Czy cos takiego istotnie sie wydarzylo, czy tez po prostu widzial to w kinie trzysta lat pozniej?

— Komu sie nudzi, moze sobie pojsc, wcale nie nalegam, zebyscie mnie sluchali — powiedzial nagle ze zloscia. Wciaz mu sie wydawalo, ze widzi na twarzach obecnych ironiczne usmieszki.

Nikt sie nie odezwal. Prowizor Sawicz zdawal sobie sprawe z tego, ze nalezy zazadac dowodow, gdyz w przeciwnym razie sytuacja stanie sie nieznosna. Jej nierealnosc zostala spotegowana przez to, ze po raz pierwszy od wielu lat w jednym pokoju zetknely sie Wanda i Helena.

Starzec milczal i omiatal wszystkich przenikliwym wzrokiem. Ucichlo skrzypienie krzesel, ustal ruch, skonczylo sie porozumiewawcze zerkanie.

— Kiedys zlapalem gospodarza na falszowaniu miary, a bylo to przy ludziach. Blizny do dzis jeszcze zupelnie sie nie wygladzily, tak mnie skatowal. Ale to nic, jakos sie wykaraskalem i przy okazji zyskalem przydomek „Bity”. Tak mnie nazwali. A wiec, Almaz Bity. Inna rzecz, ze imie i nazwisko zmienialem wielokrotnie, a w radzieckim dowodzie osobistym figuruje jako Bitow. To zreszta nie jest wazne. Podroslem, ucieklem z Wielkiego Guslaru i tak zaczely sie moje wieloletnie wedrowki. Najpierw przystalem do kupcow, ktorzy szli na Syberie. Mlody bylem i w wiele rzeczy sie wplatywalem. Gdybym opowiedzial wszystko, wyszloby z tego dluga powiesc z wieloma przygodami.

Doszedlem z Kozakami do Ziemi Kamczackiej, bywalem rowniez w Indiach, a kiedy wrocilem do Rosji, dobiegalem juz piecdziesiatki i cieszylem sie pewna slawa jako czlowiek odwazny i milujacy prawde. Jesli ktos z was ma dostep do archiwow, to moze tam znalezc, jesli ocalaly z licznych pozarow, dokumenty wspominajace moje sprawy i wyprawy, a nawet laski carskie, ktore na mnie splynely. Byl w tych latach wzajemny ucisk, chelpliwosc, smutek i rozpacz. Ruszylem wtedy na poludnie, na Zaporoska Sicz. Zostalem pulkownikiem wojska zaporoskiego i myslalem juz, ze dokonam swego zywota w wyprawach i bojach, ale pewnego razu wydarzylo sie cos takiego…

Starzec Almaz przerwal swa mowe, pomilczal chwile, popatrzyl wokol i poczul sie usatysfakcjonowany. Sluchacze zainteresowali sie., poddali hipnozie suchych zdan, zdan krotkich i powsciagliwych.

— Nie zdarzylo sie wam przypadkiem slyszec nazwiska Briuchowiecki, Iwaszka Briuchowiecki? Pani tez nie, Heleno Siergiejewno? To zrozumiale. Ten czlowiek zapadl w niepamiec i znany jest jedynie historykom — specjalistom. A wszak w moich czasach jego imie zarowno na Siczy, jak i na calej Rusi bylo nader znamienite. Dla ludzi byl on hetmanem zaporoskim, a dla mnie — bezposrednim zwierzchnikiem.

Wzywa mnie kiedys ow Briuchowiecki do siebie i powiada: „Jest dla ciebie, Almazie Fiodotowiczu, sekretne i pilne zadanie. Zaszczycil mnie car gramota, rozkazal wyslac zbrojnych, zeby starca Meletija w bezpieczne okolice odprowadzic. Poslalem ich, tylko ze oni oskubali starca i wszystko, co mial przy sobie — szesc wozow i gramoty zamorskie — zabrali. Teraz car sie gniewa. Gdzie, pyta, zagrabione dobro. Juz drugi dzien siedzi u mnie poddiaczy Tajnej Kancelarii, Porfiriusz Olowiennikow, pokazuje spis mienia i rozkazuje zwrocic. Grozi. Poradz, Almaz, co robic?” Od razu zrozumialem, ze Iwaszka Briuchowiecki kreci, bo grabiezcy na pewno szczodrze sie z nim podzielili. A komu chcialoby sie oddawac dobytek? Pytam go wiec:

— A gdzie sa gramoty? Watpliwe, zeby car wyslal Olowiennikowa, czlowieka sprytnego, tylko po jakies tam szesc wozow,

Briuchowiecki z poczatku zapieral sie, twierdzil, ze niby nie wie, gdzie sa gramoty, ze nawet o nich nie slyszal. Potem niby sobie przypomnial i przyniosl. Jak dzis pamietam: rzezbiona szkatula, a w niej zwitki i pojedyncze karty. Zazadalem troche czasu na przejrzenie. Briuchowiecki nie mial nic naprzeciw. Burknal tylko, ze wezwie mnie rano. Z tym wrocilem do swego domu.

”Wydaje mi sie, ze gdzies natknalem sie na nazwisko tego Briuchowieckiego” — pomyslala Helena Siergiejewna odganiajac od twarzy papierosowy dym.

Standal zaczal sie nudzic. Krecil sie na krzesle i zerkal na Szuroczke, ale bal sie do niej odezwac. Udalow nianczyl zlamana reke — widocznie go bolala. Grubin sluchal uwaznie i oczyma duszy widzial butnego hetmana, u ktorego pod drzwiami siedzi moskiewski poddiaczy z Tajnej Kancelarii.

— Wezwalem pewnego skrybe, Greka, nie pamietam juz, jak sie nazywal. Razem z nim odczytalem gramoty. A byly to gramoty bardzo interesujace — wschodni patriarchowie uznawali w nich nieograniczona wladze cara Aleksego. A Nikona, patriarche ruskiego, stawiali nizej od cara. Gramoty byly niezmiernie wazne i poddiaczy nie na darmo tracil czas. Car chcial skonczyc z Nikonem, ale nie wazyl sie sam pozbawic go patriarszej godnosci. Wysylal poslow do Jerozolimy, do Antiochii, jednal sobie tamtejszych patriarchow, prosil ich o pomoc. Wsrod papierow znajdowala sie pewna kopia, ktora mnie szczegolnie zainteresowala. Byla to kopia gramoty samego Nikona, ktory wyklinal w niej cara i bojarow gnebiacych narod, glosil prawde i sprawiedliwosc, uskarzal sie na carska samowole, grozil wojna. I te wlasnie kopie carscy poslowie wozili na Wschod, aby pokazac patriarchom, jaka czarna owca zakradla sie do ich owczarni. Ta gramola bardzo wspolgrala ze stanem mojego ducha. Od wielu lat szukalem sprawiedliwosci i oto teraz ta sprawiedliwosc, przepisana przez skrybow, wygloszona przez wielkiego czlowieka, ktory wystapil przeciw carowi i bojarom — lezy przede mna. Nie orientowalem sie wowczas w zamiarach patriarchy i postanowilem, ze gdy tylko zyw bede i ujrze starca, poprosze go o wskazanie mi slusznej drogi.

Rano poszedlem do Iwaszki Briuchowieckiego i poradzilem mu: „Oddaj, powiadam, cos z tego, co zabrales, jakis drobiazg. Ale te cztery gramoty, napisane przez patriarchow, koniecznie zwroc. Wtedy car cie poniecha. Powiedz, ze wszystko Kozakom odebrales, zlozyles w cerkwi, a cerkiew splonela”. Iwaszka dopytuje sie: „A ujdzie mi to na sucho?” „Ujdzie” — powiadam.

Briuchowiecki tak tez i zrobil. Poddiaczy, gdy tylko zobaczyl patriarsze gramoty, od razu ozyl — po nie wlasnie jechal.

Starzec rozgadal sie. Glos mu okrzepl i stal sie dzwieczniejszy. Wymachiwal laska niczym bulawa lub szabla, zapomnial o sluchaczach, nie oni mu teraz byli w glowie.

Sucha relacja nabierala zycia, zakurzone imiona przeksztalcaly sie w ludzi.

— Rwalem sie do Moskwy, ale dotarlem tam dopiero za jakies dwa, trzy lata, kiedy juz do niej podjezdzali przez Gruzje, a potem Wolga, zwolani przez cara patriarchowie, zeby sadzic Nikona, unicestwic go. Briuchowiecki rowniez wtedy pojechal do Moskwy, z holdem, i udalo mi sie przez podstawionych ludzi nawiazac kontakt z Nikonem.

W owym czasie grozilo mu juz zeslanie do polnocnego klasztoru, pokuta w charakterze zwyklego mnicha, ale starzec nie poddawal sie, nie uwazal walki za przegrana. Mowiac jezykiem wspolczesnym, mial jeszcze mocne plecy. Wlasnie na nich sie opieral. A z drugiej strony zwrocil uwage na narod. Moze nawet nie z milosci do niego, ale co mial robic? Przegral kampanie. Mnie Nikon umiescil w pewnym klasztorze, gdzie nazwano mnie starcem Siergiejem. Szable jednak jeszcze potrafilem w reku utrzymac. Siedzenie w klasztorze nuzylo mnie, chociaz Nikon czynil mi wielkie nadzieje — zbliza sie, powiadal, nasz czas. Posluzysz jeszcze, mowil, Almaz, slusznej sprawie.

— Wytrzymajcie jeszcze troche — powiedzial nagle starzec pojednawczym tonem, zwracajac sie do Grubina, ktory wyjal notes i zaczal w nim cos pisac. — Jeszcze tylko kilka slow. Zaraz przejde do sedna sprawy. Bez tego, co opowiedzialem, nie pojmiecie mojego stanowiska i moich losow.

— Ja po prostu robie notatki — powiedzial Grubin, ale zamknal zeszycik.

— Z poludnia, znad Wolgi, nadeszly wiesci, ze powstal Stienka Riazin. Nie mogl darowac Dolgorukiemu smierci swojego brata Iwana, smialy byl czlowiek, i chociaz Prozorowski, wojewoda astrachanski, w imieniu cara obiecal mu wybaczenie dawnych grzechow, ruszyl wzdluz Wolgi, postanowil obalic wladce. Myslal, ze wtedy ludzie zaczna dobrze zyc. Kiedy u nas w klasztorze zaczeli o tym przebakiwac, zrozumialem, ze nie dzis to jutro wezwa mnie do Nikona. Byl wowczas Nikon zwyczajnym mnichem pohanbionym, uwiezionym w klasztorze sw. Feraponta, tutaj na naszej Wologodzkiej Ziemi. Ale w klasztorze znali go i lekali sie jego potegi, bo mogl jeszcze wiele. Wezwal mnie i powiada: „Ty, Kozaku Almazie, idz do Stiepana Timofiejewicza nad Wolge. Beze mnie Stiepan sobie nie poradzi. On sam to wie, bo slyszalem, ze jest wsrod jego lodzi barka obita czarnym aksamitem — rozpuscil Stiepan plotke, ze ja w tej barce plyne. Pojedz tam, rozejrzyj sie, bedziesz niby moim poslem”. Poblogoslawil mnie Nikon i poszedlem nad Wolge. Bylem wlasnie w Astrachaniu. kiedy Prozorowskiego rzucili w bystrzyne, zdobywalem Carycyn i pod Symbirskiem z wojskiem stalem. Wszystko bylo. Tylko, rzecz jasna, sukienke zakonna zrzucilem i chociaz wolali mnie po dawnemu starcem Siergiejem, bilem sie po kozacku. Wtedy wlasnie poznalem Milice.

Almaz wskazal wezlastym palcem staruszke, drzemiaca w kacie z kotka na kolanach. Wszyscy poslusznie obrocili sie w jej strone.

— Byla ona wowczas, a zreszta jest do dzisiaj, ksiezniczka, o ktorej ludzie spiewaja znana piesn. Ze niby ja Stiepan Timofiejewicz za burte do Wolgi wrzucil.

— Oj — westchnela Szuroczka Rodionowa.

— Nie budzcie jej — powiedzial Almaz, chociaz nikt nie zamierzal budzic Milicy Fiodorowny. — W piesni mowi sie, ie Stiepan Timofiejewicz wyrzucil ja za burte, ale to nieprawda. Odgrazal sie, nawet przysiegal, zeby uspokoic zazdrosnych Kozakow. Ale przeciez nie byl bandyta. Byl on juz w owym czasie mezem stanu, armie za soba prowadzil. Incydent wprawdzie byl, przyznaje to. Znajdowalem sie wowczas na tej samej barce, co Stiepan. Mocno sie klocilismy, bo byly miedzy nami wielkie roznice zdan. Na to akurat przyszli niektorzy dowodcy — Symbirsk juz niedaleko, powiadaja, a tam slubna malzonka oczekuje. Niedobrze bedzie, powiadaja, jesli z dziewka sie tam zjawicie, morale wojsk ucierpi. Dziewka nie rozumiala ani slowa po rusku. Zreszta nazywala sie zupelnie inaczej niz dzis. Tylko oczyskami swoimi strzelala na wszystkie strony, zawracala Kozakom w glowach. Stiepan zaklal i rozkazal mnie, jako starcowi, czlowiekowi pewnemu, zabrac ja w nocy I przewiezc na czarna, nikonowska barke. Na niej wlasnie plynela. A w Symbirsku umiescilismy ja w pewnym domu. A ty, kudlaty, nie szczerz zebow. Jesli wszystko pojdzie jak nalezy, jutro jej nie poznacie. Byla pierwsza pieknoscia w Persji i tutaj tez bedzie pierwsza pieknoscia.

Starzec zmeczyl sie i umilkl, aby nieco odsapnac. Oddychal ciezko, chrapliwie. Almaz wyjal z kieszeni paczke „Bielomorow”, zapalil.

Вы читаете Rycerze na rozdrozach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату