opowiadac.

– A skad jestes? – zapytal wesoly stajenny, przygladajac mi sie dosc nieuwaznie.

– Od lorda Octobra.

– A, znaczy od Inskipa? No to jestes daleko od domu…

– Inskip moze byc w porzadku – zauwazyl skrzeczacy, jak gdyby z zalem. – Ale sa jeszcze miejsca, gdzie traktuja nas jak szmaty do wycierania nog, i nie uznaja, ze mamy takie same prawa do slonca, jak wszyscy inni.

– Taa – powiedzial powaznie grubokoscisty chlopak. – Slyszalem, ze w jednym miejscu po prostu glodza chlopakow i bija, jesli nie haruja wystarczajaco ciezko. Kazdy ma cztery czy piec koni, poniewaz nie moga utrzymac w stajni chlopaka dluzej jak piec minut!

– Gdzie to jest, zebym wiedzial, czego unikac, jak sie kiedys rozstane z Inskipem? – zapytalem leniwie.

– Tam, w twojej okolicy, tak mi sie zdaje – powiedzial niepewnie.

– Nie, dalej na polnoc, w Durham – wlaczyl sie inny stajenny, szczuply, ladny chlopiec z delikatnym zarostem na policzkach.

– Ty tez znasz to miejsce?

– Znam czy nie znam, tylko kompletny idiota wzialby tam robote. To cholernie zakichana przestarzala buda. Maja tam tylko holote, ktorej nikt inny by nie wzial.

– To trzeba mowic glosno – stwierdzil wojowniczo skrzeczacy. – Kto prowadzi te bude?

– Facet, ktory sie nazywa Humber – wyjasnil ladny chlopiec – nie potrafilby wytrenowac nawet bluszczu, zeby sie pial po scianie… i tyle ma zwyciezcow, co cyckow na kuli bilardowej… Czasami jego koniuszy na wyscigach probuje naciskac ludzi, zeby szli tam pracowac, i dostaje zawsze odprawe, szybko i bez gadania.

– Ktos powinien cos zrobic – wtracil automatycznie skrzeczacy. Zorientowalem sie, ze bylo to jego zwykle odezwanie, „ktos powinien cos zrobic” – ale oczywiscie nie on.

Nastapil ogolny marsz do kantyny, gdzie jedzenie okazalo sie dobre, w nieograniczonych ilosciach i za darmo. Propozycja pojscia do baru spelzla na niczym, kiedy okazalo sie, ze do najblizszego sa jakies trzy kilometry (bez autobusu), a w cieplej jasnej kantynie znajdzie sie za kontuarem kilka skrzynek piwa.

Dosc latwo bylo skierowac rozmowe na problem dopingu; wydawalo sie, ze stajenni moga mowic o tym bez konca. Zaden z ponad dwudziestu paru obecnych nie przyznalby, ze kiedykolwiek dal „cos” koniowi, ale kazdy z nich znal kogos, co znal kogos, kto to zrobil. Saczylem piwo, sluchalem uwaznie i sprawialem wrazenie zainteresowanego, co zreszta bylo prawda.

„…zalatwil go struga kwasu, kiedy wychodzil z tego zasranego padoku…”

„…dal mu taka cholerna kupe powstrzymujacego proszku, ze nastepnego dnia kon zdechl w swoim boksie…”

„…siedem gumowych opasek bylo w odchodach…”

„…tak mu przedawkowal, ze kon nawet nie probowal przejsc pierwszej przeszkody, byl slepy, calkiem, slepy…”

„…dal mu cholerny kubel wody pol godziny przed biegiem i nie potrzebowal zadnego dopingu, zeby go przytrzymac z cala ta breja w bebechach…”

„…wlal mu pol butelki whisky do gardla…”

„…zwykle dotlenial konie, ktore nie oddychaly prawidlowo przed wyscigiem, az wreszcie wydalo sie, ze to nie dodatek swiezego powietrza pcha je do zwyciestwa, tylko kokaina, ktora zostaly naszpikowane podczas tej operacji…”

„…zlapali go z wydrazonym jablkiem napelnionym tabletkami nasennymi…”

„… upuscil strzykawke…”

– Ciekawy jestem, czy jest cos, czego jeszcze nie wyprobowano? – odezwalem sie.

– Chyba czarna magia. Bo nic wiecej – odpowiedzial ladny chlopiec.

Wszyscy rozesmieli sie.

– Ktos moze wynalezc cos tak dobrego – powiedzialem obojetnie – ze to sie nie da wykryc, i ci, co to wymysla, beda mogli zawsze to stosowac i nigdy nie wpadna.

– Do diabla – wykrzyknal wesoly chlopiec. – Tez masz pomysly. Gdyby tak sie stalo, to niech Bog ma w swojej opiece wyscigi. Nigdy nie wiedzielibysmy, na czym stoimy, a bukmacherzy chodziliby po scianach!

Rozesmial sie.

Starszy nieduzy mezczyzna nie byl tak ubawiony.

– To wlasnie odbywa sie od lat – powiedzial kiwajac powaznie glowa. – Niektorzy trenerzy doprowadzili to do poziomu sztuki, wspomnicie moje slowa, niektorzy daja swoim koniom dopingi regularnie przez cale lata.

Ale inni chlopcy nie zgodzili sie z tym. Testy dopingowe zalatwily chetnych do takich praktyk trenerow, stracili licencje i musieli wycofac sie ze swiata wyscigow. Przyznawali, ze dawne zasady byty troche niesprawiedliwe dla niektorych, skoro trener byl dyskwalifikowany automatycznie, jezeli jeden z jego koni byl pod wplywem dopingu. Nie zawsze byla to wina trenera, szczegolnie jezeli kon dostal takie srodki, by przegrac. Jaki trener – mowili stajenni – zmniejszalby sprawnosc konia, ktorego miesiacami przygotowywal do zwyciestwa. Uwazali jednak, ze od czasu jak ta zasada zostala zmieniona, bylo prawdopodobnie wiecej przypadkow dopingu.

– To calkiem oczywiste. Teraz facet wie, ze nie rujnuje calego zycia trenera, tylko jednego konia, na jeden bieg. Byc moze wiecej stajennych przyjeloby piecdziesiat funtow za wsuniecie dziwnej aspiryny do paszy, gdyby wiedzieli, ze stajnia nie bedzie zamknieta, a ich roboty nie wezma diabli wkrotce potem.

Rozmowa toczyla sie dalej, czasem powazna, czasem sprosna, ale jasne bylo, ze nie wiedza nic o jedenastu koniach, ktorymi sie interesowalem. Wiedzialem, ze zaden z nich nie pracowal w stajniach, w ktorych trenowane byly te konie, i najwyrazniej nie czytali spekulacyjnych artykulow w prasie, a jesli nawet czytali, to tylko poszczegolne doniesienia w czasie osiemnastu miesiecy, a nie tak jak ja, w jednym skomasowanym rzucie.

Rozmowa zaczynala kulec i zamierala wsrod poziewan, wiec pogadujac jeszcze poszlismy do lozek, a ja wzdychalem z ulga, ze przebrnalem przez ten wieczor nie zwracajac na siebie zbytniej uwagi.

Starannie obserwujac zachowanie innych, przezylem takze nastepny dzien nie wywolujac specjalnie ciekawych spojrzen. Wczesnym przedpoludniem wyprowadzilem Sparking Pluga ze stajni na padok, przeprowadzilem go po biezni, trzymalem go, kiedy byl siodlany, jeszcze raz przeprowadzilem go po biezni, przytrzymalem go, kiedy dzokej go dosiadal, wypuscilem na tor i poszedlem na mala trybune przy furtce, by razem z innymi stajennymi obserwowac gonitwe.

Sparking Plug zwyciezyl. Bylem zachwycony. Czekalem na niego przy furtce i poprowadzilem do obszernej zagrody, gdzie rozsiodlywano zwycieskie konie.

Czekal tam pulkownik Beckett, oparty na lasce. Poklepal konia, pogratulowal dzokejowi, ktory odpial siodlo i oddalil sie w strone wagi, a do mnie powiedzial szyderczo:

– W ten sposob zwraca sie chociaz ulamek ceny, za jaka zostal kupiony.

– To dobry kon i znakomicie przygotowany.

– W porzadku. Czy jeszcze czegos pan potrzebuje?

– Tak. Wiecej szczegolow na temat tej jedenastki… Gdzie zostaly wyhodowane, co jadly, czy chorowaly, w jakich restauracjach zatrzymywali sie kierowcy furgonow, kto robil dla nich uprzaz, czy byly podkuwane na wyscigach, i przez jakich kowali, slowem wszystko.

– Czy mowi pan powaznie?

– Tak.

– Przeciez nie mialy z soba nic wspolnego, poza tym, ze dostaly doping.

– Moim zdaniem pytanie nalezy sformulowac w ten sposob: co wspolnego mialy te konie, co umozliwilo doping? – Poglaskalem nozdrza Sparking Pluga. Byl nerwowy i podniecony po zwyciestwie.

Pulkownik Beckett spojrzal na mnie uwaznie.

– Bedzie pan mial te informacje, panie Roke. Usmiechnalem sie do niego.

– Dziekuje. Bede sie dobrze opiekowal Sparking Plugiem. Wygra dla pana pieniadze, ktore pan na niego wydal, nim skonczy kariere.

– Odprowadzic konie – rozlegl sie glos z glosnika.

Po prawie niewidocznym gescie pozegnania, wykonanym przez pulkownika, odprowadzilem konia do wyscigowej stajni, prowadzac go wkolo, zanim nie ostygl.

Tego wieczoru w domu noclegowym bylo znacznie wiecej gosci, jako ze byla to juz kolejna noc naszego spotkania. Tym razem nie tylko sprowadzalem rozmowe na doping i sluchalem uwaznie wszystkiego, ale

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату