w piatki. Humber dumny byl ze swojego cacka.

Tym symbolem zycia ponad stan wozila Humbera na dlugie trasy Grace, siostra Juda Wilsona, amazonka o twardej twarzy, ktora prowadzila wielki woz z pelna wprawy swoboda, ale utrzymywanie go w porzadku nie nalezalo do jej obowiazkow. Ani razu z nia nie rozmawialem, przyjezdzala rowerem z miejsca, gdzie mieszkala, prowadzila samochod, kiedy bylo to konieczne, i odjezdzala z powrotem na rowerze. Czesto nasze czyszczenie uznawala za niezadowalajace, ale jej uwagi przekazywal Bertowi i mnie Jud.

Ilekroc sprzatalem wnetrze samochodu, zagladalem w kazda szczeline, ale Humber nie byl tak uprzejmy czy tez tak nieostrozny, zeby zostawiac w nim strzykawki czy fiolki stymulantow porzucone w schowku na rekawiczki.

Przez caly pierwszy miesiac mojej pracy panowala mrozna pogoda, ktora byla nie tylko dokuczliwa, ale irytujaco opozniala moje dzialania. Kiedy nie odbywaly sie wyscigi, Humber nie mogl dac dopingu zadnemu koniowi, nie mialem tez okazji zaobserwowac, co zmienia sie w stajni, jezeli gonitwy wypadaja na ktoryms z pieciu torow o dlugiej ostatniej prostej.

Do tego wszystkiego Humber, Jud Wilson i Cass bez przerwy krecili sie po stajni. Chcialem rozejrzec sie w kantorku Humbera mieszczacym sie w ceglanej chatce na koncu podworza, nie moglem jednak ryzykowac poszukiwan narazajac sie na to, ze ktorys z nich moze w kazdej chwili mnie zaskoczyc. Sadzilem, ze kiedy Humber z Judem Wilsonem pojada na wyscigi, a Cass wyruszy do domu na poludniowy posilek, moglbym przeprowadzic poszukiwania w kantorku, podczas gdy stajenni beda zajeci obiadem.

Klucz od biura mial Cass, on otwieral drzwi rano i zamykal na noc. O ile zdazylem zauwazyc, nie zadawal sobie trudu zamykania biura, kiedy jechal na obiad, totez kantor zazwyczaj otwarty byl przez caly dzien, z wyjatkiem niedzieli. Moglo to rowniez znaczyc, ze Humber nie trzyma tam nic kompromitujacego, ale mogl przeciez trzymac tam cos, co dla osoby niewtajemniczonej wygladaloby calkiem niewinnie.

Jednak prawdopodobienstwo rozwiklania calej tajemnicy przez pobiezne rozejrzenie sie w nie zamknietym kantorku stajni bylo tak niewielkie, ze nie warto bylo ryzykowac wpadki, uznalem wiec, ze lepiej zdobyc sie na cierpliwosc i poczekac na korzystniejsza okazje.

Byl jeszcze dom Humbera, pomalowany na bialo dawny budynek fermy, przylegajacy do podworza. Kilka ukradkowych spojrzen rzucanych w te popoludnia, kiedy wypadala moja kolejka odgarniania sniegu z ogrodowej sciezki, przekonalo mnie, ze jest to ultraczysty bezosobowy dom, jak szereg pokoi na wystawie sklepu meblowego, pozbawiony duszy i jakby niezamieszkaly. Humber nie byl zonaty, a zadne z pomieszczen na dole nie wydawalo sie na tyle przytulne, zeby spedzac w nim wieczory.

Nie zobaczylem przez okna ani biurka, ktore moglbym przeszukac, ani sejfu, gdzie moglyby spoczywac zamkniete sekrety, mimo to zdecydowalem, ze nie byloby w porzadku zignorowanie tego domu. Jezeli nie znajde nic w biurze i poszukiwania ujda mi bezkarnie – przy pierwszej okazji zloze wizyte w domu.

W srode w nocy wreszcie zaczela sie odwilz. Jeszcze wieksza byla w czwartek i piatek, a w sobote rano cienka warstwa na pol stojacego sniegu przeksztalcila sie w kaluze. W stajniach zakotlowalo sie; znow zaczynaly sie polowania i wyscigi.

W piatek wieczorem Cass powiedzial mi, ze wlasciciel obydwu wierzchowcow, ktorymi sie zajmowalem, chce, zeby byly gotowe na sobote, wiec po drugim treningu zaladowalem je do furgonu, jaki po nie przyjechal.

Ich wlasciciel stal oparty o blotnik pieknie wypucowanego jaguara. Buty mysliwskie lsnily jak szklo, kremowe bryczesy byly doskonale, czerwona kurtka lezala jak ulal, szeroki szalik byl gladki i swiezy. W rece mial duza skorzana szpicrute, ktora uderzal o wlasne buty. Byl wysoki, barczysty, z gola glowa, mial okolo czterdziestki, a przez szerokosc podworka wydawal sie przystojny Dopiero spojrzawszy z bliska, dostrzegalo sie wyraz niezadowolenia na jego twarzy i slady rozpusty.

– Ty – powiedzial wskazujac na mnie szpicruta – chodz tutaj. Podszedlem. Mial ciezkie powieki i kilka czerwonych zylek na nosie i policzkach. Patrzyl na mnie z pelna wyzszosci i znudzenia pogarda. Mam prawie metr osiemdziesiat, byl wyzszy o jakies dziesiec centymetrow i dawal to odczuc.

– Zaplacisz mi za to, jesli moje konie nie beda w dobrej formie. Musza miec kondycje.

W brzmieniu jego glosu, podobnie jak glosu Octobra, mozna bylo doslyszec bogactwo.

– Sa w takiej formie, jak to mozliwe przy snieznej pogodzie – odparlem spokojnie.

Uniosl brwi.

– Prosze pana – dodalem.

– Bezczelnosc nic ci nie da.

– Przepraszam pana. Nie zamierzalem byc bezczelny. Rozesmial sie nieprzyjemnie.

– Zaloze sie, ze nie chciales. Nielatwo jest dostac inna prace, co? W przyszlosci pilnuj swojego jezyka, kiedy sie zwracasz do mnie, jezeli dbasz o swoja skore.

– Tak, prosze pana.

– A jezeli okaze sie, ze moje konie nie sa w dobrej formie, to bedziesz zalowal, zes sie w ogole urodzil.

Cass pojawil sie z mojej lewej strony i wygladal na zaniepokojonego.

– Czy wszystko w porzadku, prosze pana? – zapytal. – Czy Roke cos zrobil zle, panie Adams?

Nie wiem, jak mi sie udalo nie podskoczyc w tym momencie. Pan Adams. Paul James Adams, przez pewien czas wlasciciel siedmiu koni, ktore nastepnie dostaly doping!

– Czy ten cholerny wloczega nalezycie sie nimi zajmuje? – zapytal zaczepnie Adams.

– Nie jest gorszy od innych stajennych – rzekl uspokajajaco Cass.

– To bardzo malo znaczy. – Adams rzucil mi spojrzenie. – W czasie mrozow nie przykladales sie zbytnio. Cholernie malo. Bedziesz musial ocknac sie teraz, kiedy znow zaczyna sie sezon polowan. Ja nie jestem taki miekki jak twoj szef, o tym cie moge zapewnic.

Nic nie odpowiedzialem. Ostro uderzyl szpicruta o but.

– Slyszysz, co powiedzialem? Trudniej ci bedzie mnie zadowolic.

– Tak, prosze pana – wymamrotalem. Otworzyl dlon i wypuscil szpicrute.

– Podnies – rzekl.

Kiedy pochylilem sie, by to zrobic, oparl swoj but na moim ramieniu i pchnal mnie, tak ze przewrocilem sie na mokra, blotnista ziemie. Usmiechnal sie ze zlosliwym zadowoleniem.

– Podnies sie, niezdarny gamoniu, i rob co ci kaze. Podnies moja szpicrute.

Wstalem, podnioslem szpicrute i podalem mu ja. Wyrwal mi ja z reki i patrzac na Cassa powiedzial:

– Musisz im pokazac, ze nie zniesiesz zadnego bimbania. Zawsze ich przydus, kiedy tylko sie da. Ten zwlaszcza – zmierzyl mnie wzrokiem zimno, od stop do glowy – zasluguje na nauczke. Co proponujesz?

Cass przyjrzal mi sie niepewnie. Spojrzalem na Adamsa. To nie bylo zabawne, pomyslalem. Jego szaroniebieskie oczy byly dziwnie metne, jakby byl pijany, ale byl przeciez zupelnie trzezwy. Widzialem juz kiedys taki wzrok, u jednego ze stajennych, ktorego przez krotki czas zatrudnialem, i wiedzialem, co to znaczy. Musialem zgadnac prawidlowo i to natychmiast, czy woli dreczyc slabych czy silnych. Instynktownie, a moze takze zasugerowawszy sie jego wzrostem i wyraznymi manierami swiatowca uznalem, ze gniecenie slabego byloby dla niego zbyt banalne. W takim razie nie byl to moment na jakakolwiek demonstracje. Osunalem sie na ziemie w sposob mozliwie najbardziej tchorzliwy i przekonywajacy.

– Boze – rzekl z niesmakiem Adams. – Spojrz na niego, na smierc przestraszony. – Niecierpliwie wzruszyl ramionami. – No coz. Cass, znajdz mu jakies zawszone zajecie, jak wyskrobanie do czysta przejsc, i zapedz go do roboty. Nie ma tu dla mnie zadnej zabawy. To zaden kregoslup do lamania. Trzeba mi lisa, co przynajmniej ma troche sprytu i odwagi…

Wzrok jego skierowal sie w strone Humbera, przechodzacego przez podworze.

– Powiedz panu Humberowi – zwrocil sie do Cassa – ze chcialbym zamienic z nim slowo.

A kiedy Cass poszedl, odwrocil sie do mnie:

– Gdzie pracowales przedtem?

– U Inskipa, prosze pana.

– I wylal cie?

– Tak, prosze pana.

– Dlaczego?

– Ja… ee… – zajaknalem sie. Niezwykle irytujace bylo zwierzanie sie takiemu czlowiekowi, ale wiedzialem, ze jesli w drobiazgach, ktore moze sprawdzic, udziele mu prawdziwych odpowiedzi, uwierzy bez problemu w ogromne klamstwa.

– Kiedy zadaje ci pytanie, masz odpowiadac – powiedzial zimno Adams. – Dlaczego pan Inskip pozbyl sie

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату