– Mysle, ze slaba herbate mozemy zorganizowac. – Rebus rzucil spojrzenie na Tibbeta, ktory wciaz jeszcze jezdzil myszka po ekranie. Przyjrzal sie blizej i dostrzegl na ekranie twarz z dosc dobrze uchwyconym podobienstwem do Devlina, jesli nie liczyc wyrastajacych z glowy rogow. – Posterunkowy Tibbet sie tym zajmie – dodal.
Przed wstaniem od komputera Tibbet nie omieszkal zapisac obrazu na dysku.
Rebus wrocil na St Leonard’s i dowiedzial sie o przeprowadzonej wlasnie kolejnej dyskretnej rewizji, tym razem dokonanej w garazu na Calton Road, gdzie David Costello trzymal swoje sportowe MG. Wlaczyla sie w nie ekipa kryminologow z Howdenhall, jednak nie znaleziono niczego ciekawego. Wiadomo bylo z gory, ze odciski palcow Flipy Balfour beda w calym samochodzie. Niespodzianka nie bylo rowniez to, ze w samochodowym schowku znaleziono nalezace do niej drobiazgi: szminke i okulary sloneczne. Sam garaz okazal sie zupelnie czysty.
– I nie bylo nawet wielkiej zamrazarki zamknietej na klodke? – zdziwil sie Rebus. – Ani zapadni w podlodze, wiodacej do komory tortur?
Dalka Daniels potrzasnal glowa. Pelnil role gonca wozacego dokumentacje pomiedzy Gayfield a St Leonard’s.
– Student jezdzacy MG – mruknal i znow potrzasnal glowa.
– Samochod to nic – powiedzial Rebus. – Ale za ten garaz pewnie placi wiecej niz ty za cale swoje mieszkanie.
– Kurcze, pewnie masz racje.
Wymienili sie kwasnymi usmiechami. Wszyscy wokol byli mocno zajeci. W wieczornych wiadomosciach pokazano fragmenty wczorajszej konferencji prasowej z wycietym wystepem Ellen Wylie. Teraz trzeba bylo posprawdzac wszystkie informacje naplywajace od widzow, ktorzy dzwonili, mowiac, ze widzieli zaginiona studentke. Oznaczalo to mnostwo rozmow telefonicznych…
– Inspektor Rebus? – Rebus odwrocil sie w kierunku glosu. – Prosze do mojego gabinetu.
I rzeczywiscie, byl to juz jej gabinet, bo nadala mu swoj osobisty charakter. Albo za sprawa kwiatow stojacych na szafce na akta, albo uzyla jakiegos sprayu, ale powietrze w gabinecie bylo duzo swiezsze. Rozlozysty fotel Farmera tez juz zniknal i zostal zastapiony duzo praktyczniejszym fotelem na kolkach. Farmer mial zwyczaj siedziec przygarbiony nad biurkiem, Gill siedziala wyprostowana, jakby w kazdej chwili gotowa zerwac sie na rowne nogi. Trzymala kartke papieru, zeby ja wiec dosiegnac, Rebus musial sie uniesc z krzesla dla gosci.
– Jakies Kaskady – oznajmila. – Wiesz, gdzie to jest? – Wolno pokrecil glowa. – Ja tez nie – przyznala.
Rebus z uwaga przeczytal tresc. Byla to notatka z rozmowy telefonicznej informujaca, ze w Kaskadach znaleziono lalke.
– Lalke? – upewnil sie.
– Tak. I chce, zebys sie tym zajal.
Rebus parsknal smiechem.
– Nabierasz mnie – wykrztusil, ale kiedy na nia spojrzal, na jej twarzy nie znalazl cienia usmiechu. – Czy to ma byc kara?
– Kara, za co?
– Bo ja wiem? Moze za to spotkanie z Balfourem na bance.
– Nie jestem az tak malostkowa.
– Wlasnie zaczynam miec watpliwosci.
Wbila w niego wzrok.
– No, prosze, slucham.
– Ellen Wylie.
– Co Ellen Wylie?
– Nie zasluzyla na to.
– A wiec jestes jej wielbicielem?
– Nie zasluzyla na to.
Przylozyla dlon do ucha.
– Czy mi sie zdaje, czy tu sie odzywa echo?
– Bede to powtarzal tak dlugo, az zaczniesz sluchac.
W pokoju zapadlo milczenie, a oni patrzyli sobie prosto w oczy. Kiedy zadzwonil telefon, przez chwile wygladalo na to, ze Gill nie ma zamiaru go odebrac. W koncu wyciagnela reke po sluchawke, nie spuszczajac jednak wzroku z Rebusa.
– Tak? – Przez chwile sluchala. – Tak, panie komendancie, juz jade. – Oderwala wzrok od Rebusa, by odlozyc sluchawke, i ciezko westchnela. – Musze jechac – powiedziala. – Mam spotkanie z zastepca komendanta. Prosze, zebys pojechal do Kaskad, dobrze?
– Nie chcialbym ci sie sprzeciwiac, ale…
– Ta lalka lezala w trumnie, John. – W jej glosie slychac bylo zmeczenie.
– Jakies szczeniackie zarty – stwierdzil.
– Byc moze.
Raz jeszcze zajrzal do notatki.
– Pisza tu, ze Kaskady leza we Wschodnim Lothian. Niech sie tym zajma w Haddington, albo gdzies tam.
– Chce, zebys ty sie tym zajal.
– Nie mowisz tego powaznie. To jest jakis kawal, tak? Tak jak wtedy, kiedy mi wmawialas, ze cie podrywalem. Albo kiedy mi kazalas isc do lekarza.
Potrzasnela glowa.
– Kaskady to nie tylko Wschodnie Lothian, John. To rowniez miejsce, gdzie mieszkaja Balfourowie. – Odczekala moment, az to do niego dotrze. – A spotkanie z lekarzem czeka cie i tak, predzej czy pozniej…
Wyruszyl z Edynburga szosa A1. Ruch byl niewielki, a jasno swiecace slonce wisialo nisko nad horyzontem. Wschodnie Lothian kojarzylo mu sie przede wszystkim z nadmorskimi polami golfowymi i kamienistymi plazami, z plaskimi polaciami pol uprawnych i miasteczkami, ktorych mieszkancy dojezdzaja do pracy w Edynburgu, ale jednoczesnie zazdrosnie strzega swej lokalnej odrebnosci. Rejon ten kryl tez pewne ponure tajemnice – glownie w zwiazku z polami kempingowymi wykorzystywanymi jako kryjowki przez edynburski swiat przestepczy – jednak w zasadzie mozna go bylo uznac za spokojna okolice, bedaca celem jednodniowych wycieczek lub tez miejscem, do ktorego zbaczalo sie w drodze na poludnie, do Anglii. Miasteczka takie jak Haddington, Gullane czy North Berwick jawily mu sie zawsze jako zamozne enklawy, gdzie male sklepiki zaopatrywaly lokalnych mieszkancow odnoszacych sie z niechecia do zakupow w centrach handlowych dominujacych w pobliskiej stolicy. A jednak bliskosc Edynburga odciskala sie rowniez i tu: ceny domow w stolicy powodowaly, ze coraz wiecej ludzi wynosilo sie z miasta, a w otaczajacy je pierscien zieleni coraz bardziej wgryzaly sie nowe osiedla mieszkaniowe i centra handlowe. Rodzimy komisariat Rebusa miescil sie przy jednej z glownych arterii wylotowych z miasta w kierunkach poludniowym i wschodnim, i w ciagu ostatnich mniej wiecej dziesieciu lat Rebus byl swiadkiem ogromnego wzrostu liczby pojazdow, ktore w godzinach szczytu ustawialy sie w smetne konwoje pragnacych dostac sie do miasta lub sie z niego wydostac.
Miejscowosci Kaskady nie bylo latwo znalezc. Zdajac sie bardziej na instynkt niz na mape, Rebus przegapil wlasciwy skret i wyladowal w Drem. Zatrzymal sie tam na tyle dlugo, by kupic dwie torby chipsow i puszke irn-bru, po czym urzadzil sobie maly piknik bez wysiadania z samochodu, jedynie przy otwartym oknie. Wciaz jeszcze mial wrazenie, ze wyslano go tu tylko po to, by mu cos udowodnic – mianowicie to, ze powinien znac swoje miejsce w szeregu. Widac w przekonaniu jego nowej szefowej takim miejscem byla dziura o nazwie Kaskady. Kiedy Rebus skonczyl przekaske, zaczal pogwizdywac ledwo znana melodyjke, piosenke mowiaca o kims mieszkajacym w poblizu wodospadu. Jesli go pamiec nie mylila bylo to cos, co mu kiedys Siobhan przegrala na tasme w ramach edukacji z muzyki pozniejszej niz z lat siedemdziesiatych. Drem skladalo sie praktycznie z jednej tylko glownej ulicy, na ktorej tez panowal zupelny spokoj. Od czasu do czasu przejezdzal jakis samochod osobowy lub ciezarowka, a chodniki byly zupelnie puste. Sprzedawczyni probowala go wciagnac w rozmowe, ale Rebus nie mial nic do dodania do jej uwag na temat pogody, a takze nie chcial pytac o droge do Kaskad, by nie byc uznanym za cholernego turyste.
Wyciagnal atlas samochodowy i znalazl miejscowosc Kaskady zaznaczona najmniejsza z mozliwych kropek. Ciekaw byl, skad sie wziela ta nazwa. Znal nieco lokalne zwyczaje i wcale by sie nie zdziwil, gdyby sie okazalo, ze