– Obywatelko Korobowa, jestescie aresztowana – wyrzekl drugi glos.
Po paru godzinach juz mnie przesluchiwali w Lefortowie…
Tego dnia aresztowano szesciu wspoltowarzyszy Berii, szesciu wysoko postawionych generalow MGB; jednym z nich byl Ha. Rownoczesnie prowadzono aresztowania gebistow nizszej rangi, w taki czy inny sposob zwiazanych z Beria i jego ludzmi.
– Co was laczylo z generalem Wlodzimirskim? – Pierwsza sprawa, o ktora zapytal sledczy Fiedotow.
– Nic mnie z generalem nie laczy – odparlam szczerze, widzac Fiedotowa sercem: przedwczesny porod na sianokosach, sierota, trudne dziecinstwo, lzy, ciegi, flota morska, lubi wode, lubi koniak, lubi stosunki plciowe z grubymi kobietami i kaze im mowic nieprzyzwoite slowa, lubi siatkowke plazowa, lubi wyprozniajac sie myslec o Saturnie, boi sie pajakow i nozyczek, boi sie spozniac do pracy, boi sie zgubic dokumenty, lubi charczo *, lubi wspominac komisarza ludowego Jezowa, lubi robic wiosna okreciki, lubi jezdzic do Gagry, lubi bic po twarzy i nerkach.
– A co to jest? – pokazal mi zdjecie. Nadal nie widzialam zadnych obrazow. Posrodku glansowanej kartki mienily sie dwie zlewajace sie plamy.
– Co to, pytam sie was?
– Nie widze – przyznalam sie.
– Teraz bedziemy udawac idiotke? – ze zloscia zasapal Fiedotow.
– Naprawde nie widze twarzy na zdjeciu, nie tylko na tym. O, wisi tu u was portret – kiwnelam na ciemna plame w czerwonej ramce. – Nie widze, kto na nim jest.
Fiedotow patrzyl na mnie zlosliwie. Jego pyzata twarz powoli nabiegala krwia.
– To Wlodzimierz Iljicz Lenin. Nie slyszeliscie o takim?
– Slyszalam.
– Czyzby? – Klasnal silnymi rekami i zlosliwie zachichotal.
Milczalam.
– Wlodzimirski i wasz maz Korobow to przyjaciele Berii. A Beria, trzeba wam wiedziec, jest agentem obcego wywiadu. Juz zlozyl zeznania. Przeciwko Wlodzimirskiemu, miedzy innymi. Radze wam szczerze opowiedziec o przestepczej dzialalnosci Wlodzimirskiego i Korobowa.
– Nie znalam blisko generala Wlodzimirskiego.
– Nie znaliscie blisko Wlodzimirskiego? A na tym zdjeciu on was obmacuje. Gola.
– Powtarzam, nie znalam generala Wlodzimirskiego. Za to dobrze znalam jego serce.
– Co?
– I na tym zdjeciu utrwalony jest moment, kiedy nasze serca mowia tajnym jezykiem.
– Czyli przyznajecie sie, zescie byli jego kochanka?
– W zadnym wypadku. Bylam jego serdeczna siostra.
– I ani razu nie spaliscie z nim?
– Spalam wiele razy. Ale nie jak ziemska kobieta. Tylko jak siostra. Siostra Wiecznej i Pierwotnej Swiatlosci.
– Siostra Swiatlosci? – usmiechnal sie zlowieszczo Fiedotow. – Czego lzesz, pizdo niedojebana?! Siostra, kurwa! Toz na tobie nie ma gdzie pietna wypalic, wyciruchu! W jakie dziury ci wsadzal, kurwiszonie pulkowy?! Wszyscyscie z jednej bandy, szpiony beriowskie! Uwili gniazdo zmij w MGB, zmowili sie, gady przeklete! Gadaj prawde, kurwo!
Uderzyl mnie w twarz.
Milczalam. I patrzylam na niego.
Energicznie zakasal rekawy.
– Zara se tu wszystko przypomnisz, mendo.
Wyszedl zza biurka, zlapal mnie lewa reka za wlosy. Prawa zaczal umiejetnie policzkowac. Z pewnoscia oczekiwal, ze jak wiekszosc kobiet maszyn z miesa zaczne krzyczec i zakrywajac twarz, bede blagac o litosc.
Ale ja nawet nie podnioslam rak.
Patrzylam mu w oczy.
Z werwa wymierzal mi policzki. Jego szorstkie dlonie pachnialy tytoniem, woda kolonska i starymi meblami.
– Ga-daj! Ga-daj! Ga-daj! – Bil.
Glowa mi podskakiwala, w uszach dzwonilo.
Ale nie odrywalam wzroku od jego malenkich rysich oczek.
Przestal bic, zblizyl swoja poczerwieniala twarz do mojej.
– Co, takas odwazna? Ja z ciebie bitki zrobie, posole, popieprze i zmusze, zebys zezarla! Czego milczysz, pizdzielcu?
W srodku byl absolutnie szczesliwy. Jego serce spiewalo, w lysawej glowie zapalaly sie i gasly pomaranczowe rozblyski.
Milczalam.
Na dwoch pierwszych przesluchaniach wrzeszczal i pral mnie po twarzy. Potem pojawil sie drugi sledczy – Riewzin. Poczatkowo probowal udawac „dobrego”, prowadzil przyjacielskie rozmowy, prosil, by „pomoc organom zdemaskowac beriowska bande”. Ja wciaz mowilam tylko prawde: bractwo, Ha i Adr, dwadziescia trzy slowa.
Robilam to, poniewaz moje serce bylo absolutnie pewne, ze nasze tajemnice na nic im sie nie zdadza. Maszynom z miesa niepotrzebna byla prawda – stajac z nia twarza w twarz, nie widzieli jej, nie odrozniali Boskiej Swiatlosci.
A ja z niewiarygodna przyjemnoscia mowilam prawde, rozkoszowalam sie nia.
Oni kleli i wysmiewali sie.
W koncu znudzilo sie im sluchanie o spiewie serc. Rozebrali mnie, przywiazali do lawki i zaczeli bic guma. Siekli po kolei, nie spieszac sie. Jeden siekl, drugi darl sie albo cicho namawial, bym sie opamietala.
Oczywiscie, czulam bol.
Ale nie tak jak wczesniej, kiedy bylam maszyna z miesa. Wczesniej nie bylo sie gdzie podziac przed tym bolem. Poniewaz bol byl panem mojego ciala. Teraz moim panem bylo serce. A jego bol nie mogl dosiegnac. Istnial osobno. Czulam go sercem jako czerwona zmije. Zmija pelzala po mnie. A serce spiewalo, odurzajac zmije. Kiedy pelzla zbyt dlugo, serce sciskalo sie, wybuchajac fioletem. I tracilam przytomnosc.
Wtedy polewali mnie woda.
Kiedy dochodzilam do siebie, palili papierosy.
Potem ich prostackie rece znow chwytaly gume.
I znow to samo.
Milczalam. Serce spiewalo. Czerwona zmija pelzala.
Woda plynela.
W koncu sledczy zmeczyli sie.
Odniesli mnie do celi. Zasnelam.
Obudzilo mnie zgrzytanie. Drzwi sie otworzyly, do celi weszlo trzech ludzi: Riewzin, lekarz i jakis podpulkownik. Lekarz obejrzal moje spuchniete i posiniale od bicia biodra i posladki, rzeczowo pokiwal glowa.
– W porzadku.
Riewzin zawolal dwoch konwojentow. Ci zlapali mnie pod rece i zawlekli korytarzem, potem schodami na gore do tego samego gabinetu. Bylo tam jasno – promienie sloneczne przebijaly sie przez okno, blyszczaly w krysztalowym kalamarzu, w mosieznej klamce u drzwi, w oczach i na guzikach Riewzina. A na scianie w czerwonej ramce rozlewal sie niewidoczny Lenin.
Wszedl malutki zly Fiedotow ze sznurami. Znow przywiazali mnie do lawki. Chwycili dwa sznury i zaczeli razem chlostac moje spuchniete biodra.
Pelzly po mnie dwie czerwone zmije. Zrobily sie pomaranczowe. Potem oslepiajaco zolte. W mojej glowie zaczelo spiewac zolte slonce:
– Mow prawde! Mow! Mow! Mow!
Ale przeciez juz powiedzialam im prawde.