A potem zapytal o Owena.

– Szukaja go – objasnila Lis. – Szeryf i policjant.

– Na pewno nic mu sie nie stalo – stwierdzil Heck. – On wie, co robi. Zaloze sie, ze byl w wojsku.

– Przez dwa okresy sluzby – powiedziala Lis odruchowo, patrzac przez okno.

Nie zwracajac uwagi na siostry, Heck uklakl i zaczal wycierac psa papierowymi recznikami. Robil to w skupieniu, metodycznie – wycieral mu nawet szyje pod obroza i miejsca miedzy krotkimi i grubymi pazurami. W ten sam sposob osuszyl swoj pistolet. Obserwujac go, Lis natychmiast zrozumiala, ze jest on czlowiekiem rownoczesnie bardziej prostodusznym

1 bardziej przebieglym od niej, i postanowila traktowac go powazniej, niz poczatkowo zamierzala.

Wrocil policjant – wszedl, ocierajac sobie policzki dlonmi o grubych palcach.

– Stanley mowi, ze zawiadomil policje, gdzie jest samochod Owena. Oni przekaza te informacje oficerowi nazwiskiem Haversham.

– Haversham dowodzi pogonia. To moj dawny szef – powiedzial Heck.

Wygladalo na to, ze nie podobaja mu sie te nowiny. Lis domyslila sie, ze to dlatego, ze nie chce stracic swojej nagrody czy tez dzielic jej z kims.

– On pewnie wysle oddzial Sluzby Taktycznej…

– Co to takiego?

– Nie wie pani? To cos takiego jak Oddzial Antyterrorystyczny.

– Naprawde ich wysle? – mlody policjant byl pod wrazeniem.

– Oni beda tu za jakies czterdziesci minut – mowil dalej Heck. – Albo troche pozniej.

– To dlaczego nie wysla ich helikopterem?

– Helikopterem? – parsknal Heck.

Niebo rozswietlila na moment blyskawica. Lis poczula sie tak, jakby piorun uderzyl ja w piersi. Mlody policjant pytal ja o cos, ale ona nie uslyszala ani jednego jego slowa i wybiegla z pokoju. Portia, przerazona, zrobila krok w jej strone i zawolala: – Lis, co ci sie stalo?

Ale w'tym momencie Lis biegla juz po schodach, przeskakujac po dwa stopnie.

W sypialni znalazla cienki, malokalibrowy automatyczny pistolet marki colt woodsman, ktory Owen trzymal przy lozku. Owen kiedys nalegal, zeby nauczyla sie nim poslugiwac, i zmusil ja, zeby z tuzin razy wystrzelila, celujac w papierowa tarcze przyczepiona do kupy drewna na opal lezacej za garazem. Lis posluchala go – strzelala nerwowo, a za kazdym strzalem reka podskakiwala jej do gory. Od tamtej pory, czyli od trzech czy czterech lat, nie tknela pistoletu.

Wziela go teraz i – w przeciwienstwie do tego, co mialo miejsce, gdy brala w rece platki roz – poczula pod zgrubialymi palcami dotkniecie jego kratkowanej powierzchni.

Pistolet zniknal w jej kieszeni. Lis podeszla powoli do okna. Ogromna czarna ciemnosc za tym oknem – ciemnosc, w ktorej nie bylo zadnego punktu przyciagajacego wzrok – zahipnotyzowala ja i sprawila, ze zaczela podchodzic blizej. Jak lunatyczka przysuwala sie coraz blizej do okna, czujac, ze musi zobaczyc coskolwiek za tymi niebieskozielonymi szybami – jakas galaz, sowe, chmure, zasniedziala choragiewke w ksztalcie Pegaza na dachu garazu, cokolwiek, co by sprawilo, ze ciemnosc stanie sie mniej nieskonczona i mniej namacalna. Blyskawica oswietlila zalany woda podjazd. Lis przypomniala sobie, jak machala mezowi reka na pozegnanie. Teraz z przerazeniem zdala sobie sprawe, ze ten gest mogl byc ostatnim gestem porozumienia miedzy nimi, ostatnim gestem porozumienia, ktorego on, co gorsza, nawet nie widzial.

Spojrzala w ciemnosc. Gdzie jestes, Owenie? Gdzie? Wiedziala, ze Owen jest blisko. Bo doszla do wniosku, ze on – ranny czy nie – wraca teraz do domu i usiluje skierowac Hrubeka na teren ich posiadlosci i sfinalizowac swoja misje polegajaca na zabiciu szalenca i stworzeniu pozorow wskazujacych na to, ze bylo to dzialanie w obronie wlasnej. Owen mogl teraz byc o mile od domu albo o piecdziesiat jardow od niego. Wobec czego wszystko bylo tylko kwestia czasu.

Znowu sie blysnelo i w poblizu uderzyl piorun. Lis wstrzymala oddech i cofnela sie od okna. Osiemnastowieczne blyszczace szybki zadrzaly. Burza ruszyla teraz do ataku jak fala, jak sciana obojetnej wody wysoka na tysiac stop. Pedzila goraczkowo przez jezioro, ktorego powierzchnia byla dziwnie oswietlona, tak jakby kropelki deszczu emanowaly swiatlem w momencie, gdy zderzaly sie z ciemna woda.

Potezny pomruk grzmotu rozlegl sie nad domem, a potem nastapil ostry trzask. Lis pobiegla na dol. Zerwala plaszcz od deszczu z wieszaka i powiedziala:

– Wychodze. Ide szukac meza.

27

Pietnastego kwietnia 1865 roku doktor Samuel A. Mudd wstawil w lubki noge Johna Wilkesa Bootha, po czym zapakowal go do lozka w malej lecznicy u siebie w domu.

Doktor Mudd orientowal sie, kim jest jego pacjent, orientowal sie tez, co ten pacjent zrobil poprzedniej nocy, nie pojechal jednak do miasta i nie wydal Bootha wladzom, bo jego zona bala sie zostac sama w domu z tym dziwnym rozgoraczkowanym czlowiekiem i prosila go, zeby tego nie robil. Mudd zostal potem aresztowany i oskarzony o udzial w spisku na zycie Lincolna i tylko jeden glos przysieglego uratowal go przed powieszeniem. Siedzial w wiezieniu, z ktorego go w koncu zwolniono, ale po wyjsciu z niego byl juz czlowiekiem skonczonym.

Michael Hrubek, myslac teraz o tej historii, doszedl do wniosku, ze Mudd swoje nieszczescie zawdzieczal kobiecie.

Pomyslal tez, ze w tej chwili dobrze by bylo dotrzec do jakiegos lekarza. Bo bolal go nadgarstek, ktorym uderzyl o kierownice, w momencie gdy wjezdzal na samochod spiskowca. Bol nie byl zbyt dokuczliwy, ale przedramie spuchlo mu do prawie podwojnej objetosci i przypominalo blyszczaca klode.

Jednak maszerujac przed siebie w strugach deszczu, Michael Hrubek stal sie zbyt podekscytowany, zeby martwic sie o swoje rany. Gdyz znajdowal sie w krainie Oz.

Miasteczko Ridgeton bylo dla niego miejscem magicznym. Bylo celem jego wedrowki. Bylo Ziemia Obiecana i Hrubek patrzyl tu z szacunkiem na kazdy kawalek listopadowej trawy, na kazdy licznik parkingowy i na kazda skrzynke pocztowa. Burza spowodowala, ze w srodmiesciu nie bylo pradu. Jedynymi palacymi sie swiatlami byly zasilane bateriami napisy nad zwyklymi wyjsciami i napisy wskazujace wyjscia awaryjne. Te czerwone prostokaty poglebialy atmosfere niesamowitosci.

Stojac w jakiejs budce telefonicznej, Hrubek przejrzal mokry spis telefonow i znalazl to, czego szukal. Odmowil modlitwe dziekczynna, a potem spojrzal na mapke znajdujaca sie na poczatku ksiazki i odnalazl na niej Cedar Swamp Road.

Wyszedl z budki na deszcz i ruszyl szybko na polnoc. Minal ciemne sklepy – sklep monopolowy, sklep z zabawkami, a potem pizzerie i czytelnie organizacji Nauka Chrzescijanska. Zaraz, zaraz – pomyslal. Blogoslaw nam, naukowy Panie Jezu? Jezus Chrys-tus byl fizykiem. Chrys-tus byl chemikiem. Hrubek rozesmial sie na te mysl, a potem ruszyl naprzod, patrzac na wlasne niesamowite odbicie w szybach wystawowych. Niektore z tych szyb byly czarne i mialy z pewnoscia pelnic role zabezpieczajaca. (Michael wiedzial wszystko o szybach bedacych z jednej strony lustrami, ktore mozna bylo kupic za czterdziesci dziewiec dolarow i dziewiecdziesiat piec centow w pewnej firmie w Redding – transport wliczony.

– Dobranoc paniom – spiewal, rozpryskujac stopami wode w rynsztokach. – Dobranoc paniom…

Doszedl do miejsca, w ktorym zbiegaly sie trzy ulice. Zatrzymal sie i poczul, ze ogarnia go panika. Serce zaczelo mu bic bardzo mocno. Boze drogi, ktoredy teraz? Na prawo czy na lewo? Cedar Swamp Road tu sie konczy. Gdzie teraz? W lewo czy w prawo?

– Ktoredy mam isc? – ryknal.

Zrozumial, ze jezeli skreci w jedna strone, to dojdzie do Cedar Swamp Road numer 43, a jezeli skreci w druga, to tam nie dojdzie. Spojrzal na drogowskaz i mrugnal. I podczas tego mrugniecia, w jednym ulamku sekundy jego umysl zachowal sie jak przegrzana maszyna. Po prostu przestal pracowac.

Ogarnal go taki lek, ze przed oczami pojawily mu sie czarne, zolte i pomaranczowe iskierki. Hrubek zaczal zawodzic. Szczeka mu sie trzesla. Opadl na kolana, atakowany przez glosy – glos starego Abe Lincolna, glosy umierajacych zolnierzy, glosy spiskowcow…

Вы читаете Modlitwa o sen
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату