–
–
–
Lapin otworzyl oczy. Plakal. Z czlonka wypelzaly do wody skrzepy spermy. Reka Wiki mu pomagala. Nogi Lapina trzesly sie konwulsyjnie.
– Jak gesta smietana. – Ogromne, mokre usta Wiki poruszyly sie przy uchu Lapina. – Rzadko sie ruchasz?
Placze dziewczyna
14.11.
Pustawa sala restauracji. Nikolajewa wyszla z toalety, podeszla do stolika. Palac papierosa, siedziala przy nim
– Kibel jest tu na dole. – Nikolajewa usiadla naprzeciw Lidy. – Niewygodnie.
– Za to daja ekstra zarcie. – Lida obracala cos w ustach.
– Maja kucharza Francuza. – Nikolajewa rozlala do kieliszkow czerwone wino. – Tak, na czym skonczylam?
– Cin-cin. – Lida podniosla kieliszek. – Na golym blondynie z niebieskimi oczami.
– Cin-cin – stuknela sie z nia Nikolajewa.
Wypily. Nikolajewa wziela do ust oliwke, pozula, wyplula pestke.
– Ale to nawet niewazne, goly, niegoly. Rozumiesz, ni chuja czegos podobnego nie zaznalam, nigdy nic nie cpalam. Po prostu… jakbym omdlala… i tak jakos slodko mi bylo na sercu… jakos… jakby… nie wiem… normalnie… nie wiem. No, jak z mama w dziecinstwie. Potem okropnie sie poryczalam. Rozumiesz?
– I naprawde cie nie przerznal?
– Naprawde.
Lida pokrecila glowa:
– No tak. Jedno z dwojga: albo to jacys narkomani, albo satanisci.
– Nic mi nie wstrzykiwali.
– Przeciez mowilas, ze film ci sie urwal.
– Tak, ale nie ma zadnych sladow! Zyly mam cale.
– No, mozna i nie w zyle. Mialam jednego klienta, to kokaine do dupy se wpychal. I odlatywal. Mowil, ze tak sie przegroda nosowa nie psuje.
Nikolajewa przeczaco pokrecila glowa.
– Nie, nie, Lida, to w ogole nie narkomani. Cos innego. Wiesz, jaka oni maja kase? Powazna firma. To sie czuje.
– No to satanisci. Ty pogadaj z Birutia. Raz ja ruchali satanisci.
– I jak? Ostro bylo?
– A nie, ale ja tak krwia kogucia wymazali, ze potem nic, tylko sie myla i myla…
– Ale tu moja krew bryzgala, nie koguta.
Lida zgasila papierosa.
– Czegos tu nie rozumiem.
– Ja tez.
– Ala, a nie bylas nawalona?
– Cos ty!
– N-tak… A z tym sercem, mowisz… ze to… ostre wrazenie… To tak, jakbys sie w kims zakochala?
– Silniejsze… cholera wie, jak to wyjasnic… No… kiedy kogos bardzo ci zal, a on jest ci bardzo bliski. Tak bliski, tak bliski, ze czlowiek gotow jest wszystko mu oddac, wszystko, no… no… to…
Nikolajewa zaczela lkac. Usta jej drzaly. Nagle wybuchnela takim placzem, jakby wymiotowala. Szlochala spazmatycznie.
Lida zlapala ja za ramiona.
– Ala, slonko, uspokoj sie…
Ale Nikolajewa plakala coraz bardziej.
Patrzyli na nia nieliczni goscie restauracji. Glowa jej drzala. Wbila sobie palce w usta, zaczela sie zsuwac z krzesla.
– Aleczka, Ala! – Lida ja podtrzymywala.
Cialo Nikolajewej wilo sie i drzalo. Twarz poczerwieniala. Podszedl do nich kelner.
Lkania wyrywaly sie z ust Nikolajewej razem ze slina; trzesla glowa, lzy plynely jej po policzkach. Bezsilnie osunela sie na podloge. Lida schylila sie, zaczela ja policzkowac. Potem nabrala w usta wody mineralnej z butelki i prysnela na czerwona, wykrzywiona twarz przyjaciolki.
Ta wciaz plakala. Az ochrypla. Az ja chwycila czkawka. Wyginala sie na podlodze, dygotala jak epileptyczka.