Tak wiec Jill zamieszkala w przyczepie nieco lepszej niz ta, ktora mogl jej zaoferowac Trenton Heck, i zaczela, jak przypuszczal jej byly maz, przyjmowac mezczyzn. Billy Mosler, kierowca ciezarowki i przyjaciel Trentona mieszkajacy w sasiedztwie, zdawal sie reagowac uczuciem ulgi na to rozstanie.
– Trenton, to nie byla kobieta dla ciebie. Nie bede o niej mowil zle, bo to nie w moim stylu…
Uwazaj, gnojku, pomyslal Heck, spogladajac groznie na przyjaciela.
– …ale ona byla za bardzo narwana. Po prostu zle wybrales. Nie patrz na mnie tak. Mozesz miec kogos lepszego.
– Ja ja kochalem – powiedzial Heck, przypominajac sobie, jak Jill pewnego jesiennego popoludnia zrobila mu na lunch pyszna salatke. – Cholera. Ale jecze, co?
– Ty jej nie kochales – powiedzial Billy Mosler tonem medrca. – Ty byles w niej zakochany. Albo raczej pozadales jej. Widzisz roznice?
Uwazaj, gnojku. Heck przyszedl do siebie na tyle, ze znow mogl zaczac patrzec groznie.
Po paru miesiacach cierpienie przestalo byc tak dojmujace jak na poczatku, jednak Heck nadal nie mogl sie pogodzic z tym, ze Jill odeszla. Setki razy przejezdzal kolo jej restauracji i dzwonil do niej czesto, zeby porozmawiac o tych paru rzeczach, o ktorych wciaz mogli rozmawiac. Oczywiscie tematow takich nie bylo wiele. Czesto zdarzalo sie, ze telefon odbierala automatyczna sekretarka. Po cholere kelnerce automatyczna sekretarka? – zastanawial sie Heck. Chyba tylko w celu rejestrowania telefonow od mezczyzn. Byl w rozpaczy, kiedy maszyna wlaczala sie za drugim sygnalem, co oznaczalo, ze ktos dzwonil przed nim. Heck widzial swoja byla zone wszedzie. Widzial ja w miasteczkach, na piknikach, widzial ja jadaca samochodem, w restauracji, na parkingu przed sklepem monopolowym, kiedy podciagala spodnice, chcac poprawic halke, ktora nosila podwinieta w pasie, bo byla taka niska.
Tak, widzial ja wciaz i we wszystkich mozliwych miejscach.
Teraz tez z wielkimi oporami znikala z jego swiadomosci, gdy on zjezdzal z szosy. Emil zaczal sie krecic radosnie, kiedy furgonetka zatrzymala sie i znienawidzony pas zostal rozpiety. Jego pan wzial linke w reke i obaj ruszyli przed siebie.
Emil z latwoscia wywachal zapach Hrubeka i pobiegl klusem szosa. Poniewaz znajdowali sie na asfalcie, gdzie widocznosc byla dobra, Heck wydluzyl linke. Posuwali sie szybko, mijajac opuszczone szopy i farmy, a takze pola, na ktorych rosly dynie. Kiedy mineli dwa skrzyzowania, przekonujac sie, ze szaleniec wciaz jechal na zachod szosa numer 236, Heck rozkazal Emilowi wracac do furgonetki. Poniewaz Hrubek jechal na rowerze przypuszczalnie z predkoscia pietnastu albo dwudziestu mil na godzine, Heck ruszyl za nim furgonetka. Co kilkanascie mil zatrzymywal sie i pozwalal Emilowi upewnic sie, ze nie stracili tropu. Tak pilny pies jak Emil potrafil tropic rowerzyste, zwlaszcza w wilgotna noc, ale tropiac go bez samochodu, bardzo szybko by sie zmeczyl. A i Heck ze swoja chora noga takze nie byl w stanie biec za rowerzysta.
Jadac szosa i patrzac uwaznie przed siebie, w nadziei ze zobaczy reflektor roweru albo plecy Hrubeka, Trenton Heck myslal o swoim spotkaniu z Richardem Kohlerem. Przypomniawszy sobie jak lekarz skrzywil sie, kiedy on odrzucil jego oferte, zaczal sie obawiac, ze pokpil sprawe, ze postapil odwrotnie, niz postapilby ktos sprytny. Czesto miewal trudnosci z wlasciwym wyborem. Nie wybieral tego, co wybralby kazdy jako rzecz najlepsza dla siebie. Nie czynil wyborow, ktore pochwalilaby Jill i ktore spowodowalyby, ze ojciec powiedzialby mu: – Cholernie dobrze wybrales, chlopcze.
Tym razem tez tak bylo. Heck uwazal, ze odrzucenie tych pieniedzy bylo w pewnym sensie szalenstwem. Ale z drugiej strony, kiedy wyobrazal sobie, ze bierze ten czek, ze go sklada na pol i idzie do domu, to dochodzi do wniosku, ze nie moglby tego zrobic. Pomyslal, z zalem, ze moze Bog nie stworzyl go na podobienstwo Emila, nie obdarzyl go wspanialym, wyjatkowym instynktem. Z drugiej jednak strony czul, ze jego zyciu sens nadaje nie co innego, tylko tropienie z psem, takie jak to dzisiejszej nocy. Pomyslal, ze jezeli nawet nie zlapie Hrubeka, to i tak tropienie go bedzie lepszym zajeciem niz siedzenie przed telewizorem z kwarta piwa.
Bardzo gnebilo go to, ze odrzucil propozycje Kohlera. Ale jeszcze bardziej gnebilo go cos innego. Otoz mial przed soba cel: zlapac Hrubeka, zanim ten zrobi komus cos zlego. No dobrze, ale skoro tak, to dlaczego nie zadzwonil do Dona Havershama i nie powiedzial mu, ze Hrubek zmienil kierunek? Obecnie znajdowal sie w Gunderson, a wkrotce mial dojechac do Cloverton. W obu miastach byly posterunki policji i prawdopodobnie, mimo mobilizacji w zwiazku z nadciagajaca burza, znajdowalo sie w nich paru policjantow, ktorzy ewentualnie mogliby zablokowac droge. Dzwoniac do Havershama, myslal Heck, postapilbym wlasciwie, przyczynilbym sie do zmniejszenia ryzyka.
No tak, ale gdyby miejscowa policja albo policja stanowa zlapala Hrubeka, Adler na pewno chcialby wykrecic sie od placenia. Nie wyplacilby Heckowi dziesieciu tysiecy dolarow nagrody.
Dreczony poczuciem winy, Heck nacisnal lewa stopa pedal gazu i podazyl za swoja ofiara. Pomyslal przy tym z ponurym usmiechem, ze posuwa sie na zachod – w sekrecie i pod oslona nocy – tak samo jak Michael Hrubek.
Znajdowal sie w odleglosci dwudziestu dwoch mil od Ridgeton, kiedy przyszlo mu do glowy, ze samochod bylby o wiele lepszy od roweru, o wiele modniejszy. Rower przestal juz mu sie podobac jako srodek lokomocji. Chwial sie, kiedy uderzal o kamienie, a poza tym pod gore jechalo sie na nim bardzo powoli. Predzej mozna by bylo isc pieszo. Hrubek, pedalujac na wolnym biegu, z takim wysilkiem wciagal powietrze, ze az rozbolaly go zeby. Kiedy natrafial na wyboje, ciezkie pulapki na zwierzeta podskakiwaly w plecaku i uderzaly go w nerki. Jednak powodowala nim nie tyle zlosc na rower, co pragnienie posiadania samochodu. Hrubek nabral takiej pewnosci siebie, ze uwierzyl, ze moze prowadzic samochod. Wykiwal przeciez sanitariuszy, poradzil sobie z glinami i oszukal wszystkich cholernych spiskowcow, ktorzy chcieli go zlapac. Wiec zapragnal miec samochod.
Przypomnial sobie, jak pomogl doktor Annie zatankowac benzyne. Doktor Anna zawiozla jego i kilku innych pacjentow do ksiegarni znajdujacej sie w centrum handlowym w poblizu Szpitala Psychiatrycznego w Trevor Hill. Hrubek znal statystyke wypadkow na amerykanskich autostradach. Kierowany wewnetrznym przymusem, przepowiadal ja sobie i byl przerazony na sama mysl o przejazdzce, ale w koncu z oporami zgodzil sie na nia. Psychiatra poprosila go, zeby usiadl z przodu. Kiedy zatrzymali sie na stacji benzynowej, zapytala:
– Michael, czy moglbys mi pomoc zatankowac?
– Nieee.
– Pomoz mi, Michael.
– Za nic. To niebezpieczne i niemodne.
– Zrobimy to razem, dobrze?
– Skad moge wiedziec, co cieknie z tych pomp?
– No chodz, Michael. Wysiadaj.
– Nie chce.
Jednak w koncu zrobil to: otworzyl zbiornik paliwa, uruchomil pompe, poradzil sobie ze wszystkim. Doktor Anna podziekowala mu za pomoc, a on, bardzo dumny, wsiadl do samochodu i zapial sobie pas – sam, bez przypominania. Podczas drugiej wycieczki doktor Anna pozwolila mu usiasc za kierownica i pojezdzic szarym mercedesem po szpitalnym parkingu. Wzbudzilo to zazdrosc innych pacjentow i rozbawilo – ale tez i przerazilo – paru lekarzy i kilka pielegniarek.
Tak, zadecydowal teraz Michael, musze sie pozbyc roweru.
Zatrzymal sie u stop wzgorza, tuz przy nieoswietlonym budynku stacji benzynowej, ktorego okna byly brudne i pokryte blotem. Jego uwage przyciagnal jasnozielony datsun stojacy w poblizu pompy. Hrubek zsiadl z roweru. Drzwi auta nie byly zamkniete. Hrubek usiadl na siedzeniu kierowcy i poczul zapach smaru i plesni. Sprobowal prowadzic „na niby'. Poczatkowo byl bardzo spiety, ale potem odprezyl sie i stopniowo przypomnial sobie, co wie na temat samochodow. Poruszyl kierownica. Przesunal dzwignie zmiany biegow. Probowal na niby przyspieszac i hamowac.
Spojrzal przed siebie i zobaczyl kluczyk w stacyjce. Przekrecil go. Cisza. Wysiadl z samochodu. Przypuszczal, ze ten nie ma akumulatora albo w baku brakuje benzyny. Podniosl maske i przekonal sie, ze samochodowi brak ni mniej, ni wiecej, tylko silnika. Jakis skurczybyk go ukradl, pomyslal i zatrzasnal drzwiczki.
Czlowiek nie moze nikomu zaufac.
Hrubek podszedl do znajdujacego sie obok stacji sklepu i zajrzal do niego przez okno. W srodku byl automat sprzedajacy napoje i drugi sprzedajacy przekaski. Byly tez rozne ciastka, paczki. I Twinkies. Hrubek lubil Twinkies. „Twinkies to samo zdrowie' – wymamrotal fragment tekstu reklamowego zaslyszanego w telewizji. Powtarzajac ten tekst w kolko, poszedl na zaplecze.