dreszcze, ale kiedy zrobilo sie zupelnie pozno, wstala i powiedziala: „Pojde juz. Mama bedzie sie gniewac”.
— Jutro jest pani wolna? — zapytal Standal.
— Nie wiem — odparla Szuroczka. — Lepiej niech mnie pan nie odprowadza. — Obawiala sie, ze barczysci uczniowie z technikum zobacza z nia Standala i pobija go.
I w tym momencie rozlegly sie kroki. Kroki byly ciezkie i towarzyszyl im stukot laski. Ulica w kierunku mostu przez Griaznuche szedl starzec z laska. Ciagnal za nim znajomy zapach wody kolonskiej. Standal poczul, jak w jego wnetrzu wszystko sie napina. Starzec uosabial tajemnice. Bylo w nim cos zlowieszczego.
— Idziemy! — powiedzial. — Tego czlowieka nie wolno nam tracic z oczu…
… Milica Fiodorowna Bakszt zamyslila sie i spacerowala znacznie dluzej, niz nalezy w jej wieku. Trafila az na Slobode, co nie przydarzalo sie jej od jakichs trzydziestu lat. Wlokla sie w strone domu po nocy, pora juz bylo spac, slabe nogi zdretwialy, a przemykajace z rykiem autobusy przerazaly, zmuszaly do krycia sie pod scianami domow. Moze juz nie zdola dojsc do domu, do fikusa i szafranowego polmroku. Kotka poslusznie dreptala za nia, starajac sie nie pozostawac w tyle, a jej roznobarwne oczy plonely metnie, niczym reflektory przebijajace sie przez mgle.
Postawna kobieta wyprzedzila Milice Fiodorowne, nawet nie spojrzawszy w jej strone. Tej kobiety Milica Fiodorowna prawie nie znala — widziala ja ze dwa razy wychodzaca z domu towarowego.
Sawicz poznal zone po rytmie jej krokow. Niegdys ten stukot obcasikow podbil go, wydawal sie lekki i elegancki. Potem zachwycenie minelo, pozostala umiejetnosc rozpoznawania z daleka, szybkiego reagowania. Teraz tez zadzialal odruch. Sawicz zrozumial, ze jego zone meczy zazdrosc, ze go szuka. Dwoma susami przeskoczyl ulice i ukryl sie za furtka na podworku Kastielskiej. Wanda Kazimirowna przystanela przed oknem, zajrzala do srodka! przekonala sie, ze Kastielska jest sama. Siedzi przy stole i czyta. Sawicza tam nie ma. Nieco uspokojona ruszyla dalej, w kierunku mostu. Tym razem szla wolniej, jakby na przechadzke.
Sawicz zamierzal wrocic na ulice, ale gdy sie tylko poruszyl, znow rozlegly sie kroki, ciezkie i twarde. Sawicz pozostal w cieniu. Furtka odskoczyla pod ciosem laski i rozwarla sie na osciez. Parkanik zadrzal. Wysoki starzec wtargnal na podworko, omal nie potracajac Sawicza ramieniem, obszedl dom i wbiegl na ganek. Zapukal do drzwi.
Sawicz wyprostowal sie. Juz gdzies widzial tego starca. Starzec mu sie nie spodobal. Bylo w nim cos agresywnego, cos zagrazajacego Helenie. Chcial podejsc, zadac jakies pytanie, ale powstrzymal sie od tego w obawie, ze znajdzie sie w niezrecznej sytuacji. Bo niby co on sam tu robi?
Gdy Sawicz tak sie wahal, zaszly dalsze wypadki. Po pierwsze, drzwi do mieszkania Heleny otworzyly sie i starzec, bez slowa, wszedl do srodka. Po wtore, przez otwarta furtke wbiegl mlody mezczyzna w okularach, ciagnac za reke urocza Szuroczke Rodionowa, podwladna Wandy. Mlodzi ludzie zatrzymali sie, nie wiedzac, co robic dalej. W tym momencie przed furtka zarysowaly sie dwie kolejne postacie, z ktorych jedna trzymala przed soba sztywno wyciagnieta biala i gruba reke. Druga postac byla wysoka, a jej kudlata glowa w swietle latarni ulicznej przypominala glowe Gorgony. Udalow zaczal miotac sie po chodniku, a Grubin wyciagnal zylasta szyje, zajrzal w okno Kastielskiej i powiedzial:
— On jest tam.
Udalow natychmiast podazyl na podworko, wyprzedzil, nie zauwazajac, Szuroczke i jej towarzysza, po czym zaczal bebnic w drzwi. Pod jego uderzeniami drzwi sie otworzyly i Udalow dal nura w ciemnosc.
— Cos sie stalo? — zapytal Sawicz wyskakujac z cienia.
— Nie wiem — Grubin wcale nie zdziwil sie na jego widok. — Calkiem mozliwe.
— Przeciez ci mowilem — powiedzial Misza Standal do Szuroczki i pospieszyl w strone ganku.
Jako pierwszy wbiegl do pokoju Udalow. Chcial sie przywitac, ale slowa utknely mu w gardle. Okazalo sie, ze starzec zagnal Helene Siergiejewne do kata i usilowal odebrac jej sfatygowana ksiazke w skorzanej okladce. Helena Siergiejewna przyciskala ksiazke do piersi obiema rekami, milczala i patrzyla na starca oczyma pelnymi pogardy.
— Ach, ty! — powiedzial Udalow. Wystawil do przodu zagipsowana reke i z rozmachem rabnal nia starca w plecy. Starzec jeknal, ale Heleny nie puscil. Na pomoc Udalowowi pospieszyl Sawicz. Przezwyciezyl siebie, pokonal obawy przed znalezieniem sie w niezrecznej sytuacji. Powodowal nim lek o ukochana niegdys kobiete. Starzec charczal, kolyszac sie niczym potezny dab smagany wichura.
Juz i Grubin, i Udalow, i Standal, i nawet Szuroczka odrywali go od Heleny Siergiejewny, ciagneli, ale on wciaz sie opieral, choc powoli ulegal wspolnym wysilkom przeciwnikow. Walka toczyla sie wsrod sapan, westchnien, pochrzakiwan i szmerow, ale bez slow.
Slowa rozlegly sie od drzwi:
— Przestancie — powiedzial starczy glos. — Natychmiast przestancie.
W drzwiach, opierajac sie ciezko na lasce, stala opadla z sil Milica Fiodorowna Bakszt. U jej nog, sprezona do skoku niczym pantera, przysiadla syjamska kotka.
Starzec wypuscil z rak ksiazke i cofnal sie pod ciezarem zwisajacych na nim wrogow. Poruszyl ramionami, strzasnal z siebie wszystkich i jak gdyby nigdy nic usiadl na krzesle.
— Jak dzieci — powiedziala Milica Fiodorowna. — Mnie tez podajcie krzeslo. Zmeczylam sie.
12
— Mily Przyjacielu — powiedziala Milica Fiodorowna. — Zachowal sie pan w sposob niegodny mezczyzny. Pozwolil pan sobie podniesc reke na dame. Musi ja pan natychmiast przeprosic.
— Prosze mi wybaczyc — powiedzial starzec, lowiac oczami i odbijajac pytajace spojrzenia obecnych.
Helena Siergiejewna jeszcze nie przyszla do siebie. Wciaz stala przyciskajac ksiazke do piersi.
— Moj przyjaciel nie zamierzal uczynic nic niewlasciwego — powiedziala Milica Fiodorowna. — Byl jednak niezmiernie zdenerwowany mozliwoscia utraty.
— Mnie on nie podobal sie od samego poczatku — wtracil Udalow. — Trzeba wezwac milicje.
— Sami sobie damy rade — powiedzial Standal.
— W ten sposob do niczego nie dojdziemy, Heleno Siergiejewno — powiedzial starzec.
— No, no — wykrzyknal groznie Udalow, podciagajac spodnie od pizamy. Byl odwazny, gdyz za nim stala opinia publiczna. — Zlamalem przez pana reke.
— Sames skoczyl — burknal starzec bez cienia szacunku.
— Mily Przyjacielu — powiedziala stara pani Bakszt. — Obawiam sie, ze teraz jest juz za pozno na stawianie warunkow.
Nastepnie obrocila sie do Udalowa i Standala i powiedziala:
— Moj przyjaciel nie powtorzy swych godnych pozalowania wystepkow. Recze za to.
W jej glosie brzmiala zupelnie niestarcza pewnosc siebie. Udalow zmieszal sie i spuscil oczy. Standal chcial cos odpowiedziec, ale Szuroczka pociagnela go za rekaw.
— Sadze — kontynuowala Milica Fiodorowna Bakszt — ze nadeszla pora, aby wszystko opowiedziec.
— Tak, warto byloby sie wytlumaczyc — powiedziala Helena Siergiejewna i odlozyla nieszczesna ksiazke na sam srodek stolu.
— Co pani wie? — zapytal starzec Helene Siergiejewne.
— To, co tu jest napisane.
Starzec skinal glowa. Oparl sie szerokimi dlonmi na raczce laski. Teraz bylo widac, ze jest bardzo stary, nieprawdopodobnie stary.
— No wiec dobrze — powiedzial. — Istota sprawy polega na tym, ze urodzilem sie w roku 1603.
To oswiadczenie bylo dla wszystkich zbyt nieoczekiwane.
Udalow zachichotal. Nerwowo, niezbyt glosno, glaszczac dlonia kedzierzawe kosmyki, wyrastajace wianuszkiem wokol lysiny, rozesmial sie Sawicz. Zarazliwym smiechem parsknal Standal. Grubin usmiechnal sie od ucha do ucha. Szuroczka rowniez sie usmiechnela, ale natychmiast spowazniala, gdyz przypomniala sobie album starej pani Bakszt. Sama Milica Fiodorowna nie smiala sie… Wanda Kazimirowna zajrzala przez okno i dostrzegla rozesmianego meza w mieszanym towarzystwie. To juz przekraczalo wszelkie granice i Wanda Kazimirowna wpadla z gniewem do domu. Tupnela muskularna noga, przerywajac w ten sposob radosc obecnych, i zapytala zwracajac sie glownie do meza:
– Smiejecie sie? Wesolo wam?
Sawicz zbladl. Chcial wstac, przeprosic, chociaz nie byl niczemu winien. Ale i tym razem stara pani Bakszt zaprowadzila porzadek. Powiedziala glosno i surowo:
— Kto chce sie smiac, niech idzie do kinematografu. A pani, madame, niech usiadzie na lawce i nie przeszkadza w rozmowie.
Wszystkim natychmiast odeszla ochota do smiechu. Wanda Kazimirowna usiadla na samym brzezku lawki, obok Szuroczki, i zamilkla. Starzec jakby tylko na to czekal. Powtorzyl dobitnie:
— Urodzilem sie w roku 1603.
Tym razem nikt nie przerwal, nikt sie nie usmiechnal. Bylo oczywiste, ze starzec nie klamie, ze istotnie urodzil sie tak dawno, iz jest cudem natury, unikatem, ktorego losy w sposob tajemniczy i cudowny zwiazane sa z zapadliskiem na ulicy Puszkina.
— Moj ojciec byl biedny. Matka umarla w pologu. Mieszkalismy tutaj, w miescie Wielki Guslar, na ulicy Wologodzkiej. Ojciec byl szewcem, ochrzczono mnie w cerkwi sw. Mikolaja, ktora do dzis wznosi sie na rogu ulic Krasnogwardyjskiej i Pokoju. Na chrzcie swietym dano mi imie Almaz. Imie obecnie rzadkie i zapoznane.
Starzec rozkaslal sie. Kaszel wstrzasal jego wielkim i juz najwidoczniej zupelnie pustym wewnatrz cialem.
— Heleno Siergiejewno, czy mozna sie czegos napic? — zapytal wreszcie.
Szuroczka pobiegla do kuchni, przyniosla szklanke zimnego mleka. Starzec wypil je i niespiesznie otarl wasy niebieska chusteczka.
— Jako malego chlopca oddano mnie na sluzbe do kupca Tomily Pierfiriewa, czlowieka ogromnie skapego i zlodziejowatego. Kupiec bil mnie bez litosci. Roslem jednak na silnego dzieciaka, chociaz mieso widywalem jedynie z okazji wielkich swiat cerkiewnych. Pamietam, chodzily wtedy sluchy o Polakach, ktorzy wzieli Moskwe. Polacy do nas wprawdzie nie dotarli, ale i tak niepokoj byl wielki.
Starzec mowil wolno, starajac sie wydarzenia z XVII wieku ubrac we wspolczesne, zrozumiale dla sluchaczy slowa. Jakby juz sam nie bardzo wierzyl w to, ze te wydarzenia kiedys mialy miejsce. Sam sobie wydawal sie klamca i natretem — co tych ludzi obchodzi halasliwy rozgwar rynku, jakajacy sie diak z „gramota” w rekach, co tych ludzi moze obchodzic zadeptana na smierc zebraczka i potrojne stonce, zlowieszczy znak na niebie.