– Ale prosze pana – zaprotestowal nieostroznie Geoff – jesli nie pojde na obiad razem z innymi, nic dla mnie nie zostanie.
– Trzeba bylo pomyslec o tym wczesniej i przyzwoicie wykonac swoja prace. Place o polowe wiecej niz kazdy inny trener i za to oczekuje odpowiedniej roboty. Zrobisz tak, jak ci powiedzialem.
– Ale prosze pana – zajeczal Geoff wiedzac, ze jesli nie zdazy na glowny posilek, bedzie bardzo glodny – czy nie moge tego zrobic po poludniu?
Humber od niechcenia poruszyl laska, ktora przesliznela sie tak, ze w reku trzymal jej koniec. Wtedy obrocil sie i brutalnie uderzyl wypukla galka w biodro Geoffa. Geoff zawyl i zaczal rozcierac noge.
– Przed obiadem – powtorzyl Humber i odszedl opierajac sie na lasce.
Geoffa ominely wodniste, na pol uduszone kawalki baraniny, a kiedy wszedl zadyszany do kuchni, zobaczyl ostatnie lyzki budyniu macznolojowego znikajace w ogromnych ustach Charliego.
– Cholerne skurwysyny – zajeczal zalosnie. – Banda cholernych skurwysynow.
Znosil to przez caly tydzien. Wytrzymal szesc nastepnych mocniejszych uderzen w rozne czesci ciala, jeszcze trzykrotnie ominela go kolacja, dwukrotnie sniadanie i raz obiad. Na dlugo przed koncem zaczal plakac, ale ciagle nie chcial odejsc.
Po pieciu dniach w porze sniadania wszedl do kuchni Cass i powiedzial do Geoffa:
– Obawiam sie, ze szef uprzedzil sie do ciebie. Juz nigdy nie uda ci sie zrobic nic dobrze. Najlepiej byloby – a mowie to dla twego wlasnego dobra, gdybys poszukal roboty gdzie indziej. Czasami szef dostaje takiej manii, ze ktorys ze stajennych nie robi nic dobrze, a jak na to wpadnie, nikt nie da rady tego zmienic. Mozesz robic tak dlugo, az zsiniejesz, a on nie zmieni zdania. Chyba nie chcesz wiecej dostawac lania, co? Mowie ci tylko, ze jesli tu zostaniesz, przekonasz sie, ze to co bylo, to dopiero poczatek. Rozumiesz? Mowie to dla twojego dobra.
Mimo to uplynely jeszcze dwa dni, zanim Geoff niechetnie spakowal swoj stary wojskowy tornister i oddalil sie.
Nastepnego ranka przyszedl na jego miejsce cherlawy chlopak, ale zostal tylko trzy dni, bo przed jego przyjsciem Jimmy gwizdnal koce, a on byl za slaby, zeby je odzyskac. Jeczal zalosnie przez dwie mrozne noce, a zanim nadeszla trzecia, juz go nie bylo.
Rano, przed sniadaniem, sam Jimmy otrzymal uderzenie laska. Przyszedl spozniony i klnac wyszarpal kromke chleba z reki Jerry’ego.
– Gdzie moje cholerne sniadanie?
– Oczywiscie zjedlismy je.
– Dobra – powiedzial patrzac na nas. – Mozecie tez zajac sie moimi sakramenckimi konmi. Wynosze sie. Nie mam cholernego zamiaru zostac tutaj. To gorsze niz siedzenie w mamrze. Na pewno nie zostane tutaj i nie pozwole sie tluc.
– Dlaczego sie nie poskarzysz – zapytal Reggie.
– A komu?
– No… glinom.
– Czys ty oszalal? – zapytal zdumiony Jimmy. – Jestes po prostu cholernym idiota. Wyobrazasz sobie mnie z moja kartoteka, idacego do gliniarni? I mowiacego, ze chce zlozyc skarge na mojego pracodawce, ktory uderzyl mnie laska. Na poczatek zaczeliby sie smiac. Tak by ryczeli, az by im sie trzesly te cholerne lby. A co potem? Powiedzmy, ze przyszliby tutaj i zapytali Cassa, czy widzial jak kogos bito. Mowie wam, Cassowi zalezy na wygodnej robocie. Och, nie – powiedzialby – nic takiego nie widzialem. Pan Humber jest bardzo uprzejmym dzentelmenem o zlotym sercu. A czego sie mozna spodziewac po eksskazancu? Tylko steku klamstw. Nie rozsmieszajcie mnie, do jasnej cholery. Wynosze sie, a gdybyscie mieli troche oleju w glowie, zrobilibyscie to samo. Jakos nikt nie posluchal jego rady.
Dowiedzialem sie od Charliego, ze Jimmy byl tu o dwa tygodnie dluzej, czyli jak mu sie zdawalo – okolo jedenastu tygodni.
Kiedy Jimmy dosc ostentacyjnie opuszczal podworze, pograzylem sie w rozmyslaniach. Jedenascie tygodni, najwyzej dwanascie, zanim Humber wprawi swoje ramie w ruch. Bylem tu juz trzy, a wiec zostawalo mi jeszcze najwyzej dziewiec tygodni, aby odkryc, w jaki sposob daje koniom doping. Nie znaczy to, ze gdyby bylo trzeba, nie moglbym wytrzymac tu tak dlugo jak Geoff, ale jezeli nie zdemaskuje metody Humbera, zanim on zacznie poswiecac uwage pozbyciu sie mnie, to szanse na dokonanie tego pozniej sa minimalne.
Trzy tygodnie, a ja nie dowiedzialem sie jeszcze niczego poza tym, ze chcialbym stad odejsc mozliwie jak najszybciej.
Na miejsca Geoffa i Jimmy’ego przyszlo dwoch stajennych, wysoki chlopak, Lenny, ktory byl kiedys w Borstal i bardzo sie tym chlubil i Cecil, dosc juz zaawansowany alkoholik w wieku okolo trzydziestu pieciu lat. Powiedzial nam, ze wyrzucono go juz z polowy stajni w Anglii, bo nie umial trzymac sie z dala od butelki. Nie wiem, skad bral alkohol ani jak udawalo mu sie go ukrywac, ale codziennie o czwartej byl juz niezle pijany i kazdej nocy chrapal w paralitycznym odretwieniu.
Zycie – jesli w ogole tak mozna to nazwac – toczylo sie dalej.
Wszyscy zdawali sie miec istotne powody, by zarabiac wiecej u Humbera. Lenny splacal jakies pieniadze, ktore ukradl u innego pracodawcy, Charlie mial gdzies zone, ktora musial utrzymywac, Cecil pil, Reggie mial nieodparta potrzebe oszczedzania, a zarobki Jerry’ego Humber wysylal jego rodzicom. Jerry byl dumny, ze moze im pomoc.
Dalem do zrozumienia Judowi Wilsonowi i Cassowi, ze musze koniecznie zarabiac szesnascie funtow tygodniowo, bo mam zaleglosci w placeniu rat za motocykl, co rownoczesnie stanowilo dobre wytlumaczenie wypraw na poczte w Posset w sobotnie popoludnia.
Nie istnialy zadne publiczne srodki transportu ze stajni do Posset, duzej osady oddalonej o poltora kilometra. Cass i Jud Wilson mieli samochody, ale nikogo nie podwozili. Moj motocykl byl wiec jedynym dostepnym srodkiem transportu, ale ku wyraznie deklarowanemu oburzeniu stajennych, odmawialem jezdzenia po zmarznietych, zasniezonych drogach na wieczorne wyprawy do Posset. W rezultacie prawie nigdy nie bywalismy w Posset, z wyjatkiem dwoch wolnych godzin w sobotnie popoludnia, a takze w niedzielne wieczory, kiedy po troche mniej wyczerpujacym dniu pracy wszyscy mieli jeszcze dosc energii, by pojsc na piwo.
W niedziele odwijalem motocykl z grubego plastykowego kokonu i wyruszalem do Posset z ekstatycznie usadowionym na siodelku Jerrym. Zawsze zabieralem biednego niedorozwinietego chlopaka, bo przez caly tydzien przypadal mu najgorszy los, i szybko popadlismy w pewna rutyne. Najpierw szlismy na poczte, zebym mogl wyslac te nieistniejaca rate. Oparty o polke miedzy formularzami telegramow na skrawku kartki spisywalem co tydzien sprawozdanie dla Octobra, upewniwszy sie przedtem, ze zaden z pracownikow stajni nie patrzy mi przez ramie. Jezeli dostawalem odpowiedz, czytalem ja na poczcie, darlem na kawalki i wrzucalem do kosza.
Jerry przyjmowal za rzecz calkowicie naturalna, ze pozostane na poczcie co najmniej kwadrans, i spedzal ten czas, nie zywiac zadnych podejrzen, na ogladaniu towaru w sklepie z zabawkami. Dwukrotnie kupil sobie duzy nakrecany samochod i bawil sie nim na podlodze sypialni, az samochod sie popsul; co tydzien tez kupowal za cztery pensy komiks dla dzieci i przez nastepnych kilka dni smial sie uszczesliwiony przegladajac obrazki. Nie umial przeczytac ani jednego slowa i czesto prosil, zebym wyjasnil mu podpisy, wkrotce wiec dokladnie poznalem poczynania malpy Micky i Flipa McCoya.
Po wyjsciu z poczty wsiadalismy na motocykl i podjezdzalismy dwiescie metrow dalej na uczte. Ten rytual odbywal sie w nieprzytulnej kafejce o scianach koloru margaryny, zimnym oswietleniu i brudnych stolach. Dekoracje wnetrza stanowily reklamy pepsi-coli, a obsluge znudzona dziewczyna bez ponczoch, z mysimi wlosami, zebranymi w nedzna palemke na czubku glowy.
Nie mialo to zreszta znaczenia. Jerry i ja zamawialismy i zjadalismy z nieopisana przyjemnoscia gore cielecego podgardla, smazonych jajek, zwiotczalych frytek i jasnozielonego groszku. Przy sasiednich stolach robili to samo Charlie i inni stajenni. Dziewczyna wiedziala, skad jestesmy, i patrzyla na nas z gory, bo to jej ojciec byl wlascicielem kafejki.
W drodze powrotnej napychalismy sobie z Jerrym kieszenie tabliczkami czekolady, aby uzupelnic wyzywienie Humbera; zapas ten zwykle wystarczal akurat do nastepnej soboty.
O piatej po poludniu bylismy z powrotem w stajni, motocykl znow zapakowany, cotygodniowa atrakcja stawala sie jedynie wspomnieniem, a przed nami rozciagalo sie kolejne siedem dni kolejnego strasznego tygodnia.
Ale ten tryb zycia pozostawial duzo czasu na myslenie. Godziny klusowania po slomianym trakcie na zamarznietym polu, godziny szczotkowania koni i derek, wyrzucania nawozu, noszenia wody i siana, nieprzespane godziny nocy spedzone na nasluchiwaniu odglosow koni z dolu, chrapania i mamrotania z sasiednich lozek.