Czego wiec ode mnie chcieli?
Bursztynowe zmije zwijaly sie w obraczki slubne. Bylo im dobrze na moim ciele.
Pot zalal mi oczy.
Serce rozblyslo fioletowa tecza: poczulo, ze moje cialo ginie.
Wtedy serce pomoglo cialu: mozg sie odlaczyl i stracilam przytomnosc.
Ocknelam sie na podlodze.
Zwisala nade mna Nastia Wlodzimirska. Trzymali ja pod rece i za wlosy, zeby glowa nie opadla jej na piers. Nie byla zwyczajnie pobita, lecz zmasakrowana.
– Potwierdzasz? – zapytal ja jakis gruby major, wielbiciel kotow, puree i zlotych zegarkow.
Z rozbitych warg Nasti wyrwal sie skrzek. I cos kapnelo mi na glowe.
– No prosze! – Major z Riewzinem spojrzeli po sobie z nieskrywana zlosliwoscia i satysfakcja.
– A ty mowisz – siostra! – Kopnal mnie nowym butem Fiedotow.
– Korobowa, tu nie ma idiotow. – Riewzin spogladal na mnie z gory. – Zapomnialas, ze jestesmy profesjonalistami. Do wszystkiego sie dokopiemy.
– Oni w domu rozmawiali tylko po angielsku – poufnie poinformowal major Fiedotowa. – Aj gol tu slip, maj slit lejdi!
Zarechotali. Zaskrzypialy koalicyjki.
Zamknelam oczy.
– Czego udajesz? – Kopnal mnie Fiedotow.
Otworzylam oczy. Grubego majora i Nasti nie bylo.
– Tak wiec, Korobowa, tu sa twoje zeznania. – Riewzin podsunal mi kartki zapisane dzieciecym charakterem pisma. – Podpiszesz – pojdziesz do szpitala, potem do obozu. Nie podpiszesz – pojdziesz na tamten swiat.
Zamknelam oczy. Wyszeptalam:
– Celem mojego zycia jest wedrowka na tamten swiat. Na Nasz Swiat…
– Zamknij sie, sciero! Nie udawaj wariatki! – zaryczal Fiedotow. – Przeczytajcie jej, Jegorze Pietrowiczu.
Riewzin zaczal mamrotac:
,Ja, Korobowa Warwara Fiedotowna, rok urodzenia 1929, po nawiazaniu stosunkow plciowych z generalem- lejtnantem L. J. Wlodzimirskim zostalam zwerbowana przez niego w 1950 roku jako laczniczka miedzy attache wojskowym ambasady amerykanskiej Irwinem Pierce’em a bylym ministrem MGB W. S. Abakumowem. Moim pierwszym zadaniem bylo spotkanie z Pierce’em 8 marca 1950 roku na przystani rzecznej w parku im. Gorkiego i przekazanie mu planow…”
– To nie o mnie – przerwalam mu.
– O tobie! O tobie, pizdo!!! – zaczal krzyczec Fiedotow.
– Podpisujcie, Korobowa, nie udawajcie idiotki!
– Nie jestem Korobowa. Moje prawdziwe imie – Hram.
Zamknelam oczy.
I znowu zaczely po mnie pelzac bursztynowe zmije.
Ocknelam sie na fotelu ginekologicznym. Odurzajaco pachnialo amoniakiem.
– Dziewica – dobieglo spomiedzy moich nog.
Lekarz wyprostowal sie, zaczal sciagac gumowe rekawiczki. Byl duzy, w okularach. Bal sie matki, psow i nocnych dzwonkow do drzwi. Lubil laskotac zone az do czkawki. Lubil kraby, bilard i Stalina.
– No i co… tu robic? – wymamrotal Fiedotow nad moim uchem.
– Nie wiem – odpowiedzial lekarz.
– Nie was pytam! – ze zloscia wyszeptal Fiedotow.
– A niby kogo? Siebie? – zasmial sie lekarz, brzekajac narzedziami.
Ktos wbil mi igle w ramie. Spojrzalam z ukosa: siostra robila mi zastrzyk.
Moje rozlozone nogi mialy kolor niebiesko-zolty. Z zadrapan saczyla sie krew.
Oczy zaszly mi lzami. Zachcialo mi sie spac.
– No i co? – okropnie ziewnal lekarz.
– Do szpitala. – Fiedotow w zamysleniu kiwnal glowa.
Przelezalam tydzien w wieziennym szpitalu.
W sali znajdowalo sie jeszcze szesc kobiet. Dwie po torturach, cztery z zapaleniem pluc. Bezustannie rozmawialy o krewnych, jedzeniu i lekarstwach.
Leczono mnie, smarujac mi nogi i posladki smierdzaca mascia.
Lekarze i pielegniarki praktycznie nie rozmawiali z chorymi.
Patrzylam przez okno i na kobiety. Wiedzialam o nich wszystko. Nie interesowaly mnie.
Wspominalam NASZYCH.
I ich SERCA.
Kiedy wstalam, poprowadzono mnie na przesluchanie.
Gabinet byl ten sam, ale sledczy nowy. Iwan Samsonowicz Szeredienko. Przystojny, zadbany trzydziestopieciolatek o pieknej twarzy. Najbardziej na swiecie bal sie: snow o bialej wiezy i smierci na zawal serca podczas sluzby. Bardzo lubil: polowanie, jajecznice na sloninie i corke Annuszke.
– Warwaro Fiedotowna, wasi poprzedni sledczy byli lajdakami. Juz zostali aresztowani – oswiadczyl.
– Nieprawda – odparlam. – Fiedotow je teraz obiad w bufecie na Lubiance, a Riewzin idzie ulica.
Spojrzal na mnie uwaznie.
– Warwaro Fiedotowna, porozmawiajmy jak czekista z czekista.
– Nigdy nie bylam czekista. Po prostu nosilam wasz mundur.
– Nie mowcie bzdur. Pracowaliscie z podpulkownikiem Korobowem…
– Pracowalam nie z nim, tylko z jego sercem. Zna ono teraz juz wszystkie dwadziescia trzy slowa.
– Jezdziliscie w delegacje z polecenia ministra GB, odwiedzaliscie oboz nr 312/500, gdzie wydobywa sie…
– Lod zeslany nam przez Kosmos, by zbudzic zywych.
– Naczelnik obozu, major Siemiczastnych, zostal aresztowany i obciazyl w zeznaniach pulkownika Iwanowa, was i waszego meza. We troje wymusiliscie falszywe zeznania na lejtnancie Woloszynie, zeby ukryc prawdziwe sprawki Abakumowa i Wlodzimirskiego. To bylo potrzebne, by…
– By oboz kontynuowal wydobycie Boskiego Lodu, na ktory czekaja tysiace naszych braci i siostr na calym swiecie. Z tego lodu powstana tysiace lodowych mlotow, ktore uderza w tysiace piersi, a wowczas tysiace serc przebudza sie i przemowia. A kiedy bedzie nas dwadziescia trzy tysiace, nasze serca dwadziescia trzy razy wypowiedza dwadziescia trzy slowa i przemienimy sie w Wieczne i Pierwotne Promienie Swiatlosci. A wasz martwy swiat sie rozsypie. I nie zostanie z niego NIC.
Przyjrzal sie mi uwaznie. Nacisnal klawisz dzwonka. Wszedl konwojent.
– Wyprowadzic – powiedzial sledczy Szeredienko.
Przebadal mnie psychiatra – malutki, okraglutki, mial gruby nos i kobiece dlonie. Wielu rzeczy
Miekkim babskim glosem prosil mnie, abym wyciagnela przed siebie rece, patrzyla na jego mloteczek, liczyla do dwudziestu i odpowiadala na glupawe pytania. Potem postukal mnie po kolanach i podniosl sluchawke czarnego telefonu.
– Towarzyszu Szeredienko, mowi Juriewicz. Jest zupelnie zdrowa.
Po tym Szeredienko zaczal ze mna rozmawiac inaczej:
– Korobowa, dwa pytania: dlaczego nie odbywaliscie z waszym mezem stosunkow plciowych? I coscie z mezem tak czesto robili na daczy generala Wlodzimirskiego?
– Mnie i Adr nie byly potrzebne stosunki plciowe. Mamy sercowe. Na daczy Ha oddawalismy sie kontaktom sercowym.
– Dosc tych wyglupow! – Uderzyl dlonia w stol. – Kiedy was i meza zwerbowal Wlodzimirski? Co mieliscie robic?