie Mering. Posiedziala, ze widzi w jej przyszlosci malzenstwo. Malzenstwo z cudzoziemcem. Panna Mering to wrazliwa mloda dziewczyna — dodal powaznym tonem. — Nie nauczono jej logicznego myslenia ani bezstronnego podejscia do uczuc. Boje sie, ze popelni jakies glupstwo.

— Naprawde wam na niej zalezy? — zdziwilem sie. Szyja mu poczerwieniala.

— Ona ma wiele wad. Jest prozna, plytka i niemadra, ale te cechy zaszczepilo w niej zle wychowanie. Psuto ja i rozpieszczano, ale serce ma dobre. — Zrobil zaklopotana mine. — Tylko ze prawie nie zna swiata. Dlatego przyszedlem do pana.

— Panna Brown i ja takze sie martwimy — powiedzialem. — Zamierzamy namowic panne Mering, zeby jutro wybrala sie z nami na wycieczke do Coventry; chcemy ja odciagnac od ksiecia i madame Iritosky.

— Och. — Na twarzy Baine’a odmalowala sie ulga. — To doskonaly plan. Jesli moge jakos pomoc…

— Lepiej to odlozcie, zanim madame Iritosky zauwazy brak — poradzilem i niechetnie oddalem mu buteleczke Swiecacej Farby Balmaina. Swietnie by sie nadawala do napisania COVENTRY na stole podczas seansu.

— Tak, sir — powiedzial i zabral butelke.

— I moze lepiej pozamykac srebra.

— Juz to zrobilem, sir. Dziekuje, sir. — Ruszyl do drzwi.

— Baine — zawolalem za nim. — Cos mi przyszlo do glowy. De Vecchio na pewno nie jest autentycznym ksieciem. Mozliwe, ze podrozuje pod przybranym nazwiskiem. Przy rozpakowywaniu jego rzeczy, jesli traficie na jakies papiery czy listy…

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату