Lis nie tyle zazdroscila Dorothy, co czula do niej niechec. Najbardziej irytowalo ja to, ze Dorothy tak sie plaszczy przed Robertem. Ze przerywa swoje zajecia po to, zeby oddawac mu rozne uslugi, ktorych potrzebowal w rzeczywistosci albo tylko w jej wyobrazni. Wydawalo sie, ze dla Roberta wszystkie te holdy sa zenujace, tym bardziej ze wygladalo na to, ze oddawane sa z wyrachowaniem. Lis uwazala, ze Robertowi potrzebna jest zo-na- partnerka, a nie taka mala gejsza, nawet jezeli ta gejsza wyposazona jest w swiatowej klasy biust.
Jednak kiedy stalo sie jasne, ze oni i malzonkowie Gillespiech nie zostana bliskimi przyjaciolmi, zastrzezenia Lis prawie zniknely. Lis stala sie bardziej tolerancyjna w stosunku do Dorothy i nawet pytala ja nieraz o rade w sprawach makijazu i ubiorow (w zakresie ktorych Dorothy byla prawdziwym ekspertem). Obie kobiety nigdy nie zywily do siebie siostrzanych uczuc, jednak Dorothy stala sie kims, komu Lis mogla wyznac swoje najwieksze grzechy.
To wlasnie Dorothy, przypomniala sobie teraz Lis, uslyszala, ze pogoda w niedziele bedzie piekna, i zaproponowala, zeby pojechali na piknik.
– A kim byla Claire?
Claire miala osiemnascie lat, a Lis uczyla ja angielskiego w drugiej klasie liceum. Claire byla bardzo niesmiala i miala blada twarz w ksztalcie serca.
– Byla dziewczyna, co do ktorej mialo sie nadzieje, ze nie stanie sie w przyszlosci zbyt piekna, bo czulo sie, ze nie znioslaby zainteresowania, jakim darzyliby ja mezczyzni – wyjasnila Lis.
Cokolwiek miala przyniesc przyszlosc, Claire byla sliczna juz jako nastolatka. Lis, zobaczywszy ja po raz pierwszy kilka lat temu, byla pod wrazeniem jej eterycznej urody. Dziewczyna miala subtelna twarz, spokojne oczy i dlugie, delikatne palce. Nauczyciele natychmiast klasyfikuja sobie uczniow i Lis od razu poczula sympatie do Claire. Postarala sie nie stracic z nia kontaktu. Rzadko wyrozniala w ten sposob swoich uczniow. Chyba tylko w dwoch czy trzech innych przypadkach utrzymywala z uczniami czy bylymi uczniami kontakty poza szkola. Zwykle zachowywala dystans, swiadoma wladzy, jaka miala nad tymi mlodymi ludzmi. Kiedy przychodzila do szkoly w bluzkach w jasnych kolorach, zauwazala, jak oczy chlopcow wedruja po jej piersiach, i miala pewnosc, ze ich penisy staja sie wtedy twarde. Niesmiale i nieatrakcyjne dziewczyny uwielbialy ja, a te, ktore tworzyly klasowe koterie, odnosily sie do niej pogardliwie albo z zazdroscia – tylko dlatego, ze ona byla kobieta, a one same jeszcze niezupelnie. Lis radzila sobie ze wszystkimi tymi uczuciami z wielka godnoscia i ostroznoscia i zwykle oddzielala od siebie dokladnie zycie domowe i szkolne.
Jednak dla Claire zrobila wyjatek. Matka dziewczyny pila, a przyjaciel matki siedzial kiedys w wiezieniu za molestowanie seksualne przybranego dziecka z poprzedniego zwiazku. Kiedy Lis dowiedziala sie, jak wyglada egzystencja Claire, zaczela dopuszczac ja stopniowo do swojego prywatnego zycia. Czasami prosila o pomoc w cieplarni, czasami zapraszala na niedzielny lunch. Wiedziala, ze ta jej sklonnosc do dziewczyny jest dosc zagadkowa i byc moze wrecz niebezpieczna. Bo na przyklad pewnego razu, kiedy Claire zostala po lekcji, zeby omowic z nia recenzje jakiejs ksiazki, Lis zauwazyla, ze ma ona splatane blond wlosy, i zaczela te wlosy rozczesywac wlasna szczotka. Nagle uswiadomila sobie: kontakt na-uczycielka-uczennica za zamknietymi drzwiami! Zerwala sie z krzesla i odskoczyla od przestraszonej dziewczyny. I przyrzekla sobie, ze bedzie bardziej uwazala.
Mimo to jednak w ciagu ostatnich dwoch lat widywaly sie czesto i kiedy Claire w piatek powiedziala smutno, ze matki w niedziele nie bedzie w domu, Lis bez wahania zaprosila ja na piknik.
Pierwszego maja rozlozyli sie na Plazy Rocky Point. Portia natychmiast poszla biegac – chciala przebiec dziesiec kilometrow kretymi kanionami.
– Portia biega w maratonach – wyjasnila Lis Kohlerowi.
– Ja tez – odrzekl lekarz.
Lis rozesmiala sie, jak zawsze zdziwiona tym, ze ludzie robia takie rzeczy dla przyjemnosci.
– A my, to znaczy Dorothy, Robert, Claire i ja, siedzielismy przez jakis czas na plazy. I patrzylismy na zaglowki. No wie pan, po prostu rozmawialismy, pilismy cole i piwo.
Tak uplynelo im jakies pol godziny. Po czym doszlo do sprzeczki miedzy Dorothy a Robertem.
Dorothy zostawila w samochodzie ksiazke Lis. „Hamleta'. Lis przygotowywala sie do koncowych egzaminow i dlatego wziela ze soba zaczytany i pokryty notatkami egzemplarz.
– Mialam zajete rece, bo nioslam rozne rzeczy, i Dorothy powiedziala, ze ona wezmie ksiazke. Ale zapomniala i zostawila ja w samochodzie.
Lis powiedziala jej, zeby sie tym nie przejmowala, i dodala, ze nie ma nastroju do pracy. Ale Robert zerwal sie i oswiadczyl, ze pojdzie po ksiazke. Wtedy Dorothy zauwazyla kwasno, ze on gotowy jest zrobic wszystko dla kazdej osoby, ktora nosi spodnice. Lis przypuszczala, ze to mial byc zart, jednak ten zart sie nie udal, bo oboje – ona i Robert – poczuli sie dotknieci.
– Robert zapytal ja, co przez to rozumie. Dorothy machnela reka i powiedziala: „Oj, idz juz po te cholerna ksiazke' czy cos w tym rodzaju. Potem dodala, ze powinien biec przez cala droge w obie strony. „Zrzucisz w ten sposob troche tluszczu. Zobaczcie, jemu rosna piersi'.
Lis byla zmieszana – ze wzgledu na Claire. Robert pobiegl rozzloszczony, a Dorothy wrocila do czytania swojego czasopisma.
Lis sciagnela szorty i rozpiela koszulowa bluzke, pod ktora miala biki-ni. Polozyla sie na cieplych kamieniach i zamknela oczy, usilujac nie zasnac (drzemki w ciagu dnia sa zakazane dla cierpiacych na bezsennosc). Claire, z ktora Robert zdazyl sie zaprzyjaznic po drodze, byla jedyna osoba zdajaca sie niecierpliwie czekac na jego powrot. Kiedy uplynelo juz pol godziny, a on nie wracal, wstala i powiedziala, ze idzie go poszukac. Lis podniosla wzrok. Dziewczyna szla w strone sterczacych w gore skal. Te skaly, odrazajace i fascynujace zarazem, robily wrazenie twardych jak wypolerowana kosc. Na ich widok Lis przypomniala sobie zolta czaszke lezaca w pracowni biologicznej.
Potem Lis zobaczyla, ze Claire stoi u wlotu do kanionu, o jakies cwierc mili od plazy. A nastepnie dziewczyna zniknela jej z oczu.
– Po jakims czasie – powiedziala Lis Kohlerowi – zaczelam sie zastanawiac, gdzie oni sie podziali. Co sie dzieje? – myslalam. Bylam powaznie zaniepokojona. Wzielam torebke i ruszylam w strone tego miejsca, w ktorym zniknela Claire.
Nagle mignela jej przed oczami plama koloru. Pomyslala, ze ta plama jest zolta jak szorty Claire. Pobiegla do kanionu. Wbiegla w glab, pokonala tak jakies sto jardow i zobaczyla krew.
– Krew?
Krew byla tuz przed jaskinia. Wejscie do jaskini bylo kiedys zagrodzone lancuchem, ale ktos wyrwal slupek, do ktorego ten lancuch byl przymocowany, i odrzucil go na bok.
Nie – pomyslala – za nic tam nie wejde. Ale uklekla i zajrzala do srodka. Powietrze w srodku bylo chlodne i pachnialo mokrym kamieniem, glina i plesnia.
Poczula, ze ktos za nia stoi. Byl to potezny mezczyzna, ktory pojawil sie o kilka stop od niej.
– Michael? – zapytal Kohler. Lis kiwnela glowa.
Hrubek zaczal wyc jak zwierze. Mial w rece zakrwawiony kamien. Patrzac na nia, wrzasnal: Sic semper tyrannis!
Richard Kohler podniosl szczupla dlon, dajac jej znak, zeby zaczekala. I po raz pierwszy tego wieczora zapisal cos sobie.
Nie pomyslala pani, ze mozna by pojsc poszukac straznika lesnego? – zapytal.
Lis nagle zrobila sie zla. Dlaczego on zadaje takie pytanie? Takie, jakie zadaja prawnicy i policjanci. Czy nie pomyslalam, ze moze trzeba poszukac straznika? Przeciez, na milosc boska, zawsze tak jest. Zawsze jest tak, ze postapilibysmy inaczej, gdybysmy mogli. Czyz nie mamy nieraz ochoty przerobic calego naszego zycia? Biegu czasu nie da sie odwrocic. Gdyby bylo inaczej, to bysmy oszaleli.
– Tak, pomyslalam o tym. Ale nie wiem… po prostu wpadlam w panike. Wbieglam do jaskini.
W srodku nie bylo bardzo ciemno. Przez jakas szczeline znajdujaca sie trzydziesci, a moze czterdziesci stop nad jej glowa wpadalo blade swiatlo.
Sciany wznosily sie pionowo, ze sklepienia jaskini zwisaly stalaktyty. Lis, przerazona, oparla sie o sciane, chcac zlapac rownowage. W jaskini rozlegl sie jek. Ten jek przypominal dzwiek oboju albo wiatru w trzcinach. Byl straszny! Lis spojrzala pod nogi i znowu zobaczyla krew.
W tej chwili przez otwor wejsciowy do jaskini wsunal sie Hrubek. Lis odwrocila sie i zaczela biec przed siebie. Nie miala pojecia, dokad biegnie, nie myslala o tym, po prostu biegla. Kiedy wydostala sie z glownej sali, pognala dlugim korytarzem, wysokim na jakies osiem stop. Hrubek byl gdzies za nia. Biegnac, Lis zauwazyla, ze tunel sie