poduszkami w powloczkach drukowanych w pomaranczowe, brazowe i zolte ciapki. Wzbudzil w Kohlerze bolesne wspomnienia: stanela mu przed oczami wyspa Tahiti, na ktorej spedzal swoj miesiac miodowy i na ktora pojechal po rozwodzie, w trzydziesci trzy miesiace pozniej. Te dwa tygodnie spedzone na wyspie to byly jego jedyne wakacje w ciagu ostatnich siedmiu lat.
Kohler usiadl na krzesle z wysokim oparciem. Sanitariusz ubrany byl teraz nie w swoj przepisowy niebieski kombinezon, ale w dzinsy i koszulke trykotowa oraz biale skarpetki. Nie mial na nogach butow. Jego rece byly obandazowane, a lewe oko podbite. Na czole i policzkach mial male ranki pomalowane na brazowo betadyna. Usiadl na lozku i spojrzal na koce, jakby sie dziwil, ze wystaje spod nich posciel.
W telewizji spiewal przerazliwym glosem Jackie Gleason. Lowe wyciszyl go.
– Zlapali go juz? – zapytal, spogladajac na telefon, przez ktory dostalby na pewno wiadomosc, gdyby tak bylo.
Kohler powiedzial, ze nie.
Lowe kiwnal glowa i rozesmial sie na widok Jackiego Gleasona potrzasajacego piescia.
– Chcialbym cie zapytac o pare rzeczy – powiedzial Kohler tonem towarzyskiej rozmowy.
– Nie mam wiele do powiedzenia.
– Ale ja chce cie zapytac.
– Skad pan o tym wie? Adler chcial to utrzymac w tajemnicy.
– Mam swoich szpiegow – odparl Kohler, nie usmiechajac sie. – No wiec jak to bylo?
– No… Zobaczylismy go i pobieglismy za nim. Ale bylo dosc ciemno. Bylo cholernie ciemno. Musial niezle znac teren. Przeskoczyl przez row, a my do tego rowu wpadlismy.
Lowe zamilkl i spojrzal na ekran, na ktorym migala teraz jakas reklama samochodow. – Niech pan patrzy na te napisy. Kto to przeczyta w trzy sekundy? To kretynizm.
Pokoj byl nie tyle brudny, co utrzymany w ponurych barwach. Ryciny na scianach – wcale niezle pejzaze morskie – byly ciemne, a dywan szary, podobnie zreszta jak koce, pod ktorymi Lowe, pragnacy sprawic wrazenie, ze sie wcale nie kladl, lezal piec minut temu.
– Jak sie czujesz?
– Niczego mi nie zlamal. Boli mnie wszystko, ale nie jestem poszkodowany tak jak Frank. On gorzej oberwal.
– Co mowil Adler?
Lowe przypomnial sobie odpowiednie slowa i przekazal je Kohlerowi. Adler nie powiedzial wiele. Chcial wiedziec, jak Lowe sie czuje i w ktora strone zmierza Hrubek.
– Nie byl zadowolony, ze Hrubek nam uciekl.
U dolu ekranu telewizora pojawil sie napis informujacy, ze w Morri-stown tornado spowodowalo smierc dwoch osob. Panstwowa Sluzba Meteorologiczna, informowal przesuwajacy sie napis, bedzie nadawala dalsze komunikaty ostrzegajace przed tornadem i powodzia do godziny trzeciej nad ranem. Obaj mezczyzni wpatrzyli sie w te slowa i obaj zapomnieli o nich prawie natychmiast po zakonczeniu komunikatu.
– Czy Michael cos mowil? Wtedy, kiedy go znalezliscie.
– Nie przypominam sobie dokladnie. Chyba cos powiedzial o tym, ze my mamy na sobie ubrania, a on nie. Moze cos jeszcze. Nie wiem. Nigdy w zyciu tak sie nie balem jak wtedy.
– Frank Jessup mowil mi o tych lekach – powiedzial Kohler.
– To Frank o tym wie? Myslalem, ze nie ma o tym pojecia. Zaraz, a moze to ja mu powiedzialem?
Lekarz wskazal glowa ekran.
– To moj ulubiony program.
– Art Carney? Tak, jest naprawde smieszny. Ja lubie Alice. Baba wie, co robi.
– Frank nie byl pewien, jak dawno Michael odstawil leki. Mowil, ze on chowal je za policzkiem przez dwa dni.
– Dwa? – Lowe pokrecil glowa. – Skad mu sie to wzielo? Ja mysle, ze z piec.
– Szpital chyba chce to ukryc.
Lowe zaczal sie odprezac, na jego twarzy pojawil sie wyraz ulgi.
– Tak powiedzial mi Adler. Ale to nie moja sprawa. To znaczy… Nagle wyraz ulgi zniknal z jego twarzy. Dodal:
– O cholera. Wlasnie sie wygadalem, nie?
Wyraznie byl zdziwiony, ze tak latwo dalo sie z niego wyciagnac tajemnice.
– Ja musialem to wiedziec, Stu. Jestem jego lekarzem. Musze wiedziec. Na tym polega moja praca.
– A ja strace przez to moja prace. Dlaczego pan mnie tak wykiwal?
Kohlera nie interesowal wcale los Lowe'a. Skora mu scierpla, bo pomyslal, ze jego podejrzenie sie potwierdzilo. Podczas ostatniej sesji przed ucieczka, wczoraj, Michael Hrubek, patrzac mu w oczy, oklamal go. Powiedzial, ze bierze wszystkie leki i ze czuje sie dobrze. Trzy tysiace miligramow! Hrubek celowo przestal brac i oklamal go po pieciu dniach. Przy tym klamal mistrzowsko. A przeciez, w przeciwienstwie do psychopatow, schi- zofrenicy rzadko swiadomie kreca.
– Musisz mi powiedziec wiecej, Stu. Hrubek to bomba zegarowa. Adler chyba tego nie rozumie. Ajezeli rozumie, to nie przejmuje sie tym zbytnio. Ty znasz Hrubeka lepiej niz wiekszosc lekarzy z Marsden – dodal uspokajajaco. – Musisz mi pomoc.
– Ja musze tylko jedno: zachowywac sie tak, zeby nie stracic pracy. Zarabiam dwadziescia jeden tysiecy na rok, a wydaje dwadziescia dwa. Adler urwie mi glowe za samo to, ze powiedzialem to, co juz powiedzialem.
– Ron Adler nie jest Bogiem.
– Nie powiem nic wiecej.
– Dobra, Stuart. Powiesz mi, czy mam wykonac pare telefonow?
– Kurwa mac!
Puszka z piwem poleciala na szara sciane, piana wylala sie z niej na brudny dywanik. Nagle okazalo sie, ze ogien na kominku jest dla Stuarta Lowe czyms niezwykle waznym. Stuart zerwal sie i wlozyl do kominka trzy dodatkowe polana. Pomaranczowe iskry posypaly sie na palenisko wspaniala kaskada. Lowe wrocil na lozko i przez chwile nic nie mowil. Kohler przypuszczal, ze oznacza to, ze przyjal warunki umowy, ktora w rzeczywistosci nie byla zadna umowa. Cichy trzask wylacznika telewizora byl znakiem, ze Lowe sie poddal.
– Czy on magazynowal te thorazyne, czy wyrzucal ja do ubikacji?
– Magazynowal ja, bo ja znalezlismy.
– He jej bylo?
– Z pieciu pelnych dni – powiedzial zrezygnowany Lowe. – Trzy tysiace dwiescie dziennie. Teraz jest juz szosty dzien jego niebrania.
– Czy z jego zachowania dzis wieczorem mogliscie sie zorientowac, co on zamierza dalej?
– On po prostu stal w stroju prawie adamowym i patrzyl na nas tak, jakby byl zaskoczony. Ale tak naprawde to wcale nie byl zaskoczony.
– Co chcesz przez to powiedziec?
– Nic. – Lowe splunal. – Naprawde nic.
– Powiedz mi, co on mowil. Ale dokladnie.
– A Frank tego panu nie powiedzial? Przeciez pan z nim rozmawial. Lowe popatrzyl na Kohlera rozgoryczony, zastanawiajac sie, czy lekarz robi z niego idiote. Kohler nie mial wyboru. Musial sie przyznac.
– Frank mial zabieg. Nie odzyska przytomnosci do jutra rana.
– Jezu milosierny.
– Co Michael mowil? No, powiedz mi, Stu.
– Mowil cos o smierci. Ze musi isc na spotkanie smierci czy cos takiego. Ja nie wiem. Moze mial na mysli jakis pogrzeb albo cmentarz. Bylem zaskoczony. I probowalem pomoc Frankowi sie bronic.
Kohler nic nie odpowiedzial, a sanitariusz mowil dalej:
– Bronilismy sie za pomoca tych gumowych rzeczy, ktore dostalismy ze szpitala.
– Za pomoca palek?
– Chcialem go unieszkodliwic. Walnac w glowe. Ale on nie czuje bolu. Wie pan o tym.
– No tak – zgodzil sie Kohler, myslac, ze jego rozmowca jest zalosnym klamca, i czujac litosc dla tego czlowieka, ktory w rzeczywistosci zostawil swego towarzysza, wystawiajac go na niebezpieczenstwo utraty