Zaczela od sklepow komputerowych, az wreszcie ktos ja skierowal do sklepu z komiksami na Moscie Poludniowym. Komiksy kojarzyly sie Siobhan z Beano czy Dandy, choc kiedys spotykala sie z chlopakiem, ktorego obsesja na punkcie Roku 2000 przynajmniej po czesci przyczynila sie do ich rozstania. Jednak ten konkretny sklep byl zupelnie inny. Na polkach lezaly tysiace tytulow ksiazek z dziedziny science fiction, T-shirty i mnostwo innych rzeczy. Przy kontuarze nastoletni sprzedawca spieral sie z dwoma uczniakami na temat zalet Johna Constantine’a. Nie miala pojecia czy Constantine to postac z komiksu, jego autor, czy moze rysownik. W koncu chlopcy zauwazyli ja, stojaca cierpliwie i czekajaca, az skoncza. Emocje z nich opadly i stali sie ponownie niezgrabnymi, tyczkowatymi dwunastolatkami – moze nie przywykli rozmawiac w obecnosci kobiet. Pomyslala, ze pewnie jeszcze w ogole nie przywykli do kobiet.

– Sluchalam waszej rozmowy – powiedziala – i pomyslalam, ze moze bedziecie mi mogli pomoc. – Zaden z trojki nie odezwal sie ani slowem, a nastoletni sprzedawca potarl sobie policzek ze sladem po mlodzienczym tradziku. – Grywacie czasem w jakies gry w Internecie?

– Znaczy takie jak na Dreamcast? – Popatrzyla na nich pustym wzrokiem. – No ta konsola Sony… – wyjasnil sprzedawca.

– Chodzi mi o takie gry, ktorymi ktos zarzadza i kto e-mailami wysyla grajacym zadania do wykonania.

– Znaczy chodzi o gry interaktywne – wyjasnil jeden z chlopcow i popatrzyl na pozostalych, szukajac u nich potwierdzenia.

– Graliscie kiedys w taka gre? – spytala Siobhan.

– Nie – przyznal sprzedawca. Okazalo sie, ze zaden z pozostalych tez nie.

– Tak gdzies w polowie Leith Walk jest sklep z grami komputerowymi – poinformowal sprzedawca. – Specjalizuja sie w D amp;D, ale moze beda mogli pani pomoc.

– Co to jest D amp;D?

– Dungeons and dragons – lochy i smoki, duchy i czary, i takie tam.

– A ten sklep jakos sie nazywa? – spytala Siobhan.

– U Gandalfa – wykrzykneli chorem wszyscy trzej.

Sklep U Gandalfa byl od zewnatrz niepozorna waska klitka wcisnieta miedzy salon tatuazu a frytkarnie. Jeszcze bardziej zniechecajaco wygladala zamknieta na klodki stalowa krata zakrywajaca okno wystawowe. Kiedy otworzyla drzwi, rozlegl sie donosny dzwiek dzwonkow zawieszonych tuz nad nimi. Najwyrazniej sklep Gandalfa dawniej zajmowal sie czyms innym – byl chyba antykwariatem – a zmiana branzy nie pociagnela za soba zadnych zmian w wystroju. Na polkach lezaly dziesiatki gier planszowych i pionkow przypominajacych nieco surowe, nie pomalowane zolnierzyki, sterty instrukcji i podrecznikow z pozaginanymi rogami. Plakaty na scianach przedstawialy wizje Armagedonu. Posrodku sali stal skladany stolik z czterema krzeslami i rozlozona na nim plansza do gry. Nie bylo kontuaru ani kasy. Skrzypnely drzwi z zaplecza i stanal w nich mezczyzna okolo piecdziesiatki. Mial posiwiala brode i wlosy zwiazane z tylu w kucyk. Wydatny brzuch opinala koszulka z nazwa zespolu Grateful Dead.

– Wyglada pani strasznie oficjalnie – odezwal sie ponurym glosem.

– Wydzial sledczy policji – odparla Siobhan, wyciagajac legitymacje.

– Za czynsz zalegam dopiero osiem tygodni – mruknal. Poczlapal w kierunku stolika, a Siobhan zauwazyla, ze na bosych stopach ma sandaly, po ktorych widac bylo, ze tak jak ich wlasciciel niejedno juz przeszly. Przyjrzal sie rozstawieniu pionkow na planszy i nagle zapytal: – Ruszala tu pani cos?

– Nie.

– Na pewno?

– Na pewno.

– No to Anthony ma przesrane, przepraszam za moj francuski. – Usmiechnal sie i spojrzal na zegarek. – Beda tu za godzine.

– Kto taki?

– Gracze. Musialem wczoraj zamknac bude, zanim skonczyli. Anthony musial sie wkurzyc, kiedy tak probowal wykonczyc Willa.

Siobhan spojrzala na plansze. Rozmieszczenie pionkow nic jej nie mowilo. Brodacz postukal w karty wylozone obok planszy.

– Bo wszystko zalezy od tego – powiedzial ze zloscia.

– Aha – kiwnela glowa Siobhan. – Tylko obawiam sie, ze sie na tym nie wyznaje.

– Pewno, ze nie.

– Co pan chcial przez to powiedziec?

– Nic takiego.

Jednak Siobhan byla niemal pewna, ze wie, o co tamtemu chodzi. Najwyrazniej byl to prywatny klub, tylko dla mezczyzn, i jak wszystkie takie bastiony meskosci byl bardzo pod tym wzgledem ortodoksyjny.

– Mysle, ze nie bedzie mi pan mogl pomoc – powiedziala, rozgladajac sie dookola i starajac opanowac chec podrapania sie. – Interesuja mnie sprawy nieco bardziej zaawansowane technicznie.

Slyszac to, wyraznie sie oburzyl.

– Znaczy co?

– Gry komputerowe z podzialem na role.

– Interaktywne? – Oczy mu rozblysly. Siobhan skinela glowa, a on znow spojrzal na zegarek, potem poczlapal do drzwi wejsciowych i zamknal je na klucz. Juz zaczela sie szykowac do odparcia ataku, ale on przeszedl obok niej obojetnie i skierowal sie ku drzwiom na zaplecze. – Tedy – powiedzial, a Siobhan, czujac sie niczym Alicja u wejscia do tunelu, podazyla za nim.

Zeszla kilka schodkow w dol i znalazla sie w zatechlym pomieszczeniu bez okien, oswietlonym tylko jedna zarowka umieszczona pod sufitem. Pod scianami lezaly sterty pudel z grami planszowymi i ich akcesoriami, w rogu byl zlew, a na suszarce obok stal czajnik i pare kubkow. Za to w drugim rogu stal najnowszy model komputera z ogromnym plaskim i cienkim monitorem. Siobhan spytala gospodarza, jak mu na imie.

– Gandalf – odparl pogodnie.

– Pytam o panskie prawdziwe imie.

– Wiem. Ale tutaj to jest moje prawdziwe imie. – Usiadl przy komputerze i rozpoczal wedrowke myszka po ekranie, nie przestajac przy tym mowic. Dopiero po chwili Siobhan zauwazyla, ze myszka jest bezprzewodowa. – W sieci jest mnostwo roznych gier. Gracze lacza sie w grupy i walcza albo z programem, albo miedzy soba. Istnieja juz cale ligi. – Stuknal palcem w ekran. – Widzi pani? To jest na przyklad liga Doom. – Spojrzal na nia. – Wie pani, co to Doom?

– Gra komputerowa.

Skinal twierdzaco.

– Tyle ze w niej gracze wspolpracuja ze soba w walce ze wspolnym wrogiem.

Przebiegla wzrokiem po liscie druzyn.

– Na ile to wszystko jest anonimowe? – spytala.

– To znaczy, co?

– To znaczy, czy poszczegolni gracze orientuja sie, kto jest z nimi w jednej druzynie, a kto w druzynie przeciwnej?

Poskrobal sie po brodzie.

– W wiekszosci przypadkow posluguja sie wojennymi pseudonimami.

Siobhan pomyslala o Philippie i jej specjalnym hasle e-mailowym.

– I wszyscy moga miec po kilka pseudonimow, czy tak?

– O tak – potwierdzil. – Mozna obrac kilkanascie roznych ksywek. Potem spotyka sie kogos, z kim sie rozmawialo setki razy, a czlowiek nawet nie wie, ze juz go zna, bo tamten wystepuje pod nowym imieniem.

– Wiec mozna na swoj temat klamac?

– Jesli tak chce to pani nazwac. Rozmawiamy o swiecie wirtualnym. W tym swiecie nic nie jest „prawdziwe” jako takie. Dlatego ludzie moga sobie wymyslac wirtualne zyciorysy, jakie im sie zywnie podobaja.

– W sprawie, ktora sie teraz zajmuje, mamy do czynienia z taka gra.

– Jaka gra?

– Tego nie wiem. Ale sa w niej poziomy o nazwie Pieklisko i Rygory. Wyglada na to, ze gra zarzadza ktos imieniem Quizmaster.

Znow podrapal sie po brodzie. Zalozyl okulary w stalowej oprawce i gdy odwrocil sie do komputera, obraz z

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату