zakodowane hasla, ale nie posluguje sie, jak niektorzy, anagramami.
Podal jej gazete, a ona mogla stwierdzic, ze Peter Bee to nazwisko autora krzyzowki.
– Dwanascie poziomo – powiedzial Grant. – Haslo sugerowalo, ze chodzi o starozytny rzymski orez. A potem jednak sie okazalo, ze byl to anagram.
– Pasjonujace – stwierdzila Siobhan z przekasem i rzucila gazete na stol, przykrywajac nia sterte map i atlasow.
– Probuje ci tylko wyjasnic, ze czasami trzeba odstapic od schematu i zaczac wszystko od nowa.
Popatrzyla na niego ze zloscia.
– Chcesz mi powiedziec, ze wlasnie stracilismy pol dnia na nic?
Wzruszyl ramionami.
– No to serdeczne dzieki!
Zerwala sie z krzesla i ruszyla w strone toalet. Stanela oparta o umywalke i wpatrzyla sie w jej biala gladz. Zloscilo ja to, ze Grant ma oczywiscie racje, tyle ze nie potrafila sie zdobyc na jego luz. Chciala te gre rozpracowac, a teraz ja to naprawde wciagnelo. Byla ciekawa, czy Flipa Balfour tez sie tak dala omotac. I gdyby utknela, to czy wtedy poprosilaby kogos o pomoc?
Siobhan przypomniala sobie, ze wciaz jeszcze nie przepytala rodziny i przyjaciol Flipy w sprawie tej gry. Wprawdzie nikt z nich ani slowem o niej nie wspomnial w trakcie przeprowadzonych przesluchan, ale wlasciwie nie mieli ku temu zadnego powodu. Dla nich mogla to byc tylko niewinna zabawa, zwykla gra komputerowa. Wiec o czym tu mowic…
Gill Templer zaproponowala jej stanowisko rzeczniczki prasowej, ale dopiero po tym, jak swiadomie upokorzyla Ellen. Byloby milo moc powiedziec, ze odrzuca propozycje z uwagi na solidarnosc kolezenska, tyle ze wcale tak nie bylo. Bala sie, ze w wiekszym stopniu byl to wplyw Johna Rebusa. Pracowala u jego boku juz od dobrych paru lat i nauczyla sie dostrzegac jego silne i slabe strony. I w sumie, podobnie jak wielu kolegow, cenila jego nieszablonowe i indywidualne podejscie do spraw i sama tez chciala tak postepowac. Tyle ze w policji cenilo sie co innego. Bylo w niej miejsce na jednego takiego Rebusa, a tymczasem przed nia otwierala sie szansa na awans. To prawda, ze przyjmujac propozycje, przejdzie w pelni na strone Gill Templer, a to oznacza sluchanie polecen, wspieranie w kazdej sytuacji szefostwa i nie wychylanie sie. Ale tez zapewni sobie poczucie bezpieczenstwa i zagwarantuje dalszy awans… Awansuje na inspektora, potem, moze jeszcze przed czterdziestka, na starszego inspektora. Teraz dopiero pojela, ze Gill zaprosila ja wtedy na szampana i kolacje, by jej pokazac, jak to sie robi. Jak utrzymywac stosunki z odpowiednimi ludzmi i jak ich nalezycie traktowac. Jak zachowywac cierpliwosc i zbierac za to nagrody. Lekcje postepowania dostala od niej Ellen i jakze odmienna lekcje otrzymala rowniez ona.
Wrocila do stolika i zobaczyla, ze Grant konczy wlasnie rozwiazywanie krzyzowki, nonszalancko rzuca gazete na stol i rozpierajac sie na krzesle, chowa dlugopis do kieszeni. Udawal przy tym, ze nie zwraca uwagi na sasiedni stolik, przy ktorym nad filizanka kawy siedziala samotna kobieta z ksiazka w reku i wyraznie zerkala w jego strone.
Siobhan pochylila sie do przodu.
– Myslalam, ze juz ja przedtem rozwiazales – powiedziala, wskazujac glowa gazete.
– Za drugim razem idzie latwiej. – Powiedzial to tak cicho, ze nie byla pewna, czy sie nie przeslyszala. – Dlaczego sie tak usmiechasz?
Kobieta przy sasiednim stoliku wrocila do czytania ksiazki. Bylo to cos Muriel Spark.
– Przypomnialam sobie jedna stara piosenke – odparla Siobhan.
Grant spojrzal na nia wyczekujaco, ale poniewaz wyraznie nie miala zamiaru kontynuowac, wyciagnal dlon i polozyl ja na krzyzowce.
– Wiesz, co to sa homonimy?
– Nie, ale brzmi to nieprzyzwoicie.
– To sa slowa, ktore brzmia tak samo, a znacza co innego. W krzyzowkach jest ich pelno. W tej dzisiejszej tez byl jeden i za tym drugim razem zaczalem sie zastanawiac.
– Zastanawiac nad czym?
– Nad ta ostatnia wskazowka.
Siobhan kiwnela glowa.
– Ale to moze byc tez homonim, o czym moze swiadczyc slowo
– Nic z tego nie rozumiem – stwierdzila, jednak poprawila sie na krzesle i pochylila do przodu, wyraznie zainteresowana.
– Moze ono sygnalizowac, ze slowo, o ktore nam chodzi, to nie
Zmarszczyla brwi.
– I wtedy nasza wskazowka brzmi
Wzruszyl ramionami i znow odwrocil sie ku oknu.
– Jesli tak mowisz.
Klepnela go w noge.
– No, nie badz taki.
– Uwazasz, ze tylko tobie wolno sie dasac?
– Przepraszam.
Spojrzal na nia i zobaczyl, ze znow sie usmiecha.
– Tak juz lepiej – powiedzial. – No wiec tak… Pamietam, ze jest jakas legenda o tym, skad sie bierze nazwa Holyrood. O tym, jak ktorys z naszych krolow w zamierzchlych czasach strzelal z luku do jelenia, pamietasz?
– Nie mam o tym pojecia.
– Przepraszam – odezwal sie glos od sasiedniego stolika – ale mimo woli slyszalam panstwa rozmowe. – Kobieta odlozyla ksiazke i patrzyla na nich. – Chodzi o Dawida Pierwszego z dwunastego wieku.
– Cos takiego – powiedziala Siobhan, ale kobieta zignorowala zaczepke zawarta w jej glosie.
– Wybral sie na polowanie, podczas ktorego ogromny byk powalil go na ziemie. Krol probowal go chwycic za poroze i wtedy ze zdumieniem stwierdzil, ze byk zniknal, a on trzyma w reku krzyz.
– Dziekuje pani – rzekl Grant, a kobieta skinela glowa i wrocila do lektury. – Milo spotkac osobe wyksztalcona – dodal, patrzac na Siobhan, ktora zareagowala zmruzeniem oczu i zmarszczeniem nosa. – Wiec byc moze ma to jakis zwiazek z palacem Holyrood.
– W ktorym jedna z sal ma numer B4 – dodala Siobhan. – Jak klasa w szkole.
Zorientowal sie, ze sobie z niego pokpiwa.
– W Prawie Szkockim moze byc jakas wzmianka o Holyrood. Bylby to wtedy kolejny slad krolewski, jak ten z Wiktoria.
Siobhan rozlozyla rece.
– Wszystko jest mozliwe – mruknela.
– Wiec teraz musimy znalezc jakiegos zaprzyjaznionego speca od prawa.
– Moze byc ktos z prokuratury? Bo jesli tak, to chyba znam kogos takiego…
Sad cywilny, tradycyjnie zwany Sadem Szeryfa, miescil sie w nowej siedzibie na Chambers Street, dokladnie naprzeciwko kompleksu muzealnego. Grant znow popedzil na Grassmarket, by wrzucic do parkomatu porcje monet, mimo iz Siobhan probowala protestowac, przekonujac go, ze mandat wyjdzie taniej. Sama weszla do budynku sadu i odnalazla Harriet Brough. I tym razem miala na sobie tweedowy kostium, a na nogach szare ponczochy i czarne buty na plaskim obcasie. Siobhan zwrocila uwage na jej zgrabne kostki.
– Drogie dziecko, to wspaniale – powiedziala Brough, chwytajac reke Siobhan i potrzasajac nia w gore i w dol, jakby pompowala wode. – Po prostu wspaniale. – Siobhan pomyslala, ze makijaz na jej podstarzalej twarzy jedynie podkresla zmarszczki i faldy skory, nadajac jej nieco wulgarny wyglad.
– Mam nadzieje, ze nie przeszkadzam – zaczela Siobhan.
– Alez nic a nic. – Staly w glownym holu wejsciowym do budynku, pelnym krecacych sie wokol prawnikow, pracownikow sadu i zatroskanych rodzin. Gdzies glebiej w trzewiach budynku decydowaly sie ich losy i zapadaly