oka, a o zniklym zaswiadczy tylko agonalnymi zagwiami uchodzace w proznie rentgenowskie promieniowanie. Tak nagle gilotynuja przybyszow kollapsary powstale z gwiazd parokrotnie ciezszych od Slonca. Jesli jednak masa Czarnej Dziury bedzie stu- lub tysiacsloneczna, ciazenie u jej horyzontu moze byc slabe niczym ziemskie. Nic nie grozi zrazu statkowi, co tam dociera, i zaloga, wplywajac pod taki horyzont, moze tego w ogole nie dostrzec. Nigdy nie zdola sie jednak wynurzyc spod owej niewidzialnej powloki. Statek, wessany w glab olbrzymiego kollapsara, w ciagu dni albo godzin, zaleznie od masywnosci pulapki, podlega unicestwieniu, spadajac ku jej centrum.
Takie teoretyczne modele grawitacyjnych mogil sporzadzila astrofizyka u konca XX wieku. Jak zwykle w historii poznania, model ujawnil swoja niedostatecznosc. Byl uproszczony wobec rzeczywistosci. Najpierw skorygowala go mechanika kwantowa: kazda Czarna Dziura promieniuje tym slabiej wszakze, im jest wieksza. Giganty, tkwiace zwykle w centrach galaktyk, tez kiedys sczezna, choc ich „parowanie kwantowe“ bedzie trwac sto miliardow lat. Beda ostatnimi reliktami dawnej swietnosci gwiazdowej Kosmosu.
Dalsze uroznorodnienie Czarnych Dziur wykryly nastepne obliczenia i symulacje. Gwiazda, gdy sie zapada, bo jej odsrodkowa radiacja slabnac nie moze sie juz oprzec ciazeniu, nie od razu przybiera ksztalt kuli. W swojej zapasci drga jak kropla, na przemian splaszczana w dysk i rozciagana wrzecionowate. Te drgania trwaja bardzo krotko. Czestotliwosc owych drgan zalezy od masy kollapsara. Zachowuje sie jak gong — taki, co sam w siebie bije. Ale zamilkly gong mozna pobudzic do drgan uderzeniem. Mozna tez Czarna Kule wprawic w ponowne drgania inzynieria sideralna. Trzeba ja znac i dysponowac dostateczna moca, rzedu 1044ergow, emitowana tak, by wprawic Czarna Kule w rezonans. Po co? Aby utworzyc to, co astrofizycy, otrzaskani z ogromem, jaki badaja, nazwali „cebula temporalna“. Podobnie jak srodek cebuli otacza warstwami miazsz, widoczny na przekroju niby sloje drzewa, tak kollapsar w rezonansie otacza sie gietym grawitacja czasem, a raczej zawilym uwarstwieniem czasoprzestrzeni. Dla dalekich obserwatorow drga Czarna Dziura jak kamerton przez sekundy. Lecz dla tego, kto by sie znalazl kolo niej w warstwicy wyinaczonego czasu, wskazania zegara galaktycznego traca wszelkie znaczenie. Jesli wiec statek dopadnie Czarnej Dziury, deformujacej niejednokrotnie czasoprzestrzen, to moze wplynac na bradychrone i w tej strefie spowolnionego czasu trwac latami — aby opuscic po nich ow temporalny port.
W oczach zewnetrznego obserwatora statek zniknie przy docieraniu do Czarnej Dziury, a po niewidzialnym postoju na bradychronie wyplynie w dookolna przestrzen. Dla calej Galaktyki, dla wszystkich patrzacych z dali, kollapsar, wprowadzony w rezonans, drga sekundy miedzy ksztaltem splaszczonego dysku i ksztaltem wrzeciona. Podobnie zreszta drgal juz w agonii, kiedy byl zapadajaca sie gwiazda, zmozona wlasnym ciezarem po wypaleniu nuklearnych wnetrznosci.
Dla statku na bradychronie czas moze prawie stanac. Ale to nie wszystko. Dygocacy kollapsar nie zachowuje sie jak idealnie elastyczna pilka, lecz raczej jak nierownomiernie deformujacy sie w podskoku balon. Wynika to ze spotegowania kwantowych efektow. Dlatego przy bradychronach moga sie pojawiac retrochrony: prady, czy tez rzeki czasu plynacego wstecz. Dla obserwatorow odleglych nie istnieja ani pierwsze, ani drugie. Po to, aby skorzystac z tych znieruchomien lub zawrocen czasu, trzeba w nie wtargnac.
Projekt przewidywal skorzystanie z samotnego kollapsara nad konstelacja Harpii jako portu, do ktorego zawinac ma „Eurydyka“. Zadaniem ekspedycji nie byl bowiem kontakt z byle jaka cywilizacja trwajaca w przedziale mozliwego porozumienia, lecz dopadniecie takiej cywilizacji, ktora jak* mknacy ku niebu motyl juz ulatuje z okna — juz trzepoce u jego gornej krawedzi, i tam zdazy go dopasc entomolog. — Operacji tej byl niezbedny postoj w czasie, w takiej odleglosci od zamieszkanej planety, by ziemscy psychonauci zdazyli ja odwiedzic, nim jej cywilizacja zejdzie z glownego ciagu rozwojowego Hortegi-Neyssla. W tym celu podzielono ekspedycje na trzy etapy. W pierwszym „Eurydyka“ miala dotrzec do kollapsara w gwiazdozbiorze Harpii, upatrzonego jako obszar czatow i temporalnych manewrow. Kollapsar ow nazwano z dobrym sensem Hadesem. „Eurydyke“ poprzedzal bowiem bezludny kolos, pocisk jednorazowego uzytku, „Orfeusz“. Byl on dzialem grawitacyjnym, stanowiac
Choc olbrzymi w skali ziemskich zjawisk, byl „Orfeusz“ zdzebelkiem wobec masy kollapsara, ktorego mial rozhustac, lecz mogl korzystac ze zjawiska grawitacyjnego rezonansu. Oddajac rozdygotanego ducha Hadesowi, zmuszal go do jednego skurczu i rozkurczu, a czarne pieklo rozwarlszy wtedy swoje czeluscie, otwarloby dostep „Eurydyce“, zeby wplynela w wiry bradychronicznych pradow. Uprzednio nalezalo sie z pokladu przekonac, ze odlegla o piec lat swietlnych Kwinta jest juz w pelni technologicznej ery, i podlug tej diagnozy ustalic, kiedy nastapi wlasciwa pora jej odwiedzin. Po okresleniu tej pory „Eurydyka“ miala utworzyc sobie temporalna przystan w Hadesie, rozdygotanym gracerowa emisja „Orfeusza“. Poniewaz bylo go stac tylko na jeden wystrzal spojnej grawitacji i unicestwial siebie tym wystrzalem, operacja nie mogla zostac powtorzona. Jesliby sie nie powiodla od razu przez blad nawigacyjny w temporalnych burzach, przez falszywa diagnoze rozwojowego tempa cywilizacji kwintanskiej lub przez jakikolwiek czynnik nie wziety pod uwage, wyprawie grozilo fiasko, oznaczajace w najlepszym wypadku powrot na Ziemie z niczym. Plan byl dodatkowo skomplikowany zamiarem uzycia, w Hadesowym piekle, retrochrony, czyli czasu plynacego wstecz wzgledem czasu calej Galaktyki, azeby ekspedycja mogla wrocic w poblize Slonca ledwie w kilkanascie lat po starcie, choc Harpie dzielil od Ziemi tysiac parsekow. Co prawda dokladna data powrotu lezala w przedziale nieoznacznosci: ulamki sekund w zegludze po bradychronach i retrochronach decydowaly o latach z dala od pras i mlynow grawitacji. Jego umysl nie mogl sie pogodzic z tymi wiadomosciami, bo wyskakiwaly z nich sprzecznosci. Glowna byla taka:
„Eurydyka“ ma spoczac nad kollapsarem w bezczasie, czy tez w czasie innym od powszechnego. Zwiadowcy poleca do Kwinty i wroca: zajmie to ponad siedemdziesiat tysiecy godzin, czyli kolo osmiu lat. Kollapsar ma pod uderzeniami gracera dygotac miedzy ksztaltem splaszczonego dysku i dlugiego wrzeciona ledwie pare chwil — dla wszystkich oddalonych obserwatorow. Wiec gdy zwiad powroci, nie zastanie juz statku w kollapsarowej przystani. Czarna Dziura grubo przedtem przybierze na powrot ksztalt nie drgajacej kuli. A jednak „Hermes“, porzuciwszy Kwinte, ma znalezc statek macierzysty w temporalnym porcie. Przeciez nie zastanie takiego portu, ktory powstal, aby zaraz zniknac i tym samym nie bedzie juz przy powrocie „Hermesa“ istnial. Jak pogodzic jedno z drugim?
— Sa fizycy — wyjasnil mu Lauger — utrzymujacy, ze rozumieja to tak samo, jak rozumieja, czym sa kamienie i szafy. W rzeczywistosci rozumieja zgodnosc teorii z wynikami pomiarow. Fizyka, moj drogi, jest waskim szlakiem, wytyczanym przez czeluscie, nieposiezne dla ludzkiej wyobrazni. Jest to zbior odpowiedzi na pewne pytania, ktore zadajemy swiatu, a swiat udziela odpowiedzi pod warunkiem, ze nie bedziemy mu stawiali innych pytan, tych, ktore wykrzykuje zdrowy rozsadek. Czymze jest zdrowy rozsadek? Jest tym, co ogarnia intelekt stojacy na zmyslach takich samych, jak zmysly malp. Ow intelekt chce poznawac swiat zgodnie z regulami uksztaltowanymi przez jego ziemska nisze zyciowa. Ale swiat, poza ta nisza, ta wylegarnia inteligentnych malpoludow, ma wlasnosci, ktorych nie mozna wziac do reki, zobaczyc, ugryzc, uslyszec, opukac, i w ten sposob zawlaszczyc. Lot „Hermesa“ bedzie trwal dla „Eurydyki“ w kollaptycznym porcie pare tygodni. Dla zalogi „Hermesa“ bedzie trwal mniej wiecej poltora roku. Z tego trzy miesiace na lot do Kwinty, rok na Kwincie i kwartal drogi powrotnej. Dla obserwatorow, nie znajdujacych sie ani na „Hermesie“, ani na „Eurydyce“, „Hermes“ wykona swoje zadanie w dziewiec lat, a „Eurydyka“ zniknie im z oczu na taki sam czas. Podlug czasu, mierzonego na jej pokladzie, przejdzie ona z piatku w sobote, wroci w piatek i wtedy kollapsar ja wypluje w przestrzen. Czas bedzie plynal na „Hermesie“ wolniej niz na Ziemi dzieki jego przyswietlnemu lotowi. Czas na „Eurydyce“ bedzie biegl jeszcze wolniej, a potem sie cofnie dzieki jej manewrom: zejdzie ona bowiem z bradychrony na retrochrone, a z niej wyskoczy na galaktochrone. Czyli z czasu grawitacyjnie rozciagnietego w czas odwrocony, a z niego wynurzy sie i spotka „Hermesa“ w nie pofaldowanej czasoprzestrzeni. Jezeli „Eurydyka“ zmyli swoje manewry o sekundy, zeglujac po wariochronach, nie napotka „Hermesa“. Nie ma w tym zadnych sprzecznosci, aby tak rzec, po stronie swiata. Sprzecznosci powstaja przy zderzeniach rozumu, wyleglego w znikomym ciazeniu ziemskim, ze zjawiskami ciazen bilionkrotnie wiekszych — i to wszystko. Swiat jest urzadzony podlug uniwersalnych regul, zwanych prawami Natury, ale ta sama regula moze wystep'owac w roznym natezeniu. Ot, powiedzmy: dla tego, kto by wpadl w glab Czarnej Dziury, przestrzen zdobywa wyglad czasu, poniewaz on sie nie moze juz w niej cofnac, tak samo, jak nie mozesz sie poruszac wstecz w ziemskim czasie, czyli w przeszlosc. Przezyc takiego nurka niepodobna sobie wyobrazic, nawet zalozywszy, ze nie zginie natychmiast pod horyzontem zdarzen. Mimo to uwazam swiat za urzadzony zyczliwie, skoro umiemy owladnac tym, co sprzeczne z naszymi zmyslami. Zreszta pomysl: dziecko potrafi owladnac mowa, nie rozumiejac ani zasad gramatyki, ani skladni, ani wewnetrznych sprzecznosci mowy, ktore sa skryte przed mowiacymi. Rozgrzales mnie do filozofowania. Czlowiek laknie ostatecznych prawd. Sadze, ze tak samo zachowuje sie kazdy smiertelny rozum. Coz to jest — ostateczna prawda? To koniec drogi, gdzie nie ma juz ani dalszych tajemnic, ani dalszej nadziei. Gdzie o nic nie mozna juz pytac, skoro padly wszystkie odpowiedzi. Nie ma takiego miejsca. Kosmos to labirynt zbudowany z labiryntow. W kazdym otwiera sie nastepny. Tam, dokad nie umiemy wejsc sami, dostajemy sie matematyka. Sporzadzamy z niej wozki do poruszania sie w nieludzkich obszarach swiata. Z matematyki mozna