maja Octobra w opiece, pomyslalem, upilnowac takie dwie!
Odwrocilem sie, wzialem Sparking Pluga i tuz obok siebie zobaczylem osiemnastoletniego syna Octobra. Byl bardzo podobny do ojca, choc jeszcze nie tak postawny i nie tak wladczy w sposobie bycia.
– Nie zwracalbym zbytniej uwagi na moja blizniaczke – powiedzial zimnym znudzonym glosem, ogladajac mnie od gory do dolu – ona lubi sie przekomarzac.
Skinal glowa i poszedl w strone konia, ktory na niego czekal, a ja domyslilem sie, ze otrzymalem ostrzezenie. Jesli jego siostra zachowywala sie rownie prowokacyjnie wobec kazdego napotkanego mezczyzny, musial miec wprawe w pozbywaniu sie ich.
Rozbawiony, wyprowadzilem Sparking Pluga, wsiadlem i pojechalem za innymi konmi poza podworze, w gore drogi na skraj wrzosowiska. Jak zwykle w piekny poranek i widok, i powietrze byly oszalamiajace. Na dalekim horyzoncie mozna bylo wyczytac ledwie zapowiedz slonca. Obserwowalem niezbyt wyrazne sylwetki koni przede mna, rysujace sie na szczycie wzgorza, z bialymi pioropuszami pary z nozdrzy w mroznym powietrzu. Kiedy polyskujaca obrecz slonca zajasniala pelnym swiatlem, kolory rozblysly jasno i wyraznie; braz poruszajacych sie koni zwienczony jasnymi paskami cieplych, welnianych czapek jezdzcow i wesolymi strojami corek Octobra.
Sam October ze swoim psem mysliwskim podjechal land roverem na skraj wrzosowiska, by przyjrzec sie treningowi koni. Zauwazylem, ze sobotni ranek byl dniem najintensywniejszego trenowania galopu, a poniewaz October zwykle spedzal weekend w Yorkshire, staral sie obserwowac te zajecia.
Na szczycie wzgorza Inskip ustawil nas wkolo i dobierajac konie parami wydawal instrukcje jezdzcom.
– Dan, galop na trzy czwarte szybkosci. Twoj kon startuje w srode. Nie przemecz go, ale pokaz, co potrafi – powiedzial do mnie, przydzielajac mi do pary jednego z najlepszych koni w calej stajni.
Kiedy skonczyl wydawanie polecen, pogalopowal wzdluz szerokiego klina zielonej darni przecinajacej zarosla wrzosowisk, a October wolno pojechal za nim. Stalismy w miejscu, czekajac az obaj mezczyzni dojada do przeciwleglego kranca okolo poltoramilowego toru, ktory lekko sie wznosil i nieznacznie zakrecal.
– OK – powiedzial Wally do pierwszej pary. – Jazda!
Obydwa konie ruszyly rownoczesnie, najpierw spokojnie, a potem coraz szybciej az do chwili, gdy minely Inskipa i Octobra; wtedy zwolnily i zatrzymaly sie.
– Nastepna dwojka – zawolal Wally.
Bylismy gotowi, ruszylismy wiec natychmiast. Hodowalem i ujezdzalem niezliczona ilosc koni wyscigowych w Australii, ale Sparking Plug byl jedynym dobrym koniem, jakiego udalo mi sie dosiadac w Anglii, i bylem ciekawy, jak wypadnie porownanie. Byl przygotowany do biegu z przeszkodami, a ja bylem przyzwyczajony do wyscigow po plaskim torze, ale jak sie okazalo, to nie mialo znaczenia; Sparking Plug mial bardzo twardy pysk, odporny na wedzidlo, i nie za wiele moglem tu poradzic, ale poza tym zachowywal sie zupelnie przyzwoicie. Zrownowazony i spokojny, latwo przyspieszal galop, bez trudu dotrzymujac kroku gwiazdorowi, i chociaz zgodnie z poleceniem rozwijalismy tylko trzy czwarte tempa, bylo zupelnie jasne, ze Sparking Plug jest przygotowany do zblizajacych sie wyscigow.
Bylem tak pochloniety tym, co robie, ze dopiero po sciagnieciu cugli – zadanie nielatwe przy takim pysku – kiedy powoli jechalem z powrotem, uswiadomilem sobie, ze calkiem zapomnialem o lekkim znieksztalceniu swojego stylu jazdy. Jeknalem, zdegustowany soba: nigdy nie wykonam tego, po co przyjechalem do Anglii, jesli do tego stopnia nie potrafie sie skoncentrowac na glownym celu.
Zatrzymalismy sie wraz z jezdzcem, ktorego kon byl partnerem Sparking Pluga, przed Octobrem i Inskipem, zeby mogli zobaczyc, w jakiej formie sa konie. Zebra Sparking Pluga poruszaly sie lekko, oddychal bez trudnosci. Obaj mezczyzni skineli glowami, zsiedlismy wiec z koni i prowadzilismy je wkolo, zeby ochlonely.
Z przeciwleglego kranca toru nadjezdzaly kolejne pary koni, a na koncu grupa tych, ktore dzisiaj trenowaly klus, nie galop. Kiedy juz wszyscy skonczyli jazdy, wiekszosc stajennych znow dosiadla koni i rozpoczelismy droge powrotna przez tor treningowy w strone sciezki wiodacej do stajni. Prowadzilem konia za uzde i szedlem na samym koncu, tuz przede mna jechala najstarsza corka Octobra, odgradzajac mnie skutecznie od rozmow, jakie prowadzili chlopcy stajenni na przodzie. Panna October rozgladala sie dokola po przesuwajacym sie pejzazu wrzosowisk i nie starala sie wcale, by kon jej trzymal sie tuz za ogonem poprzedniego, totez kiedy weszlismy na droge prowadzaca do stajni, odleglosc miedzy nami a reszta koni wynosila okolo dziesieciu metrow.
W pewnym momencie z karlowatego krzaka jalowca poderwal sie ptak, z krzykiem i trzepotem skrzydel, a sploszony kon dziewczyny uskoczyl przerazony. Z wielkim trudem utrzymala rownowage opadajac na siodlo gdzies z okolic prawego konskiego ucha, ale w pewnej chwili pod wplywem obciazenia skorzany rzemien pekl, a zelazne strzemie spadlo na ziemie.
Zatrzymalem sie i podnioslem je, ale nie mozna bylo przymocowac strzemienia do peknietej skory.
– Dziekuje – powiedziala – co za pech! Zsiadla z konia.
– Rownie dobrze moge przejsc reszte drogi.
Wzialem od niej uzde i zaczalem prowadzic obydwa konie, ale dziewczyna zaraz odebrala mi swojego.
– Bardzo jest pan uprzejmy, ale doskonale moge to zrobic sama. Sciezka w tym miejscu poszerzala sie i schodzilismy ze wzgorza, idac obok siebie.
Przy blizszym poznaniu nie byla ani troche podobna do swojej siostry Patricii. Miala gladkie popielatoblond wlosy, przewiazane niebieska chusteczka, jasne rzesy, szare oczy, wyraznie zarysowane przyjemne usta i sposob bycia odznaczajacy sie pelna wdzieku powsciagliwoscia. Przez jakis czas szlismy w niekrepujacym milczeniu.
– Jaki wspanialy ranek – powiedziala w koncu.
– Wspanialy – przyznalem – ale zimny.
Anglicy zawsze mowia o pogodzie, pomyslalem; a ladny listopadowy dzien jest czyms tak niezwyklym, ze az zasluguje na uwage. A tam w domu, wlasnie zaczynaja sie letnie upaly…
– Czy dlugo juz pan jest w stajni? – zapytala po chwili.
– Dopiero dziesiec dni.
– I podoba sie panu?
– O tak… to dobrze prowadzona stajnia.
– Pan Inskip bylby zachwycony, gdyby to slyszal – rzekla zimno. Spojrzalem na nia, ale jej wzrok skierowany byl na droge. Usmiechala sie.
Po nastepnych stu metrach powiedziala:
– Co to za kon, na ktorym pan jechal? Wydaje mi sie, ze jego tez nigdy nie widzialam.
– On jest dopiero od srody… – Opowiedzialem jej te odrobine historii, mozliwosci i perspektyw Sparking Pluga, jaka byla mi znana.
Skinela glowa.
– Byloby dobrze dla pana, gdyby wygral jakies wyscigi. To satysfakcja po calej tej pracy, jaka pan przy nim wykonuje.
– Tak – zgodzilem sie, zaskoczony jej sposobem myslenia. Doszlismy do ostatniego odcinka drogi przed stajnia.
– Przepraszam – powiedziala uprzejmie – ale nie wiem, jak sie pan nazywa.
– Daniel Roke – odpowiedzialem, zastanawiajac sie, dlaczego sposrod tylu osob, ktore mi zadawaly to pytanie w ciagu ostatnich dziesieciu dni, tylko ona otrzymala ode mnie pelna odpowiedz.
– Milo mi. – Zamilkla na chwile, a potem rzekla spokojnym glosem, ktory, co stwierdzilem z dziwna przyjemnoscia, mial mnie osmielic: – Lord October jest moim ojcem. Nazywam sie Elinor Tarren.
Doszlismy do bramy stajennej. Zatrzymalem sie, by przepuscic ja przodem, co skwitowala przyjaznym acz zdawkowym usmiechem, i poprowadzila konia przez podworze do boksu. Wyjatkowo mila dziewczyna, pomyslalem zabierajac sie do wycierania potu Sparking Pluga, mycia mu nog, czesania grzywy i ogona, przemywania oczu i pyska, porzadkowania slomianej sciolki, przynoszenia siana i wody, a nastepnie do powtorzenia wszystkich tych manipulacji z koniem, na ktorym jezdzila Patricia. Patricia, pomyslalem usmiechajac sie, wcale nie byla mila.
Kiedy przyszedlem do domu na sniadanie, pani Allnut wreczyla mi list, ktory wlasnie przyniesiono. W kopercie, ostemplowanej poprzedniego dnia w Londynie, byl kawalek zwyklego papieru z wypisanym tylko zdaniem: „Pan Stanley bedzie o pietnastej w sobote w Victoria Fall”.
Wepchnalem list do kieszeni, usmiechajac sie nad talerzem platkow owsianych.
Kiedy nastepnego popoludnia szedlem w gore strumienia, padala gesta mzawka. Bylem w wawozie wczesniej niz October, czekalem wiec na niego, a krople wody znalazly jakos droge do mojej szyi. Tak jak poprzednio October zszedl ze wzgorza razem ze swoim psem, mowiac mi, ze samochod zaparkowal wyzej, na