Bylo ich tak malo. Jak zlotych samorodkow w ziemi. Ale byli! I lsnili w naszych zmeczonych okrwawionych rekach.

Zywych natychmiast odstawiano do wieziennego szpitala MGB, gdzie poinstruowani przez Ha lekarze udzielali im koniecznej pomocy.

Ich liczba powoli rosla.

Oddzial specjalny zakonczyl operacje w Louchi i ruszyl koleja na poludnie – przez Kem, Bielomorsk, Siegiez – do Pietrozawodska. Kiedy oficerowie operacyjni przeczesywali kolejne miasto, na stacji stal pociag specjalny przeznaczony do przewozu wiezniow. Po przeczesaniu miasta pociag zapelnial sie blondynami i ruszal do Leningradu.

W ciagu dwoch i pol miesiaca nieustannej pracy znalezlismy dwudziestu dwoch braci i siedemnascie siostr. To bylo zwyciestwo Swiatlosci! Rosja zwracala sie w kierunku Swiatlonosnej Wiecznosci.

Oddzial specjalny „Karelia” zblizyl sie do Pietrozawodska – starego rosyjskiego portu, duzego miasta liczacego sto piecdziesiat tysiecy mieszkancow, polnocnej karelskiej stolicy, obfitujacej w niebieskookich blondynow.

Przed przeprowadzeniem operacji „Niewod-Pietrozawodsk” oddzial zostal wzmocniony dwudziestoma oficerami operacyjnymi i pietnastoma straznikami z wiezienia na Lubiance.

Dziesiatki lodowych mlotow czekaly w lodowkach na swoja chwile.

Lecz nadszedl zlowieszczy lipiec 1951 roku. Sfabrykowana w zakamarkach Lubianki „sprawa lekarzy kremlowskich”, zamierzajacych jakoby otruc Stalina i innych partyjnych bonzow, obrocila sie przeciwko MGB: aresztowano ministra bezpieczenstwa narodowego Abakumowa. A nad Lubianka zawisla grozba nowej czystki.

Ozywili sie dawni wrogowie Berii z KC i Ministerstwa Obrony. W Biurze Politycznym posypaly sie donosy na zastepcow Abakumowa. Jednym z nich byl Ha.

Ha powzial wiec decyzje o wstrzymaniu operacji karelskiej.

Oddzial specjalny zostal odwolany, pusty pociag specjalny wrocil do Leningradu.

Trzeba bylo przeczekac, „zejsc na dno”, jak powiedzial Ha. Razem z Adr otrzymalismy miesieczny urlop i wybralismy sie do jednego z sanatoriow MGB, mieszczacych sie na wybrzezu krymskim niedaleko Eupatorii. Ha z zona wylecieli na Wegry nad Balaton. Szro mieszkal u Jus. Mir i Sofre spedzali lato, pomagajac w jednym z obozow pionierskich MGB.

Kiedy po miesiacach spedzonych w piwnicach „Wielkiego Domu” trafilam na upalny, rozleniwiony Krym, gdzie wszystko bylo obliczone na prymitywny radziecki „wypoczynek”, pojmowany prawie jako wegetacja roslin, po raz pierwszy nie moglam znalezc sobie miejsca. Trzydziescioro dziewiecioro nowo odnalezionych braci i siostr nie dawalo mi spokoju. Pomimo dzielacych nas setek kilometrow czulam ich serca, pamietalam imie kazdego, rozmawialam z nimi.

Rozumiejac moj stan, Adr staral sie pomoc. Wczesnie rano, przed wschodem slonca podplywalismy do dzikich skal, tam splatalismy sie i zastygali na dlugie godziny, niczym przedpotopowe jaszczury.

Lecz serce Adr mnie nie zaspokajalo. Wyrywalam sie do wieziennego szpitala, gdzie lezeli wszyscy moi bracia i siostry. Pragnelam ich. Blagalam i plakalam.

– To niemozliwe, Hram – szeptal do mnie Adr.

Bilam o skaly swoimi bezuzytecznymi dlonmi.

Adr bezradnie zgrzytal zebami.

Wkrotce zaczelo sie ze mna cos dziac. Nastapilo to w niedzielny wieczor, kiedy Adr, na wszelkie sposoby starajac sie mi pomoc zwalczyc tesknote, postanowil zabrac mnie do kina. Filmy wyswietlano tylko w niedziele w zwyklym letnim kinie. Zamiast obiecanej nowej komedii tego wieczora puszczono Czapajewa. Ktos krzyknal, ze juz widzial Czapajewa dwadziescia razy. Jakis stary nieboszczyk odpowiedzial:

– To nic, zobaczysz dwudziesty pierwszy!

Ogladalam Czapajewa jako mala dziewczynka.

Wtedy ten film zrobil na mnie wstrzasajace wrazenie. Swietnie go pamietalam. Ale kiedy ruszyly pierwsze kadry i na przescieradle pojawili sie ludzie, nie moglam ich dostrzec. Byly to jakies szare plamy, miganie, blyski swiatla i cienia. Poczatkowo myslalam, ze kinooperator sie pomylil. Ale przeplatajace sie z obrazami napisy moglam odczytac bez trudu. Obrazy zas plynely i migaly. Spojrzalam na sale: wszyscy ogladali w milczeniu, nikt nie krzyczal: „ostrosc!”, albo „operatora na mydlo!”

Adr tez ogladal film.

– Dobrze widzisz? – zapytalam go.

– Tak. A ty?

– Nic nie widze.

– Pewnie siedzimy zbyt blisko – uznal. – Chodz, przesiadziemy sie troche dalej.

Wstalismy, przeszli do ostatniego rzedu i usiedli. Nic sie jednak nie zmienilo: nadal czytalam napisy, poza tym niczego nie rozroznialam. Adr pomyslal, ze mam po prostu slaby wzrok. Kiedy na przescieradle pojawil sie kolejny napis, zapytal:

– Co tam jest napisane?

– „W sztabie bialych” – przeczytalam.

Zamyslil sie. Obok nas siedziala lekko wstawiona para. Bez przerwy sie calowali. Zaczelam patrzec na nich. Chuc trupow wydawala mi sie tak dzika. Patrzylam na calujacych sie jak na dwie mechaniczne lalki. Kobieta poczula na sobie moje spojrzenie.

– Cos tak galy wytrzeszczyla? Gap sie tam! – pokazala na ekran, a mezczyzna obmacujacy jej pulchne cialo rozesmial sie.

Przenioslam wzrok na ekran. Tam Pietka opowiadal Ance o budowie karabinu maszynowego. Ale ja widzialam tylko dwie drzace plamy.

– A to co? – zapytala Anka.

– A to liczko – odparl niewidzialny Pietka.

I dwie plamy zlaly sie w jedna.

Sala zaczela sie smiac.

– Chodzmy stad. – Wstalam.

Wyszlismy. Otaczala nas ciemna poludniowa noc. Spiewaly cykady. W budynku sanatorium, zatopionego w akacjach i kasztanach, swiecilo sie w niektorych oknach. Weszlismy do westybulu.

Za kontuarem drzemaly dwie portierki. Nad nimi wisial portret Stalina. Nigdy nie zwracalam na niego uwagi. Ale cos kazalo mi spojrzec na portret. Zamiast Stalina w bialym mundurze, w ramie rozplywala sie bialo-brazowa plama nakrapiana zlotem.

Wlepilam wzrok w portret. Podeszlam blizej. Plama przelewala sie i plynela.

Przymruzylam oczy, potrzasnelam glowa, otworzylam oczy: to samo.

– Co ci jest? – zapytal Adr.

– Nie wiem. – Potrzasnelam glowa.

Portierki przebudzily sie i z zainteresowaniem patrzyly na mnie.

– Powiedz mi, kto to? – zapytalam, nie odrywajac wzroku od portretu.

– Stalin – odparl Adr z napieciem.

Portierki spojrzaly po sobie.

– Waria, chodzmy spac, jestes zmeczona. – Adr wzial mnie pod reke.

– Poczekaj. – Oparlam sie rekami o kontuar i wlepilam wzrok w portret.

Potem przenioslam spojrzenie na portierki. Czujnie mnie obserwowaly. Zauwazylam na blacie kupke widokowek. Wzielam jedna. Na dole kartki byl niebieski napis: POZDROWIENIA Z KRYMU! Nad napisem klebilo sie cos zielonawo-czerwonego.

– Co to? – zapytalam Adr.

– Roze. – Adr z sila zlapal mnie pod lokiec. – Chodzmy. Prosze cie.

Odlozylam widokowke. I usluchalam go. Wchodzac z Adr po schodach, uslyszalam szept portierek:

– Przyjezdzaja tu, zeby sie upic.

– A jak, kierownictwo w Moskwie, nie ma kto nauczyc moresu…

W pokoju Adr wzial mnie w ramiona.

– Powiedz, co sie z toba dzieje?

Вы читаете Lod
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату