podlozyl. Ktos nam cos sugeruje. Ale co? Wszyscy milcza. Przeciez wiesz, ze dopiero co odlaczylismy sie od Zorika. A Grisza Sinajko, wiesz, kumaty koles, co to cztery lata przesiedzial w „Creditanstalt”, popatrzyl na mnie uwaznie i mowi: „Sawwa, to zadne aluzje. Gdyby podlozyli ludzkie gowno, toby byla wyrazna aluzja. Wtedy nalezaloby sie bac. A szczurze gowno to zadna aluzja. To po prostu szczu-rze gow-no! Skoro jest szczurze gowno, to znaczy, ze wysraly je szczury. Zwykle moskiewskie szczury. Wierz mojemu doswiadczeniu”. Zastanowilem sie, Boria. I uwierzylem.

Barenboim wstal gwaltownie. Podniosl z podlogi marynarke. Wyszedl na korytarz.

– Daj mi ruble na taksowke.

Sawwa podniosl sie ciezko. Ruszyl za nim.

– Sluchaj, Boria – polozyl ciezka reke na chudym ramieniu Barenboima – szczerze ci radze…

– Daj mi ruble na taksowke! – przerwal mu Barenboim.

– Boria. Chcesz, to zadzwonie do Miszkarika, do FSB? Oni ci powiedza cos konkretnego…

– Daj mi ruble na taksowke!

Sawwa westchnal. Zniknal w ciemnych pokojach. Barenboim wlozyl marynarke, uderzyl dlonia w sciane. Zacisnal piesci. Ze swistem wypuscil powietrze. Wrocil Sawwa z paczka sturublowych banknotow.

– Wloz moje palto. Tak przeciez bedzie ci zimno.

Barenboim wyciagnal z paczki dwie setki. Wyjal z kieszeni dwa studolarowe, zmiete w kulke banknoty, na sile wcisnal je Sawwie do reki.

– Thanks a lot, honey child.

Otworzyl drzwi. Wyszedl.

Szczurze serce

4.00.

Ulica Twerska 6.

Barenboim otworzyl drzwi swojego mieszkania. Wszedl. Wlaczyl swiatlo. Zagrala muzyka. I jak zwykle zaspiewal Leonard Cohen.

Barenboim stal przy uchylonych drzwiach. Rozgladal sie po mieszkaniu. Wszystko bylo jak dawniej. Zamknal drzwi. Przeszedl sie po pokojach. Zajrzal do lazienki. Do kuchni.

Nie ma nikogo.

W japonskim salonie na niskim stole lezaly: teczka, komorka, zapalniczka. Spojrzal na sciane. Wszystkie trzy zwoje wisialy na swoim miejscu. Podszedl. Zdjal lewy zwoj. Dziura po wbitym haku byla starannie zalatana. Wilgotna farba emulsyjna jeszcze nie wyschla. Dziura pod drugim zwojem zalatana byla w ten sam sposob.

– O zez, kurwa… – Pokrecil glowa. – Czysta robota. Solidna firma.

Usmiechnal sie.

Otworzyl teczke. Przejrzal papiery: wszystko na swoim miejscu. Wyjal fajke, nabil. Zapalil. Podszedl do polokraglego akwarium. Zagwizdal. Rybki ozywily sie, wyplynely pod powierzchnie.

Wyjal z niszy w scianie chinska czarke z pokrywka. Otworzyl. W czarce byla karma dla rybek. Zaczal sypac karme do akwarium.

– Moje wyglodniale…

Rybki lapczywie chwytaly pokarm.

Barenboim zamknal czarke. Postawil w niszy.

Wylaczyl muzyke. Wyciagnal z japonskiej szafki butelke whisky Famous Grouse. Nalal pol szklanki. Napil sie. Usiadl, wzial do reki komorke. Polozyl ja na stole. Wstal. Poszedl do kuchni. Otworzyl lodowke.

Byla pusta. Tylko na drugiej polce staly cztery jednakowe miski z salatkami. Zapakowane w przezroczysta folie.

Wzial salatke z buraczkow, postawil na stole. Wyjal lyzke. Usiadl. Zaczal lakomie jesc. Zjadl wszystko. Pusta miske wstawil do zlewu. Wytarl usta serwetka.

Wrocil do japonskiego pokoju. Podniosl sluchawke telefonu. Wybral numer. Machnal reka.

– Shutta fuck up!

Rzucil sluchawke na stol. Powtornie nalal sobie whisky. Wypil. Wyczyscil zgaszona fajke. Zaczal ja nabijac tytoniem. Odlozyl. Wstal. Podszedl do akwarium.

Patrzyl na ryby.

– Darling, stop confusing me with your wishful thinking… – zaspiewal.

Westchnal. Ze smutkiem skrzywil waskie wargi. Pstryknal w grube szklo. Rybki rzucily sie w jego strone.

Poszedl do lazienki. Puscil wode. Postawil szklanke z whisky na brzegu wanny. Rozebral sie. Popatrzyl na swoje odbicie w lustrze. Dotknal siniaka na piersi.

– Mow, serce… mow, zastawko serca… Barany!

Zasmial sie ze znuzeniem.

Wszedl do wanny.

Dopil whisky.

Zakrecil wode.

Oparl glowe na zimnym zaglebieniu.

Odetchnal z ulga.

Zasnal.

Przysnilo mu sie, ze jest nastolatkiem. Stoi przy furtce daczy ojczyma w Sosenkach i patrzy na droge. Nadchodza tamtedy Witek, Karas i Giera. Wybieraja sie razem na salarewskie wysypisko smieci. Chlopaki zblizaja sie. W rekach maja kije do przetrzasania smietniska. On bierze kij stojacy przy ogrodzeniu, wychodzi na droge. Maszeruja dziarsko i radosnie. Wczesny ranek, srodek lata, sucha, nieupalna pogoda. Jest mu przyjemnie i lekko na duszy. Dochodza do wysypiska. Jest ogromne, az po sam horyzont.

– Bedziemy przetrzasac z poludnia na polnoc – mowi Karas. – Tam leza turbiny.

Przetrzasaja smietnisko. Barenboim zapada sie po pas. Po chwili jeszcze glebiej. Tam jest podziemie. Nieznosny smrod. Ciezkie i lepkie smieci kolysza sie jak trzesawisko. Barenboim krzyczy ze strachu.

– Nie panikuj! – chichocze Giera i lapie go za nogi.

– To prawdziwe katakumby – wyjasnia Witek. – Tam mieszkaja rodzice akceleratorow.

Po katakumbach chodza ludzie, poruszaja sie dziwaczne pojazdy.

„Trzeba by znalezc komputerowe ciasto, to wtedy w domu zrobie buty przemieszczenia dla supermocnych spalinowozow” – mysli Barenboim, przetrzasajac smieci.

W smieciach migoca najprzerozniejsze przedmioty. Nagle Karas i Giera rozbijaja kijami sciane. Z otworu dobiega ponury loskot. „To turbiny” – domysla sie Barenboim. Zaglada w otwor i widzi ogromna pieczare, posrodku ktorej wznosza sie niebieskawe turbiny. Hucza ponuro, bucha z nich dym. Gryzie w oczy.

– Spadamy stad, poki nas nie zgniotly! – radzi Witek.

Biegna kretym przejsciem, grzeznac w lepkich, chlupoczacych smieciach. Barenboim natyka sie na kawalek komputerowego ciasta. Srebrzystoliliowy, pachnacy benzyna i bzami. Wyciaga ciasto z kupy smieci.

– Zlep je po brzegach, bo sie rozlutuje! – mowi Karas.

Nagle z komputerowego ciasta wyskakuje szczur.

– Jebany, zezarl program! – wrzeszczy Witek.

Witek, Giera i Karas zaczynaja tluc szczura kijami. Szare cialo podryguje, szczur piszczy zalosnie. Barenboim patrzy na niego. Czuje jego bijace serce. To najdelikatniejsza brylka, z ktorej rozchodza sie na caly swiat fale najczulszych wibracji, piekne fale milosci. I co najbardziej ekscytujace – nie maja nic wspolnego z

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату