powierzchnie. Jednak zanim otworzylem oczy, drugi stajenny powiedzial: „Daj mu spokoj, i tak robi swoja czesc” – wiec sypiac blogoslawienstwa na jego glowe, znowu pograzylem sie w ciemnosc.

Jakos szybko zrobila sie godzina czwarta, a wraz z nia kolejne trzy godziny wieczornych obrzadkow, potem o siodmej kolacja i znow prawie minal kolejny dzien.

Niemal przez caly czas myslalem o nazwisku Humbera powtarzajacym sie trzykrotnie w maszynopisie. Nie moglem sie dopatrzyc w tym wiekszego znaczenia niz w informacji, ze cztery z jedenastu koni w okresie, kiedy podano im doping, dostawaly taki sam specjalny pokarm w kostkach. Zadziwiajace bylo tylko to, ze absolutnie nie zwrocilem na to uwagi podczas dwukrotnego czytania. Zdawalem sobie sprawe, ze nie mialem powodu do zauwazania nazwiska Humbera, zanim nie zobaczylem jego i jego konia i nie porozmawialem z jego stajennym w Leicester, ale jesli przepuscilem jedno nazwisko powtarzajace sie trzykrotnie, moglem przegapic i inne. Trzeba bedzie zrobic spis wszystkich nazwisk wystepujacych w maszynopisie i zobaczyc, czy jeszcze jakies inne nie powtarza sie przy kilku koniach. Komputer moglby to zrobic w ciagu sekund. Dla mnie zapowiadalo to nastepna noc w lazience.

W maszynopisie bylo ponad tysiac nazwisk. Polowe z nich spisalem w srode w nocy, skonczylem w noc czwartkowa i troche dluzej spalem.

W piatek swiecilo slonce i poranek na wrzosowisku byl piekny. Jechalem na Sparking Plugu gdzies w polowie stawki koni i rozmyslalem o tym spisie. Tylko nazwisko Humbera i jeszcze drugie pojawialo sie w powiazaniu z kilkoma konmi. To drugie nalezalo do jakiegos P. J. Adamsa, ktory przez krotki czas byl wlascicielem szesciu sposrod jedenastu koni. To nie mogl byc zbieg okolicznosci. Zbyt wiele przemawialo przeciwko temu. Bylem pewien, ze dokonalem pierwszego naprawde istotnego odkrycia, ale nie rozumialem, w jaki sposob fakt, ze P. J. Adams, byl kiedys przez kilka miesiecy wlascicielem konia, wplywal na to, ze w rok czy dwa pozniej kon ten dostawal doping. Zastanawialem sie nad tym przez cale rano i w zaden sposob nie moglem tego skojarzyc.

Poniewaz pogoda byla piekna, Wally stwierdzil, ze jest to akurat odpowiedni czas, zebym wyczyscil konskie derki. Znaczylo to, ze trzeba rozlozyc derki, ktorymi przykrywalo sie konie w boksach, na betonie podworza, zmoczyc je woda z weza, wyszorowac szczotka na dlugim kiju i detergentem, znowu splukac, powiesic mokre derki na plocie, zeby obeschly zanim zostana zaniesione do pomieszczenia z uprzeza, gdzie wyschna dokladnie. Byla to bardzo nie lubiana praca, totez Wally, ktory od czasu przegranej Sparking Pluga traktowal mnie jeszcze zimniej (chociaz nie posunal sie tak daleko, zeby obarczac mnie wina), z trudem ukrywal swoja niechec, informujac, ze teraz moja kolej na wykonanie tej roboty.

Dzieki temu jednak – pomyslalem rozkladajac po obiedzie piec derek i moczac je woda – mam dwie godziny, podczas ktorych moge spokojnie pomyslec. I, jak to sie czesto zdarza, mylilem sie.

O trzeciej, kiedy konie drzemaly, a stajenni albo poszli w ich slady, albo udali sie na krotka wyprawe do Harrogate ze swieza wyplata, kiedy w zyciu stajni nastala pora sjesty, w furtce ukazala sie Patty Tarren, przeszla przez podworze i zatrzymala sie pare krokow przede mna.

Miala na sobie prosta zielona suknie z grubo tkanego miekkiego tweedu z rzedem srebrnych guzikow od gory do dolu. Czysty blyszczacy wezel kasztanowatych wlosow spoczywal na jej ramionach, skronie miala przewiazane szeroka zielona wstazka. Patty ze swymi dlugimi rzesami i rozowymi ustami wygladala na najbardziej ekscytujaca przerwe w pracy, jaka mogl sobie wymarzyc ciezko pracujacy stajenny.

– Halo, Danny.

– Dzien dobry, panienko.

– Widzialam cie z okna.

Odwrocilem sie zaskoczony, bylem bowiem przekonany, ze dom Octobra jest kompletnie ukryty za drzewami, ale okazalo sie, ze jeden kamienny rog i okno widoczne jest wsrod bezlistnych galezi. Bylo to jednak bardzo daleko. Jezeli Patty rozpoznala mnie z tej odleglosci, to musiala uzywac lornetki.

– Wygladales troche samotnie, wiec przyszlam z toba porozmawiac.

– Dziekuje, panienko.

– Tak naprawde – powiedziala przymykajac oczy – to reszta rodziny przyjedzie tutaj dopiero wieczorem, nie mam nic do roboty w tej calej stodole zupelnie sama, i nudzilo mi sie. Pomyslalam wiec, ze przyjde porozmawiac z toba.

– Rozumiem. – Oparlem sie na szczotce, patrzac na jej ladna twarz i myslac o tym, ze wyraz jej oczu byl zbyt dojrzaly jak na jej wiek.

– Zimno tu troche, nie uwazasz? Chcialabym porozmawiac z toba o czyms… Czy nie moglibysmy schronic sie za jakimis drzwiami? – Nie czekajac na moja odpowiedz poszla w strone rzeczonych drzwi, ktore byly akurat drzwiami do stodoly, i weszla do srodka.

Ruszylem za nia, opierajac po drodze szczotke o framuge.

– Slucham, panienko.

W stodole panowal polmrok.

Wydawalo sie, ze jednak rozmowa nie byla jej glownym celem.

Zarzucila mi rece na szyje i ofiarowala usta do pocalunku. Pochylilem sie i pocalowalem ja. Corka Octobra na pewno nie byla dziewica, calowala i jezykiem, i zebami, a brzuch jej poruszal sie rytmicznie. Moje miesnie zamienily sie w wezly. Pachniala slodko swiezym mydlem, znacznie bardziej niewinnie, niz sie zachowywala.

– No… to w porzadku – rzekla z chichotem, puszczajac mnie i kierujac sie w strone bel siana, ktore zajmowaly polowe wnetrza stodoly. – Chodz – dodala przez ramie, wspinajac sie na siano.

Wolno szedlem za nia. Kiedy dotarlem na szczyt, usiadlem patrzac na zasypana sianem podloge stodoly ze szczotka, kublem i widoczna przez otwarte drzwi derka, na ktora padalo slonce. Szczyt bel siana byl ukochanym miejscem zabaw Philipa przez cale lata dziecinstwa… To byla dobra pora, zeby pomyslec o mojej rodzinie.

Patty lezala na plecach o kilka krokow ode mnie. Oczy miala blyszczace, a na polotwartych ustach igral dziwny usmieszek. Powoli, wytrzymujac moj wzrok, rozpiela srebrne guziki sukienki od gory az do miejsca ponizej pasa. Potem poruszyla sie lekko i suknia opadla na siano. Nie miala absolutnie nic pod spodem.

Spojrzalem na jej cialo, szczuple, perloworozowe i bardzo podniecajace. Patty przebiegl dreszcz oczekiwania.

Zerknalem na jej twarz. Oczy miala duze i ciemne, a dziwny sposob, w jaki sie usmiechala, nagle wydal mi sie na pol plochliwy, na pol lakomy i calkowicie grzeszny. Nagle zobaczylem siebie takim, jakiego musiala widziec Patty, jakiego widzialem ja w dlugim lustrze w londynskim domu Octobra; ciemnowlosy, zarozumialy stajenny, z oznakami nieuczciwosci i dosc bliskiej znajomosci brudow.

Wtedy zrozumialem jej usmiech.

Obrocilem sie w miejscu i poczulem przyplyw gniewu i wstydu. – Prosze zalozyc sukienke.

– Dlaczego? Czyzbys byl impotentem, chlopczyku Danny?

– Prosze wlozyc sukienke – powtorzylem. – Przedstawienie skonczone.

Zesliznalem sie ze sterty siana, przeszedlem przez stodole i wyszedlem na podworze, nie ogladajac sie za siebie. Lapiac szczotke i klnac cicho, wyladowywalem cala zlosc na siebie w czyszczeniu derki, az zabolaly mnie ramiona.

Po chwili zobaczylem Patty (w zapietej zielonej sukni) wychodzaca powoli ze stodoly z sianem; rozejrzala sie dookola i podeszla do kaluzy blota w rogu betonowego podworza. Starannie ublocila buty, po czym z dziecinna zawzietoscia przemaszerowala przez derke, ktora wlasnie wyczyscilem, wycierajac starannie cale bloto na srodku.

Kiedy spojrzala na mnie, miala szeroko otwarte oczy i twarz pozbawiona wyrazu.

– Bedziesz tego zalowal, Danny, chlopcze – powiedziala po prostu i bez pospiechu przeszla przez podworze, a wezel kasztanowatych wlosow kolysal sie na tle zielonej sukni.

Znowu wyczyscilem derke. Dlaczego pocalowalem Patty? Dlaczego, wiedzac o niej wszystko po tym pocalunku, poszedlem za nia na gore? Czemu bylem takim glupim, latwo sie podniecajacym, pozadliwym oslem? Naprawde pogardzalem soba.

Nie trzeba przeciez koniecznie przyjmowac zaproszenia na obiad, nawet jesli odczuwa sie glod. Ale skoro sie przyjmuje, nie nalezy tak brutalnie odpychac tego, co zostalo ofiarowane. Patty miala pelne prawo byc zla.

Ja natomiast mialem wszelkie powody do zmieszania. Przez dziewiec lat bylem ojcem dla dwoch dziewczat, z ktorych jedna byla niemal w wieku Patty. Kiedy byly male, uczylem je, by nigdy nie korzystaly z samochodow nieznajomych, a kiedy byly starsze – jak maja unikac bardziej subtelnych pulapek. I oto znalazlem sie – co do tego nie bylo najmniejszej watpliwosci – po drugiej stronie tej ojcowskiej barykady.

Mialem okropne poczucie winy wobec Octobra, poniewaz trudno bylo zaprzeczyc, ze mialem ochote zrobic to,

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату