bo, jak wyjasnila telefonistka, woda z peknietej rury zalala kabel. Inzynierowie pracowali nad naprawa.

Bylem ciekaw, czy moje zyczenie skontaktowania sie z jednym z oficjalnych zwierzchnikow sportu wyscigowego przekonalo ich.

– Pamietacie tego faceta, co udusil swoja zone? Kompletnie pomylony. Upieral sie, zeby zadzwonic do lorda Bertranda Russella i oznajmic mu, ze zadal cios na rzecz pokoju!

Okolo polnocy jeden z nich oswiadczyl, ze nawet gdyby (w co oczywiscie on sam nie wierzyl) to, co mowilem o moim zadaniu wykrycia poczynan Adamsa i Humbera, nawet gdyby wbrew wszelkiemu prawdopodobienstwu okazalo sie to prawdziwe, i tak nie uprawnialoby mnie do zabicia ich.

– Humber zyje – powiedzialem.

– Jeszcze zyje.

Serce podskoczylo mi do gardla. O Boze, pomyslalem, Humber nie. Niech Humber nie umrze.

– Wiec ogluszyles Adamsa laska?

– Nie, powiedzialem juz, ze zielona szklana kula. Trzymalem ja w lewej rece i uderzylem tak mocno, jak moglem. Nie mialem zamiaru go zabic, chcialem go tylko unieszkodliwic. Jestem praworeczny… nie moglem dobrze ocenic, jak mocno uderzam lewa reka.

– To dlaczego uzywales lewej reki?

– Mowilem juz.

– Powiedz jeszcze raz. Powiedzialem jeszcze raz.

– I mimo ze twoja prawa reka nie nadawala sie do uzytku, wsiadles na motocykl i pojechales pietnascie kilometrow do Durham? Czy uwazasz nas za glupcow?

– Odciski palcow moich obu rak sa na przycisku do papieru. Najpierw prawej reki, kiedy rzucalem kula na Humbera, a na wierzchu lewej, kiedy uderzylem Adamsa. Wystarczy sprawdzic.

– Teraz jeszcze odciski palcow – powiedzieli sarkastycznie.

– A skoro juz jestesmy przy tym temacie, to odciski palcow mojej lewej reki znajdziecie takze na telefonie. Usilowalem zadzwonic do was z kantoru. Odciski lewej reki sa na kurkach w umywalni… na kluczu i na klamce, zarowno wewnatrz, jak i na zewnatrz. A w kazdym razie byly tam…

– A jednak jechales motocyklem.

– Bezwlad reki juz wtedy ustapil.

– A teraz?

– Teraz tez nie jest bezwladna.

Jeden z nich podszedl do mnie, zlapal moj prawy nadgarstek i podniosl mi reke wysoko. Kajdanki zadzwonily i moja lewa reka rowniez sie podniosla. Wszystkie obrazenia spuchly i byly bardzo bolesne. Policjant opuscil moja reke. Przez chwile panowala cisza.

– Moze go bolec – rzekl wreszcie jeden z nich, niechetnie.

– Albo udaje.

– Moze.

Przez caly wieczor pili niekonczace sie ilosci herbaty, nie dajac mi nic do picia. Zapytalem, czy moglbym dostac herbaty, i dostalem, przekonalem sie jednak, ze trudnosc podnoszenia filizanki przewyzszala przyjemnosc picia.

Zaczeli znowu.

– Powiedzmy, ze Adams uderzyl cie w ramie, ale zrobil to w obronie wlasnej. Widzial, jak rzucasz przyciskiem do papieru w swojego pracodawce i zdal sobie sprawe, ze teraz zaatakujesz jego. Po prostu odwracal niebezpieczenstwo.

– Juz przedtem przecial mi skron… uderzyl mnie wielokrotnie, raz w glowe.

– To wszystko wydarzylo sie wczoraj, wedlug tego, co mowi koniuszy. Dlatego wrociles i zaatakowales pana Humbera.

– Humber uderzyl mnie wczoraj dwa razy. Nie bylem o to specjalnie obrazony Reszta miala miejsce dzisiaj, i glownie robil to Adams. – W tym momencie cos mi sie przypomnialo. – Zdjal mi z glowy kask, kiedy udalo mu sie troche mnie ogluszyc. Musza byc na nim jego odciski palcow.

– Znowu odciski palcow…

– Wiec odcyfrujcie je – powiedzialem.

– Zacznijmy od poczatku. Jak mozemy wierzyc takiemu lachudrze? – Lachudra. Jeden z tych brudasow w skorach. Wywrotowiec. Stukniety. Znam wszystkie te okreslenia. Wiedzialem, jak wygladam. Nie poprawialo to mojej sytuacji.

– Nie ma zadnego sensu udawac nieuczciwego stajennego, jesli sie na takiego nie wyglada – rzucilem zdesperowany.

– Wygladasz na to jak najbardziej – powiedzieli zaczepnie. – Od urodzenia.

Patrzylem na ich kamienne twarze, na ich twarde, niewrazliwe oczy. Twardzi, dobrzy policjanci, ktorzy nie pozwola soba kierowac. Moglem czytac w ich myslach – gdybym ich przekonal, a potem okazaloby sie, ze moja historia byla stekiem klamstw, nigdy by sobie tego nie darowali. Byli podswiadomie nastawieni na nie. Nie chcieli uwierzyc. Moj pech.

W pokoju wypelnionym dymem papierosowym stawalo sie coraz duszniej, w swetrze i kurtce bylo mi za goraco. Wiedzialem, ze pot na moich skroniach uwazaja za dowod winy, a nie wynik upalu czy bolu.

Ciagle odpowiadalem na wszystkie ich pytania. Jeszcze dwukrotnie z nie zmniejszonym zapalem kazali mi powtorzyc cala historie, lapiac za slowka, czasami krzyczac, obchodzac mnie dookola i strzelajac pytaniami ze wszystkich stron. Bylem naprawde za bardzo zmeczony na taka zabawe, dawaly o sobie znac nie tylko obrazenia, jakich doznalem, ale takze fakt, ze nie spalem przeciez przez cala poprzednia noc. Okolo drugiej nad ranem nie moglem juz prawie mowic z wyczerpania, i wreszcie, kiedy w ciagu pol godziny musieli trzy razy budzic mnie z polprzytomnego snu, dali za wygrana.

Od poczatku wiedzialem, ze ten wieczor moze miec tylko jedno logiczne zakonczenie, i staralem sie wyrzucic je z mojej swiadomosci, poniewaz bytem nim przerazony. Ale tak to jest, zaczyna sie droge po rozanej sciezce, a ona w koncu prowadzi do piekla.

Dwoch mundurowych policjantow, sierzant i posterunkowy, mieli zabrac mnie na noc. Miejsce, do ktorego mnie zaprowadzili, kazalo mi myslec o sypialni u Humbera jak o raju.

Cela byla kwadratowa, dwa i pol metra na dwa i pol, wylozona glazurowana cegla, do wysokosci ramienia brazowa, a wyzej biala. Male zakratowane okienko bylo zbyt wysoko, by mozna bylo przez nie cos zobaczyc, za lozko sluzyla waska betonowa plyta. Poza tym znajdowal sie tu kubel z przykryciem i przybity do sciany regulamin. Nic wiecej. Bylo to wystarczajaco smutne, by odebrac chec do zycia, zwlaszcza ze nigdy nie przepadalem za malymi zamknietymi przestrzeniami.

Policjanci nakazali mi usiasc na betonie. Zdjeli mi buty, pasek od dzinsow, znalezli takze i odpieli pas na pieniadze. Zdjeli mi tez kajdanki. Wyszli, zatrzasneli drzwi i zamkneli mnie na klucz.

Reszta tej nocy byla pod kazdym wzgledem ostatecznym dnem nedzy.

19

W korytarzach Whitehallu bylo zimno i spokojnie. Mlody czlowiek o nienagannych manierach uprzejmie wskazal mi droge i otworzyl mahoniowe drzwi do pustego gabinetu.

– Pulkownik Beckett przyjdzie niedlugo. Jest na konsultacji u kolegi. Prosil, zebym go usprawiedliwil, jesli pan przyjdzie przed jego powrotem. Czy zyczy pan sobie drinka? Papierosy sa tu w pudelku.

– Dziekuje – usmiechnalem sie. – Czy prosba o kawe bylaby duzym klopotem?

– W zadnym razie. Zaraz panu przysle. Pan wybaczy – wyszedl, zamykajac cicho drzwi.

Bawilo mnie, ze znow mowiono do mnie „prosze pana”, zwlaszcza jesli robil to uprzejmy urzednik, niewiele ode mnie mlodszy. Usmiechajac sie, usiadlem na wyscielanym skora krzesle na wprost biurka Becketta, zalozylem jedna noge w eleganckich spodniach na druga i rozsiadlem sie wygodnie.

Nie spieszylem sie. Byl wtorek jedenasta rano i przez caly dzien mialem tylko kupic nakrecany pociag dla Jerry’ego i zabukowac miejsce w samolocie do Australii.

Do gabinetu Becketta nie docieral zaden halas. Pokoj byl kwadratowy i wysoki, lacznie z drzwiami i sufitem

Вы читаете Dreszcz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×