dotykac — powiedzial starzec surowo. — Niech pan wezmie butle i wraca.
W jego oczach zaplonal taki wsciekly gniew, ze Standal nie odwazyl sie oponowac. Wzial butle, ciezka i ciepla od slonca, odwrocil sie na piecie i wyszedl na ulice. Zaraz tez napotkal reszte pogoni. Kroczyl szybko, zdecydowanie, i ludzie poslusznie ruszyli za butla. W takim samym porzadku powrocili nad zapadlisko. Tymczasem Grubin z operatorem koparki wyciagneli Udalowa, ktory zlamal reke. Pierwszej pomocy udzielono mu w aptece.
Zdobycz zaniesiono do muzeum, jako ze znajdowalo sie niedaleko i chetnych do pomocy bylo pod dostatkiem. Przodem szla Helena Siergiejewna. Prowadzila za reke Wanie i niosla jedna z ksiazek, ciensza od pozostalych i bardziej postrzepiona. Za nia sunal Misza Standal z dwiema butlami. Ciemny plyn pluskal w nich i rozkolysywal Misze. Aparat fotograficzny podskakiwal miedzy Butlami i bil go w piers. Potem szli pionierzy z Szuroczka na czele. Kazdemu z nich dostal sie do niesienia jakis przedmiot. Pochod zamykal Edik z krzeslem. Wlasciwie powinien przystapic do pracy, ale zwierzchnik ze zlamana reka zostal odniesiony do apteki, a piwnica byla tak wielka, ze najpierw nalezalo rozebrac strop i dopiero pozniej zasypac ziemia, ktora zreszta nalezalo dopiero przywiezc.
Muzeum bylo zamkniete, bo personel mial akurat wolny dzien. Dozorczyni jednak wyszla z kluczami, gdyz pozostala wierna starej dyrektorce — zbyt wymagajacej, ale za to wyksztalconej.
Helena Siergiejewna poszla wprost do gabinetu dyrektora. Tam tez zlozono znaleziska, czesciowo na podlodze, czesciowo zas na skorzanej kanapie dla gosci. Kiedy wszyscy wyszli, Helena Siergiejewna jeszcze z godzine siedziala w gabinecie, przegladajac ksiazki i odcyfrowujac napisy na etykietach przyklejonych do butli. Potem dwie male butelki zamknela w kasie pancernej, a ze soba zabrala postrzepiony brulion. Wonia wciaz marudzil, domagal sie lodow. Helena Siergiejewna byla zamyslona i ze zdumieniem krecila glowa, wspominajac dopiero co przeczytane teksty.
8
…Sawicz nalozyl Udalowowi lupki i zapytal, czy zdola sam dojsc do szpitala na przeswietlenie. Udalow czul sie bardzo zle. Lezal w pokoju, gdzie przygotowywano lekarstwa. Obie mlodziutkie farmaceutki wspolczuly mu i jedna z nich przyniosla wody, a druga strzykawke, zeby zrobic zastrzyk przeciwbolowy. Ale Udalowa ta troskliwosc wcale nie wzruszala. Mdlilo go od zapachu lekarstw, ktorego ani prowizor, ani dziewczeta nie zauwazali, bo przywykli. Grubin wciaz rozgladal sie, przypatrywal sie chemikaliom stojacym na polkach i na wszelki wypadek notowal w pamieci. Sawicz zadzwonil po pogotowie. Karetka przyjechala z opoznieniem, bo musiala kluczyc zaulkami — zapadlisko zagradzalo przejazd. Udalow wciaz usilowal wydawac dyspozycje, ale glos odmawial mu posluszenstwa. Wydawalo mu sie, ze mowi, ale wszyscy slyszeli tylko niewyrazne jeki i poslusznie kiwali glowami, zeby uspokoic chorego. Korneliusz, otumaniony zastrzykiem i mdlosciami, byl pewny, ze nie zasypane w pore zapadlisko zaczyna sie osuwac i pochlaniac okoliczne domy. Oto do wnetrza ziemi spelzl dom towarowy i ekspedientki z Wanda Kazimirowna na czele wyskakuja tylnym wyjsciem, usilujac ratowac niektore towary z dzialu jubilerskiego. Za domem towarowym — Korneliusz zobaczyl to jak na jawie — zapada sie pod ziemie cerkiew Paraskewy Platnicy. Chwala Bogu, ze przynajmniej nie zdazyl jej pomalowac i Materialy archiwalne, zmiecione przez kataklizm, wytryskuja z waskich okien i niczym biale labedzie ulatuja w guslarskie niebo. Naprzeciw archiwum zjezdza w przepasc Technikum Rzeczne. Solidne budynki klasztorne opieraja sie przyciaganiu ziemskiemu, gna sie, zawisaja nad przepascia. Barczysci uczniowie chwyciwszy za liny staraja sie pomoc swym pokojom internatowym i klasom, lecz na prozno — liny pekaja jak nitki, chlopcy padaja pokotem na ziemie i klasztor wraz ze zlotymi kopulami zapada sie w otchlan. A pozniej okoliczne domy z wyrazna ochota skacza w dol, nikna z dziwnym bulgocacym dzwiekiem… Korneliusza najbardziej przeraza moment, kiedy zapadlisko dotrze do rzeki. Oto pekla tama, fale rzeki burza sie i pienia zalewajac glebie. Juz gdzieniegdzie obnazylo sie dno, stare omszale sumy wysuwaja miekkie wasy z plytkich kaluz. Nie ma jui miasta — na jego miejscu rozlewa sie jezioro, po ktorym w plaskodennej lodce (skad sie ta lodka wziela?) plynie Korneliusz wraz z przewodniczacym Powiatowego Komitetu Wykonawczego. Obaj placza, a fale kolysza lodke… kolysza… kolysza… Korneliusz Udalow stracil przytomnosc. Grubin odprowadzil Udalowa do karetki pogotowia, uscisnal dlonie prowizora i dziewczat farmaceutek, przykazal lekarzom aktywnie walczyc o zycie i zdrowie sasiada, po czym ruszyl do domu.
Pierwsza sprawa byla najtrudniejsza. Nalezalo zawiadomic zone Udalowa o nieszczesciu. Grubin zapukal do jej drzwi.
— No i jak? — zapytala Ksenia Udalowa nie odwracajac sie od plyty kuchennej, bo akurat robila obiad. — Wymieniliscie?
— Korneliusz trafil do szpitala — powiedzial Grubin bez zadnych wstepow.
— Ach!
Zona Korneliusza upuscila kawalek miesa, ktory przelecial obok garnka i trafil wprost do wiadra na odpadki. Sasiedzki kot zlapal mieso i uciekl z nim na podworze, ale Ksenia nawet tego nie zauwazyla.
— Co z nim, ja tego nie przezyje — powiedziala.
— Nic strasznego — Grubin postaral sie zlagodzic cios. — Zwichnal reke, no, moze co najwyzej jakies tam lekkie pekniecie kosci.
Ksenia patrzyla na Grubina okraglymi, rozwscieczonymi oczyma i nie wierzyla mu.
— A dlaczego nie przyszedl do domu? — zapytala.
— Musial pojsc do szpitala, bo kosc moglaby sie zle zrosnac. Ale lekarze mowia, ze nie bedzie zadnych komplikacji.
Ksenia wciaz nie wierzyla. Sciagnela fartuch, rzucila go na podloge i fartuch miekko opadl w dol, zachowujac ksztalt jej poteznego brzucha. Ruszyla na Grubina niczym puma, ktorej chca zabrac male. Miala zamet w glowie. Z jednej strony nie wierzyla Grubinowi i byla przekonana, ze chce ja uspokoic, a w rzeczywistosci z Udalowem jest zle, bardzo zle. Jednoczesnie, znajac meza, podejrzewala spisek, pobyt Udalowa w piwiarni, a moze nawet, co gorsza, w izbie wytrzezwieli. Do tej pory Udalowowi nic podobnego sie nie przytrafilo, ale przy jego pechu powinno sie obowiazkowo przytrafic.
— Gdzie on jest? — spytala groznie. Grubin nie wierzyl wlasnym oczom. Jeszcze wczoraj wieczorem byla mu przychylna, pukala do drzwi jego kawalerskiego pokoju i zapraszala na herbate.
— W szpitalu miejskim — odparl pospiesznie, potrzasnal czupryna i uciekl do siebie. Zatrzasnal drzwi i zaczal nasluchiwac, czy przypadkiem Ksenia sie do niego nie wlamuje. Nie wlamywala sie. Wyskoczyla na podworze i popedzila do szpitala.
Grubin zdjal czarna marynarke i postal chwile, trzymajac ja w wyciagnietym reku. Marynarka zionela zarem i parowala. W szafie rozleglo sie chrobotanie.
— Poczekaj — powiedzial Grubin i zarzucil przewietrzona marynarke na akwarium. Wyjal z kieszeni spodni kluczyk i otworzyl szafe.
Kruk zeskoczyl na podloge, zastukal po niej pazurami, pare razy rozprostowal skrzydla, zerknal z ukosa na akwarium i kurzym krokiem podreptal do starego skorzanego fotela z wylazacymi sprezynami.
Fotel, podobnie jak wiele innych przedmiotow w pokoju Grubina, prawie nic go nie kosztowal. Zdobyl go za posrednictwem punktu skupu surowcow wtornych, ktorym kierowal. Kazda rzecz — stojaca, lezaca lub poniewierajaca sie po katach — zostala nabyta zupelnie przypadkowo i mogla pochwalic sie dluga historia. Wezmy na przyklad fotel: jego sprezyny byly polamane od zbyt dlugiego uzywania i niebezpiecznie sterczaly. Jedno z bocznych oparc bylo calkowicie pozbawione skory, drugie zas zupelnie cale. Najwidoczniej poprzedni wlasciciel lubil opierac sie na lewym lokciu. Jesli chodzi o inne uszkodzenia, to byly jeszcze dwa przeciecia na siedzeniu, jakby ktos patroszyl fotel szabla, i przestrzelmy w plecach. Mozliwe, ze strzelano od tylu do siedzacego w nim czlowieka. Obraz uzupelnialy najrozmaitsze plamy, od atramentowych po jajecznicowe, rozrzucone malowniczo tu i owdzie.
Kruk uwaznie, aby nie nadziac sie na odlamek sprezyny, wskoczyl na fotel i nastroszyl piora.
Na podlodze posrodku pokoju staly opakowania szklane. Dwie butelki po piwie, jedna po winie „Rkacyteli” i jedna po wodce. Ta ostatnia miala wyszczerbiona szyjke. Poza tym flakon po wodzie kolonskiej i brudny sloik po majonezie. Kiedy Grubin wychodzil z domu, naczyn jeszcze nie bylo.
— Ech, durne paly — wykrzyknal Grubin, pochylajac sie nad szklem. Oddzielil od reszty flakon i butelke z wyszczerbiona szyjka i wtoczyl pod lozko. Wrzucil tam rowniez trzy pieciokopiejkowki. Zapytal kruka:
— Dawno byli?
Kruk nie odpowiedzial.
— Przeciez siedziales w szafie — przypomnial sobie Grubin.
— Nie przecze — powiedzial kruk i wsunal dziob pod skrzydlo udajac, ze zasypia, czul sie bowiem dotkniety brakiem zaufania i dlugim uwiezieniem w szafie.
— Chcesz sie przespacerowac? — zapytal Grubin, ktory czul sie winny.
Podszedl do okna i otworzyl je.
Kruk jeszcze przez chwile wytrwal w pozie skrzywdzonej niewinnosci, po czym wskoczyl na parapet i odlecial.
— No dobra — powiedzial Grubin wtykajac niebieski podkoszulek za pasek spodni. Isc na rynek, otwierac budke, kupowac butelki i makulature zupelnie mu sie nie chcialo. Dzien byl pelen wrazen. Grubin podniosl lewa noge, zaczepil nia o prawa i zrzucil pantofel. Ta sama operacje przeprowadzil z drugim butem. Z podworza do pokoju naplywalo rozleniwienie i miodowy zapach lip. Grubin polozyl sie na lozku z niklowanymi galkami, ale nie zasnal — patrzyl, jak na zagraconym warsztacie kreci sie, poskrzypuje perpetuum mobile, malutki, doswiadczalny model. Wieczny silnik krecil sie juz drugi miesiac, tylko podczas zlej pogody zawilgal i wtedy trzeba go bylo popychac palcem. Grubin byl zadowolony z zycia, ktore nic od niego nie wymagalo, zostawiajac mu czas na niewinne przyjemnosci i zajecia rekodzielnicze.
9
Szuroczka zaprowadzila pionierow do Milicy Fiodorowny Bakszt. Misza Standal, od niedawna cichy wielbiciel Szuroczki, tak dlugo nudzil, ze trzeba go bylo wziac ze soba. Zapukala ostroznie, bo wiedziala, ze staruszka ma dobry sluch i jesli nie spi, to otworzy. Nadstawila ucha. Wydalo jej sie, ze za drzwiami rozlegaja sie glosy, szept, kroki. Potem wszystko ucichlo.
— Chwileczke — powiedziala wreszcie stara pani