Tego wieczoru Gill Templer zorganizowala babski wieczorek w Sali Palmowej hotelu Balmoral. W rogu, odziany w smoking pianista gral na fortepianie. W wiaderku chlodzila sie butelka szampana, a na stoliku staly miseczki z chrupiacymi przegryzkami.

– Tylko nie zapomnijcie zostawic sobie miejsca na kolacje – przypomniala gosciom Gill. Na osma trzydziesci mialy zamowiony stol u Hadriana. Wlasnie mijala siodma trzydziesci, kiedy w drzwiach pojawila sie ostatnia z zaproszonych.

Wyplatujac sie z plaszcza, Siobhan przeprosila za spoznienie. Zjawil sie kelner i zabral od niej okrycie. Inny kelner juz nalewal szampana.

– Zdrowie – powiedziala, siadajac i unoszac kieliszek do gory. – I gratulacje.

Gill Templer uniosla swoj kieliszek i pozwolila sobie na usmiech.

– Mysle, ze na nie zasluzylam – stwierdzila, wywolujac tym entuzjastyczne potakiwanie obecnych.

Siobhan znala dwie z pozostalych trzech kobiet. Byly pracownicami prokuratury i z obiema Siobhan miala juz okazje wspolpracowac. Harriet Brough zblizala sie do piecdziesiatki, na glowie miala trwala z czarnych (byc moze farbowanych) wlosow, a jej obfite ksztalty maskowaly liczne warstwy tweedu i grubej bawelny. Diana Metcalf byla po czterdziestce i miala krotkie popielatoblond wlosy i gleboko osadzone oczy, co zamiast tonowac, podkreslala jeszcze mocnymi cieniami. Zawsze ubierala sie w zywe kolory, dodatkowo uwydatniajac troche niedozywiona, koscista posture.

– A to jest Siobhan Clarke – przedstawila ja Gill ostatniej uczestniczce spotkania – detektyw z mojego komisariatu. – „Moj komisariat” zabrzmialo tak, jakby go przejela na wlasnosc, a Siobhan pomyslala, ze to pewnie nie takie znow dalekie od prawdy. – Siobhan, przedstawiam ci Jean Burchill. Jean pracuje w muzeum.

– Oo, a w ktorym?

– W Muzeum Szkocji – odparla Burchill. – Byla tam pani kiedys?

– Bylam kiedys na kolacji w Wiezy.

– To niezupelnie to samo – powiedziala Burchill i zamilkla.

– Nie, nie, chodzilo mi o to, ze… – Siobhan chciala jakos dyplomatycznie wybrnac -…bylam tam na kolacji tuz po otwarciu. I mezczyzna, z ktorym tam bylam… No coz, niezbyt mile go wspominam, wiec troche to mnie zniechecilo.

– To zrozumiale – kiwnela glowa Harriet Brough, tak jakby za kazde niepowodzenie w zyciu wine ponosila plec przeciwna.

– No coz, dzisiaj jestesmy same, wiec mozemy sie rozluznic – powiedziala Gill.

– Chyba, ze sie pozniej wybierzemy do jakiegos nocnego lokalu – dodala Diana Metcalf i oczy jej rozblysly.

Gill uchwycila wzrok Siobhan.

– Wyslalas tego e-maila? – spytala.

– O pracy nie rozmawiamy – cmoknela z nagana Jean Burchill.

Obie panie z prokuratury skwapliwie przytaknely, ale Siobhan i tak kiwnela glowa na znak, ze wiadomosc poszla. Czy ktos da sie na to nabrac, to juz zupelnie inna sprawa. Dlatego zreszta spoznila sie na to spotkanie. Zbyt dlugo siedziala nad korespondencja Philippy, czytajac jej e-maile do roznych przyjaciol i starajac sie uchwycic jej ton, slownictwo i skladnie, tak by to, co napisze, moglo zabrzmiec przekonujaco. Potem napisala kilka roznych wersji wiadomosci, az w koncu zdecydowala sie na mozliwie najprostsza tresc. Tyle ze niektore e-maile Philippy mialy forme dlugich, gawedziarskich opowiesci, wiec co bedzie, jesli jej poprzednie wiadomosci pisane do Quizmastera tez takie byly? Jak on, czy ona, zareaguje na zupelnie odmienna w charakterze wiadomosc? Mam problem. Musimy porozmawiac. Flipaja. I na koncu numer telefonu, numer komorki Siobhan.

– Widzialam dzis w telewizji wasza konferencje prasowa – powiedziala Diana.

Jean jeknela.

– Co ja przed chwila mowilam?

Metcalf zwrocila na nia swe duze, ciemne zmeczone oczy.

– To nie rozmowa o pracy, Jean. To rozmowa o czyms, o czym wszyscy rozprawiaja. – I zwracajac sie do Gill, dodala: – Nie sadze, zeby to ten jej chlopak, a ty?

Gill wzruszyla tylko ramionami.

– Widzisz – stwierdzila Burchill – Gill tez nie chce o tym rozmawiac.

– Juz predzej jej ojciec – wtracila Harriet. – Moj brat chodzil z nim do jednej szkoly. Bardzo zimny i wyrachowany. – Powiedziala to tonem nie znoszacym sprzeciwu, ktory pasowal do jej zawodu. Siobhan pomyslala, ze pewnie juz w przedszkolu chciala studiowac prawo. – A gdzie sie podziala matka? – zwrocila sie do Gill.

– Nie czula sie na silach – odparla Gill. – Ale byla zaproszona.

– Na pewno nie wypadlaby gorzej od tych dwoch – oznajmila Brough, wybierajac nerkowce z miseczki z orzeszkami.

Wygladalo na to, ze Gill jest juz tym znuzona, wiec Siobhan postanowila zmienic temat i spytala Jean Burchill, czym sie zajmuje w muzeum.

– Jestem starszym kustoszem – wyjasnila Jean. – Specjalizuje sie glownie w wieku osiemnastym i dziewietnastym.

– Ty to sie glownie specjalizujesz w smierci – wtracila Harriet.

Burchill usmiechnela sie.

– To prawda. Kompletuje eksponaty na podstawie dostepnych danych i…

– Scislej mowiac – znow przerwala jej Brough ze wzrokiem utkwionym w Siobhan – kompletujesz trumny i zdjecia martwych dzieci z epoki wiktorianskiej. Ile razy odwiedzam to twoje ktores tam pietro, to czuje, jak mi ciarki chodza po plecach.

– Czwarte – powiedziala Burchill cicho.

Siobhan pomyslala, ze Jean jest bardzo atrakcyjna kobieta. Drobna i szczupla, z prostymi brazowymi wlosami obcietymi na pazia. Miala doleczek w brodzie i delikatnie uksztaltowane policzki, ktorych naturalna rozowosc byla dobrze widoczna nawet w przyciemnionym oswietleniu Sali Palmowej. Siobhan nie dostrzegla na jej twarzy ani sladu makijazu, ale pomyslala, ze chyba go nie potrzebuje. Cala byla w stonowanych pastelach: ubrala sie w zakiet i spodnie w kolorze, ktory w sklepie nazywano zapewne ochra. Pod zakiet wlozyla jasnopopielaty kaszmirowy sweterek z rdzawym szalem z koziej welny upietym na ramieniu broszka od Rennie Mackintosh. Moda z konca lat czterdziestych, pomyslala Siobhan, i nagle zdala sobie sprawe, ze jest w tym towarzystwie najmlodsza, i to o dobre pietnascie lat.

– Jean i ja chodzilysmy razem do szkoly – wyjasnila Gill. – Potem stracilysmy kontakt i wpadlysmy na siebie jakies cztery, piec lat temu.

Burchill usmiechnela sie na to wspomnienie.

– Ja bym wolala nie spotykac zadnej z mojej szkoly – powiedziala Harriet z ustami pelnymi orzeszkow. – Same klepy.

– Czy mozna paniom dolac szampana – spytal kelner, wyciagajac butelke z wiaderka.

– No nareszcie – mruknela Brough.

Miedzy deserem a kawa Siobhan poszla do toalety. Wracajac, w korytarzu natknela sie na Gill.

– Wyzsze sfery – powiedziala Gill z usmiechem.

– Pyszna kolacja, Gill. Czy jestes pewna, ze nie powinnam…

Gill polozyla jej reke na ramieniu.

– Ja zapraszalam. Niecodziennie mam okazje obchodzic cos takiego. – Usmiech zniknal z jej twarzy. – Myslisz, ze z tym e-mailem ci sie uda? – Siobhan wzruszyla ramionami, a Gill pokiwala glowa, jakby zgadzajac sie z jej ocena. – A co myslisz o konferencji prasowej?

– Jak zwykle dzungla pelna dzikusow.

– Ale czasami cos z tego wychodzi. – Gill zamyslila sie. Do wypitego wczesniej szampana dodala jeszcze trzy kieliszki wina przy kolacji, jednak jedynym objawem wypitego alkoholu bylo lekkie przechylenie glowy i nieco ciezkie powieki.

– Moge cos powiedziec? – spytala Siobhan.

– Nie jestesmy na sluzbie, Siobhan. Mow, co ci sie zywnie podoba.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату