chleb!

Lidia Konstantinowna robi znak krzyza.

– Trzeba pokazac patrolowi.

Lapin podchodzi do nich.

– A nie macie szczapek?

Kobiety odwracaja sie i brna w druga strone.

– Ze tez te biala swolocz swieta ziemia nosi… – slyszy.

Przygryza wargi i wychodzi na prospekt. O czym one mowily? Kotlety! Przypomina sobie kotlety wieprzowe w restauracji „Wieden” na Duzej Morskiej, w moskiewskiej karczmie Tiestowa. I w „Jarze”. W „Jarze”! Podawano je z ziemniakami, czerwona kapusta i zielonym groszkiem. I byly tam trufle, cudowny szesciowarstwowy kulebiak, zupa ze sterleta, krem karmelowy. A Lizetka kaprysila, chciala jeszcze jechac do tych… do tego… no… tego wasacza z wada wymowy… Wiersze, wiersze, Boze, jak ten mroz sciska… kotlet. Kotlet.

Nagle obok, niemal go potracajac, powoli przejezdza ciezarowka. W ciezarowce siedza okutani w szynele czerwonoarmisci z karabinami. Na kolach ciezarowki pobrzekuja lancuchy. Lapin zatrzymuje sie. Odprowadza ciezarowke spojrzeniem zalzawionych oczu. Co? Na tablicy rejestracyjnej zamiast numerow widnieje duzy bialy napis: KOTLETY. Kotlety! Tam sa kotlety! Nagle odczuwa to ostro, jasno, kazda komorka swego ciala.

Odrzuca czajnik i machajac rekami, zaczyna biec za ciezarowka. Podskakuje na koscistych wychudzonych nogach, rekawice spadaja mu z koscistych czarnych rak, zwisaja na gumkach. Biegnie za ciezarowka. Ta pelznie powoli. Mozna ja dogonic. Tam sa kotlety! Widzi je, nasadzone na bagnety czerwonoarmistow. Setki, tysiace kotletow!

– A daj kotleta! – pokrzykuje jak kogut.

– Ko… ko… tleta!

– I ko… ko… tleta!

– Kot!., kot!… Kot!… le!… ta!…

Serce mu wali, wali, wali. Wali poteznie. Jak dom nr 6. Jak Irtysz w maju 1918 roku. Jak Gruba Berta. Jak blokada. Jak Bog.

Nogi mu sie zaplataly. Przechyla sie na bok. Skrzypi. Peka. I pada po kawalku na ubity ciezarowkami snieg jak przegnile drzewo. Bialawe opary polykaja ciezarowke.

Serce stuka:

pdum

p-dum

py-dum

I zatrzymuje sie. Na zawsze.

Lapin otworzyl oczy. Plakal. Z czlonka wypelzaly do wody skrzepy spermy. Reka Wiki mu pomagala. Nogi Lapina trzesly sie konwulsyjnie.

– Jak gesta smietana. – Ogromne, mokre usta Wiki poruszyly sie przy uchu Lapina. – Rzadko sie ruchasz?

Placze dziewczyna

14.11.

Restauracja”Balaganczik”. Zaulek Triochprudny 10.

Pustawa sala restauracji. Nikolajewa wyszla z toalety, podeszla do stolika. Palac papierosa, siedziala przy nim Lida: 23 lata, zgrabna figura modelki, opieta skorzanym kombinezonem, sredni rozmiar biustu, dluga szyja, malutka glowa z bardzo krotka fryzura, ladniutka buzia.

– Kibel jest tu na dole. – Nikolajewa usiadla naprzeciw Lidy. – Niewygodnie.

– Za to daja ekstra zarcie. – Lida obracala cos w ustach.

– Maja kucharza Francuza. – Nikolajewa rozlala do kieliszkow czerwone wino. – Tak, na czym skonczylam?

– Cin-cin. – Lida podniosla kieliszek. – Na golym blondynie z niebieskimi oczami.

– Cin-cin – stuknela sie z nia Nikolajewa.

Wypily. Nikolajewa wziela do ust oliwke, pozula, wyplula pestke.

– Ale to nawet niewazne, goly, niegoly. Rozumiesz, ni chuja czegos podobnego nie zaznalam, nigdy nic nie cpalam. Po prostu… jakbym omdlala… i tak jakos slodko mi bylo na sercu… jakos… jakby… nie wiem… normalnie… nie wiem. No, jak z mama w dziecinstwie. Potem okropnie sie poryczalam. Rozumiesz?

– I naprawde cie nie przerznal?

– Naprawde.

Lida pokrecila glowa:

– No tak. Jedno z dwojga: albo to jacys narkomani, albo satanisci.

– Nic mi nie wstrzykiwali.

– Przeciez mowilas, ze film ci sie urwal.

– Tak, ale nie ma zadnych sladow! Zyly mam cale.

– No, mozna i nie w zyle. Mialam jednego klienta, to kokaine do dupy se wpychal. I odlatywal. Mowil, ze tak sie przegroda nosowa nie psuje.

Nikolajewa przeczaco pokrecila glowa.

– Nie, nie, Lida, to w ogole nie narkomani. Cos innego. Wiesz, jaka oni maja kase? Powazna firma. To sie czuje.

– No to satanisci. Ty pogadaj z Birutia. Raz ja ruchali satanisci.

– I jak? Ostro bylo?

– A nie, ale ja tak krwia kogucia wymazali, ze potem nic, tylko sie myla i myla…

– Ale tu moja krew bryzgala, nie koguta.

Lida zgasila papierosa.

– Czegos tu nie rozumiem.

– Ja tez.

– Ala, a nie bylas nawalona?

– Cos ty!

– N-tak… A z tym sercem, mowisz… ze to… ostre wrazenie… To tak, jakbys sie w kims zakochala?

– Silniejsze… cholera wie, jak to wyjasnic… No… kiedy kogos bardzo ci zal, a on jest ci bardzo bliski. Tak bliski, tak bliski, ze czlowiek gotow jest wszystko mu oddac, wszystko, no… no… to…

Nikolajewa zaczela lkac. Usta jej drzaly. Nagle wybuchnela takim placzem, jakby wymiotowala. Szlochala spazmatycznie.

Lida zlapala ja za ramiona.

– Ala, slonko, uspokoj sie…

Ale Nikolajewa plakala coraz bardziej.

Patrzyli na nia nieliczni goscie restauracji. Glowa jej drzala. Wbila sobie palce w usta, zaczela sie zsuwac z krzesla.

– Aleczka, Ala! – Lida ja podtrzymywala.

Cialo Nikolajewej wilo sie i drzalo. Twarz poczerwieniala. Podszedl do nich kelner.

Lkania wyrywaly sie z ust Nikolajewej razem ze slina; trzesla glowa, lzy plynely jej po policzkach. Bezsilnie osunela sie na podloge. Lida schylila sie, zaczela ja policzkowac. Potem nabrala w usta wody mineralnej z butelki i prysnela na czerwona, wykrzywiona twarz przyjaciolki.

Ta wciaz plakala. Az ochrypla. Az ja chwycila czkawka. Wyginala sie na podlodze, dygotala jak epileptyczka.

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату