Straznik zaczal zadawac pytania, ale ona nie mogla sie skupic. Slyszala okropne zawodzenie, ktore zdawalo sie wydobywac z wnetrza ziemi i odbijac echem od skal. Stawalo sie ono coraz slabsze, w koncu zrobilo sie bardzo slabe, jednak nie umilklo.
– Co to jest? – zapytalam. – Na litosc boska, niech pan cos zrobi, zeby to przestalo.
Wkrotce zawodzenie ustalo – wyjasnila Lis psychiatrze.
Jak sie dowiedziala pare minut pozniej od innego straznika, podziemny strumien, wezbrany wskutek deszczu, wypelnil jaskinie, w ktorej znalazla cialo Roberta i w ktorej przez caly czas znajdowala sie Claire. A ten dzwiek to bylo zawodzenie dziewczyny wzywajacej pomocy. Zostal stlumiony przez wzbierajace wody, w ktorych Claire utonela.
Owen Atcheson zatrzymal gwaltownie samochod, wylaczyl swiatla i rozejrzal sie naokolo, badajac ten ponury kawalek pustej szosy.
Wyjal pistolet z kieszeni, wysiadl z samochodu i wszedl na polane, oswietlajac latarka zakurzone pobocze. Rower Hrubeka zostal tu polozony albo upadl na bok, a naokolo niego znajdowaly sie slady stop. Niektore z nich okazaly sie sladami butow szalenca, ale pozostalych Owen nie rozpoznawal. Bylo jasne, ze w pewnej chwili Hrubek siedzial na ziemi, bo krawedzie jego obcasow pozostawily glebokie slady, a po posladkach pozostaly w kurzu rozlegle wglebienia.
Owen nie mogl sie zorientowac, co sie tutaj stalo. Zauwazyl, ze slad opon rowerowych biegl dalej na zachod szosa numer 236. Mimo to przygladal sie wciaz uwaznie temu miejscu, pragnac dociec, jak pracowal umysl Hrubeka. Zobaczyl porosnieta trawa droge dojazdowa znikajaca w lesie. Slady opon, niektore swieze, prowadzily w strone tej drogi.
Dalej znajdowala sie dluga droga prowadzaca w dol miedzy drzewami, zaroslami, wsrod wysokiej trawy, wsrod jakichs pnaczy i przez mgle. Tam, gdzie konczyl sie spadek, w miejscu, gdzie droga ginela wsrod cieni, w zaroslach stal krzywo jakis samochod. Owen zaswiecil latarke, jednak samochod znajdowal sie tak daleko, ze zobaczyl tylko jego niewyrazna sylwetke. Doszedl do wniosku, ze jest to niezgrabna, ciezka, dwutonowa ciezarowka. W Detroit zaprzestano produkcji takich maszyn juz dawno temu. Owen nie zadal sobie trudu, zeby dokladniej przyjrzec sie ciezarowce. Wrocil na szose i pojechal powoli na zachod. Zatrzymywal sie mniej wiecej co sto jardow, zeby sprawdzic, czy sa slady roweru.
Rownoczesnie rozwazal najwazniejszy problem, przed jakim stanal tego wieczora.
Nie byl to problem moralny. Nie, gdyz Owen Atcheson bez zadnych skrupulow zamierzal podejsc do Hrubeka i wpakowac mu kule w srodek czola. Byl to problem praktyczny, problem streszczajacy sie w pytaniu: jak zabic Michaela Hrubeka, nie powodujac tym skreslenia wlasnej osoby z listy adwokatow i nie ladujac w wiezieniu?
Gdyby Hrubek byl przestepca po wyroku, sprawa bylaby prostsza. Bo uciekajacemu przestepcy wolno bylo strzelic w plecy. (Owen zmruzyl oczy i przypomnial sobie przepisy z kodeksu karnego na ten temat.) Ale Hrubek nie byl przestepca. Lawa przysieglych orzekla co prawda, ze zabil Roberta Gillespiego, jednak sad wydal wyrok uznajacy go za niewinnego z powodu choroby psychicznej.
To oznaczalo, ze istnialy tylko dwa sposoby zabicia go bez ponoszenia konsekwencji. Trzeba bylo albo zostac przez niego zaatakowanym w miejscu, z ktorego nie mozna bylo uciec, na przyklad w zamknietym pokoju, w zablokowanym tunelu, na moscie albo zlapac go we wlasnym domu, gdzie wolno bylo go legalnie zastrzelic, nie bedac przez niego sprowokowanym. W tym drugim wypadku musialby pewnie stawic sie na policji i zlozyc zeznanie, a moze nawet obeszloby sie bez tego.
Nalezalo doprowadzic do realizacji jednego z tych dwoch scenariuszy. Jednak Owen byl wciaz tak daleko od swojej ofiary, ze nie mogl zorientowac sie, jak ma to zrobic. No tak, w tej chwili nie pozostawalo mu nic innego, jak jechac dalej, powoli naprzod przez mglista noc i zmagac sie z ta niepewnoscia – niepewnoscia nie co do celu, tylko co do srodkow. Owen popadl w nastroj wlasciwy zolnierzowi podczas walki: myslal tylko o mechanizmach zabijania. Jaki strzal bylby najbardziej skuteczny? Ktorym rodzajem broni powinien sie posluzyc? Jak dlugo czlowiek postury Hrube-ka moze biec, odnioslszy smiertelna rane? (Przypuszczal, ze bardzo dlugo, podobnie jak bawol albo niedzwiedz.) Czy Hrubek podchodzi ukradkiem do tych, co go scigaja? Czy w tej chwili nie zastawia przypadkiem kolejnej stalowej pulapki? Albo jakiejs innej? Od czasu gdy sluzyl w wojsku, Owen wiedzial, ze pulapki moga byc bardzo rozne, ze zastawiajac je, mozna posluzyc sie benzyna, nafta, sztucznym nawozem, gwozdziami, narzedziami, pocietymi na kawalki balami, drutem.
Zastanawial sie nad tym, przejezdzajac powoli obok starej stacji benzynowej i sklepu wielobranzowego – zamknietych i pograzonych w ciemnosci. Najwyrazniej ta stacja zainteresowala Hrubeka, bo slady roweru wskazywaly na to, ze skrecil na podjazd. Owen przejechal obok parkingu i zatrzymal sie bardzo powoli, tak zeby nie zapiszczaly hamulce. Wyjal pistolet z kieszeni i wysiadl z samochodu.
We frontowej czesci budynku, w poblizu jednej z pomp zauwazyl na wpol oproznione pudelko z paczkami. Za bardzo rzucalo sie w oczy – wygladalo tak, jakby zostawiono je tu celowo, dla przywabienia scigajacych w pulapke. Dlatego, idac w strone tylnej czesci budynku, Owen zachowywal sie bardzo cicho. No tak, okno wybite, a zasuwka odsunieta. Owen odetchnal gleboko, zeby sie uspokoic, a potem pchnal drzwi – szybko, tak zeby zawiasy nie zaskrzypialy – i wszedl do srodka. Kiedy juz sie tam znalazl, natychmiast przeszedl na bok, tak zeby nie stac w drzwiach.
Stojac bez ruchu, pozwolil oczom przyzwyczaic sie do mroku. Usta mial szeroko otwarte. Byl to sposob stosowany przez zolnierzy – dzieki niemu czlowiek przestraszony nie wciagal glosno powietrza. Odczekal tak piec minut, nie slyszac niczego, a potem wszedl zgiety miedzy polki, na ktorych lezaly czesci samochodowe i zatluszczone kartony.
Zbadal pomieszczenie dokladnie i nie znalazl ani Hrubeka, ani niczego, co by swiadczylo o jego obecnosci. Przez otwarte drzwi widzial szose. Przejechal nia samochod, oswietlajac wnetrze. Tysiac cieni przesunelo sie z lewa na prawo, a potem zroslo sie w jedna calosc i polaczylo z ciemnoscia na zewnatrz. Reflektory oslepily Owena. Musial poczekac piec minut, az oczy przyzwyczaja mu sie znowu do ciemnosci.
A potem szukal dalej i znalazl karton po paczkach. Na podlodze byl rozsypany cukier puder. Owen poszedl w strone waskich drzwi prowadzacych do pomieszczenia we frontowej czesci budynku. Nagle zatrzymal sie, nasluchujac. Rozleglo sie dudnienie. Po chwili to dudnienie stalo sie glosniejsze. Na zewnatrz zablyslo swiatlo i oswietlilo staromodna pompe. W momencie gdy kierowca przyspieszyl, strzelila rura wydechowa. Ciezarowka z hukiem przejechala obok budynku stacji.
Owen przymknal oczy, chcac je ochronic przed swiatlem.
Wtedy wlasnie wyczul jakis ruch. Otworzyl oczy przerazony i zobaczyl ciemny ksztalt pojawiajacy sie na tle otworu drzwiowego. Odskoczyl do tylu, zanim ten ktos go dopadl. Ale zle ocenil odleglosc, wpadl na metalowy stol i upadl na plecy, upuszczajac bron. Padajac, uderzyl glowa o stalowa krawedz. Lezal na betonowej podlodze, ogluszony, podczas gdy jakis niewyrazny ksztalt zamajaczyl w drzwiach, nie dalej jak o trzy stopy od niego.
Blyszczacy samochod tkwil jak blekitny klejnot na podjezdzie i kusil go i necil.
– Dojade nim do Ridgeton blyskawicznie. Tak, tak, blyskawicznie.
O piekny samochodzie, moglbym siedziec na twoim siedzeniu, podczas gdy sliczna corka pastora siedzialaby na jego kutasie…
Opusciwszy stara stacje benzynowa, Hrubek dojechal na rowerze do dlugiej, wysypanej zwirem drogi dojazdowej, w ktora wjechal samochod z ta kobieta i jej corka w srodku. Nie widzial swiatel i domyslil sie, ze ich dom musi stac co najmniej pol mili od szosy. Przeszedl powoli przez lake znajdujaca sie obok drogi dojazdowej, zatrzymujac sie po to, zeby z plociennego plecaka wyjac ostatnia pulapke i umiescic ja w wysokiej trawie. A potem szedl dalej, niosac rower i myslac: „Jaki to swietny samochod! Dlaczego mialbym jechac na tym zajebanym rowerze? Na za/e-ba-nym rowerze daleko sie nie zaje-dzie. Dlaczego mam na nim pedalowac, skoro moge pojechac samochodem?'
Zatrzymal sie, wzial rower za tylne kolo i ruchem dyskobola obrocil sie dwa razy, wyrzucajac rower w powietrze. Rower spadl w zarosla jakies trzydziesci stop od niego. Hrubek byl rozczarowany, bo rower nie wybuchnal, uderzajac o ziemie, chociaz rownoczesnie nie mial pojecia, dlaczego spodziewal sie, ze tak sie stanie. Dalej poszedl juz droga dojazdowa, myslac nie tyle o samochodzie, ile o pieknych wlosach tej kobiety. Wlosy intrygowaly go najbardziej. Wiedzial, ze ona ma piersi i dupe, i maski na oczach. Ale wlosy interesowaly go i fascynowaly najbardziej. Przypominaly mu jego wlasne wlosy, takie jakie byly, zanim je obcial. Kiedy on to zrobil? Dzis wieczorem? Nie, w zeszlym roku. A dlaczego to zrobil? Nie mogl sobie przypomniec. Pewnie z powodu mikrofonow.
Zanim dotarl do miejsca, w ktorym stal w tej chwili, Hrubek przeszedl pol mili. Przeszedl pol mili i stanal na podjezdzie obok domu.