Zbieg okolicznosci byl zbyt wspanialy, nie mozna go bylo zignorowac. Zbyt zaskakujaca byla ta kombinacja literatury, ogrodnictwa i zyciowego dramatu. Wiec Lis nie pozbyla sie rosliny, tylko ja zasadzila i zaczela sie zastanawiac, czy roslina przetrwa. Okazalo sie po pewnym czasie, ze jest ona jednym z jej najtrwalszych okazow.

Teraz Lis podeszla do drzewka i wziela jeden z kwiatow w obie dlonie. Paradoksalne bylo to, ze te dlonie byly tak zgrubiale od pracy, ze nie mogla nimi wyczuc, jak delikatne sa platki. Przesunela wiec po platkach grzbietami dloni, a potem ruszyla w strone drzwi. Po zrobieniu kilku krokow zauwazyla na zewnatrz jakis ruch.

Podeszla ostroznie do okna, ktore bylo zaparowane od wewnatrz i zalane deszczowa woda od zewnatrz, wytarla je rekawem i przerazona zobaczyla sylwetke jakiegos wysokiego mezczyzny stojacego blisko domu. Mezczyzna trzymal rece na biodrach i wygladalo na to, ze probuje dociec, gdzie sa frontowe drzwi. Nie byl to mlody policjant. Moze to jest drugi policjant, ktory z nim przyjechal, pomyslala Lis, chociaz ten za szyba nie mial chyba na sobie munduru.

Mezczyzna zauwazyl boczne drzwi prowadzace do skladziku przy kuchni i podszedl do nich, nie zwracajac uwagi na lejacy deszcz. Zapukal grzecznie jak chlopak przychodzacy po dziewczyne, z ktora umowil sie na randke. Lis podeszla ostroznie do drzwi i wyjrzala, odsuwajac firanke. Mezczyzna, ktorego nie znala, mial tak mila i niewinna twarz i byl tak przemoczony, ze wpuscila go do srodka.

– Dobry wieczor pani. Pani pewnie jest pania Atcheson. Wytarl szczupla reke o spodnie i wyciagnal ja w strone Lis.

– Przepraszam, ze sprawiam pani klopot. Nazywam sie…

Nie zdazyl jednak sie przedstawic, bo duzy posokowiec wpadl do cieplarni i zaczal sie otrzasac, obsypujac ich gradem kropel.

Owen Atcheson, ktorego polowa ciala znajdowala sie w zimnym strumieniu, a polowa na brzegu, odzyskal powoli przytomnosc. Usiadl, modlac sie

0 to, zeby nie zemdlec jeszcze raz.

Kiedy cherokee zwalil sie w dol, Owen nie czekal, az Hrubek zbiegnie z gory i go dopadnie. Obejrzal sobie lewe ramie i znalazl wglebienie w miejscu, gdzie powinien wyczuc kosc. Krzywiac sie z bolu, upewnil sie, ze pistolet i amunicja znajduja sie w jednej z jego kieszeni.

A pozniej wstal i niezdarnie przebiegl przez strumien, oddalajac sie od samochodu.

Wbiegl w las otaczajacy srodmiescie Ridgeton i jakies dwiescie jardow dalej zatrzymal sie i polozyl na plecach na plaskim kamieniu porosnietym mchem. Wlozyl sobie do ust galazke debu i zaczal ja gryzc, sciskajac sobie lewy biceps prawa reka. Skupil sie i rozluznil, a potem powoli, bardzo powoli, z zamknietymi oczami, oddychajac szybko i wbijajac zeby w drewno, zaczal nastawiac kosc. Nagle kosc wskoczyla na miejsce z cichym trzasnie-ciem. Owen wydal nieglosny okrzyk, a potem zwymiotowal z bolu, zemdlal

1 zsunal sie do strumienia. Teraz otworzyl oczy, wyczolgal sie na brzeg i polozyl sie na boku.

Pozwolil sobie tylko na pieciominutowy odpoczynek, po czym wstal. Zdjal pasek i przypial nim sobie lewe ramie do boku. Ten prowizoryczny temblak powodowal wiekszy bol, ale zapobiegal ponownemu omdleniu przy naglym jego ataku. Deszcz lal teraz rowno, a wiatr wial Owenowi w twarz. Owen odrzucil glowedo tylu i wciagnal w pluca mokre powietrze.

Po chwili zaczal z wysilkiem isc przez las, kierujac sie na polnoc i okrazajac srodmiescie Ridgeton. Nie chcial oczywiscie, zeby Hrubek go znalazl. Nie chcial tez, zeby natknal sie na niego ktos inny, a zwlaszcza wscibski szeryf czy policjant. Pokonawszy w mece mile drogi, doszedl do skrzyzowania North Street i Cedar Swamp Road. Znalazl automat telefoniczny i podniosl sluchawke. Nie zdziwil sie, kiedy uslyszal w niej cisze.

Do ich domu mozna bylo dotrzec jedynie jadac na polnoc wzdluz Cedar Swamp Road. Zeby dostac sie tam z przeciwnej strony, trzeba bylo objechac lezacy na dwustu akrach park stanowy, wjechac do innego miasta i zawrocic na poludnie. Hrubek tak mocno uderzyl w cherokee, ze jego su-baru bylo z pewnoscia tez nie do uzytku. Ten swir tez porusza sie teraz pieszo – pomyslal Owen. Jezeli zmierza do naszego domu, to bedzie musial przejsc wlasnie tedy.

Owen stracil troche czasu, nastawiajac sobie ramie. Jednak mimo to nie przypuszczal, ze Hrubek go wyprzedzil. Hrubek nie znal przeciez okolicy, w zwiazku z czym musial postarac sie o mape i znalezc na niej wlasciwe ulice, a na mapie ulice nie sa dokladnie zaznaczone.

Owen podszedl do skrzyzowania – ostroznie, jak zolnierz patrolujacy okolice, rozgladajacy sie, czy nie ma zasadzek i starajacy sie zorientowac, gdzie sa strefy razenia. Zobaczyl row irygacyjny i rure z blachy falistej szeroka na cztery stopy. To dobra kryjowka, pomyslal. Wyobrazil sobie Hru-beka biegnacego ostroznie srodkiem drogi i siebie samego wychodzacego z kryjowki i zblizajacego sie do niego z pistoletem w rece.

Deszcz byl chlodny i pachnial wszystkimi woniami poznej jesieni. Owen wciagnal mokre powietrze gleboko w pluca, a potem wszedl do lodowatej wody wypelniajacej row, uwazajac na bolace ramie. Nie mial juz zawrotow glowy i byl w stanie ignorowac bol. Posuwal sie naprzod zgiety wpol jak zolnierz i powtarzal sobie, w ktore czesci ciala nalezy uderzac, zeby zabic: piers, glowa, brzuch, pachwina, piers, glowa, brzuch, pachwina… Powtarzal w kolko te ponura mantre, a deszcz wokol niego wzmagal sie coraz bardziej.

Lis Atcheson zaprowadzila nowo przybylego do kuchni i dala mu recznik. Przyszlo jej do glowy, ze w swojej czapeczce baseballowej i z kedzierzawymi wlosami opadajacymi na ramiona wyglada on jak robotnik, ktory w zeszlym roku kopal u nich koparka dol, przygotowujac miejsce na komore fermentacyjna. Kiedy tak stal, widac bylo, ze jedno biodro ma sztywno uniesione do gory. Lis zastanowila sie, czy sie przypadkiem nie przewrocil i nie zranil. Jego ubranie znajdowalo sie w takim nieladzie, ze bylo to calkiem prawdopodobne.

– Ja jestem z Hammond Creek. To na wschod stad.

Trenton Heck mowil tak, jakby nikt nigdy nie slyszal o Hammond Creek. Zreszta Lis rzeczywiscie nie znala tego miasteczka.

Lis przedstawila Heckowi Portie, ktora spojrzala na niego obojetnie. Heck czekal z usmiechem, az mu wyjasnia, skad wzielo sie tak egzotyczne imie.

– Przypomina to nazwe samochodu – rozesmial sie. Portia podala mu reke, nie usmiechajac sie.

Mlody policjant siedzial wciaz w samochodzie, probujac zdobyc swieze informacje na temat Hrubeka.

– Panie Heck… – zaczela Lis.

– Trenton. Albo Trent – powiedzial dobrodusznie, smiejac sie. – „Panie Heck', a to dobre.

– Napije sie pan czegos?

Nie chcial piwa, ale wypil butelke coli w czasie krotszym niz trzydziesci sekund, a potem zaczal patrzec przez okna tak uwaznie i z mina tak pewna siebie, ze Lis zapytala go, czy nie jest przypadkiem policjantem w cywilu. Nie, odpowiedzial, jest raczej kims w rodzaju konsultanta. Kiedy jej opowiedzial, jak Hrubek wyprowadzil w pole tropiacych i potem zawrocil, Lis pokrecila glowa i stwierdzila:

– On wcale nie jest glupi.

– A nie jest.

– Myslalam, ze on jest wariatem – odezwala sie Portia, glaszczac glowe psa z entuzjazmem, ktorego zwierze nie podzielalo.

– No tak, on jest wariatem. Ale jest tez inteligentnym sukinsynem. Lis zapytala, jak to sie stalo, ze Heck zjawil sie w jej domu.

– Spotkalem pani meza we Fredericks. Trafilismy razem do takiej jednej kobiety. Hrubek powiedzial jej, ze jedzie do Boyleston. Wiec ja ruszylem w tamta strone, a pani maz mial przyjechac tutaj. Ten policjant przed domem mowi, ze wyglada na to, ze Hrubek zepchnal go z szosy.

– Nie wiemy, gdzie on jest. Ani gdzie jest Hrubek. Dlaczego pan zmienil zdanie i zjawil sie tutaj?

Heck odpowiedzial, ze cos go tknelo. Przebyl juz polowe drogi do Boyleston, kiedy przyszlo mu do glowy, ze Hrubek ich znowu zwodzi.

– Za bardzo metodycznie posuwal sie na zachod i zbyt zawziecie usilowal nas sie pozbyc albo spowodowac, ze sie zatrzymamy. Nawet zastawial pulapki na Emila.

– Nie!

– Naprawde. Pomyslalem, ze skoro do tej pory byl taki sprytny, to jest sprytny w dalszym ciagu.

– Ale dlaczego nie zawiadomil pan policji?

Heck zmieszal sie nagle. Lis wydawalo sie, ze sie zaczerwienil. Wpatrujac sie w okno, opowiedzial im jednym tchem o wszystkim: o nagrodzie,

0 tym, ze stracil prace po prawie dziesieciu latach sluzby w policji, o recesji i o przyczepie mieszkalnej, ktora ma mu zabrac bank.

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату