bylo moje nazwisko. Otworzylem koperte i znalazlem w niej czterdziesci banknotow pieciofuntowych, ktorym towarzyszyla karteczka z napisem „Przynety do zarzucania sieci”. Rozesmialem sie glosno.

Pod koperta October umiescil wszystko, co moglo mi byc potrzebne, od bielizny po przybory toaletowe, buty do konnej jazdy, kurtke nieprzemakalna, dzinsy i pizamy.

Pod kolnierzykiem czarnej skorzanej kurtki znalazlem nastepna kartke od Octobra.

„Ta kurtka uzupelnia bokobrody W obydwu naraz bedzie pan wspaniale pasowal do swojej roli. To cos na wzor podrecznego ekwipunku dla przestepcy! Powodzenia”.

Obejrzalem buty do konnej jazdy Kupione byly okazyjnie i wymagaly oczyszczenia, ale ku mojemu ogromnemu zdumieniu, kiedy wlozylem je na nogi, okazalo sie, ze pasuja idealnie. Przymierzylem z kolei czarne pantofle z bardzo ostrymi szpicami. Byly okropne, ale rowniez pasowaly znakomicie, totez nie zdjalem ich, by stopniowo przyzwyczajac stopy i oczy.

Trzy segregatory, ktore przynioslem tutaj po wyjezdzie Octobra do Yorkshire, lezaly na niskim stoliku obok fotela. Usiadlem i zaczalem czytac z uczuciem, ze nie mam juz czasu do stracenia.

Poniewaz nieslychanie wolno zapoznawalem sie z kazdym slowem, przeczytanie wszystkich papierow w segregatorach zajelo mi cale dwa dni. Skonczywszy to zajecie siedzialem wpatrujac sie w dywan, a w mojej glowie nie kielkowal zaden interesujacy pomysl. Byly tam, pisane na maszynie lub recznie, sprawozdania z rozmow, jakie przeprowadzono z trenerami, dzokejami, chlopcami stajennymi, kowalami i weterynarzami, ktorzy mieli do czynienia z jedenastka koni podejrzanych o doping. Byl tam takze dlugi raport firmy prywatnych detektywow, ktora przeprowadzila rozmowy z wieloma stajennymi w „miejscach rozrywkowych”, ale to rowniez prowadzilo donikad. Dziesieciostronicowa notatka bukmachera opisywala z licznymi szczegolami zaklady dotyczace tych wlasnie koni, ale jej ostatnie zdanie wlasciwie zawieralo wszystko: „Nie potrafimy znalezc osoby ani syndykatu, ktory konsekwentnie wygrywalby na tych koniach, totez jezeli rzeczywiscie istnieje taka osoba czy syndykat – zaklady musialy byc dokonywane za posrednictwem totalizatora”.

Glebiej w tym segregatorze znalazlem list od firmy Tote Investors Ltd., w ktorym stwierdzali, ze zaden z ich stalych kredytowanych klientow nie obstawial wszystkich wymienionych koni, ale oczywiscie nie maja mozliwosci sprawdzenia ukladow gotowkowych dokonywanych bezposrednio na wyscigach.

W drugim segregatorze bylo jedenascie wynikow laboratoryjnych badan probek moczu i sliny. Pierwszy dotyczyl konia o nazwie Charcoal i pochodzil sprzed osiemnastu miesiecy. Ostatni odnosil sie do testow przeprowadzonych na koniu Rudyard we wrzesniu, kiedy to lord October przebywal w Australii.

Na koncu kazdego wyniku wyraznym charakterem pisma napisano krotko: „ujemny”.

Prasa zadala sobie wiele trudu, by uniknac oskarzenia o znieslawienie. W wycinkach z gazet, umieszczonych w trzecim segregatorze, znajdowalem takie zdania: „Charcoal zaprezentowal zupelnie niezwykla szybkosc”, „Podczas rozsiodlywania Rudyard wydawal sie bardzo podekscytowany swoim sukcesem”.

Wzmianki o Charcoalu i nastepnych trzech koniach byly nieliczne, ale od tego momentu ktos zwrocil sie o pomoc do agencji gromadzacej informacje i ostatnie siedem przykladow mialo bardzo bogata dokumentacje zlozona z wycinkow z wielu codziennych, wieczornych, lokalnych i sportowych gazet.

Pod wycinkami znalazlem szara koperte sredniej wielkosci z napisem „Od redaktora dzialu sportowego Daily Scope, 10 czerwca”. Niewatpliwie byly to wycinki, ktore zgromadzil Stapleton, ow nieszczesny dziennikarz. Otworzylem koperte z ogromnym zaciekawieniem. Ale ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu – wszak tak bardzo potrzebna mi byla jakas pomoc – wszystkie wycinki, procz trzech, byly duplikatami tych, ktore juz czytalem.

Jeden z trzech wycinkow zawieral informacje o wlascicielce Charcoala; drugi dotyczyl konia (nie byl to zaden z jedenastki), ktory wpadl w szal i na padoku w Cartmel w Lincolnshire zabil kobiete w dniu 3 czerwca; trzecim wycinkiem byl dlugi artykul ze specjalistycznego tygodnika, omawiajacy znane przypadki dopingu, sposob, w jaki je odkryto i jakie byly tego nastepstwa. Przeczytalem wszystko bardzo uwaznie, jednak bez wielkich korzysci.

Po calej tej bezowocnej koncentracji nastepny dzien spedzilem wloczac sie po Londynie, wdychajac opary miasta z uderzajacym do glowy poczuciem wyzwolenia, czesto pytajac o droge i uwaznie przysluchujac sie odpowiadajacym.

Sadzilem, ze October zbyt optymistycznie odnosil sie do mojego akcentu, poniewaz przed poludniem az dwie osoby wziely mnie za Australijczyka. Moi rodzice zachowali swoja angielskosc az do smierci, ale ja w wieku lat dziesieciu uznalem za rzecz rozsadna nie byc w szkole „odmiencem” i od tej pory przyjalem jezyk mojej nowej ojczyzny. Nie moglem juz sie go pozbyc, nawet gdybym chcial, ale jesli mial brzmiec jak angielki cockney, najwyrazniej musial ulec pewnym modyfikacjom.

Posuwalem sie w kierunku wschodnim, spacerujac, pytajac, sluchajac. Stopniowo doszedlem do wniosku, ze jesli wyrzuce „h” i nie bede dokladnie wymawial koncowek, moja wymowa ujdzie. Cwiczylem to przez cale popoludnie i w koncu udalo mi sie nawet zmienic rowniez brzmienie kilku samoglosek. Juz nikt wiecej nie pytal mnie, skad pochodze, co uznalam za sukces, a kiedy zapytalem ostatniego przechodnia, mlodego tragarza, gdzie moge zlapac autobus z powrotem do dzielnic zachodnich, nie moglem juz zauwazyc duzej roznicy miedzy moim pytaniem, a jego odpowiedzia.

Zrobilem jeden zakup: zapinany na zamek blyskawiczny pas do pieniedzy z kieszeniami zrobiony z mocnej plociennej tasmy. Zapialem go ciasno dokola pasa pod koszula i zapakowalem do niego dwiescie funtow; sadzilem, ze gdziekolwiek sie znajde, moge byc zadowolony majac te pieniadze pod reka.

Wieczorem, odswiezony, probowalem rozwazyc problem dopingu pod innym katem; to znaczy sprawdzajac, czy konie te mialy cokolwiek wspolnego ze soba.

Najwyrazniej niczego takiego nie bylo. Wszystkie konie trenowali inni trenerzy. Wszystkie mialy innych wlascicieli i kazdego dosiadal inny dzokej. Jedyna rzecza wspolna dla wszystkich koni byl fakt, ze nie mialy z soba nic wspolnego.

Westchnalem i polozylem sie do lozka.

Rankiem czwartego dnia obudzil mnie Terence – sluzacy, z ktorym nawiazalem zdecydowanie przyjacielskie, choc nie pozbawione rezerwy stosunki – wchodzac do pokoju z taca obladowana sniadaniem.

– Skazancy jedza obficie – zauwazyl podnoszac srebrna pokrywke, co pozwolilo mi dostrzec talerz pelen jaj na bekonie.

– Co masz na mysli – zapytalem, ziewajac z zadowoleniem.

– Nie wiem, do czego zmierzacie, pan i jego lordowska mosc, ale z pewnoscia bedzie to co innego, niz robi pan zwykle. Wezmy na przyklad pana ubranie, nie pochodzi z tego samego miejsca, co reszta rzeczy…

Podniosl fibrowa walizke, postawil ja na stolku i otworzyl zamki. Tak ostroznie, jakby mial do czynienia z jedwabiem, rozlozyl na krzesle kilka par bawelnianych kalesonow i kraciasta koszule, splowialy pulower w paski, powyciagane ciemne spodnie i czarne skarpety. Z wyrazem obrzydzenia podniosl czarna skorzana kurtke, powiesil ja na oparciu krzesla i ustawil rowno buty o scietych szpicach.

– Lord October polecil mi dopilnowac, zeby zostawil pan wszystko to, co pan przywiozl ze soba, a zabral tylko te rzeczy – powiedzial z zalem.

– Czy ty je kupiles – zapytalem ubawiony – czy zrobil to lord October?

– Jego lordowska mosc – Terence usmiechnal sie nagle, stojac juz w drzwiach. – Chcialbym zobaczyc go w tym sklepiku pelnym zaaferowanych kobiet.

Zjadlem sniadanie, umylem sie, ogolilem i ubralem sie od stop do glowy w nowe rzeczy. Na wierzch wlozylem kurtke skorzana, zapialem zamek blyskawiczny. Wlosy sczesalem do przodu zamiast do tylu, tak ze ich czarne, krotkie konce ukladaly sie na czole.

Terence wrocil do pokoju po pusta tace i zastal mnie stojacego przed ogromnym lustrem. Zamiast usmiechnac sie do niego, jak robilem to zwykle, odwrocilem sie wolno na piecie i rzucilem mu twarde spojrzenie przymruzonych oczu.

– Wielkie nieba! – wykrzyknal.

– W porzadku – powiedzialem pogodnie – a wiec nie mialbys do mnie zbytniego zaufania.

– Ani troche.

– A jakie jeszcze sprawiam wrazenie? Czy dalbys mi prace?

– Przede wszystkim nie wpuscilbym pana do tego domu przez frontowe drzwi. Najwyzej przez suterene. I bardzo starannie sprawdzilbym referencje. Mysle, ze gdybym nie byl w przymusowej sytuacji, to w ogole bym pana nie przyjal. Wyglada pan na cwaniaka i to… niemal niebezpiecznego.

Rozpialem skorzana kurtke, spod ktorej ukazal sie kolnierzyk kraciastej koszuli i splowialy pulower. Calosc

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×