– To nie znaczy, ze czegos nie przeoczono. Jesli dobrze pamietam, zajmowal sie tym Hi-Ho Silvers, a z niego taki leniwiec, ze w dyscyplinie „gnusnosc” moglby startowac na olimpiadzie. – Zwrocil sie ku niej. – A ty?

– Ja przynajmniej staram sie sprawiac wrazenie, ze cos robie.

– Pytalem, co zamierzasz teraz robic?

– Teraz mysle, ze sie udam do domu. Fajrant.

– Tylko uwazaj. Pani komisarz Templer lubi, kiedy jej personel pracuje pelne osiem godzin dziennie.

– Jesli tak, to jest mi winna za mase nadgodzin… tobie zreszta tez, tak na marginesie. Kiedy ostatni raz pracowales tylko osiem godzin?

– We wrzesniu tysiac dziewiecset osiemdziesiatego szostego – oswiadczyl Rebus powaznie, potem sie usmiechnal.

– Jak tam twoj remont?

– Prace elektryczne sa juz skonczone. Teraz wchodza malarze.

– Znalazles juz cos nowego?

Potrzasnal glowa.

– Troche cie to dreczy, co? – zapytal.

– Jak sie zdecydowales sprzedac, to jest to tylko twoja sprawa.

Zrobil kwasna mine.

– No przeciez wiesz, o co mi chodzi.

– O Quizmastera? – Przez chwile zastanowila sie. – Wlasciwie to mogloby mnie to nawet wciagnac…

– Gdyby nie co?

– Gdybym nie miala poczucia, ze on sie tym bawi.

– Manipulujac toba?

Siobhan kiwnela glowa.

– A jezeli robi to ze mna, to to samo robil z Philippa Balfour.

– Caly czas zakladasz, ze to jakis „on” – zauwazyl Rebus.

– Tylko dla wygody jezykowej. – Zabrzeczal telefon komorkowy. – To moj – powiedziala Siobhan, widzac, jak Rebus siega do kieszeni. Jej komorka wraz z zasilaczem przyczepiona byla do deski rozdzielczej obok radia. Siobhan nacisnela guzik, uruchamiajac wbudowany mikrofon i glosniczek.

– Glosnomowiacy – rzekl Rebus z podziwem.

– Halo? – odezwala sie Siobhan.

– Czy to posterunkowa Clarke?

Poznala go po glosie.

– Pan Costello? Czym moge sluzyc?

– Tak sie wlasnie zastanawialem… nad tym, co pani mowila o grach i tym wszystkim…

– No i?

– No i znam kogos, kto w tym siedzi. A dokladniej, Flipa go zna.

– Kto to taki?

Siobhan rzucila spojrzenie w strone Rebusa, ale jego notatnik i dlugopis byly juz w pogotowiu.

Costello wymienil nazwisko, ale w polowie glos mu sie zalamal i Siobhan musiala go prosic o powtorzenie. Za drugim razem oboje uslyszeli je glosno i wyraznie. „Ranald Marr” powtorzyla Siobhan bezglosnie i zmarszczyla brwi, ale Rebus pokiwal glowa. Wiedzial, o kogo chodzi. Ranald Marr byl wspolnikiem i partnerem Johna Balfoura, szefem oddzialu banku Balfour w Edynburgu.

W biurze panowala cisza. Wiekszosc pracownikow udala sie juz do domu, reszta przebywala na Gayfield Square. Patrole wciaz jeszcze chodzily po domach, ale operacja ta wlasciwie zamierala, bo nie bylo juz kogo przesluchiwac. Minal kolejny dzien bez jakichkolwiek wiadomosci od Philippy Balfour i wciaz nie bylo wiadomo, czy jeszcze zyje. Jej karty kredytowe i konto w banku pozostawaly nietkniete. Nie odezwala sie tez do nikogo z rodziny ani przyjaciol. Po prostu cisza. Wsrod pracownikow rozeszly sie pogloski, ze Bill Pryde nie wytrzymuje napiecia i posunal sie juz do tego, ze rzucil przez cala sale plikiem notatek wraz z podkladka, tak ze obecni musieli sie uchylic, by nie dostac w glowe. Dodatkowa presje wywieral John Balfour, ktory krytykowal w mediach brak postepow w sledztwie. Komendant policji zazadal raportu o stanie sledztwa od swego zastepcy, w wyniku czego ten wiecznie siedzial wszystkim na karku. Z braku nowych poszlak prowadzono po raz drugi lub trzeci przesluchania tych samych swiadkow. Wszyscy chodzili podenerwowani i rozdraznieni. Rebus probowal sie dodzwonic do Pryde’a na Gayfield Square, ale bezskutecznie. Zadzwonil wiec do Palacu i poprosil o polaczenie z Claverhousem lub Ormistonem z Sekcji 2 Biura Kryminalnego. Telefon odebral Claverhouse.

– Mowi Rebus. Potrzebna mi twoja pomoc.

– Co ci strzelilo do glowy, ze bede takim frajerem i dam ci sie w cos wrobic?

– Czy twoje pytania zawsze sa takie dociekliwe?

– Odwal sie, Rebus, i wpelznij z powrotem pod swoj kamien.

– O niczym innym nie marze, kolego, ale zabrala mi go twoja mamusia, bo twierdzi, ze ma z nim lepiej niz z toba. – Byla to jedyna metoda na Claverhouse’a: ironia i sarkazm posuniete do agresji.

– I ma racje, bo ze mnie zimny skurwiel o kamiennym sercu, a to mi przypomina, ze nie odpowiedziales na moje pierwsze pytanie.

– To dociekliwe? No wiec powiedzmy tak: im szybciej mi pomozesz, tym predzej bede mogl pojsc do pubu i urznac sie w trupa.

– Chryste Panie, czlowieku! Dlaczego od razu nie powiedziales? Wal!

Rebus usmiechnal sie do sluchawki.

– Potrzebne mi dojscie.

– Do kogo?

– Do gardai w Dublinie.

– A to po co?

– Chodzi mi o chlopaka Philippy Balfour. Chce, zeby pogrzebali w jego przeszlosci.

– Postawilem na niego dyche z wyplata dwa do jednego.

– No to masz bardzo dobry powod, zeby mi pomoc.

Claverhouse zamyslil sie.

– Daj mi pietnascie minut. Tylko siedz przy telefonie.

– Nie rusze sie ani na krok.

Rebus odlozyl sluchawke i odchylil sie na krzesle. A potem nagle zauwazyl cos w koncu sali – stary fotel Farmera. Widocznie Gill go tam wystawila dla kogos, kto sie ma po niego zglosic. Rebus wstal, przyciagnal go do swojego biurka i rozsiadl sie wygodnie. Przypomnial sobie, co powiedzial Claverhouse’owi: „…tym predzej bede mogl pojsc do pubu i urznac sie w trupa”. Czesciowo wynikalo to z przyzwyczajenia, ale w duzej mierze jego organizm po prostu sie tego domagal. Tego uczucia mglistej polswiadomosci, jakie tylko alkohol moze zapewnic. Jeden z zespolow Briana Augera nazywal sie Oblivion Express, czyli cos w rodzaju jazdy do utraty swiadomosci, do zapadniecia sie w nicosc. Gdzies mial nawet ich pierwsza plyte, A Better Land. Jak dla niego byla nieco zbyt jazzowa. Na dzwiek dzwonka podniosl sluchawke, jednak dzwonienie nie ustawalo. Oczywiscie, to komorka. Wyluskal ja z kieszeni i przystawil do ucha.

– Halo?

– John?

– Czesc, Jean. Mialem do ciebie zadzwonic.

– Mozemy teraz rozmawiac?

– Jasne. Ten dziennikarzyna wciaz cie przesladuje? – Odezwal sie telefon na biurku: pewnie Claverhouse. Rebus wstal z fotela, przeszedl przez sale i wyszedl na korytarz.

– Nie az tak, zebym sobie nie poradzila – odparla Jean. – Tak jak prosiles, pogrzebalam troche w papierach, ale niestety niewiele udalo mi sie znalezc.

– Trudno.

– Spedzilam nad tym caly dzien…

– Jesli pozwolisz, to rzuce na to okiem jutro.

– Oczywiscie, moze byc jutro.

– Chyba ze jestes wolna dzis wieczorem…?

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату