nie.
W tym momencie wkroczyl Devlin, ktory chcial zapytac, czy ma juz zamawiac taksowki. Curt spojrzal na niego.
– A co na to Sandy?
Devlin zdjal okulary i z namaszczeniem zaczal je przecierac.
– Powiedzial, zebym sobie swoj pragmatyzm – cytuje – „w dupe wsadzil”.
– Mam tu swoj samochod – poinformowal Rebus.
– A zdola pan prowadzic? – zapytal Devlin.
– No jasne, do kurwy nedzy, to w koncu nie byl moj ukochany tatus, nie?! – wybuchnal Rebus, po czym od razu zaczal ich przepraszac.
– Wszyscy jestesmy podenerwowani – powiedzial Devlin, machajac uspokajajaco reka. A potem ponownie zdjal okulary i znow zaczal je przecierac, jakby obraz otaczajacego go swiata wciaz mu sie zamazywal.
7
O siodmej rano we wtorek Siobhan i Grant rozpoczeli obchod Victoria Street. Podjechali od strony wiaduktu Jerzego IV, zapominajac oczywiscie, ze Victoria Street jest teraz jednokierunkowa. Grant zaklal na widok tablicy z zakazem wjazdu i wlaczyl sie w sznur samochodow pelznacy w kierunku swiatel na skrzyzowaniu z Lawnmarket.
– Po prostu zaparkuj gdziekolwiek – powiedziala Siobhan, a kiedy Grant przeczaco pokrecil glowa, spytala: – Dlaczego nie?
– I tak jest juz straszny tlok. Nie ma co tego pogarszac.
Rozesmiala sie.
– Ty tak zawsze? Tylko w zgodzie z przepisami?
Spojrzal na nia zaskoczony.
– O co ci chodzi?
– O nic.
Zamilkl, a kiedy znalezli sie trzy samochody przed swiatlami, wlaczyl lewy migacz. Siobhan nie mogla powstrzymac usmiechu. Jezdzil szpanerskim samochodem o agresywnym wygladzie i sportowych osiagach, ale to tylko zewnetrzne pozory – za kierownica siedzial grzeczny i zdyscyplinowany chlopiec.
– Spotykasz sie aktualnie z kims? – spytala, kiedy swiatla sie zmienily.
Przez moment myslal nad odpowiedzia.
– Aktualnie z nikim – odpowiedzial w koncu.
– Bo przez chwile zdawalo mi sie, ze moze ty i Ellen Wylie…
– Pracowalismy tylko razem nad jedna cholerna sprawa, nic wiecej – nastroszyl sie.
– Dobra, dobra. Po prostu zdawalo mi sie, ze znalezliscie wspolna plaszczyzne porozumienia.
– Rozumielismy sie dobrze.
– No i o tym mowie. Wiec w czym problem?
Twarz mu poczerwieniala.
– O co ci chodzi?
– Zastanawialam sie, czy moze chodzilo o roznice waszych stopni. Bo niektorym mezczyznom trudno sie z tym pogodzic.
– Chodzi ci o to, ze ona jest sierzantem, a ja posterunkowym?
– Wlasnie.
– Wiec oswiadczam ci, ze nie. Nawet mi to nie przyszlo do glowy.
Dotarli do ronda wokol Centrum Festiwalowego The Hub, z ktorego skret w prawo doprowadzilby ich do zamku. Jednak oni skrecili w lewo.
– Gdzie jedziemy? – spytala Siobhan.
– Pojade przez Zachodnie Nabrzeze. Przy odrobinie szczescia znajdziemy gdzies miejsce na Grassmarket.
– I zaloze sie, ze pewnie jeszcze oplacisz parkometr.
– Chyba, ze chcesz mnie w tym wyreczyc.
– Ja tam wole robic za wyrzutka, kolego – parsknela Siobhan.
Rzeczywiscie znalezli wolne miejsce, a Grant wrzucil monety do parkometru, wyciagnal kwitek i polozyl go wewnatrz pod szyba.
– Pol godziny nam wystarczy? – zapytal.
– Zalezy, co znajdziemy – odparla, wzruszajac ramionami.
Przeszli obok pubu o nazwie Ostatnia Kropla upamietniajacej fakt, ze kiedys na szubienicy stojacej kawalek dalej na Grassmarket odbywaly sie publiczne egzekucje. Victoria Street zakrecala stad stromym lukiem, wspinajac sie pod gore na wiadukt Jerzego IV. Wzdluz ciagnely sie sklepy z pamiatkami i bary, ktorych bylo tu najwiecej. Tylko jeden z lokali funkcjonowal w podwojnej roli kubanskiego baru i restauracji.
– Jak myslisz? – spytala Siobhan.
– Nie sadze, zeby tam byly jakies popiersia, co najwyzej Fidela Castro.
Przeszli cala dlugosc uliczki po jednej stronie, potem przeszli na druga i zawrocili. Po tej stronie znajdowaly sie trzy restauracje, sklep z serami i sklepik oferujacy wylacznie pedzle i sznurki. Pierwsza probe podjeli w lokalu o nazwie Pierre Victoire. Siobhan zajrzala przez okno i stwierdzila, ze wewnatrz jest pustawo i dosc skromnie. Mimo to weszli do srodka, jednak nawet sie nie przedstawili i dziesiec sekund pozniej byli znow na ulicy.
– Jedna z glowy, jeszcze dwie – powiedzial Grant, ale w jego glosie brak bylo entuzjazmu.
Nastepna byla restauracja o nazwie Grain Store i wchodzilo sie do niej przez brame i po schodach w gore. W srodku juz sie krzatano, szykujac stoly do lunchu. Zadnych popiersi nigdzie nie bylo.
Kiedy znow znalezli sie na ulicy, Siobhan raz jeszcze glosno powtorzyla tresc wskazowki: Ta krolowa jada dobrze przed wpadka. Wolno pokrecila glowa i powiedziala:
– A moze my w ogole zle sie do tego zabieramy?
– Jedyne, co mozemy zrobic, to wyslac jeszcze jednego maila do Quizmastera i poprosic o pomoc.
– Nie sadze, zeby to cos dalo.
Grant wzruszyl ramionami.
– Proponuje, zebysmy przynajmniej w nastepnym miejscu napili sie kawy – powiedzial. – Nie jadlem dzis sniadania.
Siobhan cmoknela z nagana w glosie.
– I co by na to mamusia powiedziala?
– Powiedzialaby, ze zaspalem. A ja bym jej wtedy powiedzial, ze to dlatego, iz przez pol nocy nie zmruzylem oka, bo siedzialem i probowalem rozwiazac jedna cholerna zagadke. – Zawiesil glos. – I jeszcze, ze ktos mi obiecal postawic sniadanie…
Ostatnia byla restauracja o nazwie Bleu. Reklamowala sie serwowaniem „kuchni swiatowej”, jednak wewnatrz panowala dosc tradycyjna atmosfera: ciasne i mroczne wnetrze z malymi okienkami, urzadzone meblami z politurowanego drewna. Siobhan rozejrzala sie wokol, nie dostrzegla jednak nawet wazonu z kwiatami. Spojrzala na Granta, ktory pokazal reka na prowadzace w gore spiralne schody.
– Jest jeszcze gora – powiedzial.
– Czy moge w czyms panstwu pomoc? – zapytal ktos z obslugi.
– Za moment – odparl Grant i podazyl za Siobhan na gore. Na gorze bylo kilka nieduzych, polaczonych z soba salek.
Siobhan ruszyla przodem i wszedlszy do drugiej z kolei, nagle gleboko westchnela. Idacy za nia Grant pomyslal, ze pewnie znowu nic z tego. Jednak chwile pozniej uslyszal jej triumfalny okrzyk: „Bingo” i jednoczesnie ujrzal stojacy wewnatrz pomnik. Bylo to wykonane z czarnego marmuru prawie metrowej wysokosci popiersie krolowej Wiktorii.
– O kurcze – powiedzial, usmiechajac sie. – Udalo sie!
Zrobil ruch, jakby chcial ja z radosci usciskac, jednak Siobhan wymknela sie i podeszla do popiersia. Stalo na niskim cokole, podparte po obu stronach kolumienkami. Siobhan obejrzala je dokladnie, ale nie dostrzegla w nim