decyzje o tym, kto jest winny, a kto nie. – Przyszlas tu na rozprawe?
– Nie, mam tylko pewien problem i pomyslalam, ze moze bedziesz mogla mi pomoc.
– Z najwieksza przyjemnoscia.
– Chodzi o znaleziona notatke. Moze sie ona wiazac z jedna ze spraw, ale napisana jest czyms w rodzaju szyfru.
– Alez to podniecajace! – sapnela prawniczka, szeroko rozwierajac oczy. – Znajdziemy sobie jakies miejsce, usiadziemy i wszystko mi opowiesz.
Znalazly wolna lawke i usiadly. Brough czytala notatke, nie wyjmujac jej z przezroczystej oslonki, a Siobhan patrzyla, jak w milczeniu porusza wargami i marszczy czolo.
– Przykro mi – odezwala sie w koncu. – Moze byloby latwiej, gdybys mi objasnila kontekst…?
– Chodzi o poszukiwania zaginionej osoby – wyjasnila Siobhan. – Podejrzewamy, ze uczestniczyla w grze.
– I zeby przejsc do nastepnego poziomu musisz najpierw rozwiazac to, czy tak? Wszystko to strasznie dziwne.
Zjawil sie zadyszany Grant, a Siobhan go przedstawila.
– No i cos sie udalo? – zapytal, ale Siobhan potrzasnela tylko glowa. Spojrzal na prawniczke. – Czy B4 moze cos oznaczac w Prawie Szkockim? Jakis paragraf albo podpunkt?
– Moj drogi chlopcze – rozesmiala sie Brough. – Takich oznaczen moze byc nawet kilkaset, choc raczej w postaci 4B, a nie B4. Obowiazuje generalna zasada, ze najpierw sa cyfry.
Grant kiwnal glowa.
– I wtedy znaczyloby to „paragraf 4, punkt b”, czy tak?
– Wlasnie tak.
– Pierwsza wskazowka miala kontekst krolewski, a poszukiwanym haslem byla Wiktoria. Zastanawialismy sie, czy z kolei ta nie nawiazuje moze do Holyrood – wyjasnila Siobhan, a Brough znow przyjrzala sie notatce.
– No coz, zdaje sie ze oboje jestescie ode mnie bardziej domyslni – przyznala po chwili. – Moze moj prawniczy umysl podchodzi do wszystkiego zbyt doslownie. – Wyciagnela reke z notatka ku Siobhan, ale ja nagle cofnela. – Zastanawiam sie tylko, czy to okreslenie
– Jak to? – spytala Siobhan.
– Chodzi mi o to, ze skoro wskazowka ma byc z zalozenia mglista, to ten, kto ja pisal, mogl swiadomie uzywac slow o podwojnych znaczeniach.
Siobhan popatrzyla na Granta, ale ten tylko wzruszyl ramionami. Brough wskazala na notatke.
– Pamietam to jeszcze z czasow moich pieszych wedrowek po gorach – powiedziala. – Slowo
Rebus rozmawial przez telefon z menedzerem hotelu Huntingtower.
– Wiec moze lezy gdzies w magazynie?
– Nie wiem, nie jestem pewien – odparl menedzer.
– A moglby pan sprawdzic? Albo popytac, bo moze ktos inny wie?
– Mogla zostac wyrzucona podczas remontu.
– Przepadam za takim pozytywnym podejsciem, panie Ballantine.
– A moze ten, kto ja znalazl…
– Oswiadczyl, ze ja oddal w hotelu. – Rebus mial juz za soba rozmowe z reporterem z „Couriera”, ktory wowczas zajmowal sie ta sprawa. Dziennikarz zaczal go od razu wypytywac i Rebus wyjawil mu, ze w Edynburgu pojawila sie kolejna trumienka, choc z cala moca podkreslil, ze wiazanie tych zdarzen ze soba jest „na pograniczu czystej fantazji”. Brakowalo mu tylko wscibskich dziennikarzy weszacych wszedzie, gdzie sie da. Od reportera dostal nazwisko czlowieka, ktorego pies odnalazl wtedy trumienke. Po kilku dalszych telefonach Rebus dotarl do niego i uslyszal, ze zaraz po znalezieniu przekazal trumienke komus w hotelu i wiecej sie ta sprawa nie interesowal.
– No coz – westchnal menedzer – niczego nie moge obiecac…
– Prosze dac mi znac natychmiast, jak tylko pan ja znajdzie – odparl Rebus i raz jeszcze powtorzyl nazwisko i numer telefonu. – To sprawa nie cierpiaca zwloki, panie Ballantine.
– Zrobie, co bede mogl – jeknal menedzer.
Rebus odlozyl sluchawke i spojrzal na biurko vis a vis, przy ktorym siedzieli Ellen Wylie i Donald Devlin. Profesor mial na sobie jeden ze swych niezliczonych blezerow, tyle ze tym razem nie brakowalo w nim guzikow. Wspolnie sleczeli nad dokumentacja z sekcji zwlok ofiary utoniecia w Glasgow i sadzac z wyrazu twarzy Ellen, nie bardzo im to wychodzilo. Devlin ustawil sobie krzeslo tuz obok niej i w czasie, gdy rozmawiala przez telefon, co chwile sie ku niej nachylal. Moze tylko staral sie doslyszec, o czym rozmawia, jednak Rebus widzial wyraznie, ze ona nie jest tym zachwycona. Probowala ukradkiem odsuwac swoje krzeslo i tak sie na nim wykrecac, by stary mial przed nosem jedynie jej ramie i plecy. Jak dotad, udawalo jej sie tez unikac wzroku Rebusa.
Zrobil notatke z rozmowy z menadzerem z hotelu Huntingtower, potem znow chwycil za sluchawke. Przesledzenie losow trumienki z Glasgow bylo znacznie trudniejsze. Ktos, kto sie wtedy zajmowal ta sprawa, juz tu nie pracowal, a nikt inny w dziale miejskim niczego sobie nie przypominal. W koncu Rebus zdobyl numer telefonu na plebanie i dodzwonil sie do pastora Martine’a.
– Czy wiadomo wielebnemu, co sie stalo z ta trumienka? – zapytal.
– Zdaje sie, ze zabral ja ktos z gazety – odparl pastor Martine.
Rebus podziekowal i zadzwonil ponownie do redakcji, gdzie udalo mu sie ostatecznie dotrzec do naczelnego, ktory zazadal najpierw, by mu opowiedziec cala historie. Rebus zaserwowal mu wiec opowiesc o „edynburskiej trumience” i swoim zaangazowaniu w sprawe z ramienia Wydzialu Czystej Fantazji.
– A gdzie dokladnie w Edynburgu znaleziono te trumienke?
– W poblizu zamku – oswiadczyl Rebus bez wahania i oczyma duszy ujrzal, jak tamten robi notatki i pewnie juz planuje wyslanie kogos na miejsce.
Po nastepnej minucie oczekiwania ze sluchawka przy uchu, Rebusa przelaczono do dzialu personalnego, gdzie odnaleziono osobe, ktora wtedy sie tym zajmowala. Reporterka nazywala sie Jenny Gabriel i obecnie mieszkala w Londynie.
– Pracuje w jednej z tamtejszych ogolnokrajowych placht – oznajmil Rebusowi szef personelu. – Jenny zawsze o tym marzyla.
Rebus wyszedl wiec z biura, kupil kawe, trzy ciastka i cztery londynskie gazety: „Times”, „Telegraph”, „Guardian” i „Independent”. Przejrzal je wszystkie bardzo uwaznie, zwracajac szczegolna uwage na nazwiska autorow, nigdzie jednak nie znalazl nazwiska Jenny Gabriel. Niezrazony, zaczal po kolei dzwonic do redakcji i pytac o nia. Przy trzeciej probie telefonistka kazala mu czekac. Ze sluchawka przy uchu patrzyl, jak Devlin posypuje biurko Ellen okruchami z ciastka.
– Lacze – odezwala sie wreszcie telefonistka.
Bylo to chyba najmilsze slowo, jakie udalo mu sie dzis uslyszec. A potem ktos podniosl sluchawke.
– Dzial miejski.
– Poprosze z Jenny Gabriel.
– Przy telefonie.
Rebus po raz kolejny wyglosil swoj tekst.
– Moj Boze! – wykrzyknela reporterka po wysluchaniu calej opowiesci. – Przeciez to bylo ze dwadziescia lat temu!
– Mniej wiecej – przyznal Rebus. – Wiec pewnie juz jej pani nie ma?
– Istotnie, nie mam – odpowiedziala, a Rebus poczul, ze serce podchodzi mu do gardla. – Kiedy przenosilam sie na poludnie, dalam ja w prezencie przyjacielowi. Zawsze byl nia zafascynowany.
– Czy moze mi pani pomoc w skontaktowaniu sie z nim?
– Prosze poczekac, poszukam jego numeru…
Nastapila przerwa, ktora Rebus wykorzystal na dokladne rozkrecenie calego dlugopisu. Zdal sobie nagle sprawe, ze ma tylko bardzo mgliste pojecie, jak dziala taki mechanizm. Sprezynka, obudowa, wklad… mogl go w calosci rozkrecic i zlozyc z powrotem, i mimo to nie byc ani troche madrzejszym.
– Mieszka akurat w Edynburgu – odezwala sie Jenny Gabriel i podala numer telefonu. Przyjaciel nazywal sie Dominie Mann.