okularach i korpulentna kobieta, mniej wiecej w tym samym wieku, z farbowanymi wlosami. Wokol nich pietrzyly sie walizki.

– Mamo… tato… – wyszeptala Van, przelamujac bezwlad. – Przeciez jestescie w Pekinie…?

– Samolot wyladowal dwie godziny temu i od razu pojechalismy do ciebie ale oczywiscie cie nie zastalismy twoja kolezanka dala nam twoj nowy adres i przyjechalismy tutaj czarujacy dom moja coreczko po prostu czarujacy tylko nieco smutny nie sadzisz? – wyrzucila z siebie matka.

– Witaj, corciu – usmiechajac sie, objal ja serdecznie ojciec.

Ojciec Van urodzil sie w Pekinie. Tak jak i jego rodzice, byl czystej krwi Chinczykiem. Jednak ponad czterdziesci lat przemieszkal w Stanach, dlatego po angielsku mowil bez sladu obcego akcentu. Jej matka, wrecz przeciwnie, byla Amerykanka, ale mowila tak, jakby urodzila sie gdzies za oceanem. Absolutnie nie robila pauz miedzy slowami. Prawdopodobnie slyszala gdzies o istnieniu znakow przestankowych, ale dawno i zdecydowanie postanowila, ze jej nie dotycza.

– Witajcie… – wymamrotala Van niezdecydowanie, oswobodziwszy sie z rodzicielskich objec. Kochala swoich staruszkow, ale tym razem pojawili sie wyjatkowo nie w pore. Vanessa liczyla, ze jej protoplasci spedza w Chinach jeszcze dwa tygodnie. – Ale dlaczego nie pojechaliscie od razu do domu?

– Jak dobrze cie widziec corus bardzo dobrze wrocilismy wczesniej wzielismy taksowke sprzedalismy nasze mieszkanie jeszcze przed wyjazdem przeciez mowilismy ci chcemy tez kupic dom na lonie natury wyprzedzilas nas oczywiscie nie taki staromodny chcielismy zatrzymac sie przez jakis czas w hotelu ale jesli masz taki duzy dom to oczywiscie nie odmowisz i przygarniesz nas na kilka dni kim jest twoj kawaler no przedstawze nas!

– Mao Lee. – Ojciec Van wyciagnal do Kreola reke, a ten uscisnal ja z wahaniem. – Moja zona, Agnes.

– Dali mu imie na czesc Mao Zedonga dziwne prawda wtedy on dopiero doszedl do wladzy w rzeczywistosci nazywa sie Lee Mao u Chinczykow wszystko jest na odwrot najpierw nazwisko potem imie jak sie pan nazywa pan przyszedl w gosci do naszej drogiej coreczki?

– Ma na imie Laurence. – Vanessa goraczkowo zbierala mysli, rozumiejac, ze nie ma co liczyc na pomoc ze strony maga. – Laurence Kreol. My… my mieszkamy razem. Jest… jest moim narzeczonym! Tak, wlasnie, zamierzamy sie pobrac!

– Cooooo? – Kreolowi opadla szczeka. Van zakryla mu usta dlonia, majac przy tym nadzieje, ze nie ugryzie jej, i jednoczesnie starala sie pokryc zmieszanie glupim usmiechem.

Ojciec zasepil sie. Matka, ani troche nie zbita z tropu takim zwrotem akcji, zaterkotala, pelna szczescia:

– Taka nieoczekiwana niespodzianka kiedy to sie stalo dlaczego nic nam nie powiedzialas kiedy odbedzie sie slub on mi sie podoba chociaz powinien pan Larry przefarbowac wlosy w tym kolorze jest panu nie do twarzy.

– Gra-gratuluje – niezrecznie wymamrotal tatus, poszturchiwany przez zone lokciem.

Przynajmniej nie zrobil uwagi na temat koloru wlosow Kreola. Teraz, gdy mag do konca zregenerowal sie po swej okresowej smierci i wyhodowal nowe wlosy, mozna mu bylo dac nie wiecej niz trzydziesci piec lat. A jesliby spojrzec zyczliwie – trzydziesci.

Van usmiechnela sie nieszczerze i mamroczac jakies uprzejmosci, prawie na sile wciagnela oboje rodzicow do salonu, a potem rozkazala Sludze przeniesc walizki do holu, oczywiscie tak, zeby goscie go nie zauwazyli. W koncu zaciagnela Kreola do jednego z pustych pokojow.

– Zenic sie?! – ryknal mag, gdy tylko zostali sami. – Nawet o tym nie mysl, kobieto! Starano sie mnie ozenic ze dwadziescia razy, raz nawet z kuzynka imperatora, ale nie poddalem sie, o nie, za nic! Zapomnij!

– Wcale nie zamierzam wychodzic za ciebie za maz! – fuknela Vanessa z pogarda. – Musialam jakos wyjasnic, dlaczego mieszkamy razem! Co niby mialam powiedziec – ze jestesmy partnerami w interesach?

– Moglas powiedziec, ze kupilismy dom na spolke i do kazdego z nas nalezy polowa – zaproponowal mag rozsadnie.

– Dobry pomysl – stwierdzila Vanessa po chwili namyslu. – Ale juz jest za pozno. Dlaczego wczesniej milczales?!

Zirytowana, uderzyla maga piescia w piers, zloszczac sie jednoczesnie na niego, na siebie i na swoich rodzicow.

– Dobrze, zrobimy tak… – powiedziala, gdy sie uspokoila. – Pobeda u nas nie wiecej niz dwa, trzy dni…

– A jesli zostana dluzej?

– Jesli nie wyjada pojutrze, osobiscie zamowie dla nich najdrozszy apartament w najdrozszym hotelu! – wypalila Vanessa. – Musisz tylko przez te kilka dni udawac, ze mnie po prostu ubostwiasz! Czy to takie trudne?

– Kiepski ze mnie aktor! – zajeczal Kreol ze smutkiem. – Nie dam rady! Nigdy nie bylem w nikim zakochany, nie wiem nawet, jak to wyglada…

– Bedziesz musial sprobowac – przerwala jego jeki Van. – Wszystko trzeba kiedys zrobic po raz pierwszy. A teraz szybko gon ich zabawiac.

– Jak?!

– Jak chcesz! A ja w tym czasie zarzadze, zeby przygotowano dla nich Zielony Pokoj.

– Dlaczego wlasnie ten?

– Bo jest w najdalszym koncu korytarza! Juz, ruszaj sie i uwazaj co mowisz!

– Nie rozumiem, dlaczego nie mozna im po prostu powiedziec, kim jestem! – zazgrzytal zebami mag.

– A dlatego, ze i tak nie uwierza! – Postukala sie w czolo Vanessa.

– Moge udowodnic!

– Tylko sprobuj – zawiaze ci jezyk dookola szyi zamiast szalika! Nawet nie mysl o tym, zeby przy nich czarowac, zrozumiales?!

– Dobrze, juz dobrze… – mamrotal mag, niechetnie odwracajac sie w strone drzwi.

– Ej, poczekaj! Sir George caly czas jest w piwnicy?

– Tak, ani razu stamtad nie wyszedl.

– Mam nadzieje, ze nie wyjdzie… Na wszelki wypadek uprzedz go.

Rodzice Van ze szczerym zainteresowaniem ogladali salon. Szczegolne wrazenie zrobil na nich plonacy kominek – taka egzotyka w zurbanizowanym swiecie!

– Taki mily dom oryginalny prawdziwy zabytek! – oznajmila Agnes, energicznie gestykulujac. – Widac ze nasz przyszly ziec ma pieniadze jesli byl w stanie kupic takie cudo ale gustu nie ma wcale czy mozna w naszych czasach mieszkac w takim domu rownie dobrze mozna zamieszkac w zamku Frankensteina nasza dziewczynka nigdy by takiego nie kupila!

– No, jesli zamierza ozenic sie z nasza Van, to znaczy, ze ma dobry gust – usmiechnal sie Mao.

Kreol wszedl, usmiechnal sie tak, jakby przed chwila zjadl kawalek cytryny i udawal, ze bardzo mu smakowala.

– Witaj Larry juz sie stesknilismy nasza dziewczynka opowiedziala o nas prawda ile ma pan lat gdzie pan pracuje czy naprawde kocha pan nasza dziewczynke kiedy slub jak pan sadzi czy moge przyjsc na slub w ciemnoniebieskiej sukni?

Kreol otworzyl usta. Zamknal. Znowu otworzyl. Prawie nic nie zrozumial z tyrady swej pseudotesciowej, ale strasznie bal sie zeby czegos nie chlapnac. Mag spedzil w dwudziestym pierwszym wieku troche ponad dwa tygodnie i nie zdazyl jeszcze w pelni sie zaadaptowac. Zrozumial jednak, ze magow zostalo tak malo, iz wiekszosc ludzi najzwyczajniej w swiecie nie wierzy w ich istnienie.

Mao obserwowal jego zdumiona mine i usmiechal sie lagodnie. Przyzwyczail sie juz do tego, ze wiekszosc ludzi slabo rozumie wypowiedzi jego zony. Prawde mowiac, nikt nie rozumie.

– Witajcie, witajcie! – Do pokoju wpadla Van. – Rozmawiacie sobie? Steskniliscie sie za mna?

Rozdzial 9

W tym samym czasie Hubaksis zajmowal sie glownie smetnym wzdychaniem i staral sie nie zgubic majaczacej w oddali bladorozowej plamy. Z kazda chwila dzinn byl coraz bardziej przekonany, ze Butt-Krillach po prostu spaceruje – w kazdym badz razie przemieszczal sie bez widocznego celu.

Demon przemierzal miasto z szybkoscia kota napojonego waleriana. Po scianach wiezowcow wspinal sie

Вы читаете Arcymag. Czesc I
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату