chodzili z nosami spuszczonymi na kwinte po ostatniej wpadce – akcji podjetej na podstawie donosu w pewnym komunalnym szeregowcu w Gracemount, w ktorym okno na gorze bylo przykryte srebrna folia i dzien i noc na glucho zamkniete. Urzadzili nalot w przekonaniu, ze trafili kolejne edynburskie zrodlo zaopatrzenia w konopie i wtedy okazalo sie, ze w pokoju mieszka zwykly nastolatek. Pokoj byl swiezo po remoncie, a mama nastolatka zawiesila w oknie koc laminowany folia zamiast firanki, bo uznala, ze tak bedzie oryginalnie…
Zdarzaly sie tez inne odosobnione incydenty, ale z cala pewnoscia nie mozna ich bylo uznac za fale przestepczosci. Siobhan spojrzala na zegarek. Wczesniej zadzwonila do biura kryminalnego, by pogadac o komputerach. Nie zdazyla nawet dobrnac do polowy swego pytania, kiedy Claverhouse jej przerwal i oswiadczyl, ze „juz ktos w tym temacie siedzi, to go wam podeslemy”. Teraz siedziala wiec bezczynnie i czekala. Zadzwonila jeszcze raz do wydzialu, ale tym razem nikt sie nie odezwal. Pewnie poszli juz do domu albo do jakiegos pubu. Moze przysla tu tego kogos dopiero w poniedzialek? Poczeka jeszcze dziesiec minut. W koncu ona tez ma swoje zycie, prawda? Jutro moze wybierze sie na mecz, choc to mecz wyjazdowy. A w niedziele moze sie wybrac na przejazdzke – jest jeszcze tyle miejsc do zwiedzenia, gdzie nigdy dotad nie byla: palac Linlithgow, palac Falkland, Traquair. Kolezanka, z ktora nie widziala sie juz od wielu miesiecy, zaprosila ja w sobotni wieczor na urodziny. Nie miala specjalnej ochoty, ale jakby co, mogla to rozwazyc…
– Czy posterunkowa Clarke?
Mial ze soba teczke, ktora postawil na podlodze. Przez moment skojarzyl jej sie z domokrazca, ktory nachodzi ludzi. Kiedy sie wyprostowal, stwierdzila, ze ma dosc duza nadwage, glownie w pasie. Mial krotko ostrzyzone wlosy i sterczacego z tylu koguta. Przedstawil sie jako Eric Bain.
– Slyszalam o panu – stwierdzila Siobhan. – To pana nazywaja Bania, prawda?
– Czasami, ale jak mam byc szczery, to wole Eric.
– No to niech bedzie Eric. Prosze, rozgosc sie.
Bain przysunal sobie krzeslo. Kiedy usiadl, material jego jasnoniebieskiej koszuli rozjechal sie i pomiedzy guzikami pojawily sie okienka, przez ktore widac bylo jasnorozowa skore brzucha.
– No to co my tu mamy? – zapytal.
Siobhan wyjasnila, o co chodzi, a on sluchal z pelna koncentracja, nawet na chwile nie spuszczajac z niej wzroku. Zauwazyla, ze ma krotki, swiszczacy oddech i pomyslala, ze pewnie w ktorejs kieszeni trzyma inhalator.
Probowala utrzymywac z nim kontakt wzrokowy, odprezyc sie, jednak jego potezna postura i bezposrednia bliskosc wytracaly ja nieco z rownowagi. Palce mial obrzmiale i pozbawione wszelkich ozdob. Zegarek na jego przegubie mial zdecydowanie zbyt wiele przyciskow. Po porannym goleniu zostal mu pod broda nietkniety fragment zarostu.
Podczas calej prezentacji nie zadal ani jednego pytania. Kiedy skonczyla, poprosil o pokazanie e-maili.
– Na ekranie, czy wydruk?
– Wszystko jedno.
Wyjela wydruki z torebki, a Bain przysunal sie z krzeselkiem jeszcze blizej. Wzial od niej maile, rozlozyl je na biurku, a potem zgodnie z datami ulozyl je chronologicznie.
– Ale to sa tylko zagadki – powiedzial.
– Tak.
– A ja chce zobaczyc wszystkie maile.
Siobhan wlaczyla wiec laptopa i podlaczyla swoja komorke.
– To moze przy okazji sprawdze, czy nie ma jakichs nowych wiadomosci?
– Dlaczego nie – odparl. Byly dwie, obie od Quizmastera.
Godzine pozniej przyslal jej nastepna wiadomosc.
– Ona ma ciekawy dobor slow – powiedzial Bain, a w odpowiedzi na pytajace spojrzenie Siobhan, dodal: – Bo caly czas mowisz „on”, wiec pomyslalem, ze dobrze byloby niczego z gory nie przesadzac
– W porzadku – odparla, kiwajac glowa – nie ma sprawy.
– Chcesz jej odpowiedziec?
Najpierw pokrecila glowa, potem wzruszyla ramionami.
– Nie bardzo wiem, co odpowiedziec.
– Latwiej ja bedzie namierzac, jesli sie nie rozlaczy.
Spojrzala na Baina, potem napisala
– Myslisz, ze to wystarczy? – spytala.
– No coz, z pewnoscia mozna to uznac za „komunikacje” – usmiechnal sie Bain. – Daj mi te reszte maili.
Podlaczyla sie do drukarki i stwierdzila, ze skonczyl sie papier.
– Cholera – syknela. Szafa z materialami biurowymi byla zamknieta na klucz, a ona nie miala pojecia, gdzie go szukac. A potem przypomniala sobie segregator Rebusa, ten ktorym sie posluzyl podczas przesluchiwania studenta Albiego. Wypchal go wtedy specjalnie, by mu nadac odpowiednio grozny wyglad, i uzyl do tego papieru z fotokopiarki. Podeszla do jego biurka i zaczela kolejno otwierac szuflady. Jest! Segregator lezal w jednej z nich, wciaz jeszcze wypchany polowa ryzy papieru. Dwie minuty pozniej miala juz wydruk calej korespondencji z Quizmasterem. Bain porozkladal wszystkie kartki, zajmujac nimi niemal cale biurko.
– Widzisz te wszystkie metryczki – powiedzial, wskazujac na dolne polowy niektorych kartek. – Pewnie w ogole nie zwracasz na to uwagi, co?
Siobhan musiala przyznac, ze istotnie nie. Ponizej slowa „naglowki” widnialo kilkanascie wierszy dodatkowych informacji: sciezka powrotna, identyfikator wiadomosci, x-mailer… nic jej to wszystko nie mowilo.
– I to wlasnie – oznajmil Bain, oblizujac sobie wargi – jest nasze miesko, o ktore nam chodzi.
– I po tym mozemy zidentyfikowac Quizmastera? – spytala Siobhan.
– Nie od razu, ale to juz jest cos.
– A jak to sie dzieje, ze na niektorych wiadomosciach nie ma naglowkow?
– To niestety zly sygnal – odparl Bain. – Jezeli wiadomosc nie ma naglowkow, to znaczy, ze wysylajacy korzysta z tego samego prowajdera, co ty.
– Ale…
Bain pokiwal glowa.
– Quizmaster ma wiecej niz jeden adres.
– I zmienia prowajderow?
– To dosc powszechne. Mam kolege, ktory jest wrogiem placenia za dostep do Internetu. Zanim pojawily sie bezplatne serwery, co miesiac zmienial prowajdera. Korzystal z tych wszystkich promocyjnych ofert pod haslem „pierwszy miesiac za darmo”. Kiedy zblizal sie koniec miesiaca, likwidowal swoja skrzynke i przenosil sie do nastepnego prowajdera. Przez caly rok nie zaplacil ani grosza. A to, co robi Quizmaster, to inny wariant tego samego pomyslu. – Bain przejechal palcem po listach naglowkow, kazdorazowo zatrzymujac sie na czwartym wierszu – W tym miejscu podana jest nazwa prowajdera uslug internetowych. Widzisz? Trzech roznych.
– I o tyle bedzie to trudniejsze do wysledzenia?
– Trudniejsze, tak. Ale jednoczesnie musial przeciez zalozyc… – Zauwazyl mine Siobhan i zapytal: – Co jest?
– Bo powiedziales „musial”.
– Tak?
– Wiec czy nie bedzie jednak prosciej, jesli bedziemy sie tego trzymac? Oczywiscie, pamietajac o tym, co powiedziales, zeby nie przesadzac niczego z gory.
Bain przez chwile sie zastanawial.
– No dobra – orzekl. – Wiec jak juz powiedzialem, musial – albo musiala – zalozyc osobiste konto na wnoszenie oplat u kazdego z tych prowajderow. Tak przynajmniej sadze. Bo nawet jesli korzystasz z bezplatnego serwisu przez pierwszy miesiac, to i tak najpierw prosza cie o twoje dane: numer karty Visa albo numer konta w banku.
– Zeby w odpowiednim momencie moc zaczac wystawiac rachunki?
Bain kiwnal glowa.
– Kazdy zostawia po sobie jakis slad – powiedzial cicho, wpatrujac sie w maile. – Tylko nie kazdy zdaje sobie z tego sprawe.