— Jaki numer…?

— To niesprawiedliwe — zajeczala Eglantyna. — Dlaczego kamerdynerzy moga probowac za darmo?

— Zasada koscielnych festynow — wyjasnilem.

— Kamerdynerowi pani Mering pan nie pozwolil sprobowac darmo — wytknela mi.

— On wykorzystal swoja szanse na kokosowych rzutkach — odparlem podajac Finchowi lopate. — Data, panie Finch?

— Pietnascie poprosze, panie Henry — powiedzial szybko.

— Pietnascie? — zachlysnalem sie. — Na pewno?

— Nie moze pan wybrac pietnastki — wtracila Eglantyna. — Juz byla wybrana. Ani szesnastki, ani siedemnastki. Nie moze pan wybrac numeru, ktory juz byl wybrany. To wbrew zasadom.

— Pietnascie — powtorzyl twardo Finch.

— Alez to niemozliwe — zaprotestowalem. — Pietnasty jest jutro.

— I nie moze pan kupic szostki ani dwadziescia dwa — ciagnela Eglantyna — bo ja zamierzam je kupic.

— Czy byla absolutnie pewna? — zapytalem.

— Tak, sir — potwierdzil Finch.

— A miesiac? Moze chodzilo o lipiec? Albo sierpien? — Chociaz wiedzialem, ze to niemozliwe. Verity powiedziala mi tamtego dnia w Iffley, ze wycieczka do Coventry odbyla sie w czerwcu.

— Wybralabym jakis rog — podsunela Eglantyna. — Trzydziesci albo jeden.

— Na pewno to byl pietnasty? Jutro?

— Tak, sir — powiedzial Finch. — Pan Dunworthy wyslal mnie natychmiast, zebym pana uprzedzil.

— Musze zawiadomic Verity — powiedzialem. — Finch, zamykamy sklepik.

— Pan nie moze — zaskomlala Eglantyna. — Mam jeszcze trzy szanse.

— Pozwol pan jej kopac w trzech kwadratach, a potem zamknij interes — polecilem i ruszylem w strone straganu ze starociami, zanim ktores z nich zdazylo zaprotestowac, przemykajac sie bokiem, zeby nie opadla mnie pani Mering ani zadna z dziewczat Chattisbourne’ow. Verity sprzedawala banjo bez strun mlodemu czlowiekowi w kapeluszu derby i z podkreconym wasem. Podnioslem niezidentyfikowany przyrzad z duzym zebatym kolkiem oraz dwoma rzedami zakrzywionych ostrzy i udawalem, ze znam jego przeznaczenie, dopoki mlodzieniec nie odszedl.

— Niejaki pan Kilbreth — oznajmila Verity. — Pisany przez „K”.

— Biegla sadowa odcyfrowala date wycieczki do Coventry — powiedzialem szybko, zanim ktos zdazyl nam przeszkodzic. — To pietnasty czerwca.

Verity byla wstrzasnieta.

— Ale to niemozliwe. Pietnasty jest jutro.

— Dokladnie tak samo uwazam.

— Skad sie dowiedziales? Przeszedles jeszcze raz?

— Nie. Finch przeszedl i powiedzial mi.

— On jest pewien?

— Tak. I co zrobimy? — zapytalem. — Chyba nie moge po prostu zaproponowac wypadu do Coventry jutro rano? Zeby podziwiac widoki?

Verity potrzasnela glowa.

— Po takim wydarzeniu przez caly nastepny dzien obgaduja je z Chattisbourne’ami, wikarym i wdowa Wallace. Za nic nie wyjada, zeby nie stracic plotek. To najlepsza czesc festynu.

— A ryby? — zapytalem.

— Ryby?

— Mozemy powiedziec pulkownikowi i profesorowi Peddickowi, ze tam sa doskonale plycizny albo glebie, albo kamieniste dno na leszcze czy co innego. Czy Coventry lezy nad rzeka? Pulkownik i profesor Peddick nie opra sie zadnej pokusie zwiazanej z rybami.

— No, nie wiem — mruknela Verity z namyslem — ale podsunales mi pomysl. Pewnie nie potrafisz strzelac palcami u nog?

— Co?

— Tak to robily siostry Fox. Nie szkodzi, wystarczy nam… — zaczela grzebac wsrod rupieci na stoisku. — O, swietnie, jeszcze tu jest — powiedziala i podniosla metalowe puzderko na fiolki w cukrze. — Masz, kup to — zazadala, wtykajac mi pudeleczko. — Ja nie mam pieniedzy.

— Po co?

— Mam pomysl — oznajmila. — Kup to. Kosztuje piec pensow. Poslusznie podalem jej szylinga.

— Ja chcialam to kupic — oznajmila Eglantyna, pojawiajac sie znikad.

— Myslalem, ze kopiesz w Ukrytym Skarbie — powiedzialem.

— Kopalam — odparla. — Kwadraty dziesiec, jedenascie i dwadziescia siedem. W zadnym nie bylo skarbu. Nie wierze, ze tam jest. Nie wierze, ze pan tam wlozyl skarb. — Odwrocila sie do Verity. — Mowilam pani dzisiaj rano, ze chce kupic pudelko na fiolki w cukrze.

— Niestety — odparla Verity — pan Henry juz je kupil. Badz grzeczna dziewczynka i znajdz pania Mering. Musze z nia pomowic.

— Ma akurat odpowiednia wielkosc, zeby trzymac w nim guziki — powiedziala Eglantyna. — I mowilam pani dzisiaj rano, ze chce je kupic.

— Nie wolalabys ladnej ksiazeczki? — zasugerowala Verity i podsunela jej „Staromodna dziewczyne”.

— Masz dwa pensy — zaproponowalem. — Jesli przyprowadzisz pania Mering, powiem ci, gdzie jest skarb.

— To wbrew zasadom — sprzeciwila sie Eglantyna.

— Ale nie podpowiedz. — Nachylilem sie i szepnalem jej do ucha: — Bitwa pod Waterloo.

— Dzien czy rok?

— Musisz sama odgadnac.

— Podpowie mi pan, w ktorym kwadracie jest szyling?

— Nie — zaprzeczylem. — I przyprowadz pania Mering, zanim zaczniesz kopac.

Odbiegla pedem.

— Szybko, zanim ona wroci — powiedzialem — jaki masz pomysl? Verity odebrala mi pudeleczko, zdjela pokrywke i uniosla nad pudelkiem jak nad cymbalkami, a potem zlaczyla obie czesci z metalicznym trzaskiem.

— Seans spirytystyczny — oznajmila.

— Seans? — powtorzylem. — Zaluje, ze nie pozwolilem Eglantynie kupic tego pudeleczka.

— Mowiles, ze pulkownik i profesor Peddick nie opra sie zadnej pokusie zwiazanej z rybami — przypomniala mi. — No wiec pani Mering nie oprze sie zadnej pokusie zwiazanej z duchami czy seansami spirytystycznymi…

— Seans? — podchwycila pani Mering, nadciagajac w swojej Sukni Rozmaitych Farb. — Proponujesz nam seans, Verity?

— Tak, ciociu Malwinio — przyswiadczyla Verity, pospiesznie zawinela pudeleczko w bibulke, wlozyla je do koszyka w ksztalcie labedzia i wreczyla mi obie rzeczy. — Z pewnoscia bedzie pan zadowolony zakupow, panie Henry — powiedziala i zwrocila sie do pani Mering: — Pan Henry wlasnie mi mowil, ze nigdy nie bral udzialu w seansie spirytystycznym.

— Czy to prawda, panie Henry? — wykrzyknela pani Mering. — O, w takim razie musimy koniecznie urzadzic dzisiaj seans, specjalnie dla Pana. Poprosze wielebnego pana Arbitage’a, zeby sie przylaczyl. Panie Arbitage! — zawolala i odeszla w pospiechu.

— Daj mi pudeleczko na fiolki — szepnela Verity. Odwrocilem sie nieco, zeby nikt nie widzial naszych dloni, i podalem jej bibulkowe zawiniatko.

— Do czego chcesz go uzyc?

— Do stukania w stol — szepnela i schowala pudeleczko do torebki. — Dzisiaj otrzymamy spirytystyczna wiadomosc, zeby jechac do Coventry.

— Myslisz, ze to podziala? — wyrazilem watpliwosc.

— Podzialalo w przypadku madame Iritosky — odparla. — I D.D. Home, i siostr Fox, i Florence Cook. Nabral

Вы читаете Nie liczac psa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату