– Bardzo pani dziekuje – powiedzial Rebus i rozlaczyl sie.

Pana Manna nie bylo w domu, ale jego aparat zgloszeniowy podawal numer komorki, pod ktorym nalezalo sprobowac. Rebus sprobowal i ktos odebral.

– Halo?

– Czy rozmawiam z panem Mannem…? – Potem Rebus kolejny raz wszystko opowiedzial i tym razem sie udalo. Mann w dalszym ciagu mial te trumienke i mogl ja w ciagu dnia podrzucic na St Leonard’s.

– Bylbym panu bardzo zobowiazany – oswiadczyl Rebus. – To zdumiewajace, ze uchowala sie u pana przez tyle lat…

– Mialem zamiar ja wykorzystac w jednej z moich instalacji.

– Instalacji?

– Jestem artysta malarzem. A przynajmniej bylem. Teraz prowadze wlasna galerie.

– Ale wciaz pan jeszcze maluje?

– Rzadko. No i cale szczescie, ze jej w koncu nie uzylem. Rownie dobrze moglem ja pokryc farba i owinac bandazami, i teraz tkwilaby gdzies u jakiegos kolekcjonera.

Rebus podziekowal malarzowi i odlozyl sluchawke. Devlin skonczyl jesc swoje ciastko. Ciastko Ellen lezalo odsuniete na bok i teraz profesor uporczywie na nie zerkal. Trumienka z Nairn okazala sie duzo latwiejsza do odnalezienia: wystarczylo tylko kilka rozmow, by dotrzec do celu. Najpierw reporter z gazety powiedzial, ze musi sie rozejrzec, a potem oddzwonil i podal czyjs numer w Nairn. Ten ktos tez sie troche rozejrzal i w rezultacie odnalazl trumienke w szopie u sasiada.

– Chce pan, zeby ja wyslac poczta?

– Tak, poprosze – odparl Rebus. – Ekspresem z dwudziestoczterogodzinnym doreczeniem. – Przez chwile zastanawial sie nawet, czy nie wyslac po nia samochodu, pomyslal jednak, ze moze miec klopoty z uzasadnieniem kosztu. Od dawna juz krazyly rozne memoranda na temat niezbednych oszczednosci.

– A kto za to zaplaci?

– Prosze podac wszystkie swoje dane, koszty zostana panu zwrocone.

Rozmowca przez chwile sie zawahal.

– No dobra – powiedzial w koncu. – Bede musial panu zaufac, nie?

– Jesli nie mozna by ufac policji, to komu? – oswiadczyl Rebus uroczyscie. Odlozyl sluchawke i znow spojrzal w strone biurka Wylie. – No i co? Macie cos? – spytal.

– Posuwamy sie do przodu – odpowiedziala poirytowanym glosem.

Devlin wstal z miejsca i strzepujac okruszki z kolan, zapytal o „wygodke”. Rebus wskazal mu kierunek i Devlin ruszyl, jednak po drodze zatrzymal sie przy jego biurku.

– Nie potrafie nawet wyrazic, jaka mi to sprawia radosc – oznajmil.

– Ciesze sie, ze choc ktos z nas jest zadowolony, panie profesorze.

Devlin szturchnal palcem w klape marynarki Rebusa.

– A ja mysle, ze pan tez jest w swoim zywiole – powiedzial z promiennym usmiechem i wymaszerowal z sali.

Rebus podszedl do biurka Wylie.

– Radze ci zjesc to ciastko, bo inaczej caly sie zaslini.

Przez chwile sie wahala, potem przelamala je na pol i jedna czesc wsadzila sobie do ust.

– Udalo sie z lalkami – poinformowal. – Dwie odnalezione, trzecia bardzo prawdopodobna.

Pociagnela lyk kawy, by przeplukac sobie usta po lepko slodkim biszkopcie.

– No to idzie ci lepiej niz nam. – Przez chwile patrzyla na druga polowke ciastka, potem chwycila ja i wrzucila do kosza. – Bez obrazy – powiedziala.

– Profesor Devlin bedzie niepocieszony.

– Na to licze.

– Pamietaj, ze jest tu, zeby nam pomagac.

Spojrzala na niego przeciagle.

– Od niego smierdzi.

– Naprawde?

– Nie zauwazyles?

– Niczego nie zauwazylem.

Popatrzyla tak, jakby ta jego uwaga wszystko o nim mowila. A potem opuscila ramiona.

– Dlaczego mnie do tego wziales? Jestem do niczego. Wszyscy widzieli, caly swiat, reporterzy, widzowie. I wszyscy o tym wiedza. Litujesz sie nad kaleka, czy jak?

– Moja corka jest kaleka – powiedzial cichym glosem.

Twarz jej spasowiala.

– O Chryste, nie chcialam…

– Ale by odpowiedziec na twoje pytanie, powiem ci, ze jedyna znana mi osoba, ktora narzeka na Ellen Wylie jest sama Ellen Wylie.

Potarla dlonmi twarz, jakby chciala wymasowac z niej krew.

– Moze powiedz to Gill Templer – rzekla w koncu po chwili.

– Gill sama to schrzanila. Ale to jeszcze nie koniec swiata. – Zaczal dzwonic telefon na jego biurku. Rebus, wycofujac sie tylem, nie spuszczal z niej wzroku. – Okej? – spytal. Dopiero kiedy kiwnela glowa, odwrocil sie i podniosl sluchawke. Dzwonil menedzer hotelu Huntingtower. Odnaleziono trumienke na strychu wsrod innych przedmiotow zostawionych przez gosci w ciagu ostatnich dwudziestu lat: parasoli, okularow, kapeluszy, plaszczy i aparatow fotograficznych.

– Nie chce sie wierzyc, jak czlowiek widzi, co tam lezy – oznajmil pan Ballantine, jednak Rebusa interesowala tylko trumienka.

– Czy moze pan to do mnie wyslac ekspresem z dwudziestoczterogodzinnym doreczeniem? Osobiscie dopilnuje zwrotu kosztow…

Kiedy Devlin wrocil na sale, Rebus byl juz w trakcie poszukiwan trumienki z Dunfermline, jednak tym razem natrafil na mur. Nikt – ani miejscowa prasa, ani policja – nic na ten temat nie wiedzial. Jedyne, co udalo sie uzyskac, to obietnice w kilku miejscach, ze popytaja. Nie wiazal z tym jednak wiekszych nadziei. Od tamtej pory minelo juz prawie trzydziesci lat i szanse, by cos mozna bylo teraz ustalic, byly znikome. Przy biurku naprzeciwko Devlin bezglosnie zacieral dlonie, a Wylie znow rozmawiala przez telefon. Skonczyla i spojrzala na Rebusa.

– Protokol sekcji Hazel Gibbs jest juz w drodze – poinformowala.

Rebus przez chwile patrzyl na nia w milczeniu, potem kiwnal glowa i usmiechnal sie. Jego telefon znow zadzwonil. Tym razem byla to Siobhan.

– Mam zamiar porozmawiac z Davidem Costello – powiedziala. – Wiec jesli nie masz nic lepszego do roboty…?

– Myslalem, ze stanowicie zespol z Grantem?

– Komisarz Templer zabrala go na pare godzin.

– Naprawde? A moze chce mu zaproponowac stanowisko rzecznika prasowego?

– Nie uda ci sie wyprowadzic mnie z rownowagi. Wiec jak, idziesz czy nie…?

Zastali Costello w mieszkaniu. Ich widok wyraznie go zaskoczyl i wystraszyl. Siobhan pospiesznie go zapewnila, ze nie przychodzi z zadnymi zlymi wiadomosciami, jednak nie wygladal na przekonanego.

– Mozemy wejsc, Davidzie? – zapytal Rebus. Costello dopiero wtedy po raz pierwszy spojrzal na niego i wolno skinal glowa. Rebus pomyslal, ze jesli go oko nie myli, na sobie dokladnie to samo, co podczas pierwszej wizyty, a i pokoj nie sprawial wrazenia, by ktos go od tamtej pory sprzatal. Costello zapuszczal brode, ale wyraznie bylo to dla niego cos nowego, bo co chwile dotykal zarostu koniuszkami palcow.

– A w ogole sa jakies wiadomosci? – zapytal, opadajac na futon.

Siobhan i Rebus stali.

– Pare drobiazgow – odparl Rebus.

– Ale pewnie nie wolno ich panu wyjawic, czy tak? – Costello caly czas moscil sie na futonie, probujac sobie znalezc najwygodniejsza pozycje.

– Prawde powiedziawszy, panie Davidzie – odezwala sie Siobhan – to wlasnie z tych drobiazgow – w kazdym razie z niektorych z nich – bierze sie nasza dzisiejsza wizyta. – Podala mu kartke papieru.

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату