Dla przekladu polskiego stworzylem wlasny jezyk na podobnej zasadzie.

A raczej dwa jezyki.

Bo u nas wylania sie z tego zjawisko duzo powazniejsze. Juz nie zabawa literacka. Tylko cos przerazajaco realnego: jezyk nie tyle fikcyjny, jak u Burgessa, ile ten, ktorego odpowiednikiem Polacy beda rzeczywiscie mowic okolo roku 2100 lub o wiele wczesniej, gdyby utrzymala sie tu przewaga kulturalna Rosji Sowieckiej. Ten jezyk i poslugujacy sie nim przeklad nazwalem: wersja R. Ale bedzie tez wydana wersja A: drugi i zupelnie inny przeklad A Clockwork Orange, oparty na zalozeniu, iz powstanie sytuacja odwrotna i ze polszczyzna futurologiczna przeksztalci sie raczej w kierunku angielskiego.

Gdy konczylem przeklad w wersji R i niniejsze studium, wydawalo sie raczej pewne, ze czeka nas ten wariant rzeczywistosci. W pol roku pozniej historia swiata stanela na glowie i wydaje sie tak samo pewne, ze bedzie na odwrot.

Nie wyciagajmy jednak zbyt pochopnych wnioskow.

Sowietyzacja swiata i tej jego czesci chyba juz nie nastapi. Ale rozpoczete procesy w kulturze i jezyku nie dadza sie z dnia na dzien zatrzymac ani odwrocic: tym bardziej, ze nieswiadomie im ulegaja i nadal je forsuja ci sami, ktorzy najzajadlej deklaruja sie przeciw sowietyzacji oraz wszystkiemu, co rosyjskie. Tak czy owak nic tu nie zalezy od deklaracji! zwlaszcza bez kultury osobistej i rzetelnosci. Wiec jakkolwiek szanse wersji A bardzo wzrosly, wynik tej gry pozostaje wciaz nierozstrzygniety.

Jak w oryginale, tak i w przekladzie tekst wersji R nasycony jest neologizmami do tego stopnia, ze pojawia sie ich do kilkudziesieciu na kazdej stronie. W przeliczeniu na hasla w oryginale jest okolo 300 neologizmow. Ze wzgledu na calkiem inna skale eksperymentu jezykowego polski slowniczek zawiera ich ponad 1000 i to jeszcze nie komplet.

13

Dowiedziawszy sie z zapowiedzi w prasie i wywiadow radiowych, ze robie dwa osobne przeklady tej powiesci w dwoch roznych wersjach, niektorzy od razu wiedzieli, ze to: hi hi! jeszcze jeden moj ekscentryczny wyglup.

Takim nie mam nic do powiedzenia.

Do zupelnie innej klasy rozmowcow kieruje rozpoczynajace sie tu wywody i refleksje. Nie spodziewam sie, aby kazdy czytelnik podzielal moje poglady i przewidywania w calej rozciaglosci. Ostrzegam jednak, ze — niestety! — wiekszosc z nich sie potwierdzi. Moze nawet — kto wie? — tak rychlo, ze ja sam zdaze tego jeszcze po czesci dozyc.

Kto sie dopatrzy w tym dwoistym tlumaczeniu tylko wyrafinowanej gry literackiej, stylistycznego i translatorskiego eksperymentu, niech sie cieszy albo zzyma: jeden z celow zostal osiagniety. Moze kogos zafrapowac po prostu aspekt jezykoznawczy i proba lingwistycznej futurologii, pokrewna wymyslaniu sztucznych jezykow: od tak dyletanckich jak Volapuk lub Esperanto i 40 prob jego ulepszenia po tak profesjonalne jak Latino Sine Flexione wybitnego matematyka Giuseppe Peano lub Novial znakomitego jezykoznawcy Otto Jespersena i pozostale 2 lysiace sztucznych jezykow miedzynarodowych. Kogo zafrapuje nie tylko to, lecz i uswiadomienie procesow juz realnie przeksztalcajacych jezyk polski oraz tych, ktore go tak czy inaczej zmienia w obcy nam i oby nie wymierajacy jezyk naszych prawnukow: ten zyska wiecej przyjemnosci umyslowej i siegnie glebiej. Dla kogo te uswiadomienia i refleksje stana sie podnieta do walki o nasz jezyk nie po to, aby wstrzymac (co byloby szkodliwe i nierealne) jego rozwoj, lecz po to, aby nie przestal on istniec (wraz ze swa literatura i kultura) w toku nieuniknionej ewolucji, o to, aby dobra polszczyzna terazniejsza i przyszla nie zagryzly sie wzajemnie, lecz harmonijnie zrosly ku obopolnej korzysci; temu dlon sciskam.

A kto siegnie jeszcze glebiej w rejony, gdzie polityka, socjologia, etyka i historia sa nieodlaczne od jezyka, temu w kategoriach ogolnych nie musze nic wiecej objasniac.

14

Tak sie sklada, ze jezyki angielski i rosyjski naleza do tych, ktorymi wladam najlepiej. Po rosyjsku mowie (wprawdzie dopiero po tygodniu lub dwoch pobytu) nie do odroznienia od tubylca, choc w pisaniu zdarzaja mi sie sztucznosci. Po angielsku mowie nie bez obcych nalecialosci, za to pisze dosc naturalnie (az po tlumaczenie na angielski poezji Lesmiana i Galczynskiego wlacznie). Moge wiec projektowac organiczny stop zywej polszczyzny z jednym i drugim nie mechanicznie, lecz na instynkt i na sluch, nie klecac sztucznosci.

Inaczej bym sie na ten eksperyment nic porwal.

Ostrzegaja przed tym zreszta wszystkie znane mi przeklady A Clockwork Orange. Ze znanych mi najlepszy jest niemiecki, w ktorym Walter Brumm w najlatwiejszej warstwie gladko wykorzystal do neologizmow slowotworstwo niemieckie, lecz nie siegnal po nic powazniejszego i nie zdobyl sie na chocby elementarne zastanowienie sie nad fonetyka i grafia rosyjskiego. Wszystkie inne zas proby tlumaczenia budza tylko politowanie.

Burgess pisal mi, ze on radzi zalatwic stylizacje polska anglicyzmami zamiast rusycyzmow.

Jest w tym oczywiscie pewien sens i mam nadzieje, ze drugi przeklad pozwoli to sprawdzic.

Nie to jednak mial Burgess na mysli. On po prostu nie ma pojecia o jezyku polskim i jego specyfice aktualnej czy historycznej, o tym, co pod wzgledem politycznym, kulturowym i lingwistycznym wynika z naszej lokalizacji na mapie. Jego wyobrazenia o tym, co z polszczyzna da sie zrobic i po co, byly najzwyczajniej wyssane z palca. Nie domysla sie powagi zagadnienia i jego chyba swiatowej unikalnosci.

Z calkiem innych przyczyn wszedl na te falszywa droge mlody anglista Cezary Michonski.

Nawiazal on ze mna kontakt juz przedtem, zanim opublikowal w nrze 2(28) kwartalnika „Akcenty” z 1987 roku wlasna probe przekladu jednego z rozdzialow Mechanicznej pomaranczy, bodajze jedyna w tym jezyku oprocz mojego przekladu.

Zasada, ktora przyjal, jest az do absurdu mechaniczna. Lecz to nie jego wina. Mlody anglista wyszedl bowiem z lubelskiej szkoly akademickiej i tam wpojono mu nierozumienie spraw elementarnych, podobne do tego, ktorym osmieszyla sie na caly kraj profesorka jego, slynna z nieszczesnego przekladu Kubusia Puchatka pod imieniem Fredzi Phi-Phi doc. dr Monika Adamczyk. Jak u niej, tak i tu zabraklo uswiadomienia, ze kazdy w ogole przeklad (a po stokroc taki jak ten) wymaga stworzenia pewnej rzeczywistosci stylistycznej, rzec by mozna: wlasnego dialektu. A nastepnie artystycznego poslugiwania sie nim jak kazdym idiolektem czy odmiana jezyka. Natomiast jesli nie stworzono zadnej stylistyki lub nie uzywa sie jej w sposob i w celach artystycznych, to zagadnienie przekladu artystycznego w ogole nie zaczelo istniec.

Tak w tym wypadku.

Michonski uznal, ze skoro Burgess wtyka w jezyk angielski znieksztalcone wyrazy slowianskie, tlumacz powinien w jezyk polski nawtykac znieksztalconych wyrazow angielskich. I to w tych samych miejscach! jak gdyby to rozwiazywalo ktorykolwiek z tysiaca problemow przekladu artystycznego. Faktycznie ani rozwiazany nie zostal, ani nawet nie pojawil sie zaden problem artystyczny; propozycja nie ma cech utworu literackiego; z eksperymentu wynikla tylko pedantyczna i zupelnie jalowa ukladanka. Jakies nieporadne lipy i blad zastapily w niej rot i krowy: to wszystko! Wpisac zamiast nich usta i krew. otoz i najbanalniejszy tekst polski bez sladu Burgessa i jego specyfiki, o nijakiej skladni, jesli w ogole czyms nacechowany stylistycznie, to sztucznoscia martwego zargonu wstepniakow i telewizji. Typowo polska! to jedyny rys charakterystyczny. A wszelka istotna problematyke wyparlo zastanawianie sie, czy thing przepoczwarzyc na fyng, sing czy tyng?

Вы читаете Mechaniczna pomarancza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×