odbywal intymne stosunki z matka Kida, a takze z nim samym, przy czym w niezwykle oryginalnej pozycji, z wykorzystaniem pewnych narzedzi stolarskich.

Kid wysluchal tej tyrady i glosno zasapal. Przez pietnascie lat byl zawodowym bokserem i to, trzeba przyznac, niezlym. Potem zaczal pic, musial porzucic sport, ale diabelski charakterek i ciezkie piesci mu zostaly. Gdyby slowa te wypowiedzial ktokolwiek inny, to ten „ktokolwiek” lezalby juz ze zlamana szczeka. Ale bojka z papuga to gruba przesada, nawet dla takiego rozrabiaki jak Billy Kid. Powoli rozejrzal sie po barze. Nikt sie z niego nie smial – wiekszosc bywalcow az za dobrze wiedziala, ze smiac sie z Kida moze tylko samobojca, ale nikomu nie udalo sie powstrzymac zduszonego chichotu. Oczy bylego boksera powoli nabiegaly krwia. Zlosc musiala sie uzewnetrznic.

Pomyslawszy chwile, Kid doszedl do prostego wniosku – za zwierzeta domowe odpowiada wlasciciel, czyli ten typ w czapce klauna. Czyli trzeba mu przylozyc. Tak zrobil.

Gdyby Butt-Krillach byl trzezwy, bez trudu uchylilby sie przed takim dosc niezgrabnym ciosem. Niestety, dzisiaj zdazyl wypic prawie litr, skadinad wysmienitego pod kazdym wzgledem, piwa. Dla czlowieka nie jest to zbyt duzo, ale jak wiadomo, to, co dla jednego jest lekarstwem, dla innego moze okazac sie smiertelna trucizna. Na elweny – rase demonow, do ktorej nalezal Butt-Krillach, alkohol dzialal znacznie silniej niz na ludzi, dlatego Butt-Krillach byl juz praktycznie zalany w trupa. Za to Hubaksis czul sie wysmienicie – na dzinny, przeciwnie, alkohol dziala slabiej niz na ludzi. Niewiele, ale jednak.

W efekcie piesc Kida trafila prosto w twarz mrugajacego wolno Butt-Krillacha. Demon zwalil sie pod stol, rozplaszczyl na podlodze i w barze natychmiast rozleglo sie kilka wystraszonych glosow. Krzyczano, oczywiscie, nie dlatego, ze ktos kogos uderzyl – nie bylo w tym nic nadzwyczajnego, ale dlatego, ze Hubaksis nie na darmo ostrzegal, ze iluzja zniknie, jesli ktos dotknie demona. Rozplynela sie jak obloczek dymu i oto oczom wszystkich ukazal sie Butt-Krillach w swej prawdziwej postaci – rozowy, czteroreki demon z okropna paszcza. Co prawda w danej chwili wygladal dosc zalosnie.

Pijany, a do tego czesciowo ogluszony demon z trudem uniosl sie na jednej rece i cicho zasyczal. Krzyki przerazenia nasilily sie. Barman juz dawno schowal sie pod lada i teraz jak oszalaly walczyl z tarcza telefonu zainstalowanego tam jeszcze pod koniec lat szescdziesiatych. Co prawda w zaden sposob nie mogl sie zdecydowac, gdzie zadzwonic – na policje, do sluzb ratowniczych czy do dziennikarzy? Najchetniej wezwalby lowcow duchow, ale mial powazne watpliwosci, czy taki numer jest w ksiazce telefonicznej.

Hubaksis staral sie ocenic sytuacje. Butt-Krillach niemrawo tarzal sie po podlodze, ludzie caly czas krzyczeli, ale wrzaski stopniowo milkly – strach mijal. Niebawem do obecnych bez watpienia dotrze, ze w obecnym stanie potwor jest absolutnie bezradny – Hubaksis wolal nawet nie myslec, co wtedy bedzie.

Wylecial z kufla, strzasnal z siebie iluzje, co zreszta przeszlo niezauwazone w ogolnym rozgardiaszu i z wielkim wysilkiem przewrocil kufel, w ktorym zostalo jeszcze pol pinty przepysznego pszenicznego napoju.

Piwny prysznic nieco otrzezwil Butt-Krillacha. Podniosl sie z trudem i w dwoch susach wyskoczyl z baru. Nie mogl znalezc drzwi, skorzystal wiec z okna – jedynego w tym przybytku, ale za to duzego. Odlamki rozsypaly sie na wszystkie strony. W slad za nim wyfrunal Hubaksis, ktory i tym razem pozostal niezauwazony.

Wszystkie opisane powyzej wydarzenia trwaly nie dluzej niz pol minuty – nikt nie zdazyl nawet zorientowac sie, co tak naprawde widzial. Nikt, oprocz barmana – ten zdazyl zadzwonic do dziennikarzy, postanowiwszy zarobic nieco na sensacji, a teraz pstrykal aparatem fotograficznym w slad za uciekajacym demonem, wierzac swiecie, ze uda mu sie cos uchwycic.

Rozdzial 10

Jak mam to rozumiec?! – krzyknela Vanessa, wtykajac Butt-Krillachowi w pysk zmieta gazete. Demon tylko tepo milczal.

Artykul, ktory tak wzburzyl dziewczyne, nosil tytul „Przybysze z kosmosu tez lubia piwo”. Prasa bulwarowa jak zwykle dzialala najbardziej operatywnie. W gazecie zamieszczono wywiad z wlascicielem „Zlotej Ostrygi” i dosc nieostra fotografie, na ktorej jednak, przy odrobinie dobrej woli, mozna bylo rozpoznac Butt-Krillacha – od tylu. Hubaksis nie zmiescil sie w kadrze.

Kreol rowniez byl swiadkiem tej sceny, ale nie zamierzal sie denerwowac. Zupelnie nie rozumial, dlaczego Van tak histerycznie reaguje na to, ze sluzacy zaszli do jakiejs karczmy napic sie piwa. On sam, gdy byl magiem imperatora, od czasu do czasu przebieral sie za ubogiego wloczege i wloczyl sie po Babilonie, zachodzac do najgorszych knajp. Nie zawracal siebie przy tym glowy ostroznoscia, zaczepiajac wszystkich jak popadlo. Szczerze bawil go wyraz twarzy ludzi, ktorzy nieoczekiwanie orientowali sie, ze stoi przed nimi sam Kreol, juz wtedy cieszacy sie slawa milosnika pojedynkow. Na koniec jego gebe pamietali juz wszyscy, starzy i mlodzi, a spacery stracily caly urok, ale wtedy Kreol byl juz za stary na takie zabawy. A teraz w zaden sposob nie mogl zrozumiec, dlaczego w ogole trzeba cokolwiek ukrywac przed ludzmi – mag nigdy w zyciu nie robil tajemnicy ze swojego zawodu.

– Dostaliscie sie do prasy, nieroby?! – zaryczala Vanessa. – Cieszcie sie, ze zaden powazny czlowiek nie przejmuje sie ta makulatura! Uwazajcie, w koncu zlapia was, wsadza do klatki i beda przeprowadzac na was doswiadczenia!

– Kto? – zainteresowal sie Kreol. Jemu samemu zdarzalo sie robic takie rzeczy z roznymi dziwnymi stworzeniami. – Magowie?

– Nie, nie magowie! – przedrzezniala go Vanessa. – CIA! FBI! W ogole rozne tajne sluzby i inni faceci w czerni! Dobrze, ze to sa powazni ludzie i nie czytaja brukowcow. Chociaz o tym juz mowilam…

– Coreczko, wszystko w porzadku? – nieoczekiwanie rozlegl sie okrzyk ojca, a w nastepnej sekundzie zaczely sie otwierac drzwi.

– Tata! – wyszeptala Vanessa. – Chowajcie sie! Hubaksis z szybkoscia blyskawicy zanurkowal za obraz, Butt- Krillach skryl sie za kanapa. Kreol tez miotal sie przez chwile, chcac sie gdzies ukryc, ale szybko zorientowal sie, ze jego alarm nie dotyczy.

Mao, gdy tylko zobaczyl usmiech Vanessy, natychmiast podejrzliwie zmarszczyl brwi. Corka usmiechala sie tak szeroko i przyjaznie, ze od razu bylo widac – cos ukrywa. Kreol nie zakwalifikowalby sie nawet do scen grupowych w teatrze amatorskim – tak falszywy byl jego wyraz twarzy.

– Cos sie stalo? – zapytal z wahaniem. – Slyszalem jakies krzyki…

– Nie, tatusiu, cos ty! – zaprzeczyla Van natychmiast, panicznie kombinujac, co by tu zelgac. – Wszystko w porzadku!

– Dobrze, jak chcesz… – Ugodowo nastawiony ojciec postanowil nie podejmowac dyskusji. – Ach tak, mama prosila, zeby zapytac, czy juz doczytalas jej gazete?

– Oczywiscie, bierz!

Mao podniosl gazete, caly czas otwarta na tym samym, nieszczesnym artykule.

– Kto czyta takie glupoty?… – Z nagana pokiwal glowa, przeczytawszy tytul. – Co najwyzej twoja matka… Kosmici!… Kogo chca oszukac?

Van bez przekonania wzruszyla ramionami. Kreol caly czas stal w kacie jak posag, pamietajac dobrze nakaz Vanessy – z jej rodzicami rozmawiac tylko wtedy, gdy to oni o cos zapytaja. Z matka mozna bylo jeszcze zaryzykowac, ale ojciec byl nieglupim czlowiekiem i bez trudu mogl rozgryzc Kreola. A przynajmniej zaczac podejrzewac, ze cos jest nie tak. Vanessa miala wielka ochote dopuscic go do tajemnicy, ale obawiala sie, ze Mao opowie o wszystkim malzonce. Natomiast Agnes Lee od dawna byla znana z tego, ze na pytanie: „Co slychac?” zaczynala dlugo i szczegolowo opowiadac o wszystkich sluchach i plotkach. Jesli o Kreolu dowiedzialaby sie kochana mamusia Vanessy, tajemnica na pewno przestalaby byc tajemnica.

– Kosmici! – ciagle jeszcze bulwersowal sie Mao. – Kazdy glupi wie, ze na fotografii widac tylko ogolona malpe! Wlasnie tak fabrykuja sensacje!

Zza obrazu dobiegl przygluszony chichot Hubaksisa.

– Wlasnie ktos wszedl do domu. – Kreol wyglosil te gleboka mysl, wyraznie czemus sie przysluchujac.

– Nie slyszalem dzwonka. – Mao uniosl brew.

– To kobieta… dwie, nie… trzy kobiety… – oznajmil Kreol.

– To na pewno nowe przyjaciolki Agnes – domyslil sie Mao. – Ale… skad wiesz?

– Nowe przyjaciolki? – Van nie pozwolila ojcu wejsc na sliski temat. – Co za nowe przyjaciolki?

Вы читаете Arcymag. Czesc I
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату