dokonal maloletni przestepca.
Uzyskawszy te informacje, dyzurny zadzwonil do szpitala.
— Macie tam pacjenta nazwiskiem Udalow? — zapytal.
Poczekal na odpowiedz, podziekowal. Pomyslal chwile, a potem zadal jeszcze jedno pytanie:
— A nie mieliscie zamiaru go wypisac? Ach, tak. W nocy? O dwudziestej trzeciej? Rozumiem.
Nastepnie zwrocil sie do Kseni:
— Prawde powiedzieliscie, obywatelko. Wasz malzonek uciekl ze szpitala i udal sie w niewiadomym kierunku. Personel medyczny przypuszczal, ze do domu. A wy sadzicie, ze nie?
— Tak wlasnie mysle — odparla Ksenia. — W dodatku syna obrabowali. Pizame mu zostawili.
Oficer rozlozyl spodnie od pizamy na biurku.
— Pochodza z doroslego czlowieka — powiedzial. — A wy mowicie, ze dzieciak rabowal.
— Sama tego nie rozumiem — zgodzila sie Ksenia. — A synek jest taki prawdomowny. Cichy i posluszny. Spodenki byly zupelnie nowe. Calkiem jak na tym tu.
Obywatelka Udalowa wskazala palcem chlopca w granatowych spodenkach, ktory wlasnie wszedl do srodka i w poplochu cofnal sie na jej widok.
Ksenia nie poznala swego meza. Nie poznala tez spodenek, nalezacych dawniej do Maksyma, gdyz na Korneliuszu lezaly one jak ulal.
— No to jak, napiszecie swoja skarge? — zapytal oficer.
— Napisze. Wszystko napisze — powiedziala Ksenia. — Tylko polece do domu i tam napisze. Dzieciaki musze najpierw nakarmic.
Slyszac taki dowod troski zony o pomyslnosc rodziny Korneliusz omal nie zalal sie lzami skruchy, ale opanowal lkanie, nie chcac przedwczesnie zwracac na siebie uwagi.
— Czego chcesz, chlopcze? — zapytal oficer, kiedy Udalowa wyszla pisac meldunek i karmic dzieci.
Udalow, drapiac sie w spuchnieta dlon, podszedl do barierki. Jego jasnowlosa glowka ledwie wystawala znad przegrody i musial wspiac sie na palce, zeby porozmawiac z oficerem dyzurnym.
— Nie czego chcesz, tylko czego pan sobie zyczy — poprawil go. Kiedy byl zajety czyms innym, jakos zapominal o swoich prawdziwych wymiarach.
— No dobrze, czego pan sobie zyczy — zgodzil sie oficer. — Gadaj, smarkaczu.
— Sprawa najwyzszej wagi panstwowej — powiedzial Udalow i poczul skrepowanie.
— Zuch — powiedzial dyzurny. — To dobrze, kiedy dzieci mysla o wielkich sprawach. Popatrzcie, sierzancie, my w jego wieku interesowalismy sie wylacznie futbolem.
Sierzant siedzacy w przeciwleglym kacie zgodzil sie ze swym zwierzchnikiem.
— Ja chce blizej — powiedzial Udalow. — Za barierke.
— Wlaz, siadaj i zaczynaj — zezwolil oficer. — Zaczynaj, bo mi sie dyzur konczy. Pora do domu. Zona czeka, rozumiesz?
Udalow znakomicie to rozumial i ze wspolczuciem skinal glowa.
Oficer popatrzyl na chlopczyka z takim samym wspolczuciem. Nie mial dzieci, ale je bardzo lubil, i chociaz sprawa chlopczyka dotyczyla na pewno jakiejs drobnej niesprawiedliwosci, nie mial zamiaru go lekcewazyc i chcial wysluchac jak doroslego.
— Istnieje spisek — powiedzial Udalow. — Nie wiem jeszcze, kto go finansuje, ale calkiem mozliwe, ze to wcale nie Marsjanie.
— Ale zalewa — powiedzial sierzant wstajac z krzesla i podchodzac blizej.
— Szpiega widziales? — zapytal lagodnie oficer.
— Prosze mnie wysluchac! — wykrzyknal chlopczyk i w jego oczach ukazaly sie lzy. — Powiadam, ze jest spisek. Sam jestem tego dowodem.
Dyzurny mrugnal ukradkiem do sierzanta, ale chlopczyk zauwazyl to i powiedzial surowym tonem:
— Tylko prosze bez mrugania, towarzyszu lejtnancie. Oni teraz omawiaja dalsze plany. Mnie zalatwili, a co bedzie dalej, az strach pomyslec. Calkiem mozliwe, ze teraz przyjdzie kolej na czolowych funkcjonariuszy administracji powiatu i wojewodztwa.
— Ale zalewa — powiedzial sierzant zupelnie cicho. Pomyslal, iz zycie toczy sie w coraz szybszym tempie, i jesli uwaznie czytac prase, to mozna stwierdzic, ze w krajach zachodnich choroby psychiczne nabraly alarmujacego zasiegu. Teraz zabieraja sie do nas. A dzieciaka szkoda.
— No, a jak sie nazywasz, chlopcze? — zapytal oficer.
— Udalow — odparl chlopiec. — Korneliusz Udalow. Mam czterdziesci lat.
— Taak — przeciagnal lejtnant.
— Jestem zonaty — powiedzial Udalow i jego malutka twarzyczka zarozowila sie. — Mam dwoje dzieci. Syn Maksynek chodzi juz do szkoly.
W tym momencie Udalowa nawiedzily wspomnienia o przestepstwie, jakiego dopuscil sie wobec wlasnego syna, i zaczerwienil sie jeszcze bardziej.
— Taak — powtorzyl lejtnant. — A wiec tez Udalow. Nieoczekiwanie jego wzrok stal sie ostry i przenikliwy.
Pomilczal chwile, a potem zapytal ostrym tonem:
— A spodnie w parku z ciebie zdjeli?
— Jakie spodnie?
— A twoja mamusia przychodzila na skarge?
— Przeciez ona mnie nie poznala! — wykrzyknal Udalow blagalnym tonem. — Dlatego ze nie jestem jej synem, tylko mezem. Ale zamienili mnie w dziecko, w chlopczyka. Wlasnie o tym mowie. A wy nie wierzycie. Gdybym byl synem, to by mnie poznala. A ja jestem mezem, wiec mnie nie poznala. Jasne?
— Ale zalewa — powiedzial sierzant i ruszyl wolno ku drzwiom, aby z drugiego pokoju zadzwonic po pogotowie.
— Lepiej idz do jego matki. Ona zostawila tu adres — powiedzial lejtnant domysliwszy sie zamiarow sierzanta. — Zreszta poczekaj, dzieciaka trzeba najpierw umiescic w izbie dziecka.
— Nie! — wrzasnal Udalow. — Ja tego nie zniose! Ja mam dowod osobisty, co prawda, nie przy sobie. Ja wam opowiem takie intymne szczegoly ze swego zycia! Jestem dyrektorem przedsiebiorstwa budowlanego!
Oficer opuscil wzrok, aby nie patrzec w oczy chorego dziecka. Coz mogl powiedziec poza banalnymi slowami wspolczucia? Zreszta nawet te slowa mogly jeszcze bardziej zdenerwowac dzieciaka, ktory ubzdural sobie, ze jest Udalowem.
Sierzant zrobil krok w kierunku chlopczyka, ale Udalow glosno placzac i wykrzykujac niejasne grozby, ze potrafi dotrzec do Wologdy, a nawet do Moskwy, zeskoczyl z krzesla, zalomotal ciezkimi buciorami, przeslizgnal sie miedzy rekoma sierzanta, uskoczyl przed lejtnantem i wymknal sie za drzwi, a nastepnie oderwal sie od poscigu miedzy stertami gruzu i rozmaitego budowlanego smiecia, zalegajacymi podworko pracowni konserwacji zabytkow…
Umiejetnosc scislego myslenia jest zjawiskiem rzadkim i niekoniecznie cechujacym uczonych. Ta wlasciwosc zaklada obiektywizm wewnetrzny i pragnienie dotarcia do prawdy. Udalow nie dysponowal taka umiejetnoscia, gdyz stac sie chlopczykiem, kiedy czlowiek nastroil sie na przeksztalcenie w pelnego sil mlodzienca, jest zbyt krzywdzace i wstydliwe. Dlatego wyobraznia Udalowa, bogata, lecz nieco rozwichrzona, zamienila doswiadczenie na spisek, a ow spisek poteznial w miare tego, jak zasapany Korneliusz biegl coraz dalej w miasto, ploszac po drodze kury i gesi. Niebawem juz zaczelo mu sie wydawac, ze spiskowcy w czarnych maskach podkradaja sie do wezlowych punktow sieci wodociagowej i trucizna przenika do wody, piwa, wodki, a nawet do kropli na katar.
Budzi sie kraj rano i stwierdza, ze nie ma w nim juz ludzi doroslych. Jedynie dzieci, placzac sie w spodniach i sznurowadlach, wychodza z placzem na ulice. Komunikacja zostala sparalizowana, gdyz dzieciece nozki nie moga dosiegnac pedalow hamulca. Zatrzymaly sie obrabiarki, bowiem dzieciece raczki nie potrafia udzwignac ciezkich detali. Jakis chlopczyk rozpaczliwie lka na rogu — dzis mial zamiar przejsc na emeryture, a co teraz? Placze dziewczynka — miala dzisiaj wyjsc za maz, a co teraz? Placze inna dziewczynka — chciala jutro leciec w kosmos. Placze inny chlopczyk — jeszcze wczoraj podrzucil sztange wagi dwustu kilogramow, a dzisiaj nie moze podniesc nawet dwudziestu. Chlopiec-milicjant usiluje dwiema raczkami uniesc paleczke, ktora jeszcze wczoraj regulowal ruch. Dziewczynka-baletnica nie moze wspiac sie na palce, chlopczyk-bas, spiewak operowy, tylko piszczy… A wrogowie zlosliwie chichocza, szepcza z podstepna satysfakcja: „Teraz nie dacie rady wgramolic sie do czolgow i obronic przed nami waszej ojczyzny”…
Wtedy wlasnie, w miare tego, jak w jego wyobrazni plowial i rozsypywal sie straszliwy obraz totalnego odmlodzenia, Udalowa zaczela opanowywac nowa mysl: a moze juz sie zaczelo? Moze on nie jest jedyna ofiara podstepnego starca? Moze oni wszyscy — i Kastielska, i Szuroczka Rodionowa, i przyjaciel Grubin, i nawet podejrzana staruszka Bakszt — stali sie dziecmi? Zdziecinnieli i z placzem pukaja do drzwi Kastielskiej…
Nowa mysl uderzyla Udalowa swa prostota i oczywistoscia, podpowiedziala metode dalszego postepowania.
Do domu Kastielskiej zblizal sie z cala ostroznoscia i bawiacym sie na chodniku dzieciom przypatrywal sie z obawa i nadzieja — kazdy dzieciak mogl okazac sie Helena Siergiejewna lub jego przyjacielem Sasza Grubinem. Zreszta w ogole dzieci w miescie bylo bardzo duzo, wiecej niz wczoraj. Ten fakt Udalow sklonny byl rowniez zlozyc na karb spisku starca z Marsjanami, a nie na karb ladnej pogody, jak bylo w istocie.
Ale wystarczylo wejsc do sieni, aby wszystkie iluzje rozwialy sie jak dym. Ucierpial tylko Udalow.
24
Przed Udalowem stal kubek kakao i bulka grubo posmarowana wologodzkim maslem. Na talerzu posrodku stolu pietrzyl sie cukier w kostkach. W glebokiej misce parowaly kartofle.
O Korneliusza troszczono sie, wspolczuly mu piekne kobiety, ktore czestowaly go szampanem w naparstku, mezczyzni zas leciutko poklepywali po plecach, zartowali i tez wspolczuli. Tutaj nikt przynajmniej nie powatpiewal w tozsamosc Udalowa. Udalow wzial sie w garsc i poczul sie niczym samotny zwiadowca w jaskini podstepnego wroga. Kazdy nieostrozny krok grozil wsypa. Udalow usmiechal sie powsciagliwie.
— Czyzby nie bylo zadnego remedium? — szeptala Milica do Grubina, ktory zerkal pytajaco na Almaza, Almaz zas rozkladal nad stolem swe potezne rece. Moze gdzies, na dalekiej gwiezdzie, taka odtrutka juz dawno zostala wyprobowana i mozna ja kupic w kazdej aptece. A na Ziemi na razie nie jest potrzebna. Almaz czul sie troche winny, ale zbytnio nie zalowal Udalowa: dostal czlowiek dodatkowe dziesiec lat zycia. Potem zrozumie to, uspokoi sie. Innemu powinno to szczescie przypasc w udziale, serdecznie by za nie podziekowal.
— Nie przedawkowales? — zapytal Grubin.
— Nie — odparl Almaz myslac tymczasem o czyms zupelnie innym, o tym, jak siedzial w celi na poczatku lat osiemdziesiatych ubieglego wieku.