tez zupelnie dosyc stajni Humbera. I mialem wiecej niz dosyc kopniakow. Jedyne, co moglem zrobic, a na co brala mnie wielka ochota juz rano, to wyjsc, odpalic motocykl i wracac do cywilizacji. Moglem uciszyc swoje sumienie zwracajac Octobrowi wiekszosc pieniedzy i przypominajac, ze wykonalem przynajmniej polowe zadania.

Siedzialem na lozku rozmyslajac o odpaleniu motocykla. I ciagle sie nie ruszalem. Ciagle nie szedlem po ten motocykl.

Teraz wzruszam ramionami na to wspomnienie. Wiedzialem bardzo dobrze, ze nigdy nie mialem naprawde watpliwosci na temat tego, czy zostane, nawet jesli mialoby to znaczyc szorowanie tych zawszonych przejsc calymi tygodniami. Poza tym, gdybym uciekl z powodu koniecznosci wykonywania kilku ekscentrycznych poslug, jak spojrzalbym potem sobie w twarz, a i dobre imie brytyjskich wyscigow moglo rozpasc sie w pyl, szczegolnie w bezwzglednych rekach P. J. Adamsa. I wlasnie jego nalezalo pokonac. Nie miala sensu ucieczka tylko dlatego, ze pierwsze kontakty uwazalem za nieprzyjemne.

Jego nazwisko, znane z kart maszynopisu, ozylo jako znacznie wieksze zagrozenie niz to, jakim kiedykolwiek wydawal sie Humber. Humber byl po prostu nieokrzesany, chciwy, niezrownowazony i prozny, a bil swoich stajennych tylko po to, zeby zmusic ich do odejscia. Adamsowi natomiast najwyrazniej sprawialo przyjemnosc samo znecanie sie nad kims, pod polyskliwa skorupa wyrafinowania, niezbyt gleboko, wyczuwalo sie nieodpowiedzialna brutalnosc. Humber byl silny, ale to Adams byl mozgiem tej spolki. Byl czlowiekiem bardziej zlozonym i znacznie bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem. Z Humberem moglem sie zmierzyc. Adams mnie przerazal.

Ktos zaczal wchodzic po drabinie. Sadzilem, ze moze to byc Cecil, zataczajacy sie po wieczornej orgii sobotniej, ale to byt Jeny. Usiadl na sasiednim lozku. Wygladal na zalamanego.

– Dan?

– Slucham.

– Nie bylo… nie bylo dzis dobrze w Posset, bez ciebie tam…

– Naprawde?

– Tak. – Rozjasnil sie. – Ale kupilem moj komiks. Poczytasz mi?

– Jutro – odparlem zmeczonym glosem.

Nastapila krotka cisza, kiedy probowal uporzadkowac mysli.

– Dan?

– Tak?

– Przykro mi jakos.

– Z powodu?

– No, ze smialem sie z ciebie, po poludniu. To nie bylo w porzadku… nie bylo… bo ty zabierasz mnie na swoim motocyklu i w ogole. Ja tak lubie jechac twoim motocyklem.

– Wszystko w porzadku, Jeny.

– Widzisz, wszyscy nabijali sie z ciebie, i uwazalem, ze trzeba tez, jak oni. Zeby mi pozwolili… zeby pozwolili mi isc z nimi do Posset.

– Rozumiem, Jeny. To nie ma znaczenia, naprawde nie ma.

– Ty nigdy mnie nie wysmiewales, jak cos zrobilem zle.

– Zapomnij o tym.

– Myslalem – ciagnal marszczac skron – o mojej mamie. Ona kiedys probowala szorowac podlogi. To bylo w biurach. Wracala do domu zmeczona na fest. Mowila, ze szorowanie podlog to przeklenstwo. Mowila cos, ze od tego stale boli krzyz, pamietam…

– Tak mowila?

– Czy boli sie krzyz, Dan?

– Troche.

Skinal glowa zadowolony. – Mama to wie, ta moja mama… Pograzyl sie w charakterystycznym milczeniu, kolyszac sie na skrzypiacym krzesle. Bylem wzruszony jego przeprosinami.

– Poczytam ci twoj komiks.

– Nie jestes zbyt skonany? – zapytal skwapliwie. Potrzasnalem glowa. Wyciagnal komiks z tekturowego pudelka, w ktorym trzymal swoje nieliczne rzeczy, i usadowil sie obok mnie, kiedy czytalem teksty w dymkach o malpie Mickey, Beryl i Peryl, Juliuszu Cheeser, Bustom Boys i innych. Przeczytalismy calosc co najmniej dwa razy, Jerry smial sie zadowolony i powtarzal za mna slowa. Pod koniec tygodnia bedzie juz wiekszosc podpisow znal na pamiec.

W koncu wyjalem mu z reki komiks i polozylem na lozku.

– Jerry, ktore z twoich koni naleza do pana Adamsa?

– Pana Adamsa?

– Tego, ktorego wierzchowcami ja sie zajmuje. Tego, ktory byl tu dzisiaj rano szarym jaguarem. I mial czerwona kurtke.

– Ach, ten pan Adams.

– A czy jest jakis inny?

– Nie, to wlasnie jest pan Adams. – Jerry wzruszyl ramionami.

– Co wiesz o nim?

– Chlopak, co tu byl przed toba, mial na imie Dennis. Pan Adams go nie lubil. On sie stawial panu Adamsowi.

– Och nie – westchnalem. Wcale nie bylem pewien, czy chce sluchac o tym, co przydarzylo sie Dennisowi.

– Nie byl tu dluzej jak trzy tygodnie… – Jerry namyslal sie. – Ostatnie dni ciagle sie przewracal. To bylo smieszne, naprawde…

Przerwalem mu: – Ktory z twoich koni nalezy do pana Adamsa?

– Zaden z nich nie nalezy – odpowiedzial zdecydowanie.

– Cass powiedzial, ze tak.

– Nie, Dan. Ja nie chce zadnego konia pana Adamsa. – Wygladal na zaskoczonego i przestraszonego.

– Dobrze, a do kogo naleza konie, ktorymi sie zajmujesz?

– Tak dobrze nie wiem. Z wyjatkiem oczywiscie Pageanta. On nalezy do pana Byrda.

– To ten, z ktorym jezdzisz na wyscigi?

– Aha, ten wlasnie.

– A inne?

– No, Mickey. – Brwi Jerry’ego zmarszczyly sie.

– Mickey to ten kon w boksie obok czarnego konia pana Adamsa, ktorym ja sie zajmuje?

– Tak – usmiechnal sie promiennie, jak gdybym trafil w dziesiatke.

– Do kogo nalezy Mickey?

– Nie wiem.

– Czy wlasciciel nigdy nie przyjezdzal go zobaczyc?

Pokrecil glowa z powatpiewaniem. Nie bylem pewny, czy mogl w ogole pamietac wizyte wlasciciela.

– A twoj trzeci kon? – Jerry zajmowal sie tylko trzema konmi, poniewaz robil wszystko znacznie wolniej od innych.

– To Champ! – wykrzyknal triumfalnie.

– Do kogo nalezy?

– To jest wierzchowiec.

– Tak, ale kto jest jego wlascicielem?

– Jakis facet – Jerry naprawde bardzo sie staral. – Tlusty. Ma takie odstajace uszy. – Wyciagnal swoje uszy do przodu, zeby mi pokazac.

– Znasz go dobrze?

– Dal mi dziesiec szylingow na Boze Narodzenie – Jerry usmiechnal sie szeroko.

To znaczy, pomyslalem, ze Mickey nalezy do Adamsa, ale ani Adams, ani Humber, ani Cass nie powiedzieli o tym Jerry’emu. Wygladalo na to, ze Cass wygadal sie przez pomylke.

– Jak dlugo tu pracujesz, Jerry?

– Jak dlugo? – powtorzyl niepewnie.

– Ile tygodni przed Bozym Narodzeniem tu byles?

Przechylil glowe na bok i zamyslil sie: – Przyjechalem tu nastepnego dnia, jak Roversi pobili Gunnersow. Tata

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату