za nia, wszedlem jednak na trybune i patrzylem, jak przeszla do nastepnej trybuny. Wydawalo sie, ze jest dobrze znana. Zatrzymala sie i rozmawiala z wieloma osobami… ze zgarbionym starym mezczyzna w duzym wymietym kapeluszu, z grubym mlodziencem, ktory nieustannie poklepywal ja po ramieniu, z dwiema kobietami w futrach z norek, z grupka trzech mezczyzn, ktorzy smiali sie glosno i zaslonili mi ja, tak ze nie moglem zobaczyc, czy oddala ktoremus z nich koperte z torby.
Konie pogalopowaly na poczatek toru, tlum poruszyl sie na trybunach, by lepiej widziec gonitwe. Rudzielec zniknal w tlumie na trybunie klubowej. Bylem niepocieszony, ze stracilem ja z oczu. Gonitwa sie skonczyla, faworyt zwyciezyl o dziesiec dlugosci. Tlum zaryczal z uznaniem. Zostalem na swoim miejscu, czekajac z niewielka nadzieja, ze pojawi sie rudzielec w skorze leoparda, podczas gdy obok mnie tlum splywal z trybuny.
I rzeczywiscie okazala mi te uprzejmosc, ze znow sie pojawila. W jednej rece trzymala torebke, a w drugiej program wyscigow. Zatrzymala sie, by porozmawiac tym razem z niskim grubym mezczyzna i w koncu przecisnela sie do stoisk bukmacherow, usytuowanych przy barierze. Stanela przed stoiskiem najblizszym trybun i najblizszym ode mnie. Po raz pierwszy moglem wyraznie zobaczyc jej twarz, byla mlodsza niz myslalem, miala grubsze rysy i duza przerwe miedzy gornymi zebami.
Powiedziala cienkim, przejmujacym glosem:
– Bimmo, kochanie, zalatwie moje rachunki.
Otworzywszy torebke wyjela brazowa koperte, ktora podala niskiemu mezczyznie w stoisku z napisem „Bimmo Bognor (zal. w 1920 r.), Manchester i Londyn”.
Bimmo Bognor wzial koperte, schowal ja do kieszeni marynarki, a do moich uszu dobieglo jego serdeczne „w porzadku, kochanie”.
Zszedlem z trybuny, odebralem moja skromna wygrana, myslac o tym, ze choc brazowa koperta, ktora ruda wreczyla Bognorowi, wygladala tak samo jak koperta, ktora stajenny z wielkimi uszami wreczyl Czarnemu Wasowi, nie moglem byc w stu procentach pewny, ze jest to ta sama koperta. Mogla wreczyc koperte stajennego ktorejkolwiek z osob, z ktorymi rozmawiala, czy tez komukolwiek na trybunach, kiedy stracilem ja z oczu, a potem mogla zupelnie uczciwie placic swojemu bukmacherowi.
Gdybym nabral pewnosci, jak naprawde wygladal ten lancuch, moglbym prawdopodobnie przekazac po nim pilna wiadomosc, na tyle pilna, ze nie byloby spacerowania w dumie, tylko wyrazna bezposrednia linia miedzy punktami a, b i c. Poniewaz Sparking Plug startowal w piatej gonitwie, ta pilna wiadomosc nie przedstawiala zadnej trudnosci, ale mozliwosc odnalezienia Czarnego Wasa akurat w zadanym momencie wymagala trzymania go na oku przez cale popoludnie.
To, ze facet mial swoje przyzwyczajenia, moglo sie okazac pomocne. Zawsze obserwowal gonitwy z tego samego kata trybuny, w przerwach odwiedzal ten sam bar i stal nie rzucajac sie w oczy w poblizu wejscia na tor, kiedy konie prowadzono z padoku. Nie zrobil zakladow.
Tego dnia startowaly dwa konie Humbera, jeden w trzeciej gonitwie ijeden w ostatniej, ale przepuscilem trzecia gonitwe nie probujac nawet znalezc jego glownego koniuszego, choc znaczylo to odlozenie osiagniecia mojego najwazniejszego celu az do poznego popoludnia. Poczlapalem powoli za Czarnym Wasem.
Po czwartej gonitwie poszedlem za nim do baru i tracilem go mocno w ramie, kiedy zaczal swoje piwo. Polowa piwa rozlala mu sie na reke i splywala po rekawie, obrocil sie klnac i zobaczyl moja twarz bardzo blisko przy swojej.
– Przepraszam – powiedzialem. – Och, to pan.
Nadalem mojemu glosowi mozliwie najbardziej pelna zaskoczenia intonacje.
Jego oczy zwezily sie.
– Co tu robisz? Przeciez Sparking Plug startuje w tym biegu.
– Rzucilem Inskipa. – Zrobilem zasepiona mine.
– Wziales jedna z posad, ktore ci sugerowalem? To dobrze.
– Jeszcze nie. Wyglada na to, ze moze byc jakby przestoj.
– Dlaczego? Nie ma wolnych miejsc?
– Nie sa tak bardzo chetni, zeby mnie wziac, bo Inskip mnie wyrzucil.
– Co? – zapytal gwaltownie.
– Inskip mnie wyrzucil – powtorzylem.
– Dlaczego?
– Byla mowa o przegranej Sparking Pluga w ostatnim tygodniu, w dniu kiedy rozmawialem z panem… powiedzieli, ze nie maja dowodow, ale nie chca mnie juz wiecej i zebym sie wyniosl.
– To niedobrze – rzekl odsuwajac sie.
– Ale tuja sie smieje ostatni – powiedzialem chichoczac i przytrzymujac go za reke. – Nie bede ukrywal, ze sie smieje ostatni.
– Co masz na mysli? – Nawet nie probowal opanowac pogardy w glosie, ale w jego oczach blysnelo zainteresowanie.
– Sparking Plug dzisiaj tez nie wygra – powiedzialem. – Nasaczylem lizawke plynna parafina. Odkad odszedlem, od poniedzialku codziennie dostaje na przeczyszczenie. Nie w glowie mu wyscigi. Nie wygra tej cholernej gonitwy, nie wygra – zasmialem sie.
Czarny Was obrzucil mnie zniecheconym spojrzeniem, uwolnil sie od uchwytu moich palcow i wybiegl z baru. Ostroznie poszedlem za nim. Rozgladal sie nerwowo. Rudej nie bylo nigdzie widac, ale musiala odejsc niedaleko wzdluz bariery do miejsca, w ktorym spotkali sie przedtem. I tam, dosc pospiesznie, dolaczyl do niej Czarny Was. Mowil cos szybko. Ona sluchala i kiwala glowa. Czarny Was odwrocil sie i znacznie spokojniej ruszyl z powrotem w strone padoku. Kobieta poczekala, az zniknal z oczu, wtedy powoli podeszla do trybuny klubowej i wzdluz bariery do stoiska Bimmo Bognora. Maly czlowieczek pochylil sie skwapliwie, kiedy z powaga szeptala mu do ucha. Kilkakrotnie pokiwal glowa, kobieta zaczela sie usmiechac, a kiedy Bognor odwrocil sie do swoich urzednikow, widzialem, ze rowniez on usmiechal sie radosnie.
Nie spieszac sie przeszedlem wzdluz stoisk bukmacherow studiujac proponowane wysokosci zakladow. Sparking Plug nie byl faworytem, sprawila to jego ostatnia wodna kleska, nikt nie ryzykowal wiecej jak piec do jednego. W ten sposob i ja postawilem 40 funtow – wszystkie pieniadze zarobione u Inskipa – na mojego dawnego podopiecznego, wybrawszy dobrze prosperujacego, pogodnego bukmachera.
Krecac sie w poblizu Bimmo Bognora uslyszalem w kilka minut pozniej, jak proponowal licznym klientom zaklady 7 do 1 przeciwko Sparking Plugowi; obserwowalem, jak zgarnial ich pieniadze, przekonany, ze nie bedzie musial nic wyplacic.
Wszedlem na szczyt trybuny i z usmiechem zadowolenia obserwowalem, jak Sparking Plug rozgromil swoich przeciwnikow na przeszkodach i bezczelnie przyszedl do mety o dwadziescia dlugosci wczesniej. Zalowalem, ze z tej odleglosci nie moge uslyszec opinii Bognora o wynikach.
Moj pogodny bukmacher wyplacil mi dwiescie czterdziesci funtow w piatkach, nawet na mnie nie spojrzawszy. Chcac uniknac spotkania z Czarnym Wasem i ewentualnych akcji odwetowych, przeszedlem na najtansze miejsca w polowie dlugosci toru, gdzie spedzilem az dwadziescia nudnych minut; wrocilem do wejscia dla koni dopiero wtedy, kiedy zaczynal sie start do ostatniej gonitwy; przemknalem sie po schodach na trybune stajennych.
Koniuszy Humbera stal blisko szczytu trybuny. Rozpychajac sie gwaltownie nadepnalem mu mocno na noge.
– Uwazaj, do cholery, jak chodzisz – wykrzyknal urazony wlepiajac w moja twarz pare oczu podobnych do guzikow.
– Przepraszam. Masz odciski, co?
– Nie twoj zasmarkany interes – odburknal, przygladajac mi sie kwasno. Pomyslalem, ze na pewno mnie rozpozna przy kolejnej okazji.
Przygryzlem paznokiec kciuka.
– Nie wiesz, ktory z tych facetow jest koniuszym Martina Daviesa? – zapytalem.
– Tamten w czerwonym szaliku. A po co ci?
– Szukam roboty – odparlem.
Nim zdazyl sie odezwac, zostawilem go przepychajac sie w strone faceta w czerwonym szaliku. W tych wyscigach z jego stajni startowal jeden kon. Zapytalem go wiec, czy wystawiaja dwa konie, a on pokrecil glowa i odpowiedzial, ze nie.
Katem oka dostrzeglem, ze ta negatywna odpowiedz nie uszla uwagi koniuszego Humbera. Tak jak sie spodziewalem, pomyslal, ze pytalem o prace i dostalem odmowe. Zadowolony, ze ziarno zostalo zasiane,