wygladala niechlujnie.

– A teraz? – zapytalem.

Przechylil glowe na bok zastanawiajac sie.

– Tak, teraz moze bym pana przyjal. Wyglada pan bardziej zwyczajnie. Na niewiele uczciwszego, ale latwiejszego do opanowania.

– Dziekuje, Terence. Mysle, ze o to wlasnie chodzi. Przecietny, ale nieuczciwy. – Usmiechnalem sie z zadowoleniem. – No, na mnie juz czas.

– Ale nie zabral pan niczego ze swoich rzeczy?

– Jedynie zegarek – zapewnilem.

– W porzadku.

Zauwazylem, ze po raz pierwszy od czterech dni nie konczyl kazdego zdania plynnym, automatycznym „prosze pana”, a kiedy podnioslem tania walizke, nie wykonal zadnego ruchu, zeby wziac ja ode mnie i zaniesc, jak zrobil to z moja torba w dniu, kiedy przyjechalem.

Zeszlismy na dol do drzwi wyjsciowych, uscisnalem mu reke i podziekowalem za to, ze tak dobrze sie mna opiekowal, i wreczylem mu pieciofuntowy banknot. Jeden z banknotow Octobra. Przyjal to z usmiechem i stal z banknotem w dloni, patrzac na moje nowe wcielenie.

Usmiechnalem sie do niego.

– Do widzenia, Terence!

– Do widzenia, dziekuje… panu – powiedzial, kiedy odchodzilem zostawiajac go rozesmianego.

Kolejnego potwierdzenia faktu, ze zmiana ubrania niesie za soba znaczne obnizenie statusu, dostarczyl mi kierowca taksowki, ktora zatrzymalem na koncu placu. Dopoki nie pokazalem mu, ze mam dosc pieniedzy na zaplacenie kursu, nie godzil sie zawiezc mnie na stacje King’s Cross. Zdazylem na poludniowy pociag do Harrogate, po drodze pochwycilem szereg krytycznych spojrzen, jakie rzucal na mnie siedzacy naprzeciwko elegant w srednim wieku z postrzepionymi mankietami. Wszystko to razem bylo zadowalajace – myslalem, wygladajac na wilgotny pejzaz jesienny uciekajacy za oknem – znaczylo bowiem, ze na pierwszy rzut oka robilem dosc podejrzane wrazenie. Byl to dosc przewrotny powod do zadowolenia.

W Harrogate zlapalem lokalny autobus do malej wioski Slaw, skad ostatnie dwie mile do posiadlosci Octobra przebylem, zapytawszy uprzednio o droge, piechota, przybywajac na miejsce o godzinie szostej po poludniu, czyli w najlepszej porze dnia dla poszukujacego pracy w stajni.

Nie ulegalo watpliwosci, ze musieli sie dobrze nauwijac. Zapytalem o koniuszego, ktory nastepnie zaprowadzil mnie do Inskipa, przeprowadzajacego wlasnie wieczorna inspekcje.

Inskip obejrzal mnie i zasznurowal usta. Byl to niestary jeszcze mezczyzna w okularach, o rzadkich jasnych wlosach i wilgotnych ustach.

– Referencje? – Jego glos byl zaskakujaco ostry i nie znoszacy sprzeciwu.

Wyjalem z kieszeni list kornwalijskiej kuzynki lorda Octobra i podalem mu. Otworzyl list, przeczytal go i schowal do swojej kieszeni.

– A wiec nie miales do czynienia z konmi wyscigowymi?

– Nie.

– Kiedy mozesz zaczac?

– Zaraz – wskazalem na moja walizke. Zawahal sie, ale nie trwalo to dlugo.

– Tak sie sklada, ze brakuje nam ludzi. Przyjmiemy cie na probe. Wally, zalatw mu lozko u pani Allnut i jutro rano moze zaczynac. Wynagrodzenie normalne – dodal – jedenascie funtow tygodniowo, z czego trzy naleza sie pani Allnut za utrzymanie. Papiery mozesz mi dac jutro. W porzadku?

– Tak – powiedzialem, i tak sie zaczelo.

3

Wslizgiwalem sie lagodnie w zycie stajni, niby heretyk do nieba, starajac sie, by nie odkryto mnie i nie wyrzucono, nim zdaze stac sie czescia scenerii. Pierwszego wieczoru mowilem wylacznie monosylabami, poniewaz nie dowierzalem mojemu nowemu akcentowi, jednak stopniowo przekonywalem sie, ze posrod roznorodnosci regionalnych akcentow stajennych moj australijski cockney przechodzil niezauwazony.

Koniuszy Wally, niski, zylasty mezczyzna o zle dopasowanych sztucznych szczekach powiedzial, ze bede spal w domku, gdzie mieszka kilkunastu niezonatych chlopcow, obok bramy na podworzu. Wprowadzono mnie do malego ciasnego pokoiku na gorze, w ktorym stalo szesc lozek, szafa, dwie komody, cztery krzesla, posrodku bylo ledwie dwa metry wolnej przestrzeni. W oknach wisialy cienkie zaslony w kwiaty, a podloge pokrywalo zapastowane linoleum.

Okazalo sie, ze przez lata na srodku mojego lozka wyrobilo sie zaglebienie, ale lozko bylo mimo to dosc wygodne, zaslane bialymi przescieradlami i szarymi kocami. Pani Allnut, ktora przyjela mnie nawet zbytnio sie nie przygladajac, byla okragla, pogodna, niewielka osobka; wlosy miala zwiazane w wezel na czubku glowy. Utrzymywala dom w nienagannej czystosci i osobiscie pilnowala, by chlopcy sie myli. Gotowala dobrze; jedzenie bylo proste, ale obfite. W sumie byla to dobra kwatera.

Poczatkowo poruszalem sie ostroznie, ale powszechne zaakceptowanie mojej osoby i wtopienie sie w tlo okazalo sie latwiejsze, niz sobie wyobrazalem.

W ciagu pierwszych kilku dni kilkakrotnie powstrzymalem sie w sama pore od niemal automatycznego wydawania polecen innym stajennym. Trudno bylo pozbyc sie dziewiecioletniego przyzwyczajenia. Poza tym bylem zaskoczony, wrecz skonsternowany sluzalcza postawa wszystkich wobec Inskipa, przynajmniej w jego obecnosci; moi pracownicy traktowali mnie znacznie bardziej familiarnie. To, ze ja placilem, a oni zarabiali, nie dawalo mi zadnej przewagi nad nimi jako ludzmi, z czego wszyscy jasno zdawalismy sobie sprawe. Ale w stajni Inskipa, podobnie jak w calej Anglii, co sobie stopniowo uswiadomilem, nie istnial ten niemal agresywny egalitaryzm tak typowy w Australii. Stajenni na ogol wydawali sie akceptowac fakt, ze w oczach swiata sa istotami o mniejszej wartosci niz Inskip i October. Uznalem to za niegodne, niezwykle i haniebne. I zachowalem te mysli dla siebie.

Wally, oburzony moim niedbalym tonem rozmowy zaraz po przyjezdzie, zapowiedzial, ze zwracajac sie do Inskipa mam mowic „prosze pana”, a do lorda Octobra „wasza lordowska mosc”, a w ogole jesli jestem cholernym komunista, to moge od razu stad zjezdzac. Szybko wiec zaczalem okazywac to, co okreslal respektem naleznym ludziom lepszym ode mnie.

Z drugiej jednak strony wlasnie dzieki temu, ze stosunki, jakie laczyly mnie z moimi pracownikami, byly tak swobodne i niekrepujace, nie sprawilo mi zadnej trudnosci stanie sie jednym z wielu chlopcow stajennych. Nie wyczuwalem u nich zadnego skrepowania, a ja sam – skoro tylko wyjasnil sie problem akcentu – rowniez czulem sie swobodnie. Przekonalem sie jednak, ze to, o czym mowil October, bylo absolutnie prawdziwe; gdybym wychowal sie w Anglii i ukonczyl szkole w Eton (zamiast jej odpowiednika – Geelong) – nie moglbym tak latwo dopasowac sie do pracownikow stajni.

Inskip przydzielil mi trzy nowo przybyle konie; bylo to o tyle niekorzystne, ze nie moglem oczekiwac wyjazdu z konmi na wyscigi. Konie nie byly przygotowane i zgloszone do wyscigow; nawet gdyby okazaly sie dobre, mogly byc gotowe do startu dopiero po kilku tygodniach. Rozmyslalem nad tym noszac im siano i wode, czyszczac ich boksy i trenujac je w czasie porannych cwiczen.

W drugim dniu mojego pobytu o szostej po poludniu przyjechal October z grupka swoich gosci. Inskip, wiedzac wczesniej o tej wizycie, ostro wszystkich popedzil, by zdazyc na czas, i najpierw sam dokonal obchodu, by sprawdzic, czy wszystko jest w porzadku.

Kazdy chlopiec stajenny stal obok tego ze swych koni, ktory byl najblizej konca rzedu, od ktorego zaczela sie inspekcja. October z przyjaciolmi w towarzystwie Inskipa i Wally’ego przechodzil od boksu do boksu, gawedzac, smiejac sie i rozmawiajac o poszczegolnych koniach.

Kiedy doszli do mnie, October przyjrzal mi sie i zapytal:

– Jestes nowy?

– Tak, prosze pana.

Nie poswiecil mi wiecej uwagi, ale kiedy zamknalem pierwszego konia na noc i przesunalem sie dalej, by czekac przy drugim, podszedl, poglaskal mojego podopiecznego, obejrzal jego nogi i prostujac sie mrugnal do mnie szelmowsko. Zachowalem kamienna twarz z tym wiekszym trudem, ze stalem naprzeciwko pozostalych gosci.

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×