– Ale przynajmniej zastanow sie nad tym. Dobrze? – prosila Lis, starajac sie dostrzec w ciemnosciach blada twarz siostry.

– Nie, Lis. Przykro mi.

Lis, rozzloszczona i rozzalona, chwycila worek z piaskiem i cisnela go na wal. Jednak zle ocenila odleglosc i worek wpadl do jeziora.

– Cholera! – krzyknela Lis, starajac sie go wylowic. Ale worek poszedl na dno.

Portia znowu okrecila sobie palce kosmykami wlosow. Lis wstala.

– Jaki jest prawdziwy powod? – spytala.

– Alez, Lis.

– Co by bylo, gdybym powiedziala, ze nie chce kupic szkolki? Co by bylo, gdybym sie zapalila do butiku na Madison Avenue?

Portia zacisnela wargi, ale Lis nie ustepowala:

– Co by bylo, gdybym chciala razem z toba jezdzic po Europie i oceniac restauracje albo zamki? Albo gdybym ci zaproponowala, zebysmy zalozyly szkole windsurfingu?

– Lis, przestan.

– Cholera! To z powodu Indian Leap, tak? No powiedz!

– O Boze, Lis -jeknela Portia, obracajac sie twarza do siostry. I nic wiecej nie dodala.

Nagle powierzchnia jeziora zablysla w zielonym swietle blyskawicy, ktora pojawila sie na zachodzie i zaraz znikla za gestymi chmurami.

– Nigdy o tym nie rozmawialysmy – powiedziala w koncu Lis. – Przez szesc miesiecy nie powiedzialysmy na ten temat ani slowa. To po prostu zalega miedzy nami.

– Lepiej skonczmy te robote. – Portia chwycila lopate. – Ta blyskawica nie wrozy dobrze. Blysnelo sie dosc blisko.

– Prosze cie – szepnela Lis.

W ciemnosci rozlegl sie jakis dziwny odglos. Kiedy sie odwrocily, zobaczyly, ze przystan zsunela sie ostatecznie do wody. Portia nic wiecej nie powiedziala i zaczela znowu napelniac worki.

Lis pozostala przy brzegu, sluchala zgrzytu lopaty i patrzyla na jezioro.

Kiedy przystan zanurzyla sie w wodzie, za nia, wsrod drzew pojawila sie jakas biala postac. Przez chwile Lis byla pewna, ze jest to stara kobieta idaca powoli, kulejac, w strone jeziora. Lis zamrugala i podeszla blizej do brzegu. Z chodu kobiety mozna bylo wywnioskowac, ze jest chora i cierpiaca.

A pozniej ta zjawa, podobnie jak przystan, zsunela sie do wody i zanurzyla sie w spokojna, przypominajaca onyks ton. To musial byc kawal plotna albo brezentu przymocowany do jakiejs konstrukcji, pomyslala Lis. A nie zaden duch.

Tak, to nie byl zaden duch kobiety. Ona to sobie po prostu wyobrazila.

Abraham Lincoln umarl w nocy po wielogodzinnych meczarniach, ktore spowodowala okropna rana glowy ukryta pod gestwina wilgotnych od potu wlosow. Tej nocy ksiezyc, ktory wylonil sie zza chmur we wschodniej czesci Stanow Zjednoczonych, byl czerwony jak krew.

To dziwne zjawisko, wyczytal gdzies Michael Hrubek, zostalo potwierdzone przez kilka osob, z ktorych jedna byl pewien farmer z Illinois. Stojac na polu swiezo posianego zboza, pietnastego kwietnia 1865 roku, farmer ten spojrzal na jasne niebo, zobaczyl karmazynowy ksiezyc i zdjal z szacunkiem kapelusz, gdyz wiedzial, ze tysiac mil stad zakonczyl zycie jakis wielki czlowiek.

Dzis w nocy nie bylo ksiezyca. Nad glowa Hrubeka pedalujacego na zachod szosa numer 236 wisialo zasnute chmurami niebo. Podroz, ktora odbywal uciekinier, wymagala nie lada wysilku. Hrubek przyzwyczail sie juz co prawda do gorskiego roweru i jechal nim z taka pewnoscia, z jaka jedzie zawodnik bioracy udzial w Tour de France. Meczylo go jednak to, ze za kazdym razem, kiedy na drodze pojawilo sie swiatlo – za nim albo przed nim – musial zatrzymywac sie i padac na ziemie. A potem lezec pod oslona jakiegos krzaka czy drzewa, dopoki pojazd go nie minal. Kiedy to nastepowalo, wskakiwal z powrotem na rower i zaczynal szybko pedalowac na wolnym biegu, bo nie wiedzial, jak posluzyc sie przerzutka.

Przestraszyl go blysk swiatla. Hrubek spojrzal ponad laka i zobaczyl posuwajacy sie powoli samochod policyjny oswietlajacy swoimi reflektorami ciemny wiejski dom. Swiatlo zgaslo i samochod pojechal na wschod, oddalajac sie. Hrubek pedalowal dalej. Poczul, ze jego niepokoj wzrosl. I zlapal sie na tym, ze mysli o swojej pierwszej sprawie z policja.

Mial wtedy dwadziescia lat i aresztowano go za gwalt.

Byl studentem prywatnego college'u polozonego gdzies w stanie Nowy Jork, w okolicy, ktora byla dosc ladna w srodku lata, ale przez wiekszosc roku tak bezbarwna jak pograzona w kryzysie gospodarka malego miasteczka i wsi polozonych w poblizu kampusu.

Na poczatku pierwszego semestru Michael unikal ludzi i byl nerwowy, ale dobrze sobie radzil z nauka, zwlaszcza na dwoch kursach z historii Ameryki. Jednak w okresie miedzy Swietem Dziekczynienia a Bozym Narodzeniem zaczal stawac sie coraz bardziej niespokojny. Mial trudnosci z koncentracja i nie byl w stanie podjac najprostszych decyzji – na przyklad nie wiedzial, ktora prace domowa odrobic najpierw, kiedy pojsc na lunch, czy lepiej umyc zeby przed oddaniem moczu czy po. Godzinami siedzial w swoim pokoju, gapiac sie w okno.

Byl w tym czasie prawie tak poteznie zbudowany jak teraz. Mial dlugie, krecone wlosy, neandertalskie brwi zrosniete nad oczami i okragla twarz. Paradoksalne bylo to, ze wygladal na sympatycznego, dopoki sie nie usmiechnal albo nie rozesmial. Bo kiedy to zrobil, jego twarz, na ktorej przewaznie malowalo sie zmieszanie, przybierala wyraz zlosliwosci. Nie mial przyjaciol.

Dlatego byl zdziwiony, kiedy pewnej szarej marcowej niedzieli uslyszal pukanie do drzwi. Od kilku tygodni nie bral prysznica i od prawie miesiaca nie zmienial dzinsow i koszuli. Nikt nie pamietal, a juz najmniej on sam, kiedy ostatnio sprzatal swoj pokoj. Jego wspollokator juz dawno uciekl od niego, przenoszac sie do mieszkania swojej dziewczyny, z czego on byl bardzo zadowolony, bo podejrzewal, ze ten kolega fotografuje go, kiedy on spi. Tego dnia Michael spedzil dwie godziny zgarbiony nad biurkiem, usilujac przeczytac „Piesn milosna J. Alfreda Prufrocka' T. S. Eliota. Doszedl do wniosku, ze jest to zadanie prawie nie do wykonania.

– Hej, Mike.

– A kto tam?

Byli to dwaj studenci pierwszego roku, ktorzy mieszkali w akademiku. Michael stal w otwartych drzwiach, przygladajac sie im podejrzliwie. Studenci usmiechneli sie szeroko i zapytali, jak mu leci. Michael patrzyl na nich, nic nie mowiac.

– Sluchaj, Michael, ty sie za bardzo przemeczasz. Chodz z nami. W sali rekreacyjnej jest impreza.

– Zjesz cos z nami, dobrze?

– Ja sie musze uczycl – jeknal Michael.

– Oj, nie. Chodz… Zabaw sie troche. Naprawde, przepracowujesz sie. Zjedz cos z nami.

No coz, Michael lubil jesc. Jadal trzy duze posilki dziennie i bezustannie cos przegryzal. Zwykle nie odmawial tez nikomu. Bo jezeli komus odmowil, to ogarnial go taki niepokoj, ze bolal go zoladek. Co oni sobie o mnie pomysla? Co powiedza?

– No… moze bym poszedl.

– Fajnie. No to chodzmy.

I Michael, ociagajac sie, poszedl korytarzem za dwoma chlopakami. Skierowali sie w strone drzwi wspolnej sali, gdzie odbywala sie halasliwa impreza. Kiedy przechodzili obok jednej z ciemnych sypialni, dwaj studenci zatrzymali sie i przepuscili Michaela. A potem nagle wepchneli go do sypialni i zatrzasneli za nim drzwi.

Michael zawyl przerazony i zaczal szarpac klamke. Potknal sie, na prozno szukajac kontaktu. Podbiegl do okna, zerwal zaslone i juz mial stluc szybe i wyskoczyc na znajdujacy sie czterdziesci stop nizej trawnik, kiedy zauwazyl, ze w pokoju znajduje sie druga osoba. Byla to dziewczyna, ktora spotkal na paru zabawach – majaca nadwage studentka pierwszego roku z okragla twarza i bardzo krotko obcietymi kedzierzawymi wlosami. Dziewczyna miala grube kostki u nog, a na kluchowatych przegubach nosila zwykle z tuzin bransoletek. Teraz byla pijana. Lezala na lozku ze spodnica zadarta do pasa. Nie miala na sobie majtek. W jednej rece trzymala szklanke z resztka soku pomaranczowego pomieszanego z wodka. Najwyrazniej stracila przytomnosc, potem ja odzyskala po to, zeby zwymiotowac, a potem zasnela.

Michael pochylil sie nad nia i zaczal jej sie przygladac. Widok kobiecych genitaliow (ktore zobaczyl po raz pierwszy w zyciu) oraz zapach alkoholu i wymiotow wzbudzily w nim paniczny strach.

– Co ty ze mna wyrabiasz? – wrzasnal Michael do nieprzytomnej dziewczyny.

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату