przyjeciach pracownikow agencji reklamowej zazywa kokaine? Czy ma swoje ulubione kino? Z czego sie smieje – z Monty Pythona czy z Roseanne? Jaka gazete czyta rano? Czy sypia tylko z mezczyznami?

Lis starala sie przypomniec sobie, w jakim to okresie rozmawiala czesto z Portia. Doszla do wniosku, ze przed smiercia matki.

Chociaz nie, nawet wtedy nie zdarzalo sie to wlasciwie „czesto'.

Siedemdziesiecioczteroletnia Ruth LAuberget dowiedziala sie, ze diagnoza jest beznadziejna, rok temu, w sierpniu, i natychmiast zaczela grac role Pacjentki – role, do ktorej zdawala sie wprost stworzona, co Lis stwierdzila bez zdziwienia. Ruth odebrala wychowanie typowe dla wyzszych sfer Bostonu i, zgodnie z zasadami, jakie jej wpojono, przyjela postawe stoicka. Te zasady sprawily tez zreszta, ze cale jej pokolenie bylo pokoleniem fatalistow, a takze ze jej maz spodziewal sie zawsze najgorszego. Nowa rola Ruth LAuberget byla w istocie tylko pewna wariacja na temat roli, ktora ona – posagowa kobieta o spokojnych oczach – grala od lat. Okropna choroba zastapila po prostu okropnego meza (Andrew w tym czasie juz nie zyl, pozegnawszy sie z zyciem w sposob pozbawiony wdzieku – w toalecie na lotnisku).

Zanim zachorowala, wdowa po LAubergecie zapadala sie coraz glebiej w psychiczna otchlan. Wciaz szukala jakiegos nowego ciezaru. A zachorowawszy, znalazla sie znowu w swoim zywiole.

Chudla, wiec musiala kupowac coraz to nowe rzeczy. Kupujac je, wybierala nie barwy, ktore przewaznie nosila dotychczas – stanowiace dobre tlo beze, szarosci i odcienie piasku – tylko kolory kwiatow, ktore hodowala – czerwienie, zolcie i szmaragdy. Zaczela nosic turbany w jaskrawe wzory zamiast chustek czy peruk, a pewnego razu, ku zdumieniu Lis, wpadla na Oddzial Chemioterapii, wolajac do pielegniarek:

– Czesc, moje drogie, przyszla do was wasza ciocia!

Dopiero pod koniec zrobila sie ponura i bojazliwa. W ten stan, jak sie zdawalo, wprawiala ja mysl o nieestetycznej i zenujacej smierci. To w tym czasie, juz pod koniec, Ruth, zazywajaca morfine, opowiedziala Lis o swoich niedawnych rozmowach z mezem tak szczegolowo, ze Lis dostala gesiej skorki. Matka to sobie tylko wyobrazila – pomyslala wtedy. Przypo

mniala sobie to wszystko, rozmawiajac dzis wieczorem z Owenem, kiedy siedzieli w patio.

Oczywiscie, ze ona sobie te rozmowy wyobrazila.

Jednak Lis zawsze na to wspomnienie przechodzil zimny dreszcz.

Lis myslala, ze choroba matki spowoduje, ze ona i Portia stana sie sobie blizsze. Jednak tak sie nie stalo. Portia spedzala tylko troche wiecej czasu w Ridgeton.

Lis wsciekala sie na nia za to, ze tak zaniedbuje matke. Pewnego razu pojechala z matka do Nowego Jorku na umowiona wizyte lekarska, postanowiwszy rozmowic sie z siostra przy tej okazji. Ale Portia przechytrzyla ja. Przygotowala jedna sypialnie w swoim mieszkaniu dla matki i nalegala, zeby Lis i matka zatrzymaly sie u niej. Odwolala randki, wziela urlop, a nawet kupila ksiazke kucharska z przepisami dla chorych na raka. Lis jeszcze dzisiaj miala przed oczami komiczny widok: Portie z rozpuszczonymi wlosami stojaca na rozstawionych szeroko nogach na srodku malenkiej kuchni, wrzucajaca make do misek i jarzyny do rondli i szukajaca rozpaczliwie sztuccow, ktore sie gdzies zapodzialy.

W ten sposob nie doszlo do konfrontacji. Jednak kiedy Ruth wrocila do domu, Portia zachowywala dystans tak jak poprzednio i caly ciezar umierania spadl na Lis. Od tego czasu zdarzylo sie miedzy nimi niejedno i Lis przebaczyla juz Portu. Wlasciwie to byla zadowolona z tego, ze w tych ostatnich chwilach pozostala z matka sama. Bo nie chcialaby dzielic z nikim tego doswiadczenia. Wiedziala, ze nigdy nie zapomni ostatnich dotkniec reki matki, reki, ktora wydala jej sie dziwnie muskularna. Tuz przed smiercia matka scisnela jej dlon trzy razy. Przypominalo to jakis sygnal – jakby litere w alfabecie Morse'a.

Teraz nagle Lis zdala sobie sprawe, ze chwyta z trudem oddech, bo wspominajac, pracowala z coraz wieksza, rozpaczliwa energia i coraz szybciej. Przerwala prace i oparla sie o wal z workow majacy juz trzy stopy wysokosci.

Zamknela na chwile oczy. Przestraszyl ja glos siostry.

– No to – powiedziala Portia, wbijajac lopate w kupe piasku – chyba juz czas zapytac: dlaczego, ale tak naprawde dlaczego chcialas, zebym przyjechala?

Lis naliczyla siedem workow napelnionych piaskiem, lezacych u stop siostry i gotowych do polozenia na szczycie walu. Portia napelnila dwa nastepne i mowila dalej:

– Nie bylo konieczne, zebym tu przyjezdzala ze wzgledu na sprawy zwiazane ze spadkiem, prawda? Moglam wszystko zalatwic, nie ruszajac sie z miasta. Tak powiedzial Owen.

– Juz dawno tu nie bylas. A ja rzadko bywam w Nowym Jorku.

– Jezeli chcesz przez to powiedziec, ze rzadko sie widujemy, to oczywiscie masz racje. Ale ty myslisz jeszcze o czyms innym, prawda? Nie tylko o naszych stosunkach towarzyskich.

Lis, milczac, patrzyla, jak kolejny worek szybko napelnia sie mokrym piaskiem.

– Co to ma byc? – mowila dalej Portia. – Proba pogodzenia sie ze mna?

Lis nie dopuscila do tego, zeby ubodl ja ironiczny ton siostry. Zlapala jeden z workow za rogi i cisnela go z wsciekloscia na szczyt walu.

– Moze bysmy odpoczely przez piec minut?

Portia skonczyla napelniac kolejny worek, wbila lopate w piach, zdjela rekawiczki i zaczela sie przygladac czerwonej plamie na swoim palcu wskazujacym. Usiadla obok siostry na niskim wale z workow.

Po chwili Lis mowila dalej:

– Chce przestac uczyc. Portia nie byla zdziwiona.

– Ja nigdy nie widzialam w tobie nauczycielki.

A co ona we mnie widziala? – zastanowila sie Lis. Domyslala sie, ze Portia ma jakies zdanie na temat jej kariery zawodowej, podobnie zreszta jak na temat calego jej zycia, ale nie miala pojecia, jakie jest to zdanie.

– Ja lubie uczyc. Ale mysle, ze czas na jakas zmiane.

– Jestes teraz bogata. Przestan w ogole pracowac.

– Nie, nie mam zamiaru tak po prostu rzucic pracy.

– A dlaczego? Siedz w domu i zajmij sie ogrodem. Ogladaj telewizje. Znam gorsze sposoby na zycie.

– Ty wiesz, gdzie jest Szkolka Langdellow?

– Nie. – Mloda kobieta zmruzyla oczy i pokrecila glowa. – Zaraz, poczekaj, to jest tam zaraz przy szosie numer 236, tak?

– Chodzilysmy tam ciagle. Z mama. Pozwalali nam podlewac kwiaty w oranzerii.

– Cos sobie przypominam. To tam, gdzie mieli tyle cebuli. Lis rozesmiala sie cicho.

– Cebulek kwiatowych.

– No tak. Ta szkolka wciaz tam jest?

– Jest do kupienia. Szkolka i firma ogrodnicza bedaca wlasnoscia tej rodziny…

– O Jezu! Zobacz…

Portia patrzyla na drugi brzeg jeziora. Woda zniosla stara przystan stojaca dotychczas na palach. Niesamowicie wygladajaca biala budowla z gnijacych desek zsuwala sie powoli do wody.

– Mieli ja rozebrac. – Lis kiwnela glowa w strone przystani. – Wyglada na to, ze w ten sposob oszczedzi sie pare dolarow podatnikow… No, ale ja mowilam o tej firmie ogrodniczej. – Potarla nerwowo dlonia o dlon i poczula, ze sa chlodne. – Chyba ja kupie.

Portia kiwnela glowa. Znowu owinela sobie plowy kosmyk wokol palcow i wlozyla jego koniec do ust. W slabym swietle wygladala bardzo blado, a jej wargi wydawaly sie czarne. Czy umalowala je, zanim przyszla tutaj i zabrala sie za napelnianie workow?

– Potrzebny mi wspolnik – powiedziala Lis powoli. – Myslalam, ze ty moglabys zostac moja wspolniczka.

Portia rozesmiala sie. Byla ladna kobieta i potrafila w jednej chwili, jak za przekreceniem kontaktu, stac sie wcieleniem zmyslowosci, uroku albo inteligencji. Jednak czesto smiala sie tak jakos dziwnie gardlowo i ten smiech, wedlug Lis, odbieral jej caly wdziek. Zdarzalo sie to przewaznie wtedy, kiedy Portia odnosila sie do kogos krytycznie, nie chcac mu tego otwarcie okazac i spodziewajac sie, ze ten ktos sam domysli sie, skad wzial sie ten jej stosunek do niego.

Lis poczula goraco na skroniach i zarumienila sie. – Ja sie nie znam na prowadzeniu interesu. Nie znam sie na

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату