– A, to lustro! – rozesmiala sie Van. – No i co tam zobaczyliscie?
– Najpierw zywe obrazki z Thotem i Anubisem – zaczal wyliczac dzinn. – Potem demona. Okropne stworzenie. Ale nie boj sie, nie zauwazyl nas, w pore sie przed nim ukrylismy.
– A nawet jesli nas zauwazyl, bez trudu sobie z nim poradze – wtracil Kreol. – Poskramialem takie demony, przy ktorych ten wygladalby jak drobny zlodziejaszek.
– Widzielismy takze innego maga – pospiesznie dodal dzinn. – Ten akurat nas zauwazyl i zatarl obraz. Potem ogladalismy tance odalisek, ale wtedy akurat zaklecie sie wyczerpalo.
– Rozumiem… – Vanessa usmiechnela sie, zgadujac co rzeczywiscie ci dwaj widzieli w telewizji. I co to takiego, do diabla, sa te odaliski? – Nic wiecej nie widzieliscie?
– Nie zdazylismy – ze smutkiem westchnal Kreol. – Moglabys pokazac mi Babilon? Chcialbym zobaczyc, czy cos z niego zostalo…
– Widzisz, to niezupelnie takie lustro jak sadzisz… – zmieszala sie Van, zastanawiajac sie, jak wyjasnic tej zywej skamienielinie, co to jest telewizja… – To dziala mniej wiecej tak…
Wyjasnienia zajely tylko pare minut. Kreol nie byl glupi i dosc latwo zrozumial, o co chodzi.
– Czyli to jest cos w rodzaju teatru, tylko na odleglosc? – W zadumie podrapal sie w kark. – Mozna zobaczyc tylko to, co pokazuje samo lustro?
– Swietnie wszystko zrozumiales – przytaknela Van.
– A cos prawdziwego pokazuje? – upewnil sie mag.
– No, nadaja wiadomosci, filmy dokumentalne, rozne programy edukacyjne… – wymienila Vanessa. – Tam pokazuja prawdziwe rzeczy.
– Nie, moje lustro bylo znacznie lepsze – fuknal Kreol, nadasany. – Pokazywalo to, co ja chcialem, a nie to, co samo raczylo.
– Nie watpie – zgodzila sie Van.
Potem pokazala Kreolowi zakupy. Kupila mu komplet bielizny, pare skarpetek, koszule i wspanialy zestaw dzinsowy, bardzo podobny do tego, jaki sama nosila. Taka odziez po prostu podobala sie Van bez zadnej glebszej przyczyny.
Mag zalozyl nowe rzeczy i od razu prezentowal sie znacznie lepiej. Frak mimo wszystko wygladal na nim okropnie glupio. Zostal za to w starych butach.
– Dziwna tkanina. – Dotknal rekawa. – Za moich czasow robili z takiej worki.
– Slusznie, dzins robi sie z plotna… a moze z juty? – Vanessa nieco sie zawahala. – Nie przejmuj sie – to teraz ostatni krzyk mody. Kupilam ci jeszcze marynarke, spodnie, kurtke i inne drobiazgi. Potem przymierzysz. A tobie sie podoba?
– Mnie sie podoba, panie – podpowiedzial dzinn. – Tylko jeszcze potrzebna jest czapka.
– Czapka? – zdziwila sie Van. – A po co czapka?
– A co to za mag bez czapki? – zachnal sie Kreol. – Czapke wybiore sam – nie jestem pewien, czy kupisz to, co potrzeba.
– Jak sobie zyczysz… – Vanessa wzruszyla ramionami.
Mag w zamysleniu popatrzyl w lustro. Zasadniczo obraz mu sie podobal. Tylko ze… Pogladzil reka lysine i zachnal sie niezadowolony.
– W poprzednim zyciu mialem najpiekniejsze wlosy w calym Babilonie – powiedzial ze smutkiem. – Lysych uwazano wtedy za potwory.
– No, z tym nic sie nie da zrobic… – Vanessa starala sie go pocieszyc, z przerazeniem wyobrazajac sobie, ze znalazla sie na jego miejscu.
– Dlaczego? – chrzaknal mag. – Jesli zdobedziesz dla mnie troche oliwki z oliwek, oleju rozmarynowego, lodyge krwawnika, kilka lisci debu, paczek gozdzika i z dziesiec wlosow kota, w ciagu dziesieciu minut przygotuje wspanialy wywar na porost wlosow. Za kilka godzin bede mial wlosy nie gorsze od twoich.
– Sprytnie! – zachwycila sie Vanessa. – Naprawde mozesz cos takiego zrobic?
– A ty co, nie wierzysz? – fuknal mag.
– Czy u was lysi nie chodza do maga, zeby wyhodowac nowe wlosy? – zainteresowal sie Hubaksis.
– Jak by to powiedziec… – zmieszala sie Vanessa. – Nasi magowie nie potrafia zrobic czegos takiego… A niech to diabli, teraz w ogole nie ma magow! Tylko szarlatani.
– Nie mysl, ze mnie to martwi. – Kreol rozciagnal usta w usmiechu. – A co z tym, o co prosilem?
– Eeee, moze poczekamy z tym, dopoki nie przeprowadzisz sie do innego domu. Nie jestem pewna, czy Louise dobrze zareaguje, jesli nagle, tak szybko odrosna ci wlosy.
– Mozesz powiedziec, ze to peruka – zaproponowal dzinn. – W naszych czasach tez je nosili.
– Mimo wszystko lepiej poczekac – westchnela Van. – To przeciez nie jest pilne?
– Nie – zgodzil sie mag. – A co to za gadka o przeprowadzce?
– Nie mozecie przeciez wiecznie siedziec w jednym pokoiku?
Oczywiscie, ze nie! Potrzebuje duzego domu z wieloma komnatami! – powiedzial Kreol. – Zamienie go w kocebu! Musi miec duza piwnice, zeby wzywac tam demony, szope do przechowywania ziol i eliksirow, magiczne laboratorium, odosobniona komnate do wyprobowywania eliksirow, kilka sypialni…
– Van, a ty zostaniesz z nami? – zapiszczal Hubaksis. – Przywiazalem sie do ciebie…
– Oczywiscie, ze zostanie! – powiedzial mag nieznoszacym sprzeciwu glosem. – Musze odwdzieczyc sie jej za wszystkie uslugi, tego wymaga honor maga!
– Hi, hi, honor… – Malutki dzinn zrobil zlosliwa mine.
– No wiec tak! – Vanessa skrzyzowala rece na piersiach. – Jesli wy, dwa bezczelne typy, myslicie, ze kupie wam za wlasne pieniadze elegancka wille w dobrej dzielnicy, a sama zostane w tej pluskwiarni, to bardzo sie mylicie! Oczywiscie, ze ja tez sie przeprowadze! A pieniadze pozniej mi oddacie, bo i tak bede musiala wziac ogromny kredyt!
– O to akurat nie trzeba sie martwic – uspokoil ja Hubaksis. – Pan zawsze mial mnostwo zlota i innych drogocennosci! Poczekaj miesiac albo dwa, a bedzie rownie bogaty jak przedtem.
– Cieszy mnie to. – Van laskawie kiwnela glowa. – A co w tym twoim przepisie mowi sie o wlosach kota? Wydawalo mi sie, ze koty sa dla ciebie swiete…
– Przeciez nie krew, a tylko kilka wloskow! – Kreol postukal sie w czolo. – Jak moze komus zaszkodzic strata kilku wloskow?
Rozdzial 4
Wyglada na to, ze Louise juz poszla – stwierdzila Van, wsluchujac sie w trzask zamykanych drzwi. – Mozecie wyjsc.
Kreol i Hubaksis poslusznie ruszyli do duzego pokoju.
– Przygotuje wam teraz cos do zjedzenia – obiecala Vanessa. – Moze poogladacie przez chwile telewizje. Chcecie?
– Nie, dziekuje – pogardliwie odmowil mag. – Jaki jest sens ogladac, jesli to wszystko jest tylko iluzja? To juz lepiej popracuje.
– Bedziesz czarowac? – z zainteresowaniem zapytala dziewczyna.
– Nie, przede wszystkim musze skopiowac ksiege. Kreol usadowil sie w fotelu i zaczal starannie wyrysowywac cos w znalezionym zeszycie. Ale juz po minucie wzdrygnal sie i z obrzydzeniem odrzucil dlugopis.
– Co znowu jest nie tak? – zawolala oburzona Vanessa z kuchni. I tak przeszkadzal jej Hubaksis, ktory usadowil sie na suficie i z oddaniem w oku zagladal jej za dekolt. – Dlugopis sie wypisal?
– Nie moge pisac ta idiotyczna palka – zazgrzytal zebami Kreol. – Jest niewygodna! I ten grymuar jest za cienki. Nie zmiesci sie w nim nawet jedna dziesiata tego, co mi jest potrzebne!
– Dobrze. – Vanessa zalamala rece. – Zaraz pojde do sklepu papierniczego i kupie najgrubszy zeszyt, jaki tylko beda mieli! Ale jesli potem znowu bedziesz marudzic… po prostu nie wiem, co ci wtedy zrobie!
Wrocila po dwudziestu minutach, trzymajac w rekach opasly tom przypominajacy wczesne wydania Biblii. Vanessa z trzaskiem rzucila go na stol i ze zmeczeniem westchnela.
– Masz. Duzy format, najlepszy papier, tysiac szescset dwadziescia stron, twarda okladka. Zasadniczo jest to